6/2016

O pchłach, psach i teatrze

„Długo się zastanawiam, zanim wybiorę się na spektakl. Nie chcę tracić czasu i nerwów na klasykę, z której często zostaje tylko tytuł i część konstrukcji dramaturgicznej, a cała reszta jest wielką niespodzianką. Często zresztą nie do przyjęcia” – mówi Wiktor Szenderowicz, rosyjski dramaturg i satyryk, w rozmowie z Walentyną Trzcińską.

Obrazek ilustrujący tekst O pchłach, psach i teatrze

fot. Jurij Terko

WALENTYNA TRZCIŃSKA Jak czuje się dziś w Rosji zawodowy satyryk? Pytam, bo kilka lat temu część polskich cenionych satyryków orzekła, że pora umierać. Bo satyra wkroczyła do naszej polityki, do obu izb naszego parlamentu, i jakoś nie chce się stamtąd wynieść.

WIKTOR SZENDEROWICZ Powiedziałbym, że u nas to zjawisko jest znacznie mocniej osadzone niż w Polsce. Niedawno rozmawiałem z redaktorem Adamem Michnikiem i w pewnym momencie zaczęliśmy się licytować, którzy idioci więksi – wasi czy nasi. Ja twierdziłem, że nasi, i przytoczyłem przykład, gdy nasi deputowani wnioskowali o przywrócenie Rosji starego kalendarza. Na to on przypomniał, jak wasi deputowani modlili się w parlamencie o deszcz. Spytałem go: – I co, pomogło? Powiedział, że tak, bo zajęto się melioracjami. A mówiąc serio, to u was jest o tyle lepiej, że władza jednak się zmienia. U nas jest od lat ta sama, jedynie w nieprzewidywalny sposób ewoluuje. Czy można było na przykład przewidzieć, że w Moskwie będą stawiać pomnik Żyrinowskiemu? W rezultacie doszedłem do przekonania, że powinienem zawiesić swój telewizyjny program satyryczny, bo ile razy można kpić z tego samego? Satyra sprzed lat jest wciąż tak samo aktualna, a jej powtarzanie już mnie nie bawi. A gdybym miał wymyślić coś takiego, co wymyśla nasza władza, chyba bym się nie ośmielił. Zresztą, nawet gdybym się ośmielił, byłby to tzw. gruby żart, a w takich nie gustuję. U nas władza ciągle zadziwia naród, co i u was ma zapewne swoje przejawy. Różnica jest jednak taka, że w Polsce dotyczy to tylko was samych, a u nas wylewa się daleko poza kraj. Krótko mówiąc: dziś w Rosji satyryk czuje się źle. W każdym razie ja już kilka lat temu zawiesiłem swój telewizyjny program satyryczny.

TRZCIŃSKA Jest Pan autorem około dziesięciu sztuk teatralnych. W Polsce wystawiono jedną z nich, Ludzi i aniołów. To ostra satyryczna komedia, od 2009 roku grana z powodzeniem w warszawskim Teatrze Współczesnym, a niedawno oglądała ją cała Polska w Teatrze Telewizji (na żywo). Jak się Panu spodobała polska realizacja i gdzie jeszcze wystawiane są Pańskie sztuki?

SZENDEROWICZ Polskiej realizacji wcześniej nie widziałem, ale słyszałem, że jest dobra. Tego się zresztą spodziewałem, bo warszawski Teatr Współczesny ma u nas opinię znakomitą, równa się go z moskiewskim Sowriemiennikiem. Ta akurat sztuka grana jest obecnie również w Anglii, ale też w Moskwie i w kilku innych teatrach Rosji, grają ją także na Ukrainie, na przykład w Odessie. Jest popularna szczególnie w byłych krajach bloku socjalistycznego, gdzie zrozumiałe są motywacje występujących w niej postaci. Z pozostałych powodzeniem cieszy się sztuka o żydowskim emigrancie w Ameryce, która grana jest nie tylko na paru scenach rosyjskich, ale także w Stanach Zjednoczonych i w kilku innych krajach. Moje pozostałe sztuki w Rosji nie są grane. To ostre komedie satyryczne, na które we współczesnej Rosji – powiedzmy to ładnie – nie ma dziś popytu.

TRZCIŃSKA A na co jest popyt we współczesnej Rosji?

SZENDEROWICZ Obecnie króluje tzw. antrepryza, małe, prywatne przedsięwzięcia teatralne, na dwóch lub trzech aktorów, obliczone na niskie koszty i maksymalną mobilność, co umożliwia granie w różnych miejscach i warunkach. Chcąc określić ich repertuar, powiem tak: dobrze, jeśli jest to zwykła, lekka komedia – rosyjska lub przeróbki z komedii francuskich.

