1/2017

Alicja po drugiej stronie kurtyny

Po czterech odcinkach poświęconych tematom społecznie ważnym i żywym ekipa Fabularnego przewodnika po... dojrzała do tego, by zrobić spektakl o sobie.

Obrazek ilustrujący tekst Alicja po drugiej stronie kurtyny

Marta Ankiersztejn

Gdy próbujemy wyobrazić sobie kogoś, kto mógłby być przewodnikiem po świecie teatru, w pierwszej chwili przychodzi nam na myśl aktor. Albo reżyser. Albo dyrektor. W każdym razie ktoś z wewnątrz, doświadczony i o dobrym rozeznaniu. W Fabularnym przewodniku po mieliźnie trzeciego aktu w warszawskim Klubie Komediowym rolę tę pełni jednak ktoś zupełnie inny – adeptka nauk ścisłych (Katarzyna Kołeczek), która do teatralnego gmachu trafia tylko dlatego, że tam właśnie ma odbyć się uroczystość wręczenia Złotego Hallotronu, czyli medalu dla najrozsądniejszej doktorantki. By uciec przed natrętną i nieprzestrzegającą zasad BHP byłą promotorką, profesor Aporią Śniadecką (Agata Sasinowska) i przygotować się do wygłoszenia przemowy, doktorantka oddala się od bankietującego tłumu i zapuszcza w labirynt korytarzy, wciągana coraz głębiej przez kolejne napotykane postaci.

Nieprzypadkowo bohaterka nosi imię Alicja i prostą błękitną sukienkę. Skojarzenie z Alicją w Krainie Czarów Lewisa Carrolla uderza szczególnie mocno w scenie ze Sztucznym Królikiem (Mateusz Lewandowski), który wprawdzie podkreśla, że nie jest biały, tylko pstrokaty, ale spieszy się tak samo jak jego literacki pierwowzór. Z opowieści Carrolla zaczerpnięty jest też sposób, w jaki Alicja komentuje otaczającą ją rzeczywistość – zwracając się często do samej siebie i prosząc o cierpliwość i rozwagę: „Potraktuj to jako zadanie, Alicjo”. Jak przystało na naukowca, jest racjonalna, wszystkie napotkane po drodze postaci stara się obserwować niczym preparaty w laboratorium i przykłada do nich niepodważalne prawa, przy pomocy których do tej pory zawsze udawało się jej opisywać rzeczywistość. W teatrze zaś sprawdza się to z różnym skutkiem. Czasem ją to irytuje, ale przede wszystkim fascynuje. Do tego stopnia, że na koniec jest w stanie powiedzieć, że nie wie, co dalej. I zaśpiewać absurdalną piosenkę o kocie, który zamienił się w czajnik.

Dzięki temu, że funkcję narratora przypisano osobie spoza teatralnego środowiska, twórcom spektaklu udało się uniknąć ryzyka, jakie zawsze niesie ze sobą chęć bycia „meta” – hermetyczności. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy przy pracy spotykają się młodzi absolwenci aktorstwa, reżyserii, scenografii i wiedzy o teatrze, w dodatku w większości – koledzy ze studiów. Łatwo wyobrazić sobie, że w efekcie powstaje rodzaj prywatnego żartu, który bawi tylko ich samych. Postać Alicji pozwoliła pokazać temat z perspektywy kogoś, dla kogo jest on zupełnie obcy, spojrzeć na niego z dystansem, a także – jak w każdym z dotychczasowych odcinków Fabularnego przewodnika po… – w sposób inteligentny. Erudycyjna gra z różnymi tekstami kultury łączy się tu z celną obserwacją społeczną. Balon tonu serio przebija szpilka ironii, groteska jest łagodzona liryzmem.

Tak jest na poziomie tekstu, ale tak też realizują to aktorzy – odtwarzający kolejne postaci, które, jak w każdym odcinku, tworzą niezwykłą i malowniczą galerię typów. Choćby Julia Beta (Weronika Nockowska) – „utrzymanka na wydaniu”, która szuka swojego „Romea Alfa”, ale, błąkając się po gmachu teatru, wciąż wraca na balkon, gdzie wysłuchuje westchnień kogoś z dołu. Albo nieco przerażający i obleśny Rekwizytor (Maciej Nawrocki) – maniakalny kolekcjoner wszystkiego, który nagle przyznaje się, że ze zgromadzonych elementów chce skonstruować sobie idealną narzeczoną.

