7-8/2017
Ze wspomnień biletera

Ze wspomnień biletera

 

 

Szanowna Redakcjo,

chciałem dorzucić swoje trzy grosze do opery, a może raczej operetki, która nosi tytuł: Dyrektor Starego Teatru. Pozwalam sobie na to tylko z jednego powodu: jestem starym widzem krakowskiego teatru. Mam do niego wyjątkowy sentyment, moc wspomnień z nim związanych, których początki datują się jeszcze za dyrekcji Zygmunta Hübnera. Był nawet taki czas, gdy zatrudniłem się jako bileter i sprawdzałem bilety na wielu sławnych przedstawieniach Starego (już za dyrekcji niedawno zmarłego Jana Pawła Gawlika), dzięki czemu mogłem wielokrotnie je oglądać, nie mówiąc o bezcennej przyjemności bywania za kulisami sceny przy pl. Szczepańskim (o tym jednak sza…, boć przecie – jak mawiał prof. Zin – nie jestem teatralny plotkarz).

Bez zbędnego patosu wyznam więc, że po prostu kochałem ten teatr miłością czystą i wierną. Zapewne spodziewacie się Państwo, że będę tu dalej snuł wizje chwalebnej przeszłości Starego i narzekał na to, co dzieje się z nim dzisiaj, czyli wchodził w rolę starego marudy. Tego, com przeżył w tym teatrze, nikt mi nie odbierze, i wiem, że wspanialszego już pewnie nie zobaczę. Ale wiem też, że teatr żyje dniem dzisiejszym i stety czy niestety tylko to się liczy. Mogę jak Boy mówić wnukom: cóżeście, durnie, widzieli, niceście nie widzieli – mając na myśli wielkich aktorów Starego. Ale te moje krowoderskie zuchy odpowiedzą: spadaj, dziadku, my mamy swój teatr. Dla nich Wesele p. Klaty jest objawieniem – dla mnie niekoniecznie, i wcale nie dlatego, że Furia głośno łomocze (słuch mam już trochę przytępiony, więc nie musiałem korzystać z zatyczek do uszu, które przed spektaklem oferowała obsługa teatru). Zachwyt młodych jest faktem, przecież go nie udają, a więc widowisko trafiło do ich wrażliwości, która jest jaka jest. Niedawno prosiłem, żeby zobaczyli w telewizji powtórkę Dziadów Swinarskiego – we mnie nawet ta ułomna wersja ożywiła cudowne wspomnienia. Wnuki wysiedziały ledwie 15 minut, powiedziały, że to straszny oldskul i poszły słuchać Furii. Pocieszam się jedynie myślą, że jak ich wnuki zobaczą za 40 lat zapis Wesela A.D. 2017, to też pewnie zapytają: i to wam się podobało? Mnie na szczęście przy tym już nie będzie.

Będąc zatem towarzyszem Starego Teatru w jego dolach i niedolach, powiem, że pewnie źle stało się, jak się stało, z dyrekcyjnym konkursem. Bo czy w ogóle potrzeba organizować konkurs, by wybrać dyrektora takiego teatru jak Stary? Pana Stasia Radwana wybierano z konkursu? Albo p. Bradeckiego? Gdybym ja był ministrem, tobym dyskretnie wypytał parę zacnych, znających się na rzeczy osób, komu to zaszczytne stanowisko powierzyć i po zasięgnięciu tej rady wskazał najlepszego kandydata. Widać jednak przy Krakowskim Przedmieściu uznali, że wybór będzie poważniejszy, gdy się odegra demokratyczny spektakl.

Czy żal mi p. Klaty? Nie powiem, jak p. Pilch swego czasu, że „Klata mi lata”, choćby przez wzgląd na wnuki, którym wydaje się, że z odejściem p. Jana dobry teatr się skończy. Ja bym dał mu jeszcze szansę, co najwyżej postawił warunek, żeby dyrektor Starego Teatru nie pisał więcej felietonów w „Tygodniku Powszechnym”, ponieważ nie ma ku temu elementarnej zdolności – poczucia humoru. Rozumiem jednak żale p. Klaty z powodu przerwanej misji. Obnosi je co prawda niczym bohater Mrożka dziurę po zębie: wybili, panie, wybili, za wolność. Dziwię się, że pomstując na decyzję ministerstwa, ogłasza, iż znaleźliśmy się pod okupacją. Tak właśnie powiedział w rozmowie z p. Janowską w Onecie, co ona skwitowała pytaniem: panie Janie, czy to nie przesada? Ja bym raczej zapytał, czy te okupacyjne władze nie przeszkadzały mu, gdy decydował się wystartować w konkursie? A gdyby go wygrał i był dalej dyrektorem Starego Teatru, to powiedziałby to samo? Byłby przecież podległym urzędnikiem okupanta. Ja nie jestem zwolennikiem wielu poczynań naszych władz, ale nie lubię też tego powiedzenia, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Czy jako emerytowany widz Starego Teatru wiążę nadzieje z nową dyrekcją mej ukochanej sceny? Właśnie dlatego, że wiek mi służy doświadczeniem, to powiem, że nie bardzo. Nadzieja to dobra rzecz dla młodych. Ja mogę pozwolić sobie na dystans. Mam tylko jedno marzenie: chciałbym jeszcze zobaczyć nowe przedstawienie p. Lupy na scenie Starego Teatru. Pamiętam jego debiut w Kameralnym, a za chwilę minie od niego 40 lat. Od początku zafascynowała mnie wyobraźnia artysty. I wszystkie jego przedstawienia przechowuję w żywej pamięci. Niedługo też stuknie 10 lat, odkąd reżyser dał ostatnią premierę w Starym, czyli Fabrykę. Mogłem zrozumieć powody, dla których Lupa gniewał się na Klatę. Ale zrobiło mi się smutno, gdy przeczytałem jego oświadczenie, że nie będzie też współpracował z nową dyrekcją. Myślę wszak, że spektakli nie robi się dla dyrekcji, ale dla aktorów, których p. Krystian wciąż w Starym ma. No i dla nas – widzów. My też jesteśmy i czekamy. Dyrektorzy, ministrowie, nawet prezesi – mijają. Ars longa.

Z poważaniem,

Stary Widz Starego