7/2016

Coś z „Dziadami”

Podobno głupek uważa, że zimna wojna to „coś z pingwinami”. Według Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego jesteśmy przekonani, że wydarzenia z marca 1968 roku to coś z Dziadami.

Obrazek ilustrujący tekst Coś z „Dziadami”

fot. Magda Hueckel

W najnowszym spektaklu Marzec ’68. Dobrze żyjcie – to najlepsza zemsta wściekły duet (choć to określenie staje się coraz mniej adekwatne) bierze się za wydarzenia marcowe – temat, jak przyznają, bliski im od dawna. Odczekanie im posłużyło, bo mówią do nas artyści z już ukształtowanym językiem teatralnym, w charakterystycznej dla siebie estetyce. Praca nad przedstawieniem w warszawskim Teatrze Żydowskim rodziła obawy, że zbyt mocno będzie ono skoncentrowane na warstwie faktograficznej. Jednak zarówno tekst Pawła Demirskiego, jak też inscenizacja Moniki Strzępki nie tworzą spektaklu historycznego. Wchodzimy raczej w refleksję na temat przeszłości. Wydarzenia z 1968 roku są tu przykładem oddziaływania historii oraz jej opowiadania.

Demirski powołał bohatera, którego bardzo trudno i zagrać, i opisać. Ojciec (Henryk Rajfer) utkany jest z narosłych skojarzeń z Marcem ’68. To Żyd-komunista, który dowiaduje się, że musi opuścić ojczyznę. Jest i zmarłym oglądającym swoje życie na YouTubie, i wygnańcem marcowym. Jest typem ojca w trudnej sytuacji politycznej, który musi tłumaczyć niezainteresowanym ani historią, ani polityką córkom, co się wokół nich dzieje. Jego świadomość kształtują dwie przenikające się perspektywy: 1968 roku i powrotu po latach. Dlatego Strzępka raz każe Ojcu brać udział w akcji (jako postaci historycznej), a raz dystansować się od niej (co jakiś czas aktor kieruje swoje wnioski wprost do publiczności).

Centralnym elementem scenografii jest wielki i rozłożysty, zwalony – jak się potem okazuje – modrzew. Przyroda bowiem to jedyne, za czym tęskni marcowy emigrant. Konar drzewa dominuje nad przestrzenią wciśniętą między masywne ściany, które kojarzą się z kamiennym lochem i wybiegiem w zoo. Jest jeszcze stara kanapa, przywołująca przestrzeń rodzinną, a naprzeciwko biurko sygnalizujące sferę społeczno-polityczną. Właśnie imitacje wydają się tutaj kluczowe. Wybieg zoologiczny jest imitacją warunków naturalnych i egzotyki. Tak samo jak stara kanapa jest imitacją historii rodzinnych, a „wielofunkcyjne” biurko (czasem zasiadają przy nim urzędnicy Biura Politycznego, urzędu paszportowego, a czasem współcześni habilitanci wydziałów historycznych) działania na rzecz konstruowania narracji historycznej i prób formatowania mitologii narodowej.

Imitacją jest także odwoływanie się do „najsłynniejszego spektaklu w historii polskiego teatru”. Marzec ’68 otwiera rytualno-nostalgiczny śpiew Guślarza z Dziadów Kazimierza Dejmka, a właściwie Guślarz z ikonografii Wikipedii (wyjęta z historii teatru postać powraca na scenę kilkakrotnie). Ten prosty cytat pokazuje strukturę współczesnego myślenia o historii, myślenia ahistorycznego jak określił to Frank Ankersmit, abstrahującego od realiów przeszłości. Strzępka i Demirski zresztą celowo nie wychodzą poza zestawienie stereotypów, skupiają się na pokazaniu różnych mitów narosłych wokół Marca ’68. Zoologiczny entourage odwzorowuje dychotomię pomiędzy mitem nacjonalistycznej chęci pozbycia się syjonistów a zazdrością opuszczenia gomułkowskiej ojczyzny (dobrym przykładem jest tu scena, w której moczarowcy udają Żydów, chcąc dostać się do Szwecji). Sztuczna egzotyka odnosi się do stereotypu Madagaskaru, jak też do wyobrażeń o przyrodzie Palestyny, która dla polskich Żydów jest w sferze poza bezpośrednim doświadczeniem.