TRZCIŃSKA Ale są jeszcze teatry repertuarowe, nie zniknęły przecież z rosyjskiej sceny teatralnej…

SZENDEROWICZ Nie, nie zniknęły i na szczęście nadal trwają. Jednak w znakomitej większości są zdominowane przez reżyserów, o których najprościej można powiedzieć, że idą na kasę. A co w dzisiejszych czasach znaczy kasa? Kasa to epatowanie widza nagością, obscenami… Krótko mówiąc: skandal. I, niestety, ale współczesny widz zdaje się to akceptować. Jak długo to potrwa, trudno przewidzieć, tym bardziej że zaczyna już dominować pokolenie widzów, którzy tylko taki teatr znają. Natomiast ja jestem z czasów wielkiej Taganki, znakomitego Sowriemiennika, kiedy to w naszych teatrach tworzyli wybitni reżyserzy i scenografowie, a każdy z nich był potężną indywidualnością i z publicznością poprzez teatr rozmawiał o sprawach ważnych. Poprzez Szekspira, Gogola, ale i poprzez dobrą dramaturgię współczesną. To, co oglądamy dzisiaj, to jakiś odpowiednik silikonu. To sytuacja psa i pchły: pchła przemieszcza się dzięki psu, ale spijając jego krew… Oczywiście, nie mogę powiedzieć, że w całej Moskwie nie ma dziś godnego polecenia przedstawienia, ale sam najpierw długo się zastanawiam, słucham opinii, nim wybiorę się na spektakl. Po prostu – nie chcę tracić czasu i nerwów na klasykę, z której często zostaje tylko tytuł i część konstrukcji dramaturgicznej, a cała reszta jest wielką niespodzianką. Często zresztą nie do przyjęcia.

TRZCIŃSKA A zauważył Pan, że ta pchła bardzo chętnie korzysta z klasyki teatralnej?

SZENDEROWICZ O tak. Bo ta klasyka to pies, który ma mocną konstrukcję, silne mięśnie i dobrą, pożywną krew. Pchła się nią opija, wzmacnia własne siły, a nawet może się nią podzielić z inną pchłą, na przykład z krytyką teatralną.

TRZCIŃSKA A dramaturgia współczesna?

SZENDEROWICZ Niestety, ale nie mogę powiedzieć, że ją jakoś specjalnie śledzę. Ona oczywiście jest, ale ja jej jakoś nie odbieram. Proszę mnie dobrze zrozumieć: nie mówię, że nasza dramaturgia współczesna jest zła. Po prostu jestem dość konserwatywny i ona mnie drażni, choć rozumiem, że język teatru się zmienia. Jednak jak się znało Wołodina, lubi sztuki Wampiłowa… No i moim nauczycielem był Grigorij Gorin…

TRZCIŃSKA Wystawiają jeszcze u was Gorina?

SZENDEROWICZ Tak, na szczęście Gorin przeżył. Więcej: on przeżył Związek Radziecki i nadal żyje. Podobnie jak Szwarc, jak Erdman. Oni są nadal obecni. Szwarca zresztą u nas zaczęto wystawiać później niż u was. Ale chciałbym też dodać, że osobiście wiele zawdzięczam pisarzom polskim. Od młodości fascynował mnie Gałczyński i jego Zielona Gęś. I Stanisław Jerzy Lec ze swoimi małymi formami satyrycznymi. Właśnie wychodząc od tych fascynacji, sam zacząłem pisać, i to trwa do dziś. Natomiast wracając jeszcze do moskiewskich teatrów, powiem tak: jest albo wciąż znakomity Fomienko, albo skandal i obyczajowa prowokacja. W myśl zasady: ma być skandal – jest skandal. Niedawno byłem na dyplomowym przedstawieniu szkoły aktorskiej. Patrzę sobie: grają młodzi znakomicie, sztuka dobra – nie pamiętam w tej chwili tytułu, ale znanego angielskiego pisarza. I myślę sobie: wciąż jeszcze taka szkoła u nas jest, wciąż są dobrzy wykładowcy i zdolni uczniowie. Ale co z nimi będzie, jak rozjadą się po teatrach? Będą dostawać głupie role w głupich sztuczkach, pieniądze zarabiać w serialach, które są u nas marne. I pójdą ci młodzi i zdolni ludzie w chałturę, w artystyczną prostytucję. To prognoza dramatyczna, ale prawdziwa. Wiem, wiem – w serialach oni zarabiają na życie; jak jest szansa, że na coś lepszego trafią w teatrze, to tam płacą słabo…

