6/2016

Sejm na cenzurowanym

Na scenie stołecznego Dramatycznego Oskaras Koršunovas wyreżyserował komedię Szekspira, tworząc tak zwane aktualne przedstawienie.

Obrazek ilustrujący tekst Sejm na cenzurowanym

fot. Katarzyna Chmura-Cegiełkowska

Miarka za miarkę to chyba najlepszy spektakl na dużej scenie Dramatycznego, jaki powstał za dyrekcji Tadeusza Słobodzianka. Przedstawienie, w którym wreszcie widać siłę zespołu. Płynne, dobrze opowiedziane i zagrane. Wiele zawdzięczające znakomitemu tłumaczeniu dramatu, autorstwa Piotra Kamińskiego. Pozbawione niepotrzebnej retoryki, potoczyste, dosadne, zawiera ono maksimum sensu w minimalnej ilości słów, wychodząc naprzeciw wyzwaniom współczesności. Czy jednak jest to spektakl na miarę jego reżysera, Oskarasa Koršunovasa?

Kto zetknął się z twórczością Litwina, wie, ile można się po nim spodziewać. Jego spektakle od lat są ozdobą europejskich festiwali, takich jak „Kontakt”, który ma największe, bo najdłuższe, zasługi w promowaniu u nas jego twórczości. Sen nocy letniej, Hamlet i Miranda wg Burzy, oklaskiwane na Festiwalu Szekspirowskim w Trójmieście, przejmujące Na dnie i poruszająca Mewa, prezentowane w Toruniu, skąd nieodmiennie wyjeżdża on z nagrodami, konkurując przecież z reżyserską czołówką Europy – to wielkie teatralne przeżycia. Koršunovas sięga w głąb realizowanych dramatów, odkrywa w nich problemy dotąd niedostrzegane, filtruje przez unikalną wrażliwość, tworząc teatr autorski, niepowtarzalny. Także dzięki świetnym aktorom, których od lat prowadzi.

Spektakl w Dramatycznym do rzędu takich objawień nie należy. Jest po prostu dobrze zrobiony, co przecież nie zdarza się często. Stosując jednak klasyfikację samego reżysera, który w wywiadzie udzielonym portalowi teatralny.pl podzielił teatr na polityczny, dążący do fundamentalnych przewartościowań, i publicystyczny, podejmujący po prostu rozmowę z widownią – trzeba by go zaliczyć do tego drugiego nurtu. Zastanawiające jest, do jakiego stopnia jest on reakcją na bieżącą sytuację polityczną (choć sporo spektakli na nią reaguje), przede wszystkim jednak zaskakuje forma tej wypowiedzi. W niczym nie przypomina bowiem stylu Koršunovasa.

Miarka za miarkę Szekspira traktuje o wymierzaniu sprawiedliwości: pokusach zaprowadzenia silnie skodyfikowanego porządku i niebezpieczeństwie zbyt ścisłych rygorów moralnych. Powraca więc na nasze sceny przy okazji politycznych zwycięstw prawicy. Anna Augustynowicz dekadę temu wystawiła komedię Szekspira w warszawskim Powszechnym. Reżyserka i jej aktorzy zachowali jednak ironię, dystans do tekstu, wchodząc w kolejne sceny niejako od początku, prywatnie. Tymczasem Koršunovas – kto by się spodziewał – wystawił wielką, realistyczną inscenizację. Co prawda jego spektakl ma wyraźną ramę, sugerującą, że wszystko, co oglądamy na scenie, jest snem głównego bohatera, ale poza tym rozegrany został jak sprawnie opowiedziany film akcji. Trzeba przyznać, że intryga jest prowadzona bez zarzutu. Zgodnie ze stylem tej sceny opowiadana historia jest wyłożona jasno, wiadomo też, kto jest kim. Zabrakło natomiast miejsca na pogłębione sylwetki bohaterów i chwilę oddechu, by wybrzmiały skomplikowane dylematy, w obliczu których stają wyżej urodzeni bohaterzy tej komedii.

Protagonistów jest dwóch: Książę (Sławomir Grzymkowski), który powierza władzę hrabiemu Angelo (gościnnie Przemysław Stippa), by, po latach obyczajowej swobody, zaprowadził w mieście upragniony porządek, a sam, pozorując wyjazd, ukrywa się pod przebraniem mnicha (w spektaklu to koloratka noszona do modnego, dopasowanego garnituru i wysmakowane okulary). Pod maską zimnego, opanowanego i dość śliskiego autokraty, którego gra Stippa, marzącego skrycie o władzy (co widać, kiedy w jednej z pierwszych scen, zajmuje fotel Księcia), ukrywa się hipokryta, sam nie potrafiący sprostać zaprowadzanym rygorom. Intryga ogniskuje się wokół Klaudia (Mateusz Weber), który ma zostać ścięty na rozkaz Angela za przedmałżeńską ciążę własnej narzeczonej. Za jego życie hrabia, w konfidencji, żąda dla siebie nocy z piękną Izabelą (Martyna Kowalik), siostrą skazańca, a potem i tak każe go ściąć. Książę jednak, wiedząc o jego niedoszłym małżeństwie, potrafi włączyć do gry porzuconą narzeczoną. A że on sam zna się dobrze na kobietach, jako nagrodę dla siebie upatruje Izabelę. Im dalej w las, tym bardziej boimy się nie tyle przewidywalnego Angela, co ukrytego za wydarzeniami Księcia, który trzyma w ręku wszystkie nitki intrygi.

