7/2016
Obrazek ilustrujący tekst Materiał do przemyślenia

Materiał do przemyślenia

Mapa teatru publicznego to swego rodzaju raport o stanie polskiego teatru – ściślej mówiąc: jego zasadniczej części, która utrzymywana jest ze środków publicznych i administrowana przez samorządy lub Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Książka zawiera 128 not o wszystkich scenach dramatycznych, lalkowych i muzycznych, które spełniają powyższą definicję teatru publicznego.

Redakcja „Teatru” pierwotnie zamieszczała omówienia w kolejnych numerach pisma w sezonach 2014/2015 i 2015/2016, wpisując się w ten sposób w jubileusz 250-lecia teatru publicznego. Dobrze, że zdecydowano się na zebranie materiału w książce, ponieważ czytany jako całość może być punktem wyjścia do szerszej dyskusji.

Dla lektury Mapy… istotne znaczenie ma fakt, że autorami not są recenzenci teatralni, aktywnie obserwujący życie teatralne. Najczęściej angażowano osoby z danego terenu, czasami relacji podejmowali się krytycy „gościnni”. Zapewne redakcja proponowała pewien, w miarę zobiektywizowany, porządek opisu, jednak teksty w naturalny sposób są też wyrazem temperamentów, zainteresowań, osobistych preferencji piszących. Mogą też w związku z tym budzić różne reakcje. Wyobrażam sobie, że dyrektorzy niektórych teatrów nie byli zachwyceni wizerunkiem ich placówek, jaki wyłonił się z Mapy… Opisy mogły nie uwzględniać całej komplikacji teatralnej rzeczywistości. Pojawiające się czasami pretensje krytyków, że repertuar danej sceny jest zachowawczy, że do pracy nie są zapraszani reżyserzy młodszego pokolenia, wydają się słuszne, gdy ocenia się teatr z zewnątrz. Ale bywają też przejawem myślenia czysto życzeniowego.

Okolicznościowy kontekst publikacji sprawił, że Mapa… tworzy generalnie dość pozytywny obraz teatru publicznego. Autorzy więcej miejsca poświęcają temu, co się udało, wskazują dobre premiery, wyróżniających się twórców, eksponują wszystkie ważniejsze przejawy działalności teatrów poza samą produkcją przedstawień, na przykład w dziedzinie edukacji etc. Z tego przeglądu widać, jak w coraz większym stopniu teatry pełnią funkcję instytucji kultury, która nie pracuje tylko od dziewiętnastej, gdy rozpoczyna się spektakl.

Oczywiście z analizami i ocenami zawartymi w tekstach o poszczególnych teatrach można się zgadzać lub nie, ale nadają one publikacji żywy charakter. Noty zawierają również tzw. twarde dane w postaci informacji, które drobnym drukiem uzupełniają wypowiedzi krytyków. Można się z nich dowiedzieć m.in. o wysokości dotacji, jaką teatr otrzymał w 2014 roku, liczbie premier, zagranych spektakli, a także frekwencji. I to jest również materiał do przemyśleń, jak mawiał bohater pamiętnego radzieckiego serialu – Stirlitz. Oczywiście narzuca się porównywanie tych liczb, co jednak wymaga bardziej ostrożnego wnioskowania.

Weźmy na przykład dane o frekwencji. Gdyby zestawić wyniki warszawskich teatrów dramatycznych, to okazałoby się, że najczęściej odwiedzane są sceny: Kwadrat (158 910 widzów, w tym 110 687 w siedzibie) i Komedia (85 567 widzów). Informacja ta nie jest zaskakująca, zważywszy, że oba teatry preferują rozrywkowy repertuar. Warto jednak przy okazji dopowiedzieć, że teatry te otrzymują stosunkowo niewielkie dotacje od swojego organizatora. Gdy idzie o liczbę widzów, wysoką pozycję zajmuje także Teatr Rampa (73 266), ustępując niewiele Narodowemu (74 366). Rampa miała blisko 5 mln dotacji, Narodowy – blisko 24 mln. Gdybyśmy jeszcze chcieli wzmocnić demagogiczny wydźwięk tych statystyk, to powinniśmy wziąć pod lupę TR Warszawa, który odwiedziło w 2014 roku zaledwie 13 664 widzów, teatr zagrał 93 spektakle i dał tylko jedną premierę (oczywiście trzeba wziąć pod uwagę, że widownia TR liczy mało, bo 168 miejsc). Teatr, który wciąż bazuje na dobrej opinii dyrekcji Grzegorza Jarzyny, co tu dużo kryć, ma wątpliwe wyniki. Musi zgrzytać zębami dyrektor pobliskiego Teatru Współczesnego, Maciej Englert, który może pochwalić się blisko 50-tysieczną widownią, 254 zagranymi spektaklami, ale otrzymał o 1,6 mln mniejszą dotację. Jedynie liczbą premier może konkurować z Jarzyną, bo na Mokotowskiej odbyły się dwie (choć Współczesny z reguły nie ściga się w tej konkurencji). Zwolennik liberalnego traktowania kultury złapałby się za głowę: jak to możliwe, że podatnik dokłada znacznie więcej pieniędzy do teatrów, które osiągają słabsze wyniki?

