7/2016

Lato, lato, dam ci różę

Oferta teatralna w lipcu i sierpniu jest dziś na tyle bogata i różnorodna, że na lato patrzeć można jak na mały sezon. Teatr na wakacjach – czemu nie?

Obrazek ilustrujący tekst Lato, lato, dam ci różę

fot. Piotr Manasterski

Pojęcie sezonu teatralnego jest w Polsce tak stare, jak sam teatr publiczny. Jego umowne granice zmieniały się na przestrzeni ostatnich dwustu pięćdziesięciu lat, kształtowane głównie przez pory roku i kalendarz chrześcijańskich świąt. Podział na sezony zaczęto wprowadzać wraz z powstaniem Teatru Narodowego w 1765 roku – trwał on wówczas od Wielkanocy do Wielkanocy. Obecnie obowiązujące ramy – od września do czerwca, z wyznaczającą granicę sezonu letnią przerwą – ustabilizowały się dopiero w dwudziestoleciu międzywojennym, wraz z unormowaniem rytmu życia społecznego w niepodległej Polsce. Przerwa w funkcjonowaniu instytucji teatralnych zaczęła współgrać choćby z początkiem i zakończeniem roku akademickiego. Lato stało się naturalnym okresem urlopowym artystów teatru.

I zasadniczo tak jest do dziś – każdego roku z końcem czerwca znikają afisze, drzwi teatralnych gmachów są zamykane, zaś na stronach internetowych teatrów w zakładce „lipiec” i „sierpień” czytamy komunikaty: „brak wyników”, lub w najlepszym wypadku: „zapraszamy we wrześniu”. Miasta latem rzeczywiście częściowo pustoszeją, choć problem frekwencyjny z pewnością nie jest dziś jedynym powodem ciszy w teatrach. Trzymiesięczna przerwa urlopowa bardzo sprzyja dotowanym teatrom, którym paradoksalnie opłaca się nie grać – chwilowe zaprzestanie kosztownej eksploatacji obecnych w repertuarze tytułów to dla budżetu instytucji znaczne odciążenie. Do ciekawych wyjątków należą więc te sceny publiczne, które przez ostatnie sezony znalazły sposoby, by zaproponować swojej widowni repertuar na lato. Warto doceniać przede wszystkim te nieprzypadkowe i długofalowe inicjatywy, które funkcjonują z roku na rok z równym lub coraz większym rozmachem. Są jeszcze teatry prywatne – te z kolei rzadko mogą sobie pozwolić na luksus przerwy wakacyjnej. Żeby się utrzymać, muszą prosperować jak każda firma – non stop.

Lato to także czas festiwali, miejskich imprez, których organizatorzy coraz częściej dostrzegają potencjał teatralnego wydarzenia. Dość nagle – za sprawą właściwie jednego projektu – całkiem interesująca i rozległa stała się oferta skierowana do dzieci i młodzieży, coraz częściej docierająca na prowincję. Koniec sezonu niekoniecznie oznacza kilkutygodniowe zawieszenie kontaktu z teatrem.

Dwanaście miesięcy w roku

W lipcu i sierpniu większość scen zaczyna próby do jesiennych premier bądź po prostu stoi pusta podczas przerwy wakacyjnej. Niektóre z nich wszakże – zarówno prywatne, jak i publiczne – od lat konsekwentnie budują swoją markę niemal całoroczną działalnością repertuarową. Instytucje, które przełamują letnią ciszę, często proponują darmowe spektakle plenerowe, które wpisują się w coraz bogatszy kalendarz miejskich wydarzeń artystycznych, takich jak choćby organizowany przez Fundację Rozwoju Sztuki Filmowej projekt Filmowa Stolica Lata.

W miesiącach letnich, do czego stolica zdążyła się przyzwyczaić, pełną parą działa prywatny Teatr Polonia, który ideę grania w wakacje zaczął realizować w 2007 roku spektaklem Lament na placu Konstytucji Krzysztofa Bizia. Przez osiem ostatnich sezonów teatr Krystyny Jandy zrealizował kilka plenerowych premier, wśród których pojawiły się różnorodne propozycje, w tym także dwie dla dzieci. Anektowanie sąsiedniej przestrzeni monumentalnego socrealistycznego placu, gdzie latem pokazywany jest teatr dostępny, bliski widzom i – co ważne – darmowy, to w gruncie rzeczy dodatek do głównej działalności teatru. Fenomen tej instytucji polega między innymi na tym, że sezon teatralny nie kończy się w niej właściwie nigdy. Obie sceny prowadzone przez Fundację Krystyny Jandy na rzecz Kultury – Teatr Polonia i Och-Teatr – grają w lipcu i sierpniu równie intensywnie, jak w każdym innym miesiącu. Nie inaczej w tym roku.

