11/2016

Narracja otwarta – o Scenie Tańca Studio

We wrześniu 2015 roku ruszyła Scena Tańca Studio – kuratorski cykliczny program, w ramach którego na scenach i we foyer warszawskiego Teatru Studio prezentowane są polskie spektakle taneczne.

Obrazek ilustrujący tekst Narracja otwarta – o Scenie Tańca Studio

fot. Marta Ankiersztejn

Celowo piszę ogólnie, nie prostując enigmatycznego sformułowania „spektakle taneczne”, zapraszani do udziału artyści odwoływali się bowiem do tak różnych estetyk i posługiwali się tak różnymi środkami wyrazu, że nie sposób sprowadzić ich do wspólnego mianownika. Nic zresztą dziwnego, skoro założeniem programu jest prezentacja mnogości obecnych na polskiej scenie tańca zjawisk. Tym sposobem Scena Tańca Studio stała się jednym z niewielu proponowanych w Polsce wydarzeń, na którym w ciągu jednego wieczoru widz może obejrzeć wieloobsadową, spektakularną produkcję taneczną, a także solowy, kameralny projekt młodego choreografa. Taka formuła prezentacji spektakli otwiera przed nami wiele możliwości: z jednej strony umożliwia niezobowiązujące, jednorazowe zetknięcie z polskim tańcem współczesnym, z drugiej – w dłuższej perspektywie – regularne śledzenie idei i praktyk obecnych na polskiej scenie tańca. Od września 2015 do lipca 2016 roku odbyło się jedenaście odsłon programu, w czasie których widzowie mogli obejrzeć łącznie ponad sto spektakli. Nazwy zespołów i nazwiska artystów powtarzają się w kolejnych odsłonach, dzięki czemu warszawska widownia może zapoznać się z repertuarami zespołów z innych miast (m.in. z Kielc, Krakowa, Poznania, Wrocławia, Łodzi czy Lublina), a także z profilami artystycznymi solowych choreografów.

Odpowiedź na pytanie, czy rysujący się za sprawą tak różnych spektakli obraz jest na tyle spójny, by była możliwa jakakolwiek generalizacja czy konkluzja, nie jest łatwa. W pewnym sensie jednak, gdyby była możliwa, niespełnione zostałyby założenia kuratorów. Po każdej kolejnej odsłonie Sceny Tańca Studio umacniałam się raczej w poczuciu eklektycznej dysharmonii stawianych obok siebie, niemożliwych do pogodzenia czy nawet ujęcia w jednym kontekście estetyk. Niewątpliwym sukcesem kuratorskim okazało się zatem to, że prezentując w jednym programie nierzadko antagonistyczne pod względem ideowym czy artystycznym produkcje, nie faworyzowano żadnej z nich. Oddając – na ile to oczywiście możliwe – obecny, pluralistyczny kształt polskiej sceny tańca, Scena Tańca Studio daje widzowi możliwość zapoznania się z tą różnorodnością i zajęcia własnego stanowiska. Dodatkowo każda odsłona opatrzona była tematem, który wyznaczał luźne ramy doboru spektakli i poszukiwał wspólnych, choć różnie realizowanych lejtmotywów – co oczywiście udawało się osiągnąć w różnym stopniu. Mam wrażenie, że decyzja o regularnym tworzeniu tak urozmaiconego programu (pluralizm charakteryzował każdą z jedenastu odsłon cyklu) jest na swój sposób odważna – zazwyczaj programy festiwali tworzy się w oparciu o konkretny profil widza, nastawionego na specyficzną, określoną estetykę. Co więcej: konfrontacja tak różnych spektakli nie tylko otwiera pole do dynamicznej dyskusji, ale także stwarza szansę wypełnienia niezwykle w Polsce dotkliwej luki w edukacji widowni dla tańca. Zwłaszcza że składający się ze spektakli program uzupełniały projekcje filmów, warsztaty z artystami, wystawy fotografii czy produkcje realizowane z myślą o młodych odbiorcach.