Stereotypy w spektaklu zostają obnażone poprzez ich powtórzenie. Jednak taka ich koncentracja świetnie pokazuje też, jak odbieramy wydarzenia z przeszłości. Nie mamy do nich żadnego dostępu, żyjemy ikonkami i na tej podstawie budujemy współczesną tożsamość, traktując imitację wiedzy jako element kształtujący dzisiejszą perspektywę. A w spektaklu jest ona dość jasno pokazana – nie ma przyczynowo-skutkowego związku z historią. Widać to w scenie, kiedy córki Ojca wypełniają jego ostatnią wolę i wkopują w polskim parku pielęgnowaną w doniczce sadzonkę modrzewia (po oddaniu Ojcu z powrotem polskiego obywatelstwa). Kompletnie nie rozumieją jednak tej decyzji – tęsknoty Ojca, jego przywiązania do kraju, z którego, z niejasnych dla siebie powodów, został wyrzucony. Perspektywa córek, czyli młodego pokolenia, obrazuje właśnie język stereotypu, w którym Władysław Gomułka chodzi ciągle ze swoją mównicą (świetny Ryszard Kluge), a leśni moczarowcy stylizowani na partyzantów śpiewają AK-owski repertuar. Zlepek poglądów, wielość problemów, mnożenie tematów i rejestrów (od historycznego do politycznego i tożsamościowego), jakie kojarzą nam się z Marcem 1968, są zasadniczym tematem tego przedstawienia. Autorów interesuje nie tyle struktura tych stereotypów, ile ich funkcja w kształtowaniu obrazu przeszłości.

Większość scen rozgrywa się wobec tłumu chodzącego po scenie, który raz jest w roli komentującego (piosenkami) chóru, raz odgrywa uczestników przemieszanej chronologicznie akcji. Chórzyści są więc gromadą świadków, pozbawionymi głosu uczestnikami zdarzeń, a jednocześnie dzisiejszymi konsumentami opowiadań historycznych. Strzępka gra tutaj możliwością identyfikacji i jej braku. „To są obcy ludzie w tej historii. To nie są obcy ludzie w tej historii” – powie Konrad w Dziadach. Ekshumacji. Nasze zaangażowanie w historię również jest co najwyżej pozycją komentatora. Identyczne emocje wywołuje sam spektakl – lawiruje pomiędzy podkreślaniem ważności tamtych wydarzeń – ale wtedy dyskusja zmienia się w publicystykę o niskim poziomie argumentacji (Demirski nazywa to debatą na pałki) – oraz naszym dystansem i zapomnieniem tego kawałka dziejów.

Kwintesencją spektaklu jest scena, w której spisane przez Ojca wspomnienia zostają poddane redakcji. W tym procesie biorą udział wszyscy.

Zarówno córki, jak i Gomułka (podkreślając, że władza ma zadania redakcyjne, i że na Zachodzie też redagują, tylko że dla zysku), uczestnicy wydarzeń, moczarowcy, współcześni ideolodzy, jak też habilitantki wydziałów historycznych. Materiał jest ze wszech miar słabiutki (jak powie jedna z postaci) i wymagający ingerencji. Tekst wspomnień nie interesuje nikogo – zarówno w warstwie osobistej, jak i historycznej, społecznej, etycznej. Historia jest nam potrzebna do uzyskania doraźnego celu. Do budowania swojej tożsamości dzisiaj. A mit jest zawsze bardziej ciekawy od prawdy historycznej.