TRZCIŃSKA Czasy się zmieniają, politycy wcześniej czy później też, a teatr był, jest i będzie…

SZENDEROWICZ Pytanie tylko, jaki ten teatr będzie. Niestety, w moim odczuciu dominować zaczął jakiś teatr katorgi – katorgi dla aktora i dla widza. Teatr, w którym reżyser myśli przede wszystkim o tym, co zrobić, żeby było jeszcze bardziej skandalicznie, obscenicznie, obrzydliwie. Chciałbym, żeby było jasne: uważam, że o teatrze decyduje reżyser. Jako autor – piszę sztukę i oddaję ją teatrowi, a reżyser ma prawo czytać ją tak, jak uważa. Jeśli mi się to nie spodoba, po prostu drugi raz na takie przedstawienie nie idę i nikogo nie namawiam do obejrzenia go. Ale i autorowi zdarza się ciekawe zaskoczenie: na przykład sztuka Ludzie i anioły, o której była już mowa. Podobnie grana jest w waszym Współczesnym, w teatrze Tabakowa i na kilku innych scenach, co autorowi sprawia satysfakcję. Wystawiono ją również w Odessie – zupełnie inaczej niż gdzie indziej: ciężko, mrocznie, ponuro. Początkowo byłem przerażony tym, co widzę, ale w ostatecznym rozrachunku doszedłem do wniosku, że tak też może być, że w takim reżyserskim odczycie ta sama sztuka otrzymuje jakby inną, porażającą moc. Byłem tą realizacją zaskoczony, ale okazuje się, że tak też można moją sztukę wystawić. Co ciekawe – z nie mniejszym powodzeniem.

Wracając do przyszłości teatru: tak, teatr był, jest i będzie. Pytanie brzmi natomiast: jaki teatr? Bo on sam się nie zmieni, nie ma takiej szansy. Muszą być ludzie, którzy przypominają, że w teatrze ma być myśl, a nie sama forma. To rola krytyki. Niestety, widzę – przynajmniej tak jest u nas – że wraz ze sztuką teatru zamiera krytyka teatralna. Przyszli do gazet ludzie, którzy nawet nie podejrzewają, że to, co piszą, z krytyką teatralną nie ma nic wspólnego. Pojawiły się za to w teatrach oceny: nasz krytyk – nie nasz krytyk. I tego „nie naszego” po prostu do teatru się nie wpuszcza.

TRZCIŃSKA Nawet gdy sobie kupi bilet?

SZENDEROWICZ Nawet gdy sobie kupi bilet, do danego teatru nie wejdzie. A krytyków, którzy nie są przypisani do reżysera i danej sceny teatralnej, jest coraz mniej. Degradacja krytyki teatralnej postępuje proporcjonalnie do degradacji teatru. Gdyby byli jeszcze tacy Efros czy Towstonogow, pewnie inaczej by to wyglądało. No, ale u was też Grotowscy na kamieniu się nie rodzą… Generalnie stawka idzie na obniżenie poziomu. W takich sytuacjach widzę rolę państwa i mecenatu państwowego, ale tego, niestety, nie ma. Państwowy mecenas mówi: zarabiajcie sami na siebie albo wystawiajcie to, co wam każemy. A co oni mogą kazać, jak sztuka teatru przemawia do nich jak wół do karety, albo raczej: kareta do wołu? Oni chcą w teatrze propagandy, państwowotwórczej propagandy. I koniec, kropka. A tak teatru, i sztuki w ogóle, chronić się nie da.

TRZCIŃSKA Na zakończenie pytanie rytualne o plany twórcze.

SZENDEROWICZ W moim przypadku to jest pytanie polityczne. W Rosji pracy dla mnie obecnie nie ma. Ani w telewizji, ani gdzie indziej. Dużo jeżdżę za granicę. Na przykład całkiem niedawno występowałem w Warszawie. Przyszło wielu Rosjan, pełna widownia. Jeżdżę dużo, bo z kraju wyjechało bardzo wielu moich rodaków. Do Europy, Kanady, Stanów Zjednoczonych, Australii. Lubię dla nich występować, to znakomita publiczność, która dobrze mnie pamięta i znakomicie odbiera. Ale dużo też piszę. Najczęściej są to wiersze, aforyzmy i krótkie formy satyryczne, jak na przykład – znów ukłon w stronę Gałczyńskiego i Zielonej Gęsi – zbiór Tylnym wejściem. Generalnie piszę wolno i z wewnętrznej potrzeby. Niektóre drobiazgi wykorzystuję na spotkaniach z publicznością i czytelnikami. Premiery teatralne na razie się nie zapowiadają, w każdym razie nie w Rosji.