3/2017
Marek Kochan

fot. Kazimierz Kochan

Jeszcze raz

 

 

Wszędzie to słyszę. Mówi tak pani z okienka, bo nie dosłyszała moich słów w hałasie. Pracownik stacji benzynowej, bo go o coś pytałem, a on spisywał sumę i nie był uważny, nie słuchał. Ktoś przez telefon, bo się połączenie zerwało. Student do wykładowcy, bo nie zdążył zapisać.
A przecież polszczyzna jest taka bogata. Daje tyle możliwości.

– Czy mógłby pan powtórzyć?
– Przepraszam, nie usłyszałem.
– Przepraszam, o co pan pytał?
– Tak, proszę?
– Słucham?
Po angielsku powiedzieliby:
Excuse me?
– Could you repeat, please?
– Pardon?

Gdybym po angielsku usłyszał: Again! albo Once more!, czy nawet Repeat!, czułbym się źle. To by było bardzo niegrzeczne. Tam by zaraz tajemniczy klient napisał raport i ktoś za takie Again! do klienta wyleciałby z pracy. Albo, jeśli to mówione prywatnie, zostałby uznany za gbura.
A u nas wszędzie: „Jeszcze raz!”. Mówi młodzieniec, mówi magister, mówi czasem i profesor. Bo pośpiech, bo brak czasu. Na skróty, po co się wysilać. Tak wygodniej.

Coś z tym zrobię, napiszę sztukę z jakimś arcychamem w roli głównej, ubekiem może, napiszę najgorsze dialogi, wulgarne, obrzydliwe słowa każę mu mówić. Nie dam mu dobrych cech dla równowagi, choć powinienem. Będzie miał tylko pasję do akwarystyki, będzie hodował rybki w akwarium, skalary, zmienniaki plamiste i welony. Poza tym każę mu stale opowiadać świństwa i robić świństwa. A potem rozkocham w nim eteryczną brunetkę o urodzie nimfy, która będzie bezskutecznie wodziła za nim oczami, a w końcu przyjdzie do niego, do jego nory, do jego chlewa, aby wyznać temu prostakowi miłość, a on będzie na dodatek trochę głuchy i będzie sobie akurat w trakcie tego wyznania nimfy walił sznapsa, zagryzając kiełbachą, więc nie usłyszy, i kiedy ona skończy, i popatrzy na niego swoimi czarnymi oczami, pełnymi łez, czekając na odpowiedź, on chlapnie w nią tym swoim:

– Jeszcze raz!
Zrobię to, kiedyś, bo nie mogę słuchać już tych dwóch słów, gdy ktoś rozkazuje mi powtarzać, co już raz powiedziałem, zamiast mnie o to uprzejmie poprosić.

Bo to nie tylko brak formy, ale i dyrektywność. To nie jest łagodne „jeszcze raz” (w którym domyślilibyśmy się pominiętego „proszę”), ale „Jeszcze raz!”. Z wykrzyknikiem, z przytupem. Słychać tu także groźbę:
– Jeszcze raz mi to tak cicho powiesz, to…
– Jeszcze raz pójdziesz na wagary i…
Zarazem wystarczy prosta zamiana kolejności i wychodzi coś zupełnie innego. „Raz jeszcze”. Ile w tym godności, może nawet patosu.
– Raz jeszcze dobro zatriumfowało nad złem!

Po polsku „jeszcze raz” to dwa w jednym. To „więcej”, ale i „ponownie”, co oddają angielskie once more i once again. W niemieckim jest tylko jedno noch einmal, ale już hiszpański proponuje trzy zniuansowane wersje: una vez mas, otra vez i jakże optymistyczne de nuevo. Podobnie włoski: un’altra volta, encora i di nuovo. Właśnie te ostatnie odpowiedniki z hiszpańskiego i włoskiego podobają mi się najbardziej: „od nowa”, a więc jest w tym jakaś świeżość, ciekawość. Powtarzamy, ale mamy nadzieję, że ten kolejny raz będzie jakoś inaczej. Nowy początek.
Słownikowo „jeszcze raz” odsyła czasem do tego, co było. Nie chodzi o to, by cokolwiek powtarzać w przyszłości. Powtórki już były. Wiele powtórek. To kolejna z nich:

– Jeszcze raz okazało się, że nie warto wierzyć w to, co jest napisane w gazetach.
Albo „jeszcze jeden raz”, bo się nie udało, trzeba to wreszcie zrobić dobrze.
– Muszę jeszcze jeden raz to przemyśleć.

W tym powtarzaniu kolejny raz czasem słychać ból, że znowu, niestety. „Jeszcze raz!” A może będą kolejne razy. Ból z powtarzania tego samego doświadczenia, jak w Dniu świstaka. Wyraża to udręczenie prosta alternatywa dla „jeszcze raz” – „znowu” (Znowu w życiu mi nie wyszło…), ewentualnie rzadko dziś używane „znowuż”. Piękne przykłady „znowuż” podaje słownik Doroszewskiego:
– Wracamy raz z tego wiercenia do chałupy, a tu znowuż wodzianka z solą.
– Po półrocznym poście dla stęsknionych oczu znowuż widzi swą Beatrycze.
Może być w tym rozczarowanie, ale też i radość.
Jest jeszcze pobrzmiewające peerelem, przejęte z rosyjskiego „apiać”:
– I apiać to samo!
„Jeszcze raz” to znak czasów. Kultura nadmiaru, dławienia się, nieopamiętania. Wszystkiego więcej, więcej i więcej. Jakby ktoś chciał sobie do nienasyconej gęby wlać więcej alkoholu, wepchnąć kolejnego hamburgera. Zjeść tyle czekoladek, żeby wylądować w szpitalu.
A przecież można tylko jeden „jeszcze raz” i czasem wystarczy. Z umiarem, delektując się.
Może ten „jeszcze raz” to będzie raz ostatni?

Jeszcze jeden mazur dzisiaj, bo poranek świta.
Czy pozwoli panna Krysia, młody ułan pyta.

Namolny ten ułan, może będzie tak prosił i prosił? Nie.

Już za borem wre potyczka, słychać pierwsze strzały.
Słychać strzały, głos pobudki. Dalej! Na koń! Hura!
Lube dziewczę porzuć smutki, dokończmy mazura!
Jeszcze jeden raz dokoła! Jeden uścisk bratni!
Na koń wsiadać trąbka woła. Mazur to ostatni.

Dobrze, niech już będzie „jeszcze raz”, ale nie dlatego, że się nie usłyszało. Niech będzie z potrzeby, z uczucia za czymś utraconym, z tęsknoty. Jak w dialogu z Casablanki.
– Zagraj to jeszcze raz, Sam.
To było takie piękne, chciałbym to znów usłyszeć, przeżyć to jeszcze raz. Zrób to dla mnie, Sam. Zrób mi tę przyjemność. Zagraj to. Jeszcze raz.
Że jak? Że co? Jeszcze raz!

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).