7-8/2017

Po staremu, a jednak na nowo

Podczas inauguracji festiwali teatralnych zwykło się słyszeć, że oto publiczność uczestniczy w wielkim święcie teatru. Te nierzadko patetyczne deklaracje traktuje się zazwyczaj z przymrużeniem oka. W przypadku Festiwalu Szkół Teatralnych taki dystans jest jednak niezwykle trudny.

Powody, dla których coroczny przegląd spektakli dyplomowych budzi tak wielkie emocje, są oczywiste. Dla absolwentów szkół teatralnych łódzki festiwal istotnie jest wielkim świętem – to często pierwszy ich występ przed tak liczną publicznością, a w wielu przypadkach także szansa na otrzymanie zawodowych propozycji. Istotny jest jednak przede wszystkim udzielający się publiczności entuzjazm, z jakim aktorzy przeżywają każdy spektakl. Na Festiwalu Szkół Teatralnych, który w tym roku obchodził już swoje trzydziestopięciolecie, nie sposób zostać obojętnym wobec tej atmosfery szczerej chęci bycia ze sobą, palącej potrzeby grania i pragnienia uwagi.

Z pewnością nie bez wpływu na tę atmosferę było w tym roku bardzo emocjonalne przemówienie Mariusza Grzegorzka – rektora PWSFTviT i gospodarza festiwalu. Podczas inauguracji z przejęciem mówił on o potrzebie budowania wspólnoty ponad podziałami, uczciwej współpracy środowiska i szczerości wobec teatru. Można odnieść wrażenie, że ów apel o jedność i pielęgnowanie sztuki, mimo wielu uprzedzań, patronował tej edycji festiwalu.

Jako symboliczny dowód budowania solidarności środowiska można potraktować zaproszenie na festiwal absolwentów wydziałów lalkarskich i tanecznych, co z pewnością czyni tę edycję wyjątkową. Po raz pierwszy w programie znalazły się bowiem spektakle, których twórcy długo dopraszali się swojego miejsca na przeglądzie dyplomów. W ostatnich latach coraz żywiej dyskutowano o potrzebie stworzenia możliwości prezentacji spektakli aktorów lalkarzy i teatru tańca, ale dyskusje te – jak można było odnieść wrażenie – obumierały wraz z końcem zamykającego festiwal bankietu. Tymczasem nieobecność tych grup wydawała się coraz bardziej palącym problemem i zapewne także coraz większą niezręcznością dla samych organizatorów. Tym większa więc radość, że w tym roku w programie festiwalu – o co wnioskowały samorządy studenckie wszystkich szkół aktorskich stale obecnych na łódzkim przeglądzie – znalazły się dwa spektakle lalkowe (Alicja w Krainie Czarów studentów PWST w reżyserii Jerzego Bielunasa i Amor Omnia Vincit – dyplom Wydziału Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku w reżyserii Jacka Dojlidki) oraz Bezdech – spektakl taneczny przygotowany przez studentów Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu i wyreżyserowany przez Sylwię Hefczyńską-Lewandowską. Te trzy występy udowodniły, że ignorowanie lalkarzy i tancerzy nie jest już dłużej możliwe. Przekonuje o tym zwłaszcza doskonały technicznie, dowcipny i pełen pasji monodram Rafała Domagały Amor Omnia Vincit – wyróżniony na festiwalu Nagrodą Specjalną im. Michała Pawlickiego. Niestety, to jedyna nagroda przyznana nowym uczestnikom festiwalu – pozostali oni bowiem poza nurtem konkursowym.

Tymczasem sam werdykt jury, które jak zwykle musiało podjąć się oceny dwunastu spektakli dyplomowych, chyba dla żadnego z uczestników i widzów festiwalu nie był zaskoczeniem. Nagrodzony przez jury Do dna to jeden z najlepszych dyplomów ostatnich lat i z pewnością jeden z najlepszych spektakli tego sezonu. Złożony został z pieśni ludowych – w dużej mierze zapomnianych, albo nawet dotąd nieznanych – które udało się odtworzyć dzięki pracy profesora Włodzimierza Szturca. Na nic jednak zdałby się ich urok, gdyby nie został poparty świetną techniką wokalną aktorów. Pięcioro studentów z Krakowa – Dominika Guzek, Weronika Kowalska, Agnieszka Kościelniak, Jan Marczewski, Łukasz Szczepanowski – świetnie radzi sobie z ludowym zaśpiewem, śpiewają w gwarze, bawią się ludową konwencją spektaklu, a w dodatku grają na kilku różnych instrumentach muzycznych. Do dna nie jest przykładem zakurzonej cepeliady – to żywe i niezwykle porywające widowisko, zaskakująco nowoczesne. Ewa Kaim nie zaprasza bowiem widzów na koncert sielankowych ludowych pieśni, a raczej buduje pasjonujący obraz życia, który tylko z początku wydaje się idylliczny. Równie dobrze krakowscy studenci zaprezentowali się w reżyserowanych przez Mikołaja Grabowskiego Wspomnieniach polskich. Spektakl utrzymany jest w duchu teatru narracyjnego – to porządnie zagrany teatr słowa, przy tym bardzo dynamiczny i niepozbawiony dowcipu.

Inscenizacje Kaim i Grabowskiego to przede wszystkim błyskotliwe interpretacje tekstu, podane z lekkością, prowokujące aktorów do podjęcia inteligentnej dyskusji z zaproponowaną konwencją.

Na ich tle wiele z festiwalowych spektakli wydaje się być jedynie niezbyt atrakcyjnymi wydmuszkami. Często raziła miałkość tekstów, z którymi przyszło się mierzyć aktorom. Takim przykładem jest Poczekalnia sześć-dwa-zero Marty Guśniowskiej – tekst złożony ze scen relacjonujących pozbawione jakiegokolwiek znaczenia historyjki, które można mnożyć w nieskończoność. Po co? Niestety trudno dociec intencji autorki. Publiczność trochę się śmieje, ale szybko opada na krzesła znużona wyreżyserowanym przez Marka Fiedora samograjem. Podobnych rozczarowań dostarcza niestety także drugi z dyplomów studentów PWST Kraków z filii we Wrocławiu – Szantaż w reżyserii Eweliny Marciniak. Odważny, niezwykle trudny dla dyplomantów spektakl wyciska z nich ostatnie poty, ale nie jestem pewna, czy daje im szansę w starciu z naprawdę marnym tekstem Marcina Cecki. Z „przerobionego” przez dramaturga tekstu Jelinek nie zostało nic, co uczyniłoby te zmagania ciekawymi. Marciniak i Cecko żądają od aktorów wiele, ale nie dają im szansy na pokazanie swoich umiejętności. Dopiero pod koniec spektakl nabiera tempa, ale dzieje się tak w