5/2017

Wielka Babilonia

Berlin Alexanderplatz Natalii Korczakowskiej wsysa, wysysa, śmieszy, tumani, przestrasza. Jest udręką dla duszy i ciała.

Obrazek ilustrujący tekst Wielka Babilonia

fot. Krzysztof Bieliński

1.

Franciszek Biberkopf (Bartosz Porczyk) właśnie wyszedł z Tegel, więzienia na krańcach Berlina, w którym odsiedział cztery lata za „pobicie ze skutkiem śmiertelnym” swojej przyjaciółki Idy (Dorota Landowska). Teraz ona leży trzy metry pod ziemią, a on musi się męczyć. Więzienie zmienia ludzi: Franciszek jest już wolny, ale wciąż czuje wokół siebie więzienne mury. Za żadne skarby nie chce tam wracać, dlatego postanawia zostać „porządnym człowiekiem” i łapie pierwsze lepsze zajęcie – sprzedawcy nazistowskich gazet. Ktoś mu to zaproponował, on się zgodził. Polityką się nie interesuje, nie rozumie jej i nie chce rozumieć. W przyszłości będzie chodził na zebrania komunistów pałających nienawiścią do kapitalizmu; dzisiaj słucha nazistów, oni również obiecują „nowy lepszy świat”.

Długo, bardzo długo – około pół roku – żyje uczciwie, poznaje kolejne dziewczyny. Od pewnego czasu „podrzuca” mu je Reinhold (Krzysztof Zarzecki), którego spotkał w jednej z piwiarni; od razu poczuł do niego dziwną sympatię. Reinholda szybko nudzą panny, a jakoś nie potrafi ich tak po prostu wyrzucić na ulicę. Franciszka trochę to dziwi, lecz chętnie pomaga kumplowi.

Pewnej nocy, zupełnym przypadkiem (jeśli w ludzkim życiu zdarzają się przypadki) Reinhold niemal zmusza Biberkopfa do udziału w skoku – ma stanąć na czatach w zastępstwie nieobecnego kumpla z bandy Pumsa (Halina Rasiakówna). Wprawdzie włamanie się udaje i łup trafia na ciężarówkę, ale złodzieje muszą salwować się ucieczką, bo zostali zauważeni. Gnają za Berlin. Po krótkiej, absurdalnej sprzeczce Reinhold wyrzuca Franciszka wprost pod koła nadjeżdżającego – prawdopodobnie z pogonią – samochodu. Biberkopf ledwie przeżył, amputowali mu rękę. Wychodząc z więzienia był człowiekiem zbędnym, teraz jest zbędny i jednoręki. W jego amputowaną dłoń Pies (Tomasz Wygoda) „wkłada” mikrofon; w półmroku widzimy, jak przewód mikrofonu staje się zarazem wężem oplatającym konar rajskiego drzewa.

2.

Czworokąt pola gry z dwóch stron otacza widownia. Ze ścian zwisają długie czerwone wstęgi plastikowej folii (w białostockich Dziadach były białe, a przestrzeń zamykały półkoliście). Odcień czerwieni taśmy przypomina ten na nazistowskich flagach i opaskach; zasadność skojarzenia umacniają czerń balkonu i ramy scenicznej oraz „naturalna” biel plafonu. Jesteśmy w spelunce, szulerni, a może w modnym klubie (rodzajowy konkret swobodnie wędruje po osi czasu, której początek wyznaczają lata dwudzieste ubiegłego wieku, a wektor wbija się we współczesność). Mistrzami ceremonii i narratorami są blondynka i brunet (Katarzyna Warnke i Tomasz Nosiński), para w pięknie skrojonych czarnych skórzanych płaszczach. To zarazem anioły przydzielone byłemu więźniowi. Aż dwa? Niepotrzebnie. Zdwojona ochrona niczemu nie zapobiegnie. Jednoręki Franciszek poznaje młodą prostytutkę, zakochują się. Później przekaże dziewczynę Reinholdowi – na śmierć. Pytanie, kto zabił Mieze (Anna Paruszyńska)? Za zabójstwo sąd skaże Biberkopfa. Bo wszyscy, poza nim, wiedzą, że nie było żadnego Reinholda. Reinhold to jungowski „cień”, alter ego, rewers Franciszka. Kiedy Biberkopf straci rękę, Pies naciągnie na ramię Bartosza Porczyka czarną gumową rękawicę, sięgającą powyżej łokcia. Zaraz też na scenę wejdzie Reinhold w czarnej koszuli z zawiniętym powyżej łokcia rękawem.

Biberkopf obwinia Reinholda (jak wcześniej obwiniał Idę), ale my dobrze wiemy: nie ma żadnych zewnętrznych okoliczności popychających do zbrodni, wina tkwi w nim samym. To jest, zdaniem Korczakowskiej, najpełniejsza odpowiedź na odwieczne pytanie: „Skąd zło?”. Ono pochodzi z człowieka, w nim żyje i czeka sposobnej chwili, by się ujawnić. Jest wyborem. Można go uniknąć, lecz trzeba pierwej zrozumieć, z czego i skąd czerpie siłę.

3.

