3/2017

Zacieranie granic

Yana Ross zainscenizowała w Reykjavíku powieść islandzkiego noblisty Halldóra Kiljana Laxnessa. Reinterpretując jej sensy, wsadziła kij w mrowisko.

Obrazek ilustrujący tekst Zacieranie granic

fot. Grimur Bjarnason

Nad sceną góruje poszarpany szkielet – ni to resztki hali, w której oprawiano ryby, ni to niedokończona konstrukcja dekoracji filmowych, na które zabrakło pieniędzy. Wszystkie interpretacje scenografii Michała Korchowca, znanego polskim widzom z realizacji do spektakli duetu Strzępka/Demirski, są możliwe. Przecież akcja powieści Halldóra Kiljana Laxnessa Salka Valka toczy się w biednej islandzkiej wiosce Óseyri, gdzie połów i obróbka ryb to główne źródło dochodu. Przecież akcja przedstawienia Salka Valka toczy się także na planie zdjęciowym.

Przedstawienie Yany Ross (polskim widzom znanej z Jeziora w TR Warszawa oraz Koncertu życzeń wyprodukowanego przez TR, Teatr Łaźnia Nowa oraz festiwal Boska Komedia) jest w połowie pęknięte. Linia przecięcia nie przechodzi jednak – jak mogłoby się na początku wydawać – między fabułą powieści a planem jej filmowej ekranizacji. Granicę wyznacza kolejny etap w życiu tytułowej bohaterki oraz zmiany, jakie dotykają mieszkańców Óseyri. Ross idzie tu tropem Laxnessa, choć oczywiście nie byłaby sobą, gdyby do kanonicznej na Islandii opowieści nie dołożyła własnego charakteru pisma.

Wiek niewinności

Do osady nad Akslarfiordem przybywa Sigurlina. Zamknięta społeczność z rezerwą wita nowo przybyłą, tym bardziej że ta posiada nieślubne dziecko. Salka to dziewczynka, która rośnie dosłownie na naszych oczach – najpierw gra ją mała Júlia Guðrún Lovisa Henje, potem dojrzała Þuríður Blær Jóhannsdóttir. Ta druga jest jakby stworzona do kreowania bohaterki Laxnessa/Ross – prostej dziewczyny, której urok zasadza się na hardości oraz podkreślanej niezależności.

To dorastanie dostrzeże nie tylko widownia, ale również kochanek Sigurliny – Steinor. Jak na czasy, w których powstała (lata 1931–1932), Salka Valka to powieść nad wyraz odważna i niemająca odpowiednika w ówczesnej literaturze światowej.

Przypomnijmy: Lolita pojawi się dopiero dwadzieścia cztery lata później. Poza tym powieść Nabokova przedstawia związek z nieletnią nieco starszą od bohaterki Laxnessa, no i robi to z perspektywy mężczyzny. U islandzkiego noblisty i Ross to dziewczyna jest bohaterką opowieści, a co ważniejsze – nie słodką nimfetką, tylko ofiarą. Przeszłość matki, jej lekkie prowadzenie się, odciskają na Salce niezatarte piętno, lecz dopiero umizgi Steinora powodują, że Salka z impetem wkracza w świat dorosłych – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Może dlatego nie ma dla niej nic świętego, nie mają na nią wpływu żadne autorytety – ani pleban, odmalowany przez Ross grubą kreską, ani kupiec Bogesen, przed którym drży cała miejscowość. Co gorsza, Salka nie potrafi się też z nikim związać. Gdy jej rówieśnik Arnaldur/Alli interesuje się ponętną córką Bogesena, Salka wpada we wściekłą zazdrość, wychodząc nawet z roli – odpina sztuczny, jak się okazuje, koński ogon, wkracza do budki lektorskiej, skąd narrator czyta prozatorskie opisy akcji scenicznej i robi mu karczemną awanturę. Lecz kiedy pozostaje z Arnaldurem sam na sam, nic się nie klei, jakby za wszystkim relacjami Salki zawsze stała postać Steinora. Salka jest jak „miniaturowa wersja nadziei, która jeszcze istnieje w zbrukanym krwią świecie” – jak o postaci Gelsominy w interpretacji Giulietty Masiny napisał któryś z krytyków po premierze La Strady. Warto dodać: nadziei na lepsze życie, które nigdy nie nastąpi.

