7-8/2017

Farsa z Gombrowicza, czyli Iwona była mężczyzną

Popularny w niemieckich teatrach Gombrowicz nie miał szczęścia w Marburgu. W farsowej Iwonie, księżniczce Burgunda debiutującego Saschy Nathana brakuje filozoficznej głębi.

Polskie dramaty są wystawiane w Niemczech niezmiernie rzadko. Wyjątkiem od tej reguły są utwory Witolda Gombrowicza oraz Sławomira Mrożka, które doczekały się ciekawych realizacji na deskach niemieckich teatrów. W promowaniu Gombrowicza w Niemczech bardzo dużą rolę odegrał Andrzej Wirth, który jako teatrolog, tłumacz i założyciel Instytutu Teatrologii Stosowanej na Uniwersytecie Giesseńskim jest wciąż jednym z najbardziej cenionych badaczy teatru w Niemczech. W 1967 roku Wirth przyczynił się do wydania dwóch tomów polskich dramatów w antologii Modernes Polnisches Theater, które opatrzył wstępem. Jednym z utworów był Ślub Gombrowicza, który już rok później został wystawiony w Berlinie (Zachodnim).

Pierwsza sztuka Gombrowicza – skończona w 1935 roku Iwona, księżniczka Burgunda, która swoją prapremierę miała w 1957 roku w warszawskim Teatrze Dramatycznym – do niemieckiego Dortmundu trafiła w 1964 roku za sprawą reżysera Waltera Czaschkego i od tego czasu była za Odrą wystawiana wielokrotnie. Należy wymienić także realizację samego Ingmara Bergmana w monachijskim Bayerisches Staatsschauspiel z 1980 roku i wspomnieć, iż Iwona… pokazywana była w różnych interpretacjach w Berlinie, Hamburgu, Kolonii. Nie ograniczając się do Niemiec, warto zaznaczyć, że inscenizacje powstają wciąż także w Austrii i Szwajcarii, na przykład w Grazu (Schauspielhaus, reż. Anja Sczilinski, 2011), w Bernie (Stadttheater, reż. Matthias Kaschig, 2008) czy w Zurychu (Schauspielhaus, reż. Barbara Frey, 2015). Szwajcarski pisarz Peter Stamm zainspirowany dramatem Gombrowicza napisał w 2009 roku powieść Sieben Jahre (polski tytuł Siedem lat), która nawiązuje wyraźnie do historii małomównej Iwony.

Wszystkie utwory Gombrowicza zostały przetłumaczone na język niemiecki, ostatnie publikacje to Kronos (2015) oraz Berliner Notizen (2013) w tłumaczeniu Olafa Kühla, który z powodzeniem tłumaczy współczesną polską literaturę wydawaną w Niemczech (na przykład Andrzeja Stasiuka, Szczepana Twardocha, Dorotę Masłowską). Powstają wciąż liczne opracowania i naukowe książki dotyczące polskiego pisarza. Zdawać by się więc mogło, że Niemcy mają skąd czerpać informacje związane z postacią Gombrowicza oraz jego twórczością i filozofią. Najnowsza premiera na podstawie Iwony… w teatrze Hessisches Landestheater w Marburgu, mieście uniwersyteckim w Hesji, pokazała jednak dotkliwie, jak brak tej wiedzy może spłycić sztukę Gombrowicza do poziomu farsy.

Już pierwsza scena spektaklu Yvonne, Prinzessin von Burgund w Marburgu pokazuje wyraźnie, z jaką konwencją i pomysłem mamy do czynienia. Aktor wcielający się w postać Szambelana gra na pianinie utwór Chopina, błyszcząca kula dyskotekowa kręci się, a pozostali występujący w przedstawieniu aktorzy tańczą na scenie przebrani za baletnice. Ma być wesoło, kiczowato i na luzie. I tak przez 150 minut.

W programie do spektaklu znalazły się dwa teoretyczne teksty: jeden autorstwa profesora germanistyki i historii Jürgena Joachimsthalera, a drugi młodego dramaturga z teatru w Marburgu – Matthiasa Döpkego. Mowa w nich o paradoksie brzydoty oraz o psychologii pożądania jako głównych motywach sztuki Gombrowicza. Inscenizacja w Marburgu skupia się na subiektywnym pojęciu piękna. Zapytany o Iwonę jako postać, reżyser określa ją jako normalną kobietę, z którą natura okrutnie postąpiła. Pośrodku sceny stoi posąg przypominający klasyczną grecką rzeźbę wyznaczającą wzór piękna i ideału. Zamiast społeczeństwa, które obezwładnia niepasującą do niego jednostkę i chce się jej pozbyć, mamy przerysowane komiczne postaci. Zamiast podziałów klasowych, formy rzutującej na nasze zachowanie i relacje międzyludzkie, stajemy się świadkami śmiesznej historii, w której każdy z bohaterów chce zamordować brzydką Iwonę. Nie ma głębszej intrygi między postaciami, niewinnej prowokacji, która nabiera tempa i powoduje okrutną chęć mordu. Nie ma formy, nie ma „gęby”. Są często kiczowate dowcipy, dodane kwestie i aktorzy zwracający się do księcia Filipa z angielskim akcentem: „prince”.