Więcej niż reminiscencje

Pierwsze cztery odsłony programu, odbywające się w ostatnich miesiącach 2015 roku, poświęcone zostały czterem wielkim artystom sceny teatralnej i tanecznej: Wacławowi Niżyńskiemu, Conradowi Drzewieckiemu, Henrykowi Tomaszewskiemu i Tadeuszowi Kantorowi. Spektakle prezentowane w ramach tych edycji albo bezpośrednio odnosiły się do tych postaci, albo w różny sposób odwoływały się do estetyk i tematów bliskich twórcom, którzy patronowali kolejnym odsłonom. Kuratorami tej serii programu byli Jadwiga Majewska i Mikołaj Mikołajczyk, tancerz, choreograf i wychowanek Henryka Tomaszewskiego. Wybór na patronów programu mistrzów dwudziestowiecznej sceny okazała się niezwykle ciekawą formą reminiscencji: poza wspomnieniem, stanowił dla artystów i widzów formę dyskusji z ich twórczością i dał szansę nowego spojrzenia na tradycję polskiego tańca i teatru. Zresztą nie tylko polskiego – patronem pierwszej edycji był przecież Wacław Niżyński, tancerz i choreograf o nieocenionym wpływie na międzynarodową historię tańca. Motywy bliskie jego twórczości – instynktowność i seksualność ciała, pasja choreografii, obowiązek artystycznej szczerości i katartyczny charakter sztuki – znalazły odzwierciedlenie w wielu produkcjach tej odsłony. Spektaklem bezpośrednio odwołującym się do osoby patrona była nagrodzona na Polskiej Platformie Tańca w 2014 roku produkcja Sławomira Krawczyńskiego, Tomasza Wygody i Anny Godowskiej Niżyński. Święto snów. Twórcy sięgnęli między innymi do Dzienników Niżyńskiego, będących zapisem jego życia psychicznego i stopniowo ogarniającej go schizofrenii. Muzyczne tło tego solo stanowią dzikie, rozedrgane nuty Święta wiosny Strawińskiego. Z kolei Mikołaj Mikołajczyk w spektaklu poLY-RHY-tm sięgnął do tematu rytualności i formy koła, motywów silnie obecnych w twórczości Niżyńskiego, przede wszystkim w rewolucyjnej choreografii Święta wiosny.

Patron październikowej odsłony, Conrad Drzewiecki, jest z kolei postacią kluczową dla rodzimej historii tańca: choreograf w latach siedemdziesiątych w specyficznej formie zaszczepił na polskim gruncie wywodzący się z tradycji niemieckiego Tanztheater teatr tańca. Wykorzystując język szeroko rozumianej techniki modern i sięgając do bliskiej mu estetyki teatru, twórca zrewolucjonizował obraz polskiej sceny. Do zainicjowanej w dużej mierze przez niego tradycji odwołuje się zaproszony ze spektaklem Zagraj to, czyli 17 tańców o czymś zespół Dada von Bzdülöw. Z kolei Ostatnia niedziela Iwony Pasińskiej i Mikołaja Mikołajczyka, zrealizowana w ramach cyklu RE//MIX Komuny//Warszawa, bezpośrednio dialoguje z konkretnym dziełem Drzewieckiego: powstałym w 1985 roku, rewolucyjnym spektaklu o tej samej nazwie. Co ciekawe, w programie znalazły się także spektakle twórców, którzy otwarcie dyskutują z rolą klasycznie rozumianej techniki modern dance we współczesnej choreografii. Wymienieni przed chwilą artyści – Leszek Bzdyl (dyrektor Teatru Dada von Bzdülöw) i Mikołaj Mikołajczyk – to uczniowie jednego z najważniejszych polskich choreografów, twórcy teatru ruchu, Henryka Tomaszewskiego, który był patronem trzeciej odsłony projektu. Lejtmotywami listopadowej edycji – zgodnie z duchem jego twórczości – stały się fascynacja cielesnością i jej afirmacja, a także witalna siła człowieka, nieograniczonego w możliwości ruchu i kreacji. Najbardziej zapadającą w pamięć produkcją był z kolei poświęcony mistrzowi spektakl Mikołaja Mikołajczyka – Projekt: Tomaszewski. W niezwykle osobistej, wręcz intymnej produkcji artysta w poruszający sposób wspomina Tomaszewskiego, zarówno jako artystę, jak i człowieka. Siła pamięci i siła potencjału ludzkiej twórczości budują spektakl poruszający i pełen mocy – Mikołajczykowi udaje się oddać widzowi to, co otrzymał od Tomaszewskiego: miłość do sztuki i drugiego człowieka.

Wybór Tadeusza Kantora na patrona ostatniej w 2015 roku odsłony Sceny Tańca Studio wydaje mi się niezwykle ciekawy.