Gdy umiera Sigurlina, grająca ją aktorka pozostaje na scenie; w końcu jest też Hallą – reżyserką kręconej na naszych oczach filmowej adaptacji Salki. Pytana przez dziennikarkę, czemu zdecydowała się zrobić ten film, odpowiada, że była wściekła na konserwatyzm islandzkiego społeczeństwa i jego wąskie horyzonty. Paradoksem jest, że walkę z nim przeprowadza przy pomocy powieści Laxnessa – jak sama stwierdza, bardzo mizoginicznego głosu. Halla nie zostawia zresztą na dumie Islandii suchej nitki – według niej Laxness był niezłym cwaniakiem, kimś pomiędzy Falstaffem i Makbetem, łaknącym sławy i fortuny. Chciał pisać dla Hollywood scenariusze, jeździć po świecie, publikować we wszystkich możliwych językach i pławić się w luksusach. Trudno sobie wyobrazić, by takie słowa o nobliście mógł włożyć w usta islandzkiej aktorki islandzki reżyser – w jednym z dwóch istniejących na wyspie teatrów.

Ross nie podchodzi do tekstu na kolanach – jej samej można by przypisać słowa reżyserki Halli: „Nie jest tajemnicą, że jestem fanką Larsa von Triera. […] Dlatego nie może nikogo dziwić, że eksperymentuję z formą. To, co mnie interesuje, to zacieranie granic między aktorstwem a życiem, graniem na scenie a kręceniem filmu”. Za te formalne wygibasy dostało się Ross od krytyczki Sigríður Jónsdóttir, która po premierze napisała: „Dekonstrukcja jest ciekawym narzędziem sztuki, ale nie w naszym, islandzkim teatrze. Przykre, że publiczność traci okazję, by poczuć głębokie emocje i pasję naszych ukochanych bohaterów. Klasyka powinna ukazywać przede wszystkim ludzkie emocje”. Dyrekcja Teatru Miejskiego z pewnością wiedziała, co robi, zapraszając do współpracy reżyserkę spoza Islandii. „Przewietrzenie” tekstu i znalezienie w nim nowych sensów było jak kij włożony w mrowisko. Kij spełnił swoje zadanie: rozruszał nieco senne wyspiarskie umysły.

Czasy ponowoczesne

Z biednej sierotki Salka wyrosła na świadomą własnych praw, zamożną obywatelkę. Zamożną? A skąd pieniądze? Od Steinora, który przysyła je co i raz z Ameryki. To, że Salka z nich korzysta, wydaje się nam dwuznaczne, jednak gdy zdamy sobie sprawę, że te środki służą jej do zbudowania niezależności, jesteśmy w ocenie mniej bezwzględni. Teraz Salka może już publicznie mówić to, co jako mała dziewczynka mówiła tylko w cztery oczy: „Nie sądzę, żeby istniał jakiś Bóg. Istnieją tylko solone ryby”. To pieniądze od byłego oprawcy pozwalają Salce na to, by sprzeciwić się Bogesenowi i stanąć po stronie miejscowej biedoty i rybaków. Tlący się bunt wybucha z prawdziwą siłą, gdy po zagranicznych naukach do Óseyri wraca Arnaldur. Są już z Salką dorośli, więc mogą spróbować tego, czego istnienie jako dzieci tylko przeczuwali. Niestety zbliżenie nie powodzi się, a impotencja Alliego to w równej mierze dowód na to, że coś, co się nie spełniło w czasie do tego przeznaczonym, później już nie ma szans powodzenia, jak i symbol życiowej nieporadności chłopaka. Arnaldur ma usta pełne haseł o obronie ludzi pracy, chce w Óseyri zrobić rewolucję, ale jak zauważa Salka, nigdy nie pracował, a jego wyjazd spowodował, że utracił kontakt z prawdziwymi problemami tutejszych mieszkańców.

Główne zagrożenie dla istniejącego porządku, które u Laxnessa czaiło się pod postacią komunizmu, u Ross przybiera postać multikulti, burkini i globalizacji.

