4/2016
Krzysztof Rutkowski

fot. Zuzanna Waś

Pasaż przez kładkę

 

 

1.

Zwisał z poręczy kładki przerzuconej nad kanałem wpadającym w Jeziorko Kamionkowskie. Myślałem, że karmi kaczki albo rzyga. Nie – on się modlił. Nie – on prorokował. Zrozumiałem, gdy stanąłem mimo, by pomóc lub tylko pobyć. Prorokował po łacinie, pomocy nie potrzebował, nie cuchnął ani wódą, ani siarką, tylko sutannę ubłocił.

2.

Testix mendax peribit – powtarzał, zwisając: „Świadek kłamliwy zginie”. Vir obediens loquetur victoriam: „Mąż posłuszny będzie mówił zwycięstwo”.

3.

A jednak czymś zalatywał: piołunem siwym, dziewanną, lebiodą i ślimakami. Nie – lebiodą ja cuchnąłem, a może i śluzem, przynajmniej we wspomnieniu, bo w tamtym podwórku podpierały ściany skrzynie lebiodziane, bukszpanowe i cyprysowe, zaślimaczone. Pierwsze podwórko spinała z drugim, sześciokątnym, kładka krótka, drewniana, przerzucona nad strużyną płynącą do pralni. Nad paryską kładką zwisał z podwórzowego sklepienia żeliwny pająk. Nad kładką kamionkowską kiwała się wierzba.

4.

Okazało się, że nie był księdzem, tylko klerykiem o imieniu Karol. Studiował Księgę Przepowieści zwaną też Księgą Przysłów. Wyszedł z kwatery, która nieopodal, przy praskiej konkatedrze Matki Boskiej Zwycięskiej.

5.

Nie potrzebował pomocy, ani nawet wsparcia. Pomocy ja potrzebuję, od kiedy śnię, że praska konkatedra Matki Boskiej Zwycięskiej zmieniła się w konkatedrę paryską obrośniętą lebiodą i zaślimaczoną, z winy Karola, a raczej Charles’a, para Francji i hrabiego. Sen to straszny – spoczwarniały, jakby pod wezwaniem niemożliwym Matki Boskiej Przegranej.

6.

Charles de Montalembert, najmłodszy par Francji i porządny hrabia, młodzian o duszy namiętnej, lecz włosach tłustawych, kochał pewną Polkę i kilku Polaków, a szczególniej Mickiewicza, którego Księgi narodu przełożył na francuski (na spółkę z Jańskim), i gorliwie bronił sprawy polskiej w Zgromadzeniu Narodowym i po salonach. Potem mu przeszło – papież powstanie potępił, podobnie jak poruszenia w Kościele rzymskim. Hrabia Karol posłuchał, ukorzył się i Mickiewicza jak wcześniej wynosił, tak zaczął ugniatać za herezje krzyczane w Collège de France.

7.

16 kwietnia 1844 roku Karol protestował ostro i stanowczo przeciwko tolerowaniu przez władze występ(k)ów Mickiewicza w paryskiej uczelni, mimo tylu protestów prostych księży polskich, purpuratów i policji. Już zresztą było po sprawie. Decyzja o zawieszeniu „wykładów” Adama zapadła.

28 kwietnia 1844 roku Adam Mickiewicz pchnął drzwi przy ulicy Bac pod numerem 36 bis, krokiem kawalerzysty przemierzył podwórko ze skrzyniami dziewanny i lebiody strzegącymi zaślimaczonych ścian, przystanął na wąskiej kładce, woń zielska biła mocno nawet pod żeliwnym pająkiem wiszącym pod sklepieniem bramy, a potem uderzył w kołatkę do kwatery hrabiego.

8.

Co Adam powiedział Karolowi? Nie wiem, dopóki sny nie objawią, ale wiem, co hrabiemu wręczył: Cours de littérature slave donnée par Adam Mickiewicz au Collège de France, autographié.

Charles de Montalembert napisał 1 maja list do Mickiewicza, w którym dziękował „za cenny i wspaniałomyślny dar” i obiecywał, że „te wykłady” odczyta znowu, jak tylko „lato da mu nieco wolnego czasu”, to znaczy nie zajrzy do nich nigdy, bo cuchną lebiodą i ślimakami, a potem napisał, że Adam jest na drodze do przepaści, wpadnie do otchłani z hukiem na wieki wieków, bo buntuje się, zamiast przyjąć jarzmo pokory i posłuszeństwa, wszak powiada Pismo: Vir obediens loquetur victoriam, Adam jest testis mendax, chociaż on, hrabia Karol, wierzył, że Mickiewicz to prawdziwie wielki geniusz, pomylił się chyba, bo Mickiewicz wierzga i pędząc do piekła, przynosi mu jeszcze książkę heretycką, gorszycielską, zbójecką, lebiodą i ślimakami cuchnącą. Nie „odda wizyty” Mickiewiczowi hrabia Karol, bo go jeszcze Adam do piekła pociągnie, a książkę wrzuci z kładki do strużyny pod żeliwnym pająkiem.

9.

Bezcielesne widowisko. Z tej samej przędzy co sny nas utkano, a nasze krótkie życie ze stron obu snem spięte. Karol przed laty rzygał z mostu Świętego Anioła w Rzymie, bo rodzice pięknej Polki wypatrywali dla niej księcia. Par Francji – za mało. Drugi raz walczył z wymiociną na kładce łączącej podwórka przy paryskiej ulicy Bac z książką Adama palącą mu dłonie. Trzecia próba – na Kamionku, bo ani nasze zabawy skończone, ani aktorzy jedynie duchami, póki nie wiadomo, kto z nas testis mendax, a kto loquetur victoriam.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).