10/2016

Wykluczeni i wkluczeni

Spektakle Brytyjczyków z Candoco Dance Company znakomicie wpasowały się w kulturotwórczą misję Brave Festival, festiwalu odważnego i dla odważnych. Były też zdecydowanie najwybitniejszymi i najbardziej prowokującymi do myślenia wydarzeniami artystycznymi tegorocznej edycji, poświęconej ludziom wykluczonym.

Hetain Patel, jeden z najciekawszych dziś artystów brytyjskich młodego pokolenia, urodził się trzydzieści pięć lat temu pod Manchesterem w rodzinie hinduskiej. Pewnie dlatego w jego sztuce dominuje temat tożsamości. Choć tworzy fotografie, instalacje i rzeźby, światowy rozgłos zyskał intrygującymi grami z językiem. Prezentację Patela w programie TED Global, nagraną w czerwcu 2013 roku, do dziś obejrzało ponad dwa i pół miliona ludzi. Do występu zaprosił tancerkę Yuyu Rau, urodzoną na Tajwanie. Najpierw, siedząc na piętach, mówił po mandaryńsku, co Rau przekładała na angielski. Potem przeszedł na język brytyjski, ale początkowo z silnym akcentem hinduskim. Wreszcie wyprostował się i splótł dłonie w tyle, a tancerka, stojąc tuż za nim, użyczyła mu swoich rąk i głosu. Język, melodyka i akcent w równym stopniu kreowały, co kwestionowały kolejne tożsamości artysty. Obraz, początkowo oczywisty, już po chwili komplikował się i relatywizował. „Kim jestem?” – pytał Patel. I dodawał natychmiast: „Pomyśl raz jeszcze!”.

Równie fascynujące, rozgłośne medytacje nad sobą Hetain Patel zaproponował artystom sławnej Candoco Dance Company, założonej ćwierć wieku temu w Londynie. To niezwykły kolektyw tancerzy – jak sami się przedstawiają – „niepełnosprawnych i nie-niepełnosprawnych”, „żeńskich i nie-żeńskich”. Artyści Candoco od lat podważają i demolują stereotypy na temat ludzkiego ciała. Tancerka z jedną nogą i dwoma kulami jest bogatsza o dodatkową kończynę od człowieka, który porusza się tylko na swoich dwóch nogach. Tancerz bez ręki potrafi wykreować ruchy niedostępne dla osoby z dwoma ramionami. Każde ciało może stać się źródłem działań zaskakujących i pięknych. Pytanie „Kim jestem?” nabiera nowego znaczenia po wyzwoleniu własnego umysłu z klatki norm i stereotypów kulturowych. Jak wieścił wielki filozof Nietzsche, zanim oszalał: sobą nie tyle się rodzimy, co raczej się stajemy.

Patel i tancerze Candoco gry z językiem zaczynają już od tytułu przedstawienia. W angielskim zdaniu „Let’s talk about dis” ostatni wyraz – „dis”, początek słowa „disabled”, „niepełnosprawny” – wymawia się identycznie jak „this”, „ten”. „Porozmawiajmy o tym” w zapisie z „dis” prowokuje więc zaskakujące skojarzenia: „Porozmawiajmy o tym czymś, co wstydliwe i o czym nie powinno się głośno mówić”. W przedstawieniu tancerze odważnie podejmują taką właśnie rozmowę, uczciwie i często bez litości dla siebie samych.

Na scenie Teatru Polskiego we Wrocławiu siedem osób przez czterdzieści minut opowiadało o sobie, a raczej performowało siebie ciałem i głosem. „Hi there, I’m Adam and we are Candoco, and we’re contemporary dance company”. Tymi słowami Adam Gain rozpoczął przedstawienie. Jak w teatrze Piny Bausch, każdy artysta występował pod własnym imieniem.

Bywali okrutni. Kiedy tancerka Laura Patay zwierzała się po francusku z niemiłej przygody, towarzyszący jej tłumacz przekręcał wszystko i zmieniał, sugerując, że prawdziwe doświadczenie jest nieprzekładalne na inny język, a może nawet niewyrażalne. W innej scenie „nie-niepełnosprawna” Megan Armishaw skarżyła się, że w zespole Candoco osoby niepełnosprawne są faworyzowane, bo jej żaden choreograf nie powierza partii solowych.