Marca ’68 nie da się zamknąć w zapożyczonej od Haydena White’a idei narratywizacji historii. Warszawski spektakl pokazuje raczej dramatyczność historii. Zgodnie z definicją ma ona mieć działających protagonistów. I w ujęciu Strzępki i Demirskiego ma. To jest ich największym zarzutem wobec zajmujących się przeszłością: że stwarzanie swoich poglądów pomaga w konstrukcji dzisiejszej tożsamości, a do tego wykorzystujemy historię. Co więcej, te nasze konstrukty nazywamy wiedzą lub interesowaniem się. Podstawą dramatu jest oczywiście konflikt – dlatego modrzew służy do wyrabiania pałek (tak to określają postaci w spektaklu), potrzebnych w dzisiejszej debacie. Okładamy się nie tylko argumentami, ale przede wszystkim identyfikacją z naszymi poglądami uznanymi przez nas za osadzone w historii.

Metafory pałek i poglądów są dość jasną oceną etyczną (próba zdefiniowania swojego stanowiska to nowość w spektaklach duetu Strzępka/Demirski). Podważone zostały wszystkie języki i sposoby opowiadania: zarówno ideologizowanie, wpisywanie w tożsamość, jak też naukowe obiektywizowanie nie przestaną być pałką. Wymierzoną zarówno w dzisiejszych, jak i w samą przeszłość. Strzępka przedstawia to na scenie poprzez żonglowanie ikonografią historyczną (kostiumy urzędników, Gomułka poruszający się z mównicą jak z balkonikiem) i mieszania jej z perspektywą dzisiejszą (kiedy kostiumy nie przystają do języka). Brak bezpośredniego doświadczenia i przez to niemożność zrozumienia przeszłości pozbawiają nas prawa głosu jeszcze bardziej. Ale paradoks, podkreślony przez twórców, polega na tym, że historia egzystuje tylko w językach i wyrób pałek jest nie tylko jedyną możliwością, ale także naszym obowiązkiem. Zwłaszcza wobec samej historii, która opowiadana – istnieje. Niedoczytania są więc lepsze niż zapomnienie.

Czy tytułowa zemsta się udała? I kto miałby się mścić? Czy emigranci marcowi zemścili się, żyjąc w Szwecji, Izraelu, Stanach Zjednoczonych, i w ogóle wszędzie za granicą, gdzie jest lepiej niż tu? Czy ich powrót po latach, jako „ustawionych” obywateli Zachodu, jest zemstą wymierzoną w naszą tożsamość? Powielenie stereotypu emigrantów jako tych, którym się udało wyrwać z Polski (ówczesnej – i przez to zerwali też relacje z dzisiejszą) pokazuje podłoże do budowania takich stereotypów. Jednak tytuł spektaklu jest jednocześnie aluzją i parodią przesłania moralnego, zwracającego uwagę, że funkcją pamiętania o historii jest lepsze życie. Że warto o historii pamiętać, żeby żyć bez niej. Autorzy nie stawiają żadnych tez definitywnie. Tezy na temat historii w Marcu ’68 wahają się pomiędzy konserwatywną magistra vitae a heglowsko-lewackim brakiem nauki. Takie to współczesne i takie wyabstrahowane z historii…

 

Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskich w Warszawie
Marzec ’68. Dobrze żyjcie – to najlepsza zemsta Pawła Demirskiego
reżyseria Monika Strzępka
dramaturgia Paweł Demirski
scenografia Martyna Solecka
kostiumy Arek Ślesiński
muzyka Paweł Szamburski, Paweł Szpura, Piotr Wesołowski, Ksawery Wójciński
ruch sceniczny Jarosław Staniek
premiera 14 maja 2016

profesor uczelni, doktor habilitowany nauk humanistycznych, literaturoznawca, badacz awangardy, interesuje się pograniczem sztuk wizualnych (głównie teatru) i literatury. Autor książek Tadeusz Kantor pisarz. "Lekcje mediolańskie" jako tekst literacki (2014) i Artysta jako tekst. Nowoczesna sztuka metatekstu (2018) , a ponadto wielu artykułów na temat tekstowości w sztuce nowoczesnej i najnowszej.