Krystyna Janda musi grać w wakacje, żeby zarobić na stałe koszty utrzymania Polonii i Och-Teatru. Zupełnie innym przykładem są aktywne latem sceny publiczne. Sezonu nie przerywa choćby gdański Teatr Wybrzeże, który w tym roku zainaugurował ósmą już edycję Sceny Letniej. Teatr ten co sezon przenosi kilka swoich tytułów do amfiteatru w Międzynarodowym Bałtyckim Parku Kulturowym Faktoria w Pruszczu Gdańskim, otwierając przed setkami widzów szansę na – znowu: darmowy – kontakt z teatrem. Rewelacją tego sezonu będzie sierpniowa premiera Małżeństwa z kalendarza Franciszka Bohomolca w reżyserii Jarosława Tumidajskiego ze scenografią Mirka Kaczmarka. Wstęp także wolny. Zespół Wybrzeża będzie grał latem również na deskach Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Przez cały lipiec i sierpień widzów zabawiać będą Wesołe kumoszki z Windsoru w reżyserii Pawła Aignera z rolą Katarzyny Figury. Również Gdynia może pochwalić się letnim repertuarem – już dwudziesty pierwszy raz Miejski Teatr im. Witolda Gombrowicza na lipiec i sierpień przeniósł się na stojącą na plaży w Orłowie scenę. Tegoroczna Scena Letnia została zainaugurowana Szekspirowską Komedią omyłek w reżyserii Tadeusza Bradeckiego. Spektakle przeniesione z repertuaru gdyńskiego teatru oraz przygotowane specjalnie z myślą o Scenie Letniej będzie można oglądać do połowy sierpnia, niektóre z nich nawet… na wodzie, pod pokładem żaglowca Dar Pomorza.

Cały lipiec gra także stołeczny Teatr Dramatyczny, który organizuje letni przegląd premier z minionego roku. Forma swoistego showcase’u tej sceny jest de facto przedłużeniem sezonu: ponieważ na czterech scenach teatru prowadzonego przed Tadeusza Słobodzianka rocznie powstaje wiele przedstawień, również i lipcowy przegląd jest wydarzeniem artystycznie dość różnorodnym. W tym roku będzie okazja, by zobaczyć najbardziej intrygujące spektakle sezonu: głośną Miarkę za miarkę Litwina Oskarasa Koršunovasa czy Cabaret z mocną rolą Krzysztofa Szczepaniaka. W lipcowym repertuarze Dramatycznego znalazła się także prapremiera: na Scenie Przodownik, mateczniku Laboratorium Dramatu, Aleksandra Popławska wystawiła debiut dramaturgiczny Jacka Góreckiego Coming out. Teatr Dramatyczny jak co roku (dawniej jako Teatr Na Woli) organizuje także lipcowy Festiwal Sztuki Mimu.

Teatry dramatyczne przyjmują różne strategie, żeby wychodzić do widza w okresie, który uchodzi dziś za nieteatralny. Jednak lato w niewielkim tylko stopniu należy dziś do scen publicznych i prywatnych, które chcą, bądź po prostu muszą, tworzyć w tym okresie atrakcyjne oferty dla widzów. Teatr zaczął się pojawiać latem w miejscach bardziej nieoczekiwanych, obok plenerowego kina czy koncertów bywa traktowany jako część miejskiego lifestyle’u. Przykładem choćby warszawski Klub Komediowy, który w lipcu i sierpniu przenosi swoje improwizowane spektakle do nadwiślańskich sezonowych scen i klubów. Oryginalną propozycję ma także Teatr Studio: w każdy letni poniedziałek zaprasza na festiwal słuchowisk "Do usłyszenia na Placu Defilad".