Spektakl Let’s talk about dis, pomimo bardzo osobistego charakteru wielu wypowiedzi, nie przemienił się w publiczną terapię za sprawą wybitnych talentów samych artystów. To znakomici performerzy pod każdym względem. Moim faworytem był Duńczyk Toke Broni Strandby, świetny tancerz i bardzo utalentowany komik. Pozostali również z wielkim poczuciem humoru nadawali intymnym zwierzeniom fascynujące i oryginalne formy artystyczne. Prowokowali i równocześnie zachwycali. Tylko artyści najwyższej klasy mogli pokusić się o tak odważną i bezkompromisową wiwisekcję.

Podczas tegorocznego Brave Festival zespół Candoco Dance Company pokazał jeszcze jedno przedstawienie. Notturnino to niezwykły spektakl taneczny do ścieżki dźwiękowej włoskiego filmu dokumentalnego z 1984 roku Il bacio di Tosca (Pocałunek Toski). Pensjonariusze domu spokojnej starości dla muzyków przy Piazza Michelangelo Buonarroti w Mediolanie wspominają dawną świetność. Casa di Riposo per Musicisti, ufundowana przez Giuseppe Verdiego w 1896 roku, to pierwszy w Europie dom opieki dla emerytowanych śpiewaków operowych.
W filmie sędziwi artyści, jak legendarna Saura Scuderi, mówią o wszystkim: o sprawach wzniosłych i trywialnych, chwilami wspólnie śpiewają, niekiedy też wykonują krótkie arie. Oryginalną i bardzo dynamiczną choreografię do samej tylko ścieżki dźwiękowej filmu przygotował Szwajcar Thomas Hauert, założyciel głośnego zespołu tańca współczesnego ZOO, z siedzibą w Brukseli.

W Notturnino artyści Candoco nie wcielali się w ludzi starych. Tańczyli raczej fragmenty wspomnień i tematów, wyłaniających się i zanikających w rozmowach włoskich śpiewaków niczym morskie fale. Ich kostiumy, równie fragmentaryczne, przywoływały echa wielkich inscenizacji operowych. Choreografia przedstawienia sprawnie spajała elementy tańca klasycznego z ruchem nowoczesnym i zaskakującymi eksperymentami. Śpiew Marii Callas sprowokował Adama Gaina do brawurowego, wręcz opętanego solo w operowej sukni. Sławna aria z Poławiaczy pereł zainspirowała z kolei cały zespół do szalonego tańca z kulami. Dodatkowe kończyny wzbogaciły ich ciała o nowe możliwości, przezwyciężyli grawitację, fruwali po całej przestrzeni wolni i radośni.

Spektakle Brytyjczyków znakomicie wpasowały się w kulturotwórczą misję Brave Festival, festiwalu odważnego i dla odważnych. Były też zdecydowanie najwybitniejszymi i najbardziej prowokującymi do myślenia wydarzeniami artystycznymi tegorocznej edycji, poświęconej ludziom wykluczonym.

Tancerze Candoco z pasją i talentem tańczyli i monologowali „przeciw wypędzeniom z kultury”. To przykład sztuki nowoczesnej na miarę XXI wieku, wybitnej i nieobojętnej, inteligentnej i głęboko zaangażowanej w poprawę losu człowieka na Ziemi.

Wykluczonych z powodu niewłaściwego urodzenia reprezentowali we Wrocławiu Cyganie ze wschodniego Radżastanu w Indiach. Jeszcze do niedawna można ich było bezkarnie zabijać. Ostatnio zostali wreszcie rozpoznani jako istoty ludzkie. Władze stanu oficjalnie uznały Cyganów za niższą kastę społeczną. Ci jogini i tantryści od wieków słynęli z ekscentrycznych i bluźnierczych praktyk religijnych. We Wrocławiu modlili się do bóstwa Bhajrawa (czyli Straszliwego), przerażającej manifestacji Siwy, bijąc się ostro batami po rękach i gołych nogach. Do tego śpiewali i grali na niezwykłych instrumentach. Cała grupa Bakri Ki Mashak wzięła zresztą nazwę od hinduskich dud z koziej skóry. Jeden z muzyków grał też na unikalnym bhapangu, fragmencie dyni ze struną. Wirtuozowsko wygrywał na tej strunie bogate i radosne melodie.

Powrócił też na Brave wspaniały Teatr 21 z Warszawy. Pokazali dwie kolejne części tryptyku o ludziach dotkniętych zespołem Downa i autyzmem. Zespół niesłyszących bębniarzy z Kuala Lumpur w Malezji, DeafBeat, dał brawurowy koncert chińskiej muzyki tradycyjnej. Blind Ballet Company z São Paulo w Brazylii pokazał serię klasycznych układów baletowych w wykonaniu niewidzących tancerzy. Niesłysząca Halimeh Sarabtah śpiewała i rapowała językiem migowym z towarzyszeniem palestyńskich muzyków. Głucha i niewidoma aktorka Bat Sheva Revensari z Izraela opowiedziała dotykiem o sobie i o świecie, w którym żyje.