Reżyserem spektaklu jest Sascha Nathan, który od 2009 roku występuje jako aktor na deskach teatru Schauspiel we Frankfurcie, a szerszej publiczności jest bardziej znany między innymi z telewizyjnego serialu kryminalnego Tatort. Utwór Gombrowicza jest jego debiutem reżyserskim. Zdecydował się na Iwonę…, gdyż poszukiwał, jak to sam określił, zabawnej sztuki o pogłębionej tematyce. Jego dotychczasowym, jedynym spotkaniem z Gombrowiczem była realizacja Iwony… w Staatstheater Darmstadt, którą obejrzał jako nastolatek w teatrze. Przygotowując się do realizacji swojego spektaklu, skoncentrował się na wnikliwej lekturze tekstu, nie zagłębiając się w opracowania lub teoretyczne analizy.

Do tragikomicznego tekstu Gombrowicza dodano wiele płytkich gagów.

Oto Szambelan zawija się w dywan, by ukryć się przed czytającą na głos w ekstazie swoje wiersze Królową, przyjaciele Filipa zostają przyłapani na namiętnym pocałunku, a Król Ignacy bawi się w rzutki, celując strzałkami do tarczy z fotografią Iwony. Tuż po przerwie aktor wcielający się w Walentego zapowiada krótki performans i depiluje sobie nogę woskiem, podsumowując to cytatem z Hegla na temat pojęcia piękna. W scenie finałowej, gdy Iwona je ościste karaski, Walenty spaceruje po scenie z wielką maską ryby na głowie. Wszystkie te elementy komizmu sprawiają, że spektakl się dłuży i traci swój filozoficzny, tragiczny wymiar. Podkreślane polskie pochodzenie Iwony też ma mieć wymiar komiczny. Zakochany w niej podstarzały Inocenty (Gerhard Skrzypiec) zwraca się do Iwony po polsku, a Szambelan, ni stąd, ni zowąd, mówi: „Nie pieprz, Pietrze, pieprzem wieprza, bo przepieprzysz wieprza pieprzem”, na co nierozumiejąca słownej łamigłówki niemiecka publiczność wybucha gromkim śmiechem.

Dość oryginalnym, choć w gruncie rzeczy prostym pomysłem, wykorzystanym także w realizacji Iwony… w Zurychu w 2015 roku, było wcielenie się w postać Iwony aktora płci męskiej (Karlheinz Schmitt), który został ucharakteryzowany na małą dziewczynkę. Iwona nosi grzywkę, ubrana jest w sukienkę do kolan przewiązywaną w pasie i ma grube białe rajstopy, a dzięki swojemu wzrostowi i budowie ciała (szerokie ramiona, długie ręce i bardzo duże dłonie) wygląda wyjątkowo odpychająco, budząc współczucie oraz odrazę. Przy tym gra aktorska Schmitta wyraża pełne zrozumienie roli i obecności w spektaklu. Iwona jest naprawdę apatyczna, smutna, wręcz irytująca. Ta postać prowokuje, denerwuje, przede wszystkim właśnie swoim wyglądem i statycznością. Kilka kwestii, które aktor wypowiedział cichym kobiecym głosem, budziło wielkie skupienie wśród publiczności. Zanim Iwona przemówiła, zapadała długa, niezręczna cisza, którą aktor wykorzystywał, wywołując jeszcze większe napięcie powolnymi ruchami, przeciągłymi spojrzeniami, z wolna otwieranymi ustami. Podobnie było ze sceną zakrztuszenia się ością. Aktor użył tych kilku sekund, by cała uwaga widowni oraz kolegów na scenie mogła skupić się tylko i wyłącznie na nim.

Na uwagę zasługuje również Thomas Streibig grający Króla Ignacego. Spacerująca po scenie w kalesonach postać wydaje się być dobrotliwym, podstarzałym, dowcipnym królem. Gdy jednak przywołuje żonę Małgorzatę do porządku, okazuje się być wrednym, nieprzyjemnym szowinistą nieznoszącym sprzeciwu. Ubierany przez Szambelana w uroczysty frak, Król Ignacy nabiera siły, staje się przez chwilę prawdziwym monarchą, mężczyzną, który kiedyś zabił, a Iwona wyzwoliła w nim ponownie żądzę mordowania.

Aktorzy dobrze czują się w swoich rolach, komediowy świat i współczesny język mieszający się z dworskimi frazesami współgrają z przyjętą przez twórców konwencją farsy. W marburskim spektaklu brakuje jednak filozoficznej głębi, zdolnej ukazać złożone relacje między jednostką a społeczeństwem. Choć żal jest obrażanej i wyśmiewanej Iwony, złożenie z niej ofiary staje się, wbrew intencjom autora, gestem zupełnie powierzchownym. Dopiero gdy w ostatnich minutach wszyscy aktorzy klękają, by uczcić śmierć małomównej, brzydkiej bohaterki, można przez chwilę wyczuć powagę i tragizm dramatu.

Yvonne, Prinzessin von Burgund w reżyserii Saschy Nathana może w oczach publiczności wykrzywiać obraz jednego z najbardziej znanych polskich dramatopisarzy w Niemczech. Witold Gombrowicz nie był chyba aż tak dowcipnym pisarzem, jak wydawać by się to mogło po obejrzeniu spektaklu z Marburga. Chyba że to też tylko „gęba”.

 

Hessisches Landestheater w Marburgu
Yvonne, Prinzessin von Burgund Witolda Gombrowicza
reżyseria Sascha Nathan
premiera 8 kwietnia 2017

teatrolożka, pracuje jako niezależna dziennikarka, menadżerka kultury angażująca się w polsko-niemieckie projekty kulturalne. Tłumaczy sztuki teatralne, prowadzi bloga o literaturze niemieckojęzycznej (@buchczyliksiazka).