Letni konsumenci

To zjawisko ma zresztą znacznie szerszy kontekst. Socjolodzy kultury pouczają, że dzisiejsze pokolenie dwudziestoparo- i trzydziestoparolatków to nowy typ odbiorców sztuki, który najlepiej odnajduje się w wydarzeniach o charakterze interdyscyplinarnym. Rozproszona uwaga, „multitasking”, nienormowane godziny pracy, prężnie zmieniające się technologie komunikacji – takie konstytutywne cechy dzisiejszego widza wyróżniają badacze. Mają one w sposób zasadniczy wpływać na potrzeby i predyspozycje młodych odbiorców kultury. Doskonale wiedzą o tym organizatorzy letnich festiwali muzycznych, którzy programy swoich imprez konstruują w taki sposób, by pozostawać w bliskim kontakcie z ich dyspozycjami. „Zamiast oddawać się kontemplacji muzyki na poświęconym wyłącznie jej koncercie, publiczność woli muzykę konsumować w miejscu wypełnionym innymi formami sztuki, a do tego konsumować w trakcie odbioru w sposób całkowicie dosłowny (jedząc, pijąc)” – pisze socjolog kultury Tomasz Szlendak, który zjawisko to określa mianem „wielozmysłowej kultury iwentu”.

Sztandarowym przykładem takiego, oddziałującego „wielozmysłowo”, wydarzenia jest organizowany od kilkunastu lat przez agencję Alter Art gdyński Open’er Festival. Impreza na wzór zachodnich festiwali, zorientowana przede wszystkim na alternatywną muzykę, łączy otwartą formułę uczestnictwa w kilkudniowym programie koncertowym z interdyscyplinarnością gatunków i wielością bodźców, stając się czymś w rodzaju artystycznego lunaparku. Uczestnik wydarzenia może wybierać pomiędzy kilkoma scenami: namiotem z niszową muzyką, sceną polskich artystów, wreszcie główną sceną, gdzie występują najbardziej pożądani headlinerzy (czyli po polsku: festiwalowe gwiazdy). Na Open’erze odwiedza się także stoiska NGO-sów, namiot-galerię ze sztuką współczesną, strefę fashion, gdzie wystawiają się modni projektanci, strefę gastro, gdzie wystawiają się modne knajpy. A do tego: otwarty od rana, przed rozpoczęciem koncertowego dnia, namiot teatralny.

Przez ostatnie lata na Open’erze można było oglądać przeniesione w skali jeden do jednego Anioły w Ameryce i Kabaret warszawski Krzysztofa Warlikowskiego, Courtney Love Moniki Strzępki, Pawia królowej Pawła Świątka czy Dziady Radosława Rychcika. Selekcjonerzy tej imprezy kierują się wyraźnym kryterium: wybierają najbardziej „rockandrollowe” spektakle sezonu, takie, w których muzyka popularna ma istotne znaczenie, ale równocześnie starają się zapraszać tytuły ciekawe artystycznie, takie, które zdążyły wcześniej zdobyć rozgłos. Są to przy okazji spektakle potencjalnie interesujące dla statystycznego uczestnika tej imprezy: raczej wykształconego, około trzydziestoletniego mieszkańca dużego miasta z wyższej średniej (pełny karnet z miejscem na polu namiotowym kosztuje w czerwcu ponad 600 złotych).

Artyści Nowego Teatru, gdy po raz pierwszy przyjechali grać na Open’erze, podobno bali się, że ich sześciogodzinny, poetycki spektakl nie jest dość interesującą propozycją dla tak rozproszonej, ulegającej zbyt wielu bodźcom widowni. Obawy, że będą grali dla garstki osób, okazały się bezzasadne: kilka południowych pokazów w gorącym namiocie udało się szczelnie wypełnić młodymi widzami. Teatr na Open’erze od kilku lat cieszy się wyjątkowo dużym zainteresowaniem. „Dla nas jest to sprawdzian – czy nasz teatr działa, czy jest dla ludzi” – mówił Andrzej Chyra podczas Open’era 2013, kiedy zespół Nowego Teatru powrócił na festiwal z Kabaretem warszawskim.

Przykład Aniołów w Ameryce, ale także niektórych open'erowych prezentacji teatralnych z ostatnich lat każe zastanowić się nad jednym ze spostrzeżeń Tomasza Szlendaka, który opisuje widza wędrującego od namiotu do namiotu, przeżywającego – czy raczej: konsumującego – sztukę szybko, powierzchownie i bezrefleksyjnie, lubiącego otrzymywać ją w przestrzeni otwartej, czyli takiej, z której w każdej chwili „można swobodnie odejść […] w poszukiwaniu innych atrakcji”. Jakkolwiek opis ten może się zgadzać w odniesieniu do sytuacji koncertowej – choć Szlendak zdecydowanie nie docenia tu różnorodności widowni letnich festiwali oraz ich zróżnicowanych predyspozycji kulturowych – to już od widza świadomie wchodzącego do zamkniętej sali teatralnej można oczekiwać pewnego zaangażowania. Czy „efekt Amelii”, o którym pisze Szlendak, chcąc zilustrować tendencję dzisiejszego „spłaszczonego przeżywania” sztuki, jest w tym przypadku trafnym określeniem?

