3/2017
Obrazek ilustrujący tekst Śpiewać każdy może…

Śpiewać każdy może…

„Każdemu wolno kochać” – głosił filmowy szlagier z lat trzydziestych, a po kilkudziesięciu latach na Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu twierdzono, że „śpiewać każdy może”. Przekładając te „skrzydlate słowa” na uprawianą przeze mnie historię teatru, pozwolę sobie zauważyć, że o ile każdemu wolno kochać teatr, to fakt ten nie jest wystarczającym powodem, by zaraz z racji tej miłości o teatrze pisać.

***

Szerokie udostępnienie nowych zasobów archiwalnych w 1989 roku oraz powszechność laptopów zmieniły metodę pracy naukowców, zwłaszcza humanistów. Kiedy na początku lat dziewięćdziesiątych zespół kilkunastu osób pracował nad Kroniką życia teatralnego 1944–19891,w Archiwum Akt Nowych i Archiwum Miasta Warszawy siedziało kilka osób, przy dwu stołach z gniazdkami zasilania nie było tłumów, akta otrzymywało się dopiero następnego dnia po złożeniu rewersu, a na kserokopie trzeba było czekać niekiedy i dwa tygodnie. O IPN-ie nikt jeszcze nie słyszał2. Podstawą pracy historyków, także historyków teatru, była przede wszystkim żmudna, ręczna (setki fiszek) kwerenda w rocznikach gazet i czasopism, archiwach teatrów, czasem – Ministerstwa Kultury i Sztuki, SPATiF-u. Potem następowała praca analityczna. Pisano o teatrze przede wszystkim jako o zjawisku artystycznym, estetycznym, niekiedy tylko zahaczając o meandry tego, co nazywamy „życiem teatralnym”, polityką kulturalną. Przywołany tu grant był chyba pierwszym projektem badawczym, który miał pokazać „podszewkę” dobrze znanego i opisanego już zjawiska – wyjaśnić zależności, zaskakujące kariery, niezrozumiałe decyzje, pokazać relacje między polityką, administracją, artystami i prasą. Dokonane w tej Kronice zestawienia dokumentów cenzury, ministerstw, archiwów partyjnych różnych szczebli z publikacjami prasowymi, recenzjami wyjaśniały wiele tajemnic, nad którymi bezskutecznie głowili się współcześni w latach pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych. Niemały udział w ich wyjaśnianiu miał też wysyp literatury pamiętnikarskiej, autorstwa nie tylko ludzi kultury, ale i emerytowanych działaczy i urzędników partyjnych. Nie mieliśmy wtedy wątpliwości, że oto właśnie powstaje nowa dziedzina badań, którą można określić jako „historię teatru współczesnego”. Dopiero zestawione razem „sztuka” i „polityka”, czyli historia teatru i polityka kulturalna, dawały pełny obraz tego, co określamy „życiem teatralnym”.

Nie bez powodu Marta Fik zdecydowała się na taki rodzaj badań. Sukces jej Kultury polskiej po Jałcie3, która była pierwszą próbą pokazania, co znaczy przedstawiona wyżej zbitka pojęć, prowokował do dalszego drążenia tematu. Roman Loth napisał, że Fik „była jednym z pierwszych badaczy sięgających do źródeł dotychczas nieznanych i tajemniczych, a często ujawniających swą rewelacyjność”; podkreślał odkrywczość jej badań, świadomość, że bez zbudowania podstaw faktograficznych nasza wiedza o współczesności będzie niepełna. Były to badania niezwykle ważne, często – rewelacyjne, wywołujące wiele dyskusji4. Badacze zachłysnęli się ich efektownością, laptopy, skanery spowodowały zalew prac materiałowych5. To było pasjonujące. Pasjonujące – w latach dziewięćdziesiątych. Dziś stało się wtórne: dosłownie, bo to samo otrzymujemy po raz kolejny (z pewną drobną różnicą, o której za chwilę).

Autorzy obu omawianych tu książek przyjmują różne strategie: Kula relacjonuje (dość chaotycznie) partyjne dokumenty i w felietonowych raczej komentarzach wyśmiewa i kompromituje na swój sposób PZPR, jej politykę kulturalną w latach sześćdziesiątych, a Wojtczak pisze coś w rodzaju raportu z zawartości teczek archiwum Wydziału Kultury KC PZPR przetykanego osobistym pamiętnikiem. Obie książki budzą głęboki sprzeciw, każda z innego powodu.