Nie dotarli niestety do Wrocławia najbardziej wykluczeni, hidźrowie z Indii i kobiety uznane za czarownice w Burkina Faso. Na ich przyjazd zabrakło funduszy. Szkoda. Główną gwiazdą festiwalu był w tym roku Teatr Pieśń Kozła, obchodzący właśnie dwudziestolecie działalności. Przez pierwsze cztery dni na olbrzymiej scenie Teatru Polskiego odbywały się prapremierowe pokazy przedstawienia Crazy God. Potem w sali koncertowej Radia Wrocław śpiewane były Pieśni Leara. Tylko Portrety wiśniowego sadu Teatr zagrał w małej salce przy Purkiniego. Wiele osób mogło wreszcie zobaczyć głośne spektakle. Nie miało to jednak żadnego związku z głównym tematem XII Brave Festival, hucznie zapowiadanym na dziesiątkach plakatów i reklam. Może jednak należało oddzielić jubileusz teatru od festiwalu z tak wyrazistą misją społeczną.

Spektakl Crazy God Pieśni Kozła dość niefortunnie zainaugurował XII Brave Festival zatytułowany „Outcasts/Wykluczeni”. W wielkim widowisku wystąpiło siedemnastu artystów z czternastu krajów. Wystrojeni w bogate kostiumy śpiewali, tańczyli i recytowali teksty Williama Szekspira, Heinera Müllera, Allena Ginsberga i Alicji Bral. W tle pulsowały animacje. Performerzy wciąż zmieniali instrumenty. Akcja rozgrywała się w kilku planach równocześnie.

Na scenie stale coś się działo, choć nie zawsze było wiadomo dlaczego. Obrazy uwodziły, muzyka pobudzała, recytacje klasyków sugerowały głębię przesłania. Inscenizacja, niestety, składała się głównie z zapożyczeń. Wszystko to już gdzieś wcześniej widziałem i słyszałem. Do tego w lepszym i bardziej sensowym wykonaniu. Muzyka wybitnej kompozytorki Katarzyny Szwed była patetycznym echem wspaniałych performansów dźwiękowych Macieja Rychłego. Nadawała się raczej do sali koncertowej. Rychły w przedstawieniach Gardzienic czy potem w spektaklach Pieśni Kozła pisał muzykę na żywych ludzi, nie na abstrakcyjne głosy czy instrumenty.

Najbardziej widowiskowym środkiem aktorskim w Crazy God było wirowanie wokół własnej osi. Najczęściej półnago i w sukni. Dwa lata temu, podczas jubileuszowego, bo dziesiątego Brave Festival, wystąpił we Wrocławiu turecki artysta Ziya Azazi. Pokazał wtedy dwa półgodzinne spektakle transowe oparte na praktyce sufickich derwiszów. Wirował półnagi po całej przestrzeni sceny w Teatrze Polskim, animując spektakularnie kolejne suknie. W świeckim kontekście mistyczna tradycja nabierała nowych, zaskakujących niekiedy znaczeń, lecz wciąż inspirowała do duchowych medytacji. W tym roku Azazi przygotował do wirowania artystów Pieśni Kozła. Wirowanie w Crazy God, odarte z wymiarów duchowych, przemieniło się jednak w dziwaczny środek estetyczny, nadużywany, przypadkowy i pozbawiony treści. Kiedy po jednym z monologów nawet Ofelia zaczęła wirować, część widowni parsknęła śmiechem.

Ofelia wzięła się oczywiście z Hamleta, głównej inspiracji spektaklu Crazy God. Ta inspiracja sprowadzała się jednak w praktyce do wygłoszenia lub wyśpiewania kilku najsławniejszych tekstów z tragedii Szekspira, na zmianę z fragmentami sztuki HamletMaszyna i poematu Howl oraz wersami Alicji Bral. Żonglerka przypadkowymi, ale też często łatwo rozpoznawalnymi cytatami maskowała banalność i chaos myślowy całego przedsięwzięcia. W jednej ze scen Julianna Bloodgood, jako matka Hamleta, kopiowała, być może nieświadomie, pomysł Hetaina Patela z jego głośnego występu w TED. Splotła ręce w tyle, a inna artystka, stojąca tuż za nią, użyczyła jej własnych ramion. Cel tego zabiegu pozostał jednak cichą tajemnicą obu artystek.