Korczakowska celowo wyłączyła z historii o Franciszku Biberkopfie wątek żydowski, w powieści bardzo eksponowany i niezwykle istotny dla wszelkich prób ujęcia „duchowości nazizmu”. Koniec końców Döblin też był Żydem i pisał swoją książkę jako niemiecko-żydowski świadek rodzącego się „nowego świata” (warto pamiętać, że w tym czasie w Berlinie mieszkali m.in. Walter Benjamin i Martin Buber, Franz Rosenzweig i Gershom Scholem). Jednakże w Niemczech nie było „problemu żydowskiego” w sensie ekonomicznym albo kulturowym: Żydzi stanowili niespełna jeden procent ludności. Korczakowskiej nie chodzi zresztą o rzeczywiste, prawdziwe, historycznie wiarygodne przyczyny narodzin i rozwoju nazizmu (podstawowe fakty zresztą znamy; co do interpretacji zaś, skazani jesteśmy na polaryzację stanowisk warunkowanych światopoglądowo); chodzi o to, czy podobne ideologie mogą się nie tyle od-rodzić, ale na-rodzić, urodzić jakby na nowo.

4.

Gwiazdą wieczoru jest Robert Wasiewicz w rolach cór Koryntu oraz Wielkiej Babilonii. Dwupłciowy (a więc płci pozbawiony) degenerat, wiecznie przyćpany, uległy i wyraziście nieobecny. Inaczej niż w przypadku Franciszka, który dumnie obnosi sylwetkę o perfekcyjnie wymodelowanej masie mięśniowej (co zapewne jest zasługą więziennej siłowni albo karnetu McFIT), ciało drag queen, choć szczupłe, sprawia wrażenie zapuszczonego.

5.

Piękne ciało Biberkopfa umiera; jego dusza siedzi na wysokim rusztowaniu; rusztowanie jak drabina Jakubowa, ale chyba nie dosięgnie nieba. Ciało leży na prosektoryjnym stole – stało się przedmiotem sporu szarlatanów w białych kitlach. Franciszek trafia do szpitala wariatów. Wyjdzie z niego, jak wyszedł z więzienia po odsiedzeniu kary za pierwsze morderstwo. Znajdzie pracę – pomocnika portiera w teatrze.

6.

Wiosną 1848 Zygmunt Krasiński pisał z Rzymu do Delfiny Potockiej: „Duszo duszy mojej […], jeśli wojna domowa zacznie się w europejskich krajach, to powstanie tam taka mieszanina, jak za czasów wandalskich i ostrogockich […]. Wszędzie wszystko pęka, grunt usuwa się spod nóg, w każdej chwili na każdym miejscu może każdego zadzwonić ostatnia godzina! Sąd Boży nad światem! […] Rzezie, napady barbarzyńskich hord, pożary, przewracanie się plemion jednych przez drugie […]. Losy świata już nie w ręku ludzi, ale Bożych”.

7.

Berlin Alexanderplatz Natalii Korczakowskiej wsysa, wysysa, śmieszy, tumani, przestrasza. Jest udręką dla duszy i ciała. Jest prequelem, a zarazem sequelem pokazanego niemal równo rok temu Wyznawcy. Jest radykalną parafrazą Gogolowskiego „Z kogo się śmiejecie?”, rzuconą w pysk widowni. Obawiamy się tylko, że żaden z rozchichotanych widzów nie poczuł się odbiorcą tego adresu.

Oto my. Lekcja anatomii doktora Tulpa Rembrandta (a może autopsja przeprowadzana przez doktora Krokowskiego) strawestowana jako scena z medycznej telenoweli. Ciała z Ogrodu rozkoszy ziemskich Boscha kojarzące się już tylko z plątaniną zwłok w otchłaniach komór gazowych i zbiorowych mogił. Hasło-fetysz współczesnej humanistyki – zapożyczone od Melville’a „I would prefere not to” – zmultiplikowane na banerach reklamowych jako prawnie zastrzeżona marka serii produktów dla grupy odbiorców o (bez wątpienia) wysokiej świadomości higienicznej. Dostojewski – niekwestionowany król aforyzmu, w wielotysięcznych nakładach tatuowany na wysportowanych, wymasowanych, nasączonych oliwą plecach, pośladkach, ramionach, piersiach, brzuchach i udach. Wszystkie teksty kultury otwarte, jak ciało na prosektoryjnym stole, i martwe jak to ciało. Ciało ubóstwione, z ubóstwienia męczone i kaleczone. Język zdegradowany tak, że nie odróżnisz bywalca café kultura i muzeum sztuki ostatecznie wyzwolonej od „wściekłego psa”. Starość zinfantylizowana. Śmierć jako skandal. Eutanazja jako ostateczne rozwiązanie kwestii. Złamaliśmy pieczęcie, odpętaliśmy ziemię od słońca. Spadamy.

Włączeni w seksualnie wielonormatywny, dyskotekowy korowód opuszczamy widownię Teatru Studio w rytm hitu Milvy Alexanderplatz (ostatniej pozycji z przebojowej playlisty przedstawienia) śpiewanego w aranżacji à la San Remo.

 

Teatr Studio w Warszawie
Berlin Alexanderplatz według powieści Alfreda Döblina
tłumaczenie Izabela Czermakowa
adaptacja i reżyseria Natalia Korczakowska
dramaturgia Wojtek Zrałek-Kossakowski
scenografia Anna Met
kostiumy Marek Adamski
światło Bartosz Nalazek
muzyka Marcin Lenarczyk, Bartłomiej Tyciński
premiera 27 stycznia 2017