W przeciwieństwie do wcześniejszych twórców Kantor nigdy nie zajmował się tańcem jako takim. Podejmowane przez niego tematy i rewolucyjność jego języka teatralnego mogą jednak stanowić niezwykle płodne źródło inspiracji dla choreografów i tancerzy. Problemy egzystencjalne bliskie twórczości Kantora – przemijanie, konfrontacja ze śmiercią, potrzeba ciągłej redefinicji kondycji ludzkiej – często stanowią osnowę choreografii współczesnych teatrów tańca. To jednak nie wszystko: niezwykłe znaczenie w teatrze Kantora miały przedmioty – ich realność, namacalność i wymiar symboliczny, a także wpływ, często niezwykle dojmujący, na ludzkie działania. Podobne znaczenie przedmiot zyskuje we współczesnej choreografii eksperymentalnej, stając się – obok ciał tancerzy – demokratycznym wobec nich podmiotem. Konfrontacja współczesnej twórczości tanecznej z dziedzictwem artystycznym Kantora wiele mówi zarówno o tańcu, jak i o twórcy Teatru Śmierci. Z jednej strony uświadamia, że inspiracje dla tańca mogą wykraczać daleko poza ramy wąsko rozumianej historii i sięgać terenów teatru dramatycznego. Z drugiej uwyraźnia, jak istotne były dla teatru Kantora ciała, obiekty i ich sceniczna choreografia. Metafizyczna, katartyczna twórczość Kantora znajdywała odzwierciedlenie w takim samym stopniu w dramatycznym aspekcie teatru, jak i pozawerbalnym, estetycznym i doznaniowym wymiarze fizyczności obiektów i ciał.

Pół roku z tańcem

Kolejne siedem edycji Sceny Tańca Studio, które odbyły się już w 2016 roku, pozbawione były wspólnej tematyki. Bardzo często motywy organizujące program poszczególnych odsłon wynikały bezpośrednio z charakteru miesięcy, w których się odbywały. Tym sposobem tematem styczniowej edycji stała się walka postu z karnawałem – przestrzeń Teatru Studio na trzy dni zaanektowała sztuka w różny sposób odwołująca się do napięcia między hedonistycznym aspektem ludzkiej cielesności a świadomością śmierci i potrzebą wnikania w tymczasowy charakter ludzkiej egzystencji. Obok spektakli celebrujących estetyczny wymiar sztuki i podkreślających stricte rozrywkowy aspekt tańca (wieczór trzech spektakli Kieleckiego Teatru Tańca) pojawiły się produkcje bezpośrednio odwołujące się do tematu śmierci i przemijania, takie jak Śmierć. Ćwiczenia i wariacje Renaty Piotrowskiej czy Śmierć i dziewczyna w realizacji Bałtyckiego Teatru Tańca. Tematyka kolejnej, marcowej odsłony korespondowała z kolei z motywami wielkotygodniowymi i tymi związanymi z rodzącą się do życia przyrodą. „Station de corps”, tytuł odsłony, zaczerpnięty został bezpośrednio z nazwy przekształconego w solo spektaklu Tomasza Bazana z 2012 roku. Symboliczny tytuł z jednej strony przywodzi na myśl drogę krzyżową, z drugiej bezpośrednio odwołuje się do podróży, której kolejne stacje ciała stają się formą poszukiwania własnej tożsamości, także tej związanej z cielesnością i jej niejasną relacją z ludzką duchowością. Produkcją bezpośrednio odnoszącą się do tematu ofiary Chrystusa była Pasja Kieleckiego Teatru Tańca.

W kwietniu odbyły się dwie edycje Sceny Tańca Studio. Pierwsza z nich odnosiła się do różnorako interpretowanego przez artystów tematu miłości.

Wiadomo – trudno jest mówić o miłości, być może jeszcze trudniej o niej tańczyć: to temat, w którym łatwo popaść albo w banał, albo w emfazę i patos. Równocześnie jako jedno z najważniejszych ludzkich doświadczeń stwarza szansę szczerego dzielenia się indywidualnymi przeżyciami, które dzięki ujęciu w artystyczne ramy stają się bardziej uniwersalne. O miłości niezrealizowanej, pozostającej wyobrażeniem czy emocjonalną potencją, opowiadała Iwona Olszowska w swoim kameralnym solo Kilka piosenek o miłości. Dwa spektakle Teatru Dada von Bzdülöw – Transmigrazione di fermenti d’amore i Duety nieistniejące – na różne sposoby dotykały problemu uczucia jak najbardziej zrealizowanego: pierwszy wskazywał na to, że miłość jest farsą, a osoba zakochana – błaznem, drugi zaś poważniejszym tonem opowiadał o nieuchronności końca uczucia i dramatyzmie rozpadającego się związku. Druga kwietniowa odsłona cyklu związana była z odbywającym się w tym miesiącu Międzynarodowym Dniem Tańca. Hasło przewodnie – „Taniec wokół tańca” – wyznaczało przestrzeń dla spektakli metatematycznych: językiem ruchu opowiadających o historii tańca i naturze choreografii. Pojawiły się zatem dwa spektakle młodych polskich choreografów, które przybrały formę performatywnych wykładów: 5 rzeczy albo kilka twierdzeń o choreografii Marty Ziółek i Nowe nieskończone solo na obuwie sportowe, czas przeszły i grupę osób Mateusza Szymanówki. W pierwszym z nich w niezwykle zabawnej i ekspresywnej formie opowiada się o historii tańca – od dziewiętnastowiecznego baletu do współczesnej choreografii eksperymentalnej. W drugim z kolei porusza się temat konsekwencji wielkiej reformy tańca z lat sześćdziesiątych w Ameryce, czyli nurtu post modern dance. Poruszający się po foyer Teatru Studio tancerze nie tylko dosłownie opowiadali historię, ale także kwestionowali współczesne konsekwencje przełomowych zdarzeń i ich wpływ na dzisiejszy obraz tańca. Również inne spektakle tej odsłony – choć oczywiście w bardzo różnych formach – opowiadały o dwudziestowiecznej historii tańca i istotnych dla niej twórcach. W tej edycji najczytelniej ujawniła się ambicja całego programu: różnorodnością doprowadzić widza do płodnej dezorientacji, oddając mnogość współczesnych zjawisk tanecznych.

Majowa odsłona tematycznie poświęcona została kobiecości i drzemiącej w niej mocy. Silna obecność spektakli autorstwa kobiet stała się formą przeciwwagi dla mocno zmaskulinizowanego charakteru kilku poprzednich odsłon (częściowo za sprawą męskich patronatów edycji jesienno-zimowych).

Głównymi bohaterkami stały się niezależne polskie choreografki i tancerki: Maria Stokłosa, Korina Kordova, Małgorzata Haduch, Aurora Lubos, ale także profesor Ewa Wycichowska, wieloletnia dyrektorka Polskiego Teatru Tańca, i Isabelle Schad, słynna niemiecka choreografka. Dominacja spektakli kobiecych uświadomiła różnorodność dróg współczesnych artystek i siłę emancypacyjną wiążącą się z koniecznością walki o kobiecy autorytet w męskim świecie polskiej choreografii. Różne oblicza kobiecości i różne formy jej reprezentacji – od wieloobsadowego teatru tańca, po solowe, intymne narracje – zbudowały program bogaty, uświadamiający, że zgodnie z wymową hasła przewodniego – „W kobiecie jest siła”. Hasłem odbywającej się w kolejnym miesiącu odsłony były „Poruszenia”. Foyer teatru zostało zaaranżowane na wystawę fotografii Marty Ankiersztejn, fotografki od lat dokumentującej polską scenę tańca – także poprzednie dziewięć edycji Sceny Tańca Studio. Temat czerwcowej edycji obejmował dosłownie rozumiane interpretacje hasła przewodniego – chodziło o czysty ruch, o poruszanie się tańczącego ciała – ale istotne było także poruszenie widza: obok spektakli stricte chorograficznych pojawiły się pełne emocji produkcje teatrów tańca. Czerwcowa edycja kończyła półroczny cykl odsłon programowanych przez Jadwigę Majewską, domykając serię edycji skomponowanych wedle wybranego przez nią i współpracujących z nią kuratorów klucza. Kolejna odsłona, wraz z przyjściem nowego kuratora, nabrała nieco innego kształtu.

Pozostająca w procesie narracja

Ze względu na specyficzny termin lipcowej odsłony Sceny Tańca Studio niestety nie mogłam w niej uczestniczyć. Mimo to chciałam poświęcić jej kilka słów – widziałam część prezentowanych spektakli w innych okolicznościach i wszyscy zaproszeni twórcy są mi bardzo dobrze znani. Kuratorem tej odsłony był Mateusz Szymanówka, młody warszawsko-berliński kurator, krytyk i dramaturg tańca. Wątkiem przewodnim odsłony przebiegającej pod hasłem „Jak rzecz” była relacja materialnego i niematerialnego. Szymanówka, uznając współczesną chorografię za przestrzeń artystycznej emancypacji, pole łączenia wpływów znacznie szerszych niż klasycznie rozumiany taniec współczesny, do lipcowej edycji zaprosił artystów, którzy w jego mniemaniu najpełniej realizują ów potencjał w swojej twórczości. Znaczną większość zaproszonych twórców stanowiły kobiety, i nie był to gest przypadkowy – zdaniem kuratora, to one stanowią siłę napędową rozwoju polskiego tańca. Choć wszyscy zaproszeni artyści reprezentowali tzw. chorografię eksperymentalną, pozorne jest wrażenie jednorodności prezentowanych spektakli. Wewnętrzna różnorodność tej odsłony opierała się na współobecności choreografów tworzących w ramach różnych estetyk i metod, odwołujących się do szerokiej gamy tematów. Tak skonstruowany program uświadamia, że różnorodność może być rozumiana głębiej, niż tylko jako różnica między wieloobsadowymi spektaklami teatru tańca i kameralnymi choreografiami solowymi. Lipcowy program był wymagający – prezentował spektakle, których czytanie wymaga umiejętności interpretacyjnych, których polska widownia często nie posiada. Edukacja jednak polega w dużej mierze na konfrontacji. Myślę, że ta odsłona miała duże znaczenie w uświadamianiu, w jaką stronę może zmierzać współczesna choreografia eksperymentalna. Dobrze o tym wiedzieć, bo przecież jesteśmy częścią tego procesu – dalszego rozwoju historii tańca. Dialogujemy z przeszłością, podejmujemy decyzje interpretacyjne i w tym samym czasie, świadomie lub nie, wpływamy na przyszły obraz tańca. Jaki on będzie, pozostaje oczywiście niejasne.

Od pierwszej do ostatniej odsłony program Sceny Tańca Studio przebył niezwykłą drogę: zaczynaliśmy od inspiracji dwudziestowiecznymi mistrzami teatru, a kończymy na młodej polskiej choreografii, często uznawanej za eksperymentalną. Z obserwacji polskiego środowiska tanecznego – mam tu na myśli zarówno twórców i krytyków, jak i widzów – wiem, że między zwolennikami poszczególnych estetyk i sposobów myślenia o tańcu współczesnym występują niekiedy animozje. Czasami wynika to z niezrozumienia, czasami z poczucia zdominowania rynku (funduszy przeznaczanych na taniec) przez określony gatunek tańca współczesnego. Dla widzów są to nierzadko zakulisowe, niewidoczne problemy, choć przecież jasne jest, że nie od dziś polityka kulturalna kształtuje obraz rynku sztuki. Dlatego chciałabym jeszcze raz podkreślić demokratyczny charakter programu: to, że niezależnie od popularności danych produkcji, tego, jak w cyklu repertuarowym są modne i doceniane, widzowie mieli okazję zobaczyć je pod jednym dachem teatru, czasem nawet na jednej scenie. Nie twierdzę oczywiście, że program Sceny Tańca Studio w sposób absolutnie wyczerpujący wypełnił lukę narracyjną w opowieści o współczesnym polskim tańcu – nie sposób sobie jednak wyobrazić, że jakikolwiek cykl mógłby to zrobić w ciągu jednego roku. Nie zapominajmy jednak, że to nie koniec. Pisząc ten tekst, wielokrotnie zastanawiałam się nad formą czasu, jaką powinnam posługiwać się w opowieści o Scenie Tańca Studio, bo choć jedenaście odsłon już za nami, kuratorzy zapowiadają kontynuację projektu: już na początku sierpnia pojawiła się zapowiedź wrześniowej odsłony, której kuratorem jest Włodzimierz Kaczkowski. Podobny kształt ma zatem wydźwięk mojej oceny programu – mam pełną świadomość jego otwartości, tego, że Scena Tańca Studio jest projektem niedomkniętym, wciąż pozostającym w procesie artykulacji swojej wymowy. Warto więc samodzielnie śledzić kolejne edycje programu.