12/2016
Obrazek ilustrujący tekst Hanna Baltyn. Historie dobrze opowiedziane

Hanna Baltyn. Historie dobrze opowiedziane

 

 

Cóż, może mam zbyt surowe wymagania,
ale chcę od teatru i piękna, i sensu.1

„Poważny” krytyk nie zajmuje się teatrem dla dzieci. Ale Hanna Baltyn-Karpińska nigdy nie była krytykiem „poważnym”. Krytykiem uznanym – tak, erudytką – a jakże!, znawczynią sztuki – jak najbardziej. Tekstów nadętych i naukowo zarozumiałych, wielkich i ciężkich jak nosorożce, a przede wszystkim długich i nudnych, nie lubiła czytać, więc i takich nie pisała. Pisała zaś dużo i o wszystkim, zawsze z werwą, poczuciem humoru i szczerym oddaniem godnym każdej, nie tylko największej, sprawy.

Dowodów na poparcie tak postawionej przeze mnie tezy należy poszukać w małej, mądrej książeczce, wydanej w połowie wakacji przez Instytut Teatralny. W teatrze lalek pod redakcją Haliny Waszkiel to zbiór niemal pięćdziesięciu tekstów opublikowanych przez Hannę Baltyn na łamach kwartalnika „Teatr Lalek” oraz kilkunastu pochodzących z miesięczników „Nowe Książki” oraz „Foyer”. Pewnie Pani Hanna sama się nie spodziewała, że jej pisanie o teatrze dla dzieci – będące przecież tylko jedną z wielu absorbujących ją aktywności – złoży się na osobny, jakże pokaźny dorobek. A przynajmniej przez długie lata nic tego nie zapowiadało.

Studentka pierwszego rocznika utworzonego w 1975 roku Wydziału Wiedzy o Teatrze, zbrojna w oręż wiedzy i doświadczenia swych wybitnych nauczycieli (Raszewski, Timoszewicz, Fik, Koenig… – by wymienić tylko tych największych), do teatru lalkowego raczej nie chodziła. Tak jak wszyscy pasjonowała się Swinarskim, Kantorem i Grotowskim, jednocześnie niemal z założenia utożsamiając scenę dla dzieci z nędznym infantylizmem i kiczowatością. „Trochę szacunku nabrałam – wspominała po latach – gdy wybrałyśmy się z moją przyjaciółką Justyną Csató na Pastorałkę Leona Schillera. Coś drgnęło, zaczęło wzruszać, ale na krótko, szybko »przykryte« wrażeniami z teatrów Jarockiego, Grzegorzewskiego i innych bogów”2. Prawdziwy przełom w nastawieniu Pani Hanny do teatru dla dzieci nastąpił odrobinę później, gdy zaczęła go odwiedzać nie jako osoba uczona (przynajmniej nie tylko), a przede wszystkim jako osoba towarzysząca. Nagle okazało się, „że poduszka à la Magritte zmienia się w chmurę i wyfruwa przez okno, a cień palców staje się Złym Wilkiem”3 – i że to absolutnie wystarczy, by uruchomić wyobraźnię widza i obudzić w nim pragnienie obcowania z „teatralnymi cudami tego świata” i rozumienia ich. „To była zresztą wtórna fascynacja teatrem formy – wyjaśniała Pani Hanna w jednym z tekstów – bo moją pierwszą wielką miłością była Umarła klasa, której nie umiałabym przemądrzale opisać, ale podziwiać i wielbić umiałam”4.

Na łamach „Teatru Lalek” Hanna Baltyn zadebiutowała dopiero w 1990 roku, publikując tekst poświęcony działalności Zbigniewa Micha i jego Teatrowi im. Kici-Koci – teatrowi „na wskroś oryginalnemu, ale nie dla snobów, tylko dla ludzi – i dzieci”5. Już to proste sformułowanie stanowi zapowiedź późniejszych, silnie sprecyzowanych gustów recenzentki. Chociaż kolejne spektakle prowadziły Panią Hannę na kolejne poziomy wtajemniczenia w sztukę animacji i stopniowo odkrywały przed nią nieograniczone możliwości tego wdzięcznego, prostego świata, łączącego zabawę ze „sztuką pojmowaną na serio”6, to jednak jej recenzenckie credo pozostawało bez zmian. W tekście poświęconym słynnemu Turlajgroszkowi Tadeusza Słobodzianka i Piotra Tomaszuka pokusiła się o takie oto wyznanie: „Nie trawię taniej dydaktyki, a z drugiej strony wymądrzania, nie podobają mi się konwencje, które chciałyby parodiować kicz, a same są kiczem, nie pokocham ani upupionego stereotypu, choćby nie wiem jak sprawnie go realizowano, ani »awangardy«, która satysfakcjonuje wyłącznie jej producentów. Teatru nie dzielę na »dla dzieci« i »dla dorosłych«, tylko na dobry i zły. A ten dobry zdarza się wtedy, kiedy autorzy – reżyser, aktorzy, scenograf, »oprawca« muzyczny – nie udają, że o coś im chodzi, nie wyrabiają w pocie czoła pensum przedstawień, za które dostają etatowe pieniądze, tylko o coś im chodzi naprawdę, coś mają do powiedzenia”7.