Islandia nie jest już wszak krainą z czasów powstania powieści – jeden z najbiedniejszych regionów Europy nie tylko w 1944 uzyskał niepodległość, ale i poszybował w górę w rankingach PKB. Bohaterowie Ross zrzucają łachmany i przebierają się w szykowne sukienki oraz garnitury. Wyspa staje się na świecie modna, czego dowodem paradujące po scenie tabuny turystów. Wszyscy noszą takie same czapki z pomponami i fotografują każdy islandzki kamień. Z dawnej magii wyspy, jej wyjątkowych sag, mitologii i elfów, pozostały punkty przyznawane przez przybyszy na turystycznym portalu TripAdvisor. Pozór idylli pęka w 2008 roku. Ogólnoświatowy kryzys szczególnie silnie dotknął Islandię, pokazując, jak bezbronna wobec siły międzynarodowego kapitału potrafi być niewielka wyspa. Na ekranie obserwujemy reportaż z innego kryzysu, z 2016 roku – demonstracje po wybuchu afery Panama Papers: kilkanaście tysięcy osób domaga się ustąpienia premiera Gunnlaugssona i rozpisania wcześniejszych wyborów. W takim kontekście nawet zjednoczenie sił światowego „bolszewika” Alliego i jego dawnych pobratymców, w tym Salki, jest możliwe, ale i to szybko rozbija się na przykład o kwestie gender. Co paradoksalne, Arnaldur, jak wielu lewicowców, jest mizoginem i przekonuje niedoszłą kochankę, by ta nie stawiała kwestii płci w centrum walki klasowej. Dodatkowo nad młodymi wciąż wisi cień Steinora. Alli żąda, by Salka przestała być jego utrzymanką, ta wściekle odpowiada, że Arnaldur nawet nie może się porównywać ze Steinorem.

To dziwne, jak wspaniałomyślnie Salka obchodzi się ze wspomnieniem swego byłego oprawcy, choć na jej usprawiedliwienie dodajmy, że zwykle robi to podczas jego nieobecności. Gdy Steinor w końcu wraca z zamorskich wypraw, ich relacja – jak inne relacje Salki – też jest pełna pęknięć, niedopowiedzeń i niejednoznaczności. Salka ujeżdża go niczym konia – tak jak on ujeżdżał Salkę i jej matkę wiele lat temu. Widzowie Jeziora Ross w TR Warszawa pamiętają z pewnością rolę Agnieszki Grochowskiej, która dla męża udawała różne zwierzęta. O ile w stołecznym przedstawieniu uzwierzęcenie miało być rodzajem żartu, miało rozładować napięcie w pozostającym w kryzysie małżeństwie, to na scenie w Reykjavíku widzimy prawdziwe zezwierzęcenie ludzi, ich chęć dominacji nad drugim. Wspomniana już krytyczka Sigríður Jónsdóttir wytknęła Ross, że w jej teatrze nie ma miejsca na emocje. To nieprawda, to przedstawienie aż kipi od emocji, ale z pewnością nie są to emocje podawane wedle metody Stanisławskiego. Reżyserka odeszła od niej już dawno, zatrzymując się jednak w bezpiecznej odległości od apsychologicznego aktorstwa rodem z teatru niemieckiego czy flamandzkiego. Ci, którzy widzieli jej pierwszy islandzki spektakl, czyli Mewę (również na scenie Teatru Miejskiego) lub Naszą klasę z Teatru Narodowego w Wilnie (obydwa były do obejrzenia w Polsce: pierwsze na toruńskim „Kontakcie”, drugie na Spotkaniu Teatrów Narodowych w Warszawie), nie powinni być zdziwieni. Pozostałych, jeśli cokolwiek powinno zaskoczyć, to nowoczesność aktorskiej interpretacji niewspółczesnych przecież tekstów.

Koniec przedstawienia nie mógł być inny, choć wymyślenie go nie było pójściem na łatwiznę. Steinor zostaje prezydentem Islandii (dodajmy, że prawdziwy prezydent przebywał w tym czasie na widowni), który wraz z dziewczynką grającą młodą Salkę zamyka się w ciemnym studiu lektorskim. Dziewczynka puka w szybę okna, ale czy ktokolwiek ją usłyszy? Obserwuje ich dorosła Salka, ale nic nie jest w stanie, a może nie chce, zrobić.

 

Teatr Miejski w Reykjavíku
Salka Valka Halldóra Kiljana Laxnessa
reżyseria Yana Ross
premiera 30 grudnia 2016