Pięć lat temu podczas siódmej edycji Brave Festival mogliśmy się zachwycać artystami kathakali. Ta sławna dziś tradycja teatru tańca klasycznego narodziła się w Kerali co prawda dopiero w XVII wieku, ale do dziś kultywuje starożytną sztukę religijną w Indiach. W spektaklach kathakali występują głównie bogowie i mityczni herosi. Być może dlatego tytułowy bohater Crazy God, czyli Bóg, lub może raczej bóg, wystylizowany został na postać z kathakali. Przez większą część spektaklu hinduski bóg tańczył na podwyższeniu ponad pozostałymi artystami i pięknie się komponował z tylną ścianą, na której wyświetlano animacje, najczęściej z liter. Co jednak miał Hindus do Hamleta, a Hamlet do Hindusa? Ta ważna kwestia nie została w widowisku podjęta… Ostatecznie aktor zrzucił kostium i jeszcze przed końcem spektaklu bóg znikł.
Wiele lat temu, w finale wstrząsającego spektaklu Dante Józefa Szajny, na scenę Teatru Studio wjechały trzy potężne, drewniane szpule, służące do nawijania kabli wysokiego napięcia. Na bocznych kołach tych szpul rozpięci byli aktorzy, wśród nich wielki Leszek Herdegen jako Dante. Obracające się szpule, przywiezione prosto z budowy, przywoływały skojarzenia zarówno ze sławnym szkicem kanonu ludzkich proporcji Leonarda da Vinci, jak też z wizją Ukrzyżowanego i Trójcą Świętą, wszak Dante-Herdegen wędrował przez piekło i czyściec do raju.

W finale Crazy God na scenę także wjechały trzy koła, ale nowoczesne, specjalnie na tę okazję zaprojektowane. I trójka aktorów również rozpięła się na tych kołach. A trzej inni artyści kręcili tymi kołami. Na koniec obręcze nawet się rozświetliły…

Ostatni spektakl w programie festiwalu, również bez związku z wykluczonymi, zapowiadał kolejną premierę Teatru Pieśń Kozła, Burzę Szekspira. Choreografem tego widowiska będzie Iván Pérez, wybitny tancerz pochodzenia hiszpańskiego, działający głównie w Holandii. Pérez, choć wciąż młody, rozwija bardzo już rozpoznawalny, własny styl choreograficzny. Jego tancerze zdają się płynąć w niekończących się strumieniach ruchu, pojedynczo, w duetach i triach. Nie tworzą zatrzymanych obrazów, typowych dla klasycznych szkół tańca. Wyrazy jego poetyckich choreografii rozpływają się i przenikają nawzajem.

Spektakl Exhausting space składał się z trzech części, definiowanych różnym rozmieszczeniem czarnych kul na podłodze. Kule sygnalizowały zagrożenie. Kiedy jedna z nich pękła, z wnętrza wypłynęła rtęć. W transowych tańcach trójka artystów, pośród nich Pérez, zdawała się penetrować i testować wzajemne relacje. Początkowo się wspierali. Potem dwoje torturowało trzeciego. W finale ponownie się zjednoczyli. Czysty ruch, ogołocony z odniesień do narracji czy przypowieści, chwilami przypominał gry z ciałem podczas treningu w Teatrze Laboratorium czy potem w Gardzienicach. Grotowski i Staniewski używali jednak tych ćwiczeń jako materiału do konstrukcji rozbudowanych i złożonych przedstawień. Pérez poprzestaje na samym ruchu i wymianie impulsów.

W ostatnim dniu festiwalu dyrektor Grzegorz Bral obwieścił smutną nowinę. Obecny minister kultury nie chce się zgodzić by, jak co roku od dwunastu lat, całkowite dochody z biletów – tym razem ponad 180 000 zł – zostały przekazane do Rokpa International, charytatywnej organizacji opiekującej się osieroconymi dziećmi w Tybecie. A nie tak dawno, bo w 2015 roku, „National Geographic Polska” przyznał projektowi Brave Kids tytuł Społecznej Inicjatywy Roku. Mam nadzieję, że stanowisko ministerstwa ulegnie zmianie…

 

XII Brave Festival
„Outcasts/Wykluczeni”
Wrocław, 1–15 lipca 2016

kulturoznawca, historyk teatru, reżyser, wykładowca. Autor książek: Teatr antycznej Grecji (2001), We władzy teatru. Aktorzy i widzowie w antycznym Rzymie (2005) czy Źródeł teatru (2014).