Oczywiście, jeśli jest się osobą z kręgu teatralnego środowiska, można odczytać znacznie więcej aluzji i żartów wpisanych w bohaterów. Błażej Staryszak, Michał Sufin i Grzegorz Jaroszuk – autorzy przedstawienia – nie zastosowali jednak łatwego rozwiązania, jakim byłoby kabareciarskie sparodiowanie konkretnych osób z tzw. branży, ale pozostali na poziomie społecznej obserwacji pewnych występujących w niej typów. Widz Festiwalowy (Bartłomiej Magdziarz) wywoła sentymentalny uśmiech u każdego, kto wystawał w niekończących się kolejkach po wejściówki na spektakle prezentowane podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych. Aktorka Zaplątana (Matylda Damięcka), bezustannie i bezskutecznie oczekująca na debiut, przypomni niektórym studia w szkole teatralnej i kolegów z pierwszego roku aktorstwa – z ich nieznośną manierą i przesadną dykcją. Dyrektorka-Diwa (Lewandowski), obsadzająca samą siebie we wszystkich premierach, to również postać skądinąd znajoma, a jej dialog z dwiema pozostałymi dyrektorskimi głowami (Magdziarz, Nawrocki) obśmiewa wszystkie możliwe strony sporu na temat podziału kompetencji w zarządzaniu teatrami. Komorniczka Postdramatyczna (Sasinowska) śmieszy raczej przez wspomnienie Kolonii z Melpomeną, podrzucanie widzom do kieszeni płaszczy karteczek z objaśnieniami do spektakli i deklarację: „W swoich realizacjach zamiast w grę emocji idę bardziej w plastykę, w ciekawe choreo i w kostium”.

Inaczej ma się rzecz z Widmem Westfalskiej Reżyserki (Nockowska) – trudno odpędzić natrętną myśl, że stanowi ona karkołomną syntezę Agnieszki Glińskiej i Natalii Korczakowskiej, w proporcjach zmiennych, a jednocześnie przecież jest po prostu ucieleśnieniem utrwalonego stereotypu. Podobnie Bloger Teatralny (Lewandowski), którego postać łączy w sobie różne cechy studentów i absolwentów Wydziału Wiedzy o Teatrze, a przy tym jest – czytelnym wprawdzie tylko dla nielicznych – skumulowanym portretem dwóch kolegów z roku Sufina. Ale cała ta wiedza nie jest wcale niezbędna, aby się dobrze bawić – czego najlepszym dowodem są żywiołowe reakcje zgromadzonej w piwnicy przy placu Zbawiciela publiczności.

Może tylko trochę szkoda, że tym razem nie pojawił się żaden bohater wcześniej nam znany. Co prawda Michał Sufin przed każdym spektaklem podkreśla, że pomiędzy poszczególnymi odcinkami Przewodnika... nie ma żadnego związku, ale chyba przyzwyczailiśmy się do tego, że dawne postaci wracają w nowych, czasem niespodziewanych kontekstach – jak Litota czy Coachka.

Wygląda na to, że po czterech odcinkach poświęconych tematom społecznie ważnym i żywym ekipa Przewodnika... dojrzała do tego, by zrobić spektakl o sobie; miarą tej dojrzałości jest niewątpliwie to, że umieją się z siebie śmiać, co – podkreślmy – w tym środowisku nie zdarza się często. Ale, co ważniejsze, udało im się coś, co przy takim temacie wydaje się niemożliwe – zrobili spektakl dla każdego. Widzowie spoza środowiska mogą oglądać go jak relację z egzotycznej wycieczki po atrakcyjnym miejscu – bo taki przecież jest dla nich teatr, zwłaszcza widziany od kulis. Dowcipne, inteligentne pointy, wpadające w ucho piosenki, sprawnie zbudowane postaci, trafne obserwacje społeczne zręcznie przełożone na język sceny – wszystko to jest gwarancją udanego wieczoru. A co z nami, widzami „branżowymi”?

Oprócz nieco większej – a może po prostu innej – porcji rozrywki, Fabularny przewodnik po mieliźnie trzeciego aktu przypomina nam jedną istotną rzecz, o której bardzo często zapominamy. Dając nam szansę spojrzenia na samych siebie z boku, uświadamia, że przez większość społeczeństwa jesteśmy postrzegani jako niezbyt groźne, a czasem nawet sympatyczne, ale jednak dziwolągi. Emocjonujemy się swoimi sprawami, toczymy małe i większe wojny w imię własnych interesów, jednych lubimy, innych nie, z kimś trzymamy przeciwko komuś – dla nas jest to szalenie istotne, dla innych już niekoniecznie. Łapmy więc dystans, najczęściej jak się da. Życie nie kończy się na teatrze, o czym w ostatniej, bardzo lirycznej piosence śpiewa Matylda Damięcka. Dobrze o tym pamiętać.

 

Klub Komediowy w Warszawie
Fabularny przewodnik po mieliźnie trzeciego aktu
tekst Michał Sufin, Błażej Staryszak
reżyseria Grzegorz Jaroszuk, Michał Sufin
premiera 8 października 2016