Reżyser na różne sposoby podkreśla podobieństwo bohaterów. Obaj aktorzy mają podobne sylwetki, noszą się tak samo, podobnie się poruszają. Na jednym z przedstawień bohaterem wieczoru był Stippa, odsłaniając moment, w którym możliwa była jego alternatywna historia. Kiedy Angelo zakochuje się, rysuje się możliwość jego przemiany. Przez ułamek chwili aktor pokazał szansę, jaką przynosi los: oczarowanie, uświadomienie sobie możliwości wyboru innej drogi, i gwałtowny powrót do dobrze znanych, wytartych kolein, zgodnie z tym, że najbardziej boimy się zmian. Na drugim ze spektakli do natarcia ruszył Grzymkowski. Zdecydowanie i odrobina drapieżności dobrze zrobiły tej roli. Aktor zagrał mężczyznę rozgrywającego swój los, a chłodny dystans uwyraźnił jego bohatera, który przecież prowadzi sceniczną intrygę.

Jednak na granie dylematów miejsca nie ma, co widać na przykład w roli Izabeli. Martyna Kowalik, która jako aktorka w Dramatycznym rozkwita, bardzo sprawnie radzi sobie z tą rolą. Nie wiadomo jednak, czy jej bohaterka to idealistka, która walczy do końca, ale przegrywa ze światem, jak na idealistów przystało; czy to po prostu energiczna i niezależna dziewczyna, którą porwał wir walki. Kiedy odmawia hrabiemu, wydając tym samym wyrok na brata, zdaje się działać bez namysłu, może dlatego, że tak każe obyczaj. W spektaklu nie ma czasu na pogłębienie jej portretu. Nie bardzo wiadomo też, dlaczego reżyser uznał Księcia za podobnego do Angela, bo ze sztuki Szekspira to wcale nie wynika. Nie zastawia on pułapek na poddanego, a jedynie poddaje go próbie, w finale ratując przed karą śmierci. Sugerowanie, że bohaterzy są podobni, wręcz tacy sami, zdaje się wynikać jedynie z politycznych antypatii.

Koršunovas bowiem, co najbardziej zaskakujące, umieścił akcję spektaklu w polskim sejmie. Scenografia Gintarasa Makarevičiusa dokładnie kopiuje salę na Wiejskiej.

Wysoko w centrum sceny ława marszałka, poniżej mównica, przed nią miejsce dla stenografistów i urzędników sejmowych, ogrodzone półokrągłą balustradą. Po lewej i prawej stronie ławy poselskie. Wszystko w ciemnym drewnie, pokryte zieloną tkaniną fotele i zieloną wykładziną schody. Na samej górze dwie pary drzwi, nad jednymi z nich widoczny krzyż. Jest nawet stojący tam wazon z kwiatami, który w spektaklu ogrywa wszędobylski Lucjo.

Bohaterów niżej urodzonych, którzy w komedii Szekspira nie rozwiązują dylematów, przeżywając jedynie gwałtowne perypetie, reżyser obsadził jednocześnie w roli polskich posłów, co widać wyraźnie w drugiej części spektaklu. Lucjo (Krzysztof Szczepaniak) żywo uczestniczący w scenicznych intrygach, zagrzewający Izabelę do walki, jako poseł potrafi wymierzyć koledze z opozycji kopniaka, a zarazem jest elastyczny, dbając o przychylność obu stron sejmowej sali (to on wykręcając się z kolejnej afery, wypowiada słynną kwestię „Nie byłem sobą”); Łokieć Łukasza Wójcika to typ zacietrzewiony, żeby nie wiem co trzyma się swego, nie rozstając się z krzyżem, jakby odprawiał egzorcyzmy; Piana Tomasza Budyty jest wymuskanym i nieco przesadnym elegantem, który dba o pozory i własne interesy bardziej niż o istotę; Pompej (Janusz R. Nowicki) we własnej obronie jest gotów na każde kłamstwo; Pani Przewalska (Agnieszka Warchulska) – „przewalana” przez wszystkich, raz zgodnie z jej wolą, innym razem nie, rzecz jasna przeciwniczka kleru, gdy idzie o sposób bycia i noszenia się prezentuje styl charakterystyczny dla niektórych przedstawicielek polskiej lewicy. Portrety są trafne, rozpoznajemy je bezbłędnie, aktorzy śmieszni, a Lucjo Szczepaniaka jest jednym z filarów spektaklu.

Dlaczego więc ten wizerunek wydaje się powierzchowny, a spektakl Koršunovasa ogląda się w poczuciu, że to, co dzieje się na scenie, jest przewidywalne? Że jest to łatwa i ogólnie słuszna wizja, skrojona w tym momencie na miarę oczekiwań widowni? Nie stawiająca jej pytań, nie zmuszająca do przewartościowań. Że podobieństwo Księcia i Angela wynika tylko z tego, że obaj chcą zaprowadzić porządek, a zło Księcia z faktu, że ma największą władzę? Że fruwające w finałowej scenie sutanny i habity duchownych – to jest ten obraz, o który w istocie, na scenie Dramatycznego, chodziło?

Czyżby Koršunovas, który w Teatrze Narodowym prezentował kilka lat temu znakomite Wygnanie, o masowo wyjeżdżających do Londynu Litwinach, imponując wtedy absolutnym brakiem ideologii i politycznej poprawności, pokazując po prostu dramatyczną rzeczywistość – teraz pozbył się wszystkich wątpliwości, stając się sformatowanym jak trzeba Europejczykiem, broniącym po prostu liberalnej demokracji? Jej apologetą zamiast jej reformatorem?

krytyk teatralna, w latach 2009-2020 zastępczyni redaktora naczelnego „Teatru”. Szefowa Teatru Telewizji od VI 2020 do IV 2021.