W tym roku na festiwalu można było zobaczyć Samotność pól bawełnianych Rychcika z muzyką Natural Born Chillers, Ewelina płacze z TR Warszawa w reżyserii Anny Karasińskiej oraz Zrób siebie Komuny//Warszawa.

Lato festiwali

Letnie festiwale teatralne odbywają się w wielu regionach Polski, mają różną rangę, zasięg i charakter – zestawione obok siebie tworzą całkiem wszechstronną ofertę artystyczną. Rzut oka na mapę tych imprez uświadamia, że polscy widzowie istotnie mają w czym przebierać. Lato to bujny sezon festiwalowy, choć – rzecz ciekawa – złożony z imprez specyficznych, bo niemal całkowicie odłączonych od mijającego sezonu w polskich teatrach. Najważniejsze spektakle i role sezonu zostały już nagrodzone, najlepsze teatry zostały nobilitowane zaproszeniami na festiwale wiosenne: Warszawskie Spotkania Teatralne czy szczeciński „Kontrapunkt”. Latem nikt już raczej nie zabiega o prestiż, ale jest na przykład wiele okazji, by przyjrzeć się osiągnięciom zagranicznych artystów.

Teatralne lato otworzył już po raz dwudziesty szósty poznański Malta Festival, niedługo potem rozpoczął się wrocławski Brave, zaś pod koniec lipca na Pomorzu zaczyna się, może najbardziej zakotwiczony jeszcze w mijającym sezonie, gdański Festiwal Szekspirowski – by wymienić jedynie największe imprezy. Lokalni dziennikarze słusznie zwracają uwagę, że duże festiwale teatralne zaczynają stosować taktyki promocyjne przypominające swoim charakterem promocję letnich festiwali muzycznych. Kolejne nazwiska coraz częściej ogłasza się w dużych odstępach czasu, budując napięcie niczym przy ogłaszaniu line-upu festiwalu muzycznego, jak robią na przykład PR-owcy Open’era. Gwiazdami tegorocznych festiwali są Włosi: Romeo Castellucci, który do Gdańska przywozi swoją wersję Juliusza Cezara, oraz Compagnia Pippo Delbono, która na Malcie pokazała Orchidee. Wrocław jak zwykle wielokulturowy: na festiwalu Grzegorza Brala zobaczymy pokazy artystów z Indii, Malezji i Konga.

Mieszkańcy Katowic mają teatralny festiwal znacznie spokojniejszy repertuarowo, ale rozciągnięty na niemal cały letni sezon. Przez wszystkie weekendy lata w ramach Letniego Ogrodu Teatralnego będą mogli oglądać plenerowe pokazy spektakli z całej Polski, głównie rzeczy w tonacjach komediowych, ale z bardzo rozbudowanym nurtem przedstawień dla dzieci. Ze zdecydowanie ambitniejszym teatrem mają możliwość obcować zamościanie – dzięki organizatorom Zamojskiego Lata Teatralnego. W tym roku zobaczyli m.in. Fredraszki w reżyserii Jana Englerta, Grażynę Radosława Rychcika czy Osmędeuszy Teatru Pijana Sypialnia.

Innym zjawiskiem i przykładem zupełnie osobnej, bardzo inkluzywnej formuły letniej imprezy są festiwale uliczne, zwłaszcza te, które chcą pokazywać ambitniejsze oblicze sztuki ulicznej: FETA w Gdańsku, Ulica w Krakowie, Sztuka Ulicy w Warszawie czy „Ulicznicy” w Gliwicach.