Takiej postawy wymagała od artystów i tego – jako krytyk – wymagała od siebie. Żaden z napisanych przez Baltyn tekstów, czy to pochlebnych, czy to od pochwał dalekich, nie był typowym odfajkowaniem wierszówki opisującym teatralny świat przedstawiony. Każdy z nich był natomiast mocnym głosem zaangażowanym w „sprawę”. A „sprawy” były różne, począwszy od prawa przedszkolaków do posiadania swojego teatru („który rozumieją i w którym się nie nudzą”8), poprzez wartość artystyczną teatralnych propozycji dla najmłodszych (bo chowani na dobrym teatrze „i w przyszłości odróżnią teatralną prawdę od kiczu”9) i przede wszystkim nieutyskiwanie, że „to »zbyt trudne«, tamto »zbyt poważne«, a owego dzieci »nie zrozumieją« ”10. Pani Hanna, będąc wierną rzeczniczką najmłodszej widowni, zawsze traktowała ją zupełnie serio. O tym, że dzieci rozumieją dużo więcej, niż nam się wydaje, wiedziała bardzo dobrze – nie tylko obserwowała żywiołowe reakcje najmłodszych widzów i ich błyskawiczne łapanie teatralnych konwencji, ale i rozmawiała z zaprzyjaźnionymi podczas spektaklu maluchami, by następnie z takich rozmów z „młodymi ekspertami” zdać relacje w swoich tekstach.

Sama zaś na eksperta nigdy się nie kreowała, a przecież miała ku temu wszelkie podstawy. Jako znawczyni i miłośniczka sztuki potrafiła – już w spektaklach dla dorosłych – bezbłędnie wychwycić wszelkie odwołania do dzieł mistrzów malarstwa. Tekst Lisowskiego Szekspir współczesny pełen jest takich plastycznych odniesień – a to do Rembrandta i Boscha, a to do Dalego czy Fridy Kahlo. Natomiast w recenzji spektaklu Żółty dźwięk, według Wassilego Kandinskiego, Pani Hanna z lekkością i jakby od niechcenia pozwoliła sobie na następujący passus: „Duchy Warma, Röhriga i Reimanna, dekoratorów słynnego Gabinetu doktora Caligari na pewno pokutują w okolicy Żółtego dźwięku. Tak samo jak wspomnienie rysunków Goi, fantastycznych pejzaży Witkacego, plakatów operowych Lenicy, strupieszałych figur z obrazów Ensora”11. Warto zaznaczyć, że recenzentka – zawsze ciekawa otaczającego ją świata – nie poprzestawała na odnośnikach historycznych, lecz z równą sprawnością cytowała songi Kazika czy odsyłała czytelników do najnowszych produkcji filmowych. Żaden z tekstów Hanny Baltyn, nawet jeśli był recenzją hermetycznej książki czy powstawał z myślą o konferencji naukowej, nie przypominał nudnej, historycznej kobyły składającej się z wyliczenia premier, lektur i setki przypisów – takie czytała do poduszki. Sama zaś pisała teksty, w których dużą rolę odgrywał czynnik ludzki, osobisty, potwierdzający wiarygodność narracji. Zalicza się do nich referat poświęcony Jadwidze Mydlarskiej-Kowal, wybitnej scenografce, zasługującej na znacznie większy rozgłos niż ten, który zdobyła, albo chociażby opisy prac scenograficznych Adama Kiliana.