W 2004 roku Mieczysław Wojtczak wydał książkę o Polskiej Kronice Filmowej6; czytało się ją dość nudno, choć autor opowiadał o sprawach niebywale ciekawych. Akurat o filmie Wojtczak („od kultury” w KW PZPR, w KC, wiceminister kultury, szef kinematografii, później na zesłaniu w Moskwie) miał prawo pisać, znał się na tym i miał, zdaje się, u filmowców nie najgorsze notowania i realne zasługi, ale już wówczas robienie z siebie męża opatrznościowego polskiego kina wydawało się przesadą. Jeżeli przyjąć jego optykę, to naprawdę trudno zrozumieć, czemu poprzedni ustrój był tak parszywy i upadł, skoro wszyscy byli tacy porządni, uczciwi i kierowali się w swojej pracy jedynie szlachetnymi intencjami i walczyli o dobro – w tym wypadku kinematografii – narażając swoje stanowisko. Obecna książka, jako się rzekło, jest półpamiętnikiem, autor powołuje się na swoją pamięć, prowadzone rozmowy, spotkania, własne doświadczenia (niektóre cytowane dokumenty opisuje jako „własność prywatną”, „ze zbiorów prywatnych”)7. No cóż, każdy pisze swoją historię tak, jak ją pamięta, tak, jak chce ją widzieć, i tak, jak chce ją przekazać potomnym. Taka jest konwencja gatunku i nie należy traktować pamiętników bezkrytycznie, jako źródła historycznego (zwłaszcza póki żyją ci, co pamiętają te same czasy). Znowu się okazuje, że wszyscy byli w opozycji i byli przeciw, i dawali wyraz, i robili krecią robotę, i w ogóle byli anty. To kto, do cholery, tworzył ten PRL?

Tą samą refleksją w 2012 roku dzieli się Joanna Krakowska w rozmowie o swojej książce Mikołajska. Teatr i PRL: „Toteż nie ma co się dziwić, że dziś wydaje się, jakby nikt nie należał do PZPR-u, wszyscy byli przeciw reżimowi i wszyscy walczyli z komuną… Tak naprawdę jednak tak wtedy, jak i dziś chodziłoby o poważną rozmowę, czym jest oportunizm, konformizm i kompromisy. Tylko to nie byłaby rozmowa o czerni i bieli, ale o rozmaitych odcieniach szarości. Wydaje mi się, że jest jeszcze wiele książek do napisania na temat niejednoznaczności postaw, ceny takich, a nie innych wyborów i trybu ich podejmowania, kiedy to, co wydaje się słuszne, za chwilę zdradza swoje podejrzane oblicze. Wobec PRL-u, wobec całego tego okresu trzeba chyba zachować postawę rozumiejącą, co nie oznacza wcale rozgrzeszania draństw”8. Draństw nikt Wojtczakowi nie przypisuje, ale już nadmiernie dobre samopoczucie – tak. I niesmak budzi akcja pewnej grupy publicystów ancien régime’u wokół tej książki. Jej ukazanie, promocja stały się okazją do „odwracania kota ogonem”. Czarne zostaje nazywane białym, naukowa analiza dokonana z innych pozycji badawczych – lustracją. Towarzysze uznali, że już można, że okres karencji minął? Nikt już nic nie pamięta? Nie, pamiętamy i nie ma zgody na takie twierdzenia, jak rekomendacja Andrzeja Kurza: „Książka stanowi niezbędne dla wiedzy o epoce sprostowanie jednostronnych opinii produkowanych przez dzisiejszych »lustratorów«, wykorzystujących głównie świadectwa opresyjnych manipulacji tajnych służb”, czy Marka Wawrzkiewicza: „Ta książka nie jest sądem. Jest zeznaniem obiektywnego świadka przed sądem historii”9.

Ci rzekomi „lustratorzy” wykorzystywali dokładnie te same zasoby archiwalne, ale w przeciwieństwie do Wojtczaka zajmowali się historią teatru na danym etapie rozwoju, a nie historią partii. Wojtczak posługuje się tymi samymi materiałami, na które powołuje się w swojej książce Maria Napiontkowa, ale ogranicza się do ich przedstawienia. W przeciwieństwie do Napiontkowej trudnych spraw jedynie dotyka, czasem je nazywa, ale nie analizuje, nie wiąże w spójną całość, nie pokazuje zależności, konsekwencji.