Zupełnie osobny wymiar festiwalowego uczestnictwa proponuje legendarny wiejski Teatr Węgajty podczas kilkudniowej Wioski Teatralnej, co roku organizowanej w pięknych warmińskich terenach. Podczas festiwalu prezentowane są spektakle z szeroko rozumianego offu, połączone wątkami dotykającymi gorących kwestii społecznych, tożsamościowych, etnicznych, odbywają się dyskusje panelowe, warsztaty, zaś poza programem – długie rozmowy i wspólne pieśni. W tym roku wydarzeniem stanie się z pewnością pokaz Die Toten kommen czołowej grupy action art Zentrum für Politische Schönheit (Centrum Politycznego Piękna) z Berlina.

Zamiast kolonii

Przerwa wakacyjna ujawnia bolączkę teatrów grających dla dzieci i młodzieży: podczas wakacji ich repertuar zamiera między innymi dlatego, że nie są w stanie zapełnić spektakli „widownią zorganizowaną”, czyli po prostu wycieczkami szkolnymi. Efektywny kontakt teatru ze szkołą pozwala zapewnić często komplet widzów na widowni – latem, gdy szkoły są zamknięte, byłby z tym problem.

Dzieci i młodzież z całej Polski wiele mogą więc zawdzięczać ekipie Działu Pedagogiki Teatru w Instytucie Teatralnym, który od 2008 roku realizuje pełen rozmachu projekt „Lato w teatrze”. Projekt wielowymiarowy, bo łączący idee edukacji poprzez sztukę i teatralnego objazdu. Pierwszy, edukacyjny filar projektu ma charakter konkursu skierowanego do instytucji kultury i organizacji pozarządowych, które przygotowują autorskie programy warsztatów teatralnych i artystycznych kolonii dla lokalnej młodzieży.

W ramach programu dofinansowano wiele działań edukacyjnych tworzonych przez instytucje, które od lat zajmują się tego typu działalnością. Wśród tegorocznych beneficjentów znajdują się tak różne ośrodki i grupy, jak choćby Ognisko Teatralne Teatru Ochoty, Wrocławski Teatr Lalek, Teatr Węgajty, skierniewicki Teatr Realistyczny czy kielecki „Kubuś”. Wśród wspartych czterdziestu czterech większych i mniejszych instytucji kultury oraz organizacji pozarządowych ze wszystkich stron kraju uwagę zwracają zwłaszcza te z mniejszych miast – stanowią one silną grupę. Instytut Teatralny organizuje też obowiązkowe warsztaty instruktorskie dla beneficjentów projektu.

Ten pionierski projekt wyróżnia troska o artystyczną jakość spektakli, ale także – zgodnie z ideą pedagogiki teatru – o bezpośrednią jakość spotkania i aktywnego współdziałania artystów i widzów. Drugim elementem „Lata w teatrze” jest objazd spektakli. W 2011 roku Instytut Teatralny wykupił od podupadającego Cyrku Bojaro wielki namiot, po to, by ze specjalnie przygotowywanymi przedstawieniami jeździć latem po miastach i miasteczkach, które na co dzień nie dysponują lokalną sceną, nie mają stałego dostępu do kultury. Spektakle są darmowe i otwarte dla ponad trzystu widzów na pokaz, każdy z nich połączony jest z grami miejskimi i warsztatami artystycznymi. Pierwszą objazdową realizacją było przedstawienie Gdzie jest Pinokio? Roberta Jarosza, które w ramach projektu zaprezentowane zostało pięćdziesiąt razy. Od trzech lat z namiotem „Lata w teatrze” jeździ zespół łódzkiego Teatru Pinokio pod kierunkiem Konrada Dworakowskiego i pokazuje świetną Pippi Pończoszankę. W zeszłym roku powstało kolejne przedstawienie: Jak wytresować dziewczynkę? Warszawskiego Cyrku Magii i Ściemy pod wodzą Michała Walczaka (zrealizowane z ekipą Pożaru w Burdelu). Dwa ostatnie spektakle ruszają w objazd i w tym roku.

Inkluzja

Warto wrócić do tego trudnego słowa – może zwłaszcza latem, kiedy stosunkowo łatwiej jest wyjść z budynków instytucji kulturalnych w stronę widzów nie zawsze zainteresowanych teatrem. Lato, jak widać, sprzyja inkluzywnym przedsięwzięciom kulturalnym, tworzy okazję, by nawiązywać kontakt z nowym odbiorcą, włączać go „w obieg” sztuki. Należy mieć nadzieję, że chęć przekroczenia tej bariery będzie wśród ludzi teatru ambicją coraz powszechniejszą.

krytyk teatralny, w redakcji „Teatru” od 2012 roku.