Spójrzmy jeszcze na dane pozawarszawskich teatrów. W rankingu krytyków w ostatnich latach wysoko plasuje się Teatr Polski w Bydgoszczy. Prawdą jest, że w 2014 roku nastąpiła w nim zmiana dyrekcji i przetasował się zespół aktorski, ale liczba widzów – 28 040 – nie jest specjalnie imponująca. Dla porównania w sąsiednim Toruniu, do Teatru im. Wilama Horzycy (który ma swoje kłopoty dyrekcyjne), przyszło 43 388 osób. Inny teatr, który przebił się do opinii krajowej: Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu – osiągnął frekwencję 20 653 widzów. Ale też trzeba stwierdzić, że pozostałe dolnośląskie sceny nie mają w tej dziedzinie wielkich sukcesów: Teatr Modrzejewskiej w Legnicy pozyskał 28 842 widzów (w tym 23 267 na spektaklach), Teatr im. Cypriana Kamila Norwida w Jeleniej Górze miał niewiele ponad 25 tysięcy publiczności. Pewnie działa tu kontekst regionu, bardziej biednego, o słabszych nawykach kulturowych. Dla porównania teatry z drugiego końca Polski: w Rzeszowie i Tarnowie, osiągają dużo lepsze rezultaty – odpowiednio: 42 860 i 62 967 widzów. A jak jest z dotacjami? Wałbrzych ma 4,3 mln. Tyle samo Legnica. Jelenia Góra blisko 4 mln. Rzeszów – 4,5 mln. Tarnów – 3,6 mln.

Zaskakująco niskie dane frekwencyjne podano w przypadku Starego Teatru w Krakowie (czyli drugiego teatru, obok Narodowego, utrzymywanego przez MKiDN) – 48 610 widzów, którzy obejrzeli 315 spektakli. Stary przegrywa z kretesem z innymi krakowskimi scenami: Bagatelą – blisko 150 tysięcy widzów oraz Teatrem im. Juliusza Słowackiego – 95,5 tysiąca widzów. Stary ma niewielką przewagę nad Teatrem STU, który na jednej, niedużej sali zgromadził ponad 43 tysiące osób. I jeszcze porównajmy wyniki Starego z Teatrem Polskim we Wrocławiu, który cieszy się świetną opinią krytyki. Oba teatry zagrały tyle samo – 315 spektakli. Ale Polski przyciągnął 76 447 widzów (w siedzibie 70 752).

I co z tego wszystkiego wynika? Ano, że same statystyki nie robią jeszcze dobrego teatru.

Oczywiście nie należy lekceważyć teatrów, które cieszą się popularnością, nawet jeśli nie liczą się na giełdzie krytyków, nie kręcą się na festiwalowej karuzeli etc. Tym bardziej że dyrektorzy tych scen przyjmują różne strategie działania. Czasami bardzo zręcznie manewrują między repertuarem lżejszym a trudniejszym. Dla odmiany słabsze wyniki frekwencyjne nie muszą oczywiście oznaczać, że teatr nie spełnia swojej roli. Paradoksem teatru publicznego jest bowiem to, że nie tylko liczba widzów decyduje o jego randze. Frekwencja na Mayday nie liczy się tak samo jak na Dziadach. Choć ambitnym dyrektorom warto czasami uzmysławiać, że pustki na widowni ich teatrów niekoniecznie źle świadczą o publiczności.

Mapa teatru publicznego, jako się rzekło, daje pewien obraz rzeczywistości polskiego teatru w jubileuszowym roku 250-lecia. Rodzi też pytania o dalsze funkcjonowanie instytucji teatru publicznego. Pytania te muszą dotyczyć kilku zasadniczych spraw:

1. Czy system organizacyjny teatru publicznego jest funkcjonalny? Co jest w nim najbardziej wadliwe, co należałoby zmienić, a co nie może być kwestionowane?

2. Jaka jest w istocie misja teatru publicznego i jakie są jego obowiązki wobec odbiorców? Czy istnieje potrzeba wspólnego porozumienia w tej sprawie między organizatorami działalności teatrów, twórcami i publicznością?

3. Czy teatry niepubliczne są zagrożeniem dla publicznych? Czy oba nurty życia teatralnego mogą istnieć na zasadzie uzupełniania się, ku pożytkowi widzów?

Dyskusja nad przyszłością teatrów publicznych powinna trwać, ale jedno nie ulega wątpliwości: są one wartością naszej kultury, którą należy absolutnie chronić.

PS Gdybym miał zgłosić bardziej szczegółowe uwagi do cennej publikacji „Teatru”, to musiałbym stwierdzić, że nie rozumiem zasady, wedle której pojawiają się noty o kolejnych teatrach, zwłaszcza gdy omawiane są większe ośrodki. Mieszają się tam ze sobą sceny muzyczne, lalkowe i teatralne. Nie obowiązuje nawet porządek alfabetyczny. I jeszcze jedno: brakuje mi na mapie Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji. To przecież też są teatry jak najbardziej publiczne.

 

tytuł / Mapa teatru publicznego
autor / praca zbiorowa
wydawcy / Instytut Książki, miesięcznik „Teatr”, Instytut Teatralny
miejsce i rok / Warszawa 2015

krytyk teatralny, w latach 1990-2005 w redakcji „Teatru”, wieloletni redaktor i kierownik Teatru Telewizji, od 2020 kierownik literacki warszawskiego Teatru Dramatycznego.