Książka w zasadzie ma układ chronologiczny i – co się w pracach historycznych zdarza – czym bliżej naszych czasów, tym bardziej ogólnie i skrótowo. (Najobszerniej omówione zostały lata pięćdziesiąte, jako że był to okres, który obfitował w rady, komisje, posiedzenia, szkolenia i wszechogarniającą biurokrację, więc i materiałów najwięcej). Zaczyna się od opisu pogrzebu Stefana Jaracza (którego postępowej, sprzyjającej nowej rzeczywistości postawie poświęcono cały pierwszy rozdział), by skończyć się dość mętnie i niekonsekwentnie z końcem lat sześćdziesiątych (cezurą staje się otwarcie Teatru Ochota). Owa chronologiczna relacja przerywana jest blokami tematycznymi (sprawy dramatu współczesnego, historia Dziadów w PRL-u, problem STS-u, Hanuszkiewicz, Teatr Telewizji)10. Świadomie używam określenia „relacja”, bo nie jest to w żadnym wypadku narracja, opowiedziana historia. Jest to sumienne (acz wybiórcze) streszczenie dokumentów z teczek archiwalnych, z rzadka skomentowane. Autora interesuje – i jest to niebywale wyraźne – wyłaniający się z nich obraz partii i jej działaczy, a nie skutki ich działania dla teatru. To nie jest zatem historia teatru, lecz historia partii. Nawet nie zaiskrzyło na ich styku, bo ta relacja jest zwyczajnie nudno napisana; tekst autorski jest tak samo nużący jak dokumenty, choć mówią o rzeczach pasjonujących. Z równym powodzeniem można było wydać antologię samych materiałów11. Wtórność pracy wobec wcześniejszych badań bije po oczach (wystarczy przeczytać rozdział poświęcony „aferze Dziadów”, który – choć cytuje obficie dokumenty – jest w całości streszczeniem monograficznego „Pamiętnika Teatralnego”, prac Jerzego Eislera, publikacji Grzegorza Sołtysiaka i Józefa Stępnia, i innych)12.

Książka, jako się rzekło, w większości składa się z cytatów. Powiedzmy, że założeniem autora było przede wszystkim zaprezentowanie archiwalnych dokumentów. I te cytaty są porządnie opisane, do każdego dokumentu mamy przypis. Ale jest tu też wiele przytoczeń niejasnych, całe akapity ujęte w cudzysłów – tylko nie bardzo wiadomo, z czego pochodzą. Autor o pracy historyka teatru ma pojęcie mgliste, czego dowodzą bibliografia i przywoływane przez niego źródła. Bo jeżeli wyrzucenie Schillera opisuje się na podstawie Igraszek z Melpomeną Igora Śmiałowskiego, a o stosunku Holoubka do władz partyjnych ma świadczyć cytat ze zbioru wywiadów Lubczyńskiego Rapsodia życia i teatru, jeżeli w bibliografii jest co prawda książka Krasińskiego o Jaraczu i praca Marczaka-Oborskiego, ale nie ma żadnej pracy o Szyfmanie, o Schillerze, jest za to przebogaty zbiór działaczy partyjnych (Bierut, Jerzy Kossak, Werblan, Sokorski), a na okrasę Bratny, Filler i Maciąg – to nie ma zgody na taką „prawdę” o teatrze tamtych lat. Jeden z pierwszych recenzentów broni autora, pisząc: „To przecież nie miała być i nie jest książka historyka teatru czy krytyka teatralnego, ale opowieść snuta przez polityka, obdarzonego talentem pisarskim, którego uwaga koncentruje się wokół ustanawianych granic wolności twórczej i prawa do poszukiwań artystycznych”13. Nie ma „opowieści”, nie ma „talentu pisarskiego” i nie ma polemiki na temat granic wolności twórczej, a recenzencki komentarz (cytujący autora): „Wojtczak dowodzi, że światli politycy lewicy, ale przede wszystkim artyści »potrafili wykorzystać nowe możliwości dla tworzenia podstaw nowoczesnego teatru, opartego na polskich tradycjach i dorobku światowym. Teatr przestał być rozsadnikiem szmiry, dążył do osiągnięcia wysokiego poziomu artystycznego, ideowego i do szerokiego udostępniania sztuki widzom teatralnym«”, powoduje, że czytelnik choć trochę zaznajomiony z historią teatru międzywojnia oczy przeciera ze zdumienia, zastanawiając się, co wtedy robili Horzyca, Schiller, Osterwa – żeby poprzestać na oczywistościach. Jest tu za to historia walk frakcyjnych w partii, jest historia brania pod but twórców i całej kultury. Oczywiście, może autor taką pracę napisać, ale proszę nie wmawiać czytelnikom, że to prawda o teatrze tych lat. To prawda – i to wybiórcza – o polityce i ideologii tych lat. Książka, która powinna stać na półce „ideologia”, a nie na półce „teatr”, i nosić tytuł nie „Teatr na scenie polityki”, lecz „Partia wobec teatru”.

***

Zupełnie innej natury jest przypadek książki Marcina Kuli – łączy je tylko fragmentarycznie ten sam omawiany okres (książka Kuli ma znacznie mniejszy zasięg czasowy) i wykorzystywany zasób archiwalny. Mamy tu sytuację, w której badacz po prostu wkracza na nieswoje pole, nie zna stanu badań, nie ma rozeznania w publikacjach – pisał o skutkach takich sytuacji swego czasu Garlicki14. Kula jest historykiem, ale nie historykiem teatru. Przekonany, że odkrył nieznane dokumenty, publikuje je pod efektownym tytułem (PZPR jako reżyser życia teatralnego w latach sześćdziesiątych), który dla historyków współczesnego teatru jest po prostu trawestacją tytułu znanego szkicu Marty Fik Cenzor jako współautor15. W przeciwieństwie do książki Wojtczaka, praca Kuli jest w pełni profesjonalna, wnioski są udowodnione i poparte materiałami archiwalnymi, skomentowane. To, co pisze, zgadza się z naszą wiedzą – i nic nowego do niej nie wnosi. To wszystko już wiemy, czytaliśmy zarówno te „protokoły” i „notatki”, jak i ich egzegezy.

