5/2016
Krzysztof Rutkowski

fot. Zuzanna Waś

Pasaż z jęzorem

 

 

1.

„Urrrwa…! Uuurwa…! Urwaaa…!” Ryczał Głos, a raczej ryczał obrzmiały i szczerniały jęzor, wywalony z czeluści bez warg. Sprężysta fala ruchu wypływała tonem takim, że „każda próba jego określenia byłaby szaleństwem”. Głos zdawał się wybiegać „z niezmiernie odległej przestrzeni lub z podziemnej przepaści” i wywierał wrażenie, „jakie na zmyśle dotyku wywiera lepka lub galaretowata miazga”.

2.

Butelki, rury, klucze, zardzewiały nóż, tasak, kosa i kij jak maczuga, któremu zwisła „bez-rękoistna okrętność”. Arsenał drobnej szlachty z Pana Tadeusza leżał w badylach w grochowskim mateczniku między Nowińską i Żupniczą.

On leżał na noszach – sztywny i otwarty. Po lewej klęczał Zenon I, wesoły sanitariusz, po prawej stronie kucał wesoły sanitariusz – Zenon II. Zenon I wznosił dłonie z maską tlenową jak anielskie skrzydło, Zenon II gmerał w torbie jak Mefisto w smole. Dworzec Wschodni obwieszczał, że zapętlone w zwrotnicy Pendolino nie trafi już więcej na peron.

3.
Przez matecznik od Nowińskiej do Żupniczej przedzieram się często i różne w nim widzę dziwy: „bez-rękoistne okrętności”, butelki, rury, klucze, a niekiedy święte Graale. Narodu w mateczniku sporo, pije w chaszczach, ale cicho siedzi, bo rosłe parobki w policyjnych fordach potrafią niekiedy oderwać maślano-błękitne oczka od lśniących smartfonów.

4.
Kiedy czas jest bliski, Głos szuka organu. Co nadciąga – nadciągnie. Co nadciągnie, obwieścić trzeba, Głos decyduje, kogo na organ wyznaczy, jaki wywali język. Dzień, godzina i miejsce – nieznane.

Owego dnia majowego matecznik przyciągał szczególnie zajadle. Czułem, że nie tylko TO zobaczę, ale i TO usłyszę. Kiedy widzę – opisuję, kiedy słyszę – drżę, bo kiedy Głos znajdzie swą ofiarę, to ze wszystkim spieszyć się już trzeba.

5.
Na krótko przed śmiercią Edgar Allan Poe napisał opowiadanie o pewnym Polaku, którego Głos pociągnął za język. Ów Polak nazywał się Ernest Waldemar i tłumaczył ksiażki zbójeckie. Poe pisywał przed śmiercią w delirium, przed zgonem z przepicia i z jeszcze gorszej rozpaczy, opowiadania prorocze jak wróżby Kasandry i precyzyjne jak algorytm. Późne opowiadania Poego zawróciły w głowach najznamienitszym humanistom paryskim. Lacan i Derrida poświęcili osobne seminaria Skradzionemu listowi. Roland Barthes napisał najpiękniejszy swój esej o Prawdziwym opisie wypadku z P. Waldemarem, czyli o opowiadaniu o Polaku, którym gadał Głos.

6.

Pan Waldemar zapadł na suchoty, a opowiadacz opowiadania (Poe), parający się magnetyzmem, dowiedziawszy się, że pan Waldemar zemrze do północy, postanowił sprawdzić, czy magnetyzowanie in articulo mortis może „powściągnąć zaborczość śmierci”.

Doświadczenia przebiegały – w zasadzie – z pozytywnym skutkiem, pan Waldemar nie umarł tak szybko, jak wróżyli lekarze, a może nie umarł do końca lub umarł niespodziewanie inaczej.

Aż nadciągnęła chwila, kiedy oczy zapadły mu się w orbitach, skóra przybrała trupich zabarwień niczym biały papier, suchotnicze wypieki zgasły znienacka, górna warga skurczyła się, uchodząc wzwyż ponad zęby, a dolna szczęka w pochwytnych niemal dla ucha podrygach opadła, pozostawiając usta w zupełnym rozwarciu i odsłaniając w pełni sczerniały i obrzmiały jęzor.

Wygląd pana Waldemara był potworny, ponad wszelką wyobraźnię potworny, aż wszyscy cofnęli się w przerażeniu. W tym miejscu Poe napisał, że doprowadził swoją opowieść do chwili, kiedy zbuntowany czytelnik odmówi mu wszelkiego zaufania. A jednak poczuł się w obowiązku pociągnąć opowieść dalej. I pociągnął.

7.

Więc i ja ciągnę… Ten straszliwy Głos – nie do opisania – dobiegający z niezmiernie odległej przestrzeni lub z podziemnej przepaści, z matecznika stworzenia, lepki jak galaretowata miazga, wyryczał, że „urwa”: tak i nie, nie i tak, że spał, a teraz – „teraz jestem martwy”.

„Urwa” oznacza u Nietzschego takie miejsce i taką chwilę istnienia, w której się jest i się nie jest jednocześnie, a ten, kto mówi: „(ja) teraz jestem martwy”, mówi prawdę i prawdy nie mówi, bo jego prawda jest i nie jest w logice, nie idzie tu o proste zaprzeczenie, zgodnie z którym zdanie: „jestem martwy” oznaczałoby nie: „nie jestem żywy”, lecz raczej: „jestem martwy i niemartwy”, jestem pra-, jestem „Ur-”, „Ur-sprung”, „Ur-geschichte”, jestem „Urwa”. Słowem „urwa” najzręczniej oddać „słoworód” Nietzschego dotyczący narodzin, pochodzenia, poczynania i pochówku.

Poe napisał opowiadanie o „urwie”, czyli o wypadku z panem Waldemarem, kiedy Nietzsche skończył cztery lata.

8.

Zenon I i Zenon II okręcili nosze skoczem i wcisnęli pana Waldemara do rozśpiewanej kogucio karetki.
I spokój. Matecznik zwarł się w sobie, „bez-rękoistna okrętność” szukała pochwy, kij – końca, butelki – przełyków, a Głos nowego jęzora.

pisarz, dziennikarz i tłumacz, profesor UW. Autor książek: Paryskie pasaże (1994 i 1995), Raptularz końca wieku (1997), Wokulski w Paryżu (2010).