9/2016
Marek Kochan

fot. Kazimierz Kochan

Kartka z podróży

 

 

Nie wysyłaj kartek. Są mejle, są fejsbuki, są Picasa Albums. Ememesy. Możesz przesłać zdjęcie z tu i teraz, do obejrzenia tam i teraz. Za darmo, z wifi.

Ale jednak: kartka to kartka. Artefakt. Przyniesie ją listonosz prosto do skrzynki. Ktoś przeczyta, postawi sobie na biurku, albo przypnie magnesem do lodówki. Jesteś tak daleko, na innym kontynencie, czternaście tysięcy kilometrów od domu. Wyślij.

Kupić kartkę łatwo. Na byle straganie. Z widokiem lotniczym, z Avenida 9 Mayo, z dzielnicą La Boca, z Palermo Viejo. Miasto za dnia, nocą. Z literami złotymi albo jakimi zechcesz.

Ale znaczki! Znaczków w żadnym kiosku nie mają. Na poczcie – mówią. Tylko gdzie ta poczta? Pytam w hotelu, podają mi ulicę bez numeru. Poczta mała, wygląda jak pralnia. Mijam ją, potem wracam, bo nie zauważyłem, że to poczta. Kolejka, numerki. Wreszcie okienko. Pan nie mówi po angielsku. Ja słabo po hiszpańsku. Pisze mi cenę na kartce. Drogo. Tyle co butelka przyzwoitego wina w supermarkecie, więcej niż kieliszek wina w knajpce. Ale co tam. Poproszę, kilka. Nie, tu nie mają. Tu tylko paczki. Na innej poczcie. Mówi adres. Gdzie to jest? Daję mu mapę, próbuje pokazać, ma kłopot, z mapami nieobeznany.

Trudno. Może trafię na jakąś inną pocztę ze znaczkami przypadkiem, po drodze?

Przychodzi dzień wylotu. Kartki w plecaku wypisane, przenoszone, lecz bez znaczków. Na lotnisku też nie mają. Co, z Warszawy wysyłać, z polskimi znaczkami? Jakoś głupio.

Na szczęście jest międzylądowanie, cały dzień w Paryżu. Kolejka z lotniska dowozi pod samą katedrę Notre Dame. Obok stragany z pamiątkami. Kartki, a jakże, są. Teraz z Paryża. Chytry plan: kupić tu znaczek i wysłać tamte kartki z Buenos Aires. Zawsze to z podróży. Pytam po straganach, a tu znów. Kartki mają, znaczków nie mają. Na poczcie. Wszędzie to samo.

Ale to Paryż. Tu będzie łatwiej. Miasto mnie samo zaprowadzi.

Idę przez Dzielnicę Łacińską, potem bulwarem Saint Germain. I jest, jest poczta! Tuż za metrem Odeon, na rogu Rue Danton i Rue d’Eperon. Skrzynki przed wejściem. Akurat ktoś wrzuca listy. Niestety, poczta nieczynna. Jest niedziela. Co robić? Pytam tego pana co wrzucał. Pan radzi: pytać w sklepikach z napisem Tabac. Tam miewają.

Idę, rozglądam się. I nagle mój wzrok pada na plakat. Białobrązowy psiak na tle zieleni. I napis: „Michel Houellebecq. Rester vivant.” Wystawa w Palais de Tokyo.

Wystawa o pisarzu? Ciekawe. Pałac Tokijski za Sekwaną, po drugiej stronie wieży Eiffela. Kawałek stąd, ale metrem raz-dwa. Jadę.

Ekspozycja ogromna, zajmuje osiemnaście sal. Pisarz jako bohater, pisarz jako temat. Pełno ludzi. Może dlatego, że niedziela. A może każdy chce poznać prywatność Houellebecqa? Takie czasy. Kto jednak przyszedł w tym celu, będzie rozczarowany. Wystawa pokazuje raczej świat wyobraźni, niż życie intymne. Inspiracje, pejzaż mentalny. Dużo zdjęć przyrody (góry, skały, lasy, kamieniołomy) albo cywilizacji pokazanej jak natura. Jakieś bramki na autostradzie, centra handlowe, nudne osiedla podmiejskie. Wszystko z daleka, z góry. Ludzi praktycznie nie ma. Świat po tym, jak znikną ludzie – jedna z obsesji MH.

Podłoga jednej z sal wyłożona powiększonymi kilkakrotnie widokówkami z francuskich kurortów. Widać tylko fotografie i nazwy miast. Ciekawe co było z drugiej strony. Czy te pocztówki wysłane, czy były znaczki? Co pisał? Tego nie wiemy.

Houellebecq jako fotograf i Houellebecq jako poeta: fragmenty wierszy, cytaty z wierszy na zdjęciach. Gdzieś w środku zagracony pokój do pracy. Winyle, puszki po coli. Intymność pisarza? Nie, zmyłka. To pracownia Roberta Combasa, malarza. Jego pracom poświęcona jest cała sala. Combas namalował obrazy inspirowane tekstami Houelelbecqa. I portret pisarza. W Mapie i terytorium ojciec bohatera kupił obraz Combasa. Tak się poznali.

Na wystawie są jednak ludzie. Konkretnie kobiety. Jedna sala ze zdjęciami gołych pań, w drugiej pokazują film erotyczny La Riviere w reżyserii Houellebecqa.

I najbardziej intymna część ekspozycji. Jedyna autobiograficzna. Poświęcona psu MH, Clémentowi (2000 – 2011). Zdjęcia Clémenta, zabawki Clémenta. Jak głosi cytat z Możliwości wyspy, pies to „maszyna do kochania”. Pies jest „skończonym dzieckiem”. Nigdy nie dorasta.

A więc Houellebecq pisarz, fotograf, reżyser, poeta. Może przede wszystkim poeta? Tytuł wystawy, Rester vivant, jest zaczerpnięty z jego książki – poetyckiego manifestu.

Obrazy jako inspiracje i element warsztatu. Kiedy MH pisze, patrzy na zdjęcia i wyobraża sobie emocje bohaterów. Fotografuje od szesnastego roku życia. Nie jest jednak fotografem, lecz, jak sam mówi „producentem obrazów”. A więc proza pokazana przez obrazy, z których pochodzi i proza przetłumaczona na obrazy (malarstwo Roberta Combasa). O prywatności niewiele. Raczej wiwisekcja mózgu, niż striptiz. Czyli można i tak. Ważna twórczość, nie osoba.

Ciekawe jak by wyglądała taka wystawa o mnie. Wyjaśnić, skąd się biorą moje książki i sztuki, bez epatowania sobą. Pokazać to, co istotne, pomijając nieistotne.

Pora wracać. Po drodze znajduję Tabac ze znaczkami. Skrzynka jest na lotnisku. Gdybym się nie uparł na te kartki, nie zobaczyłbym Rester vivant.

Panie i panowie, wysyłajcie kartki z podróży!

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).