Już chyba wszyscy16 wykorzystali zbiór Archiwum Akt Nowych o sygnaturze zaczynającej się od magicznych cyfr 237/XVIII… Wiemy też znacznie więcej, niż prezentują prace Wojtczaka i Kuli, bo znamy nie tylko dokumenty, ale i ich teatralny kontekst, repertuar, dorobek reżyserski, aktorski. Wiemy kto, co, jak i już wiemy dlaczego tak. Krótko mówiąc: wiemy, jaki był ówczesny teatr, a nie tylko życie teatralne.

Różnica między postawami, zamierzeniami i ocenami formułowanymi przez obu autorów jest biegunowa: Wojtczak stara się udowodnić, że teatr w PRL-u był dobry, bo rządziła nim partia, a Kula twierdzi, że był dobry, mimo że rządziła nim partia. Czytelniku, bądź mądry i pisz wiersze, jak głosi porzekadło.

 

1. Grant Komitetu Badań Naukowych prowadzony przez profesor Martę Fik w IS PAN w latach 1991–1996.
2. Instytut Pamięci Narodowej (IPN) został powołany 19.01.1999 na mocy ustawy z 18.12.1998.
3. Kultura polska po Jałcie, Londyn 1989.
4. Marta Fik publikowała wyniki swoich badań w „Dialogu”, „Tygodniku Powszechnym”, „Kwartalniku Filmowym”, by w końcu wydać Marcową kulturę (1995); Edward Krasiński w latach dziewięćdziesiątych prowadził w „Dialogu” rubrykę Z archiwum; komentowaną serię publikacji dokumentów o teatrze zawdzięczamy Andrzejowi Garlickiemu („Polityka” 1993).
5. Książki naukowe w sposób widoczny zwiększyły swoją objętość: teraz wielostronicowe nieraz cytaty dokumentów wszelkiej proweniencji stały się normą lub prace opatrywane są źródłowymi aneksami.
6. Kronika nie tylko filmowa, Warszawa 2004.
7. Należy zasygnalizować w tym miejscu problem, z którym mieli do czynienia wszyscy badacze archiwów: braki w dokumentach. Najbardziej intrygujący dla mnie jest brak w aktach cenzury teczki nr 3034 – w spisie adnotacja AAN „nie przekazano”. Jest to jedyna teczka tzw. konkretna, dotycząca nie ogólnie określanych na przykład „ingerencji w II kwartale”, ale Teatru Narodowego. Ciekawe, gdzie i kiedy się znajdzie.
8. Z ironicznym przełamaniem, [z J. Krakowską rozmawia K. Zalewska], „Teatr” nr 3/2012.
9. Cytaty ze strony Wydawnictwa EMKA.
10. Książkę otwiera bardzo drobiazgowy, rozczłonkowany spis treści, którego hasła stanowią potem żywą paginę.
11. Co też częściowo już zrobiono parę lat temu.
12. Pomija zresztą najciekawsze, najbardziej podłe dokumenty.
13. „Trybuna” nr 11/2016.
14. A. Garlicki, Wywrotka na przewrocie, „Polityka”, 1.05.2010. Można by zasygnalizować tutaj ten sam problem z pracą Mariana Toporka Teatr krakowski w latach 1945–1956. Oblicze ideowo-polityczne (Katowice 2016), o którym jako historyku teatru nikt w Krakowie nie słyszał. Praca jest doktoratem obronionym na Wydziale Historii UJ i od profesjonalnej pracy badacza teatru jest odległa o lata świetlne.
15. W tomie Literatura i władza, Warszawa 1996.
16. Marta Fik, Edward Krasiński, Maria Napiontkowa, Joanna Krakowska, Andrzej Garlicki, Andrzej Krajewski, Daniel Przastek, Janina Hera, Marzena Kuraś i zapewne wielu innych; również pisząca te słowa.
 

autor / Mieczysław Wojtczak
tytuł / Teatr na scenie polityki 1944–1969
wydawca / Wydawnictwo Studio EMKA
miejsce i rok / Warszawa 2016

 

autor / Marcin Kula
tytuł / PZPR jako reżyser życia teatralnego w latach sześćdziesiątych
wydawca / Wydawnictwo Adam Marszałek
miejsce i rok / Toruń 2016