Ale najbardziej lubiłam i ceniłam Panią Hannę za jej charakterność. Była trochę jak norweska babcia z Wiedźm, spektaklu w reżyserii Agnieszki Glińskiej, której „ekscentryczność ograniczała się do walenia prawdy prosto z mostu, palenia cygara i jeżdżenia na nartach w spódnicy”12. Wprawdzie co do nart i cygara to pewna nie jestem, ale zdolność formułowania sądów szczerych i nieuznających kompromisu zdecydowanie była cechą, która wyróżniała Hannę Baltyn. Najlepiej widać ją było w tekstach dotyczących spektakli, w których wysiłki twórców szły na marne, skręcały w efekciarstwo lub rozczarowywały dosłownością. Nie oszczędzała wtedy nikogo – po premierze Bankructwa małego Dżeka w (lubianym przecież przez nią) Teatrze Lalka pisała: „Niemiłe to zajęcie przyganiać renomowanej scenie, ale jak się należy, to trzeba”13. Właściwie cała recenzja z tego spektaklu mogłaby posłużyć za przykład bezkompromisowości, ale i błyskotliwości rozjuszonego krytyka. Bywało jednak i tak (najczęściej podczas festiwali czy przeglądów, na które Hanna Baltyn regularnie i z chęcią jeździła), że najsłabsze spektakle pomijała w swoim opisie – albo zaznaczała wprost, że o danym spektaklu pisać nie będzie, bo „jego obecność na tym festiwalu uważa za pomyłkę”14 – i już sam taki wpis działał jak najgorsza nagana.

Uwielbiałam Panią Hannę za nazywanie rzeczy po imieniu, niekłamany zachwyt, gdy coś było piękne, i nieprzebieranie w słowach, gdy coś zawiodło jej oczekiwania. A najbardziej chyba za to, co w tekście Być krytykiem wyraziła w formie przykazania: „Nie kłamać sobie i światu”15. Hanna Baltyn uprawiała krytykę szczerą i dojrzałą, podpartą szeroką erudycją i wypracowanym światopoglądem, a jednocześnie niezależną od własnego widzimisię, starającą się zrozumieć innych, ich racje i tworzony przez nich sceniczny świat, by następnie odkryć w nim coś dla siebie, zachwycić się i zarazić tym zachwytem swoich czytelników. Do znudzenia powtarzała, że krytyk powinien mieć swój styl – i sama zdecydowanie go miała.

Stwierdzenie, że przedwczesna śmierć Hanny Baltyn zubożyła nas wszystkich, może wydać się okolicznościowym frazesem, ale chyba każdemu, kto weźmie do rąk zbiór W teatrze lalek, musi przejść ono przez myśl. Tym większa chwała Halinie Waszkiel i Instytutowi Teatralnemu, że zdecydowali się ocalić to, co w pisaniu o teatrze zdarzyło nam się najlepszego, a co, zdaje się, powoli wychodzi już z mody – teksty krytyka, który kompetentnie i z pasją walczy o dobry teatr.

 

1. Warszawski Pałac Teatralny – pierwszy, nie ostatni, „Teatr Lalek” nr 2/1998. Wszystkie cytaty pochodzą z tekstów Hanny Baltyn.
2. Koń pod sufitem, „Foyer” nr 2/2004.
3. Tamże.
4. Być krytykiem, „Teatr Lalek” nr 3/2006.
5. Teatr Zbigniewa Micha, „Teatr Lalek” nr 1/1990.
6. Tamże.
7. Snuj się, snuj bajeczko…, „Teatr Lalek” nr 1-2/1991.
8. Trzy popołudnia w teatrze św. Mikołaja, „Teatr Lalek” nr 3-4/1990.
9. Miód wierszaliński, „Teatr Lalek” nr 1/1993.
10. Lalki, ludzie i mądre myślenie o teatrze, „Teatr Lalek” nr 2/1996.
11. Nic czyli coś, „Teatr Lalek” nr 3-4/1991.
12. Wiedźmy, „Teatr Lalek” nr 1/2008.
13. Bankructwo, ale czyje?, „Teatr Lalek” nr 2/2014.
14. Ludzie, lalki i cienie, „Teatr Lalek” nr 1/2010.
15. Być krytykiem, „Teatr Lalek” nr 3/2006.

 

 

autor / Hanna Baltyn-Karpińska
tytuł / W teatrze lalek
wydawca / Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego
miejsce i rok / Warszawa 2016

absolwentka Wiedzy o Teatrze AT, doktorantka Uniwersytetu SWPS. Była redaktorem naczelnym portalu teatrakcje.pl. Publikuje w „Scenie”, „Aspiracjach”, „Teatrze” i piśmie „nietak!t”. Sekretarz regionu warszawskiego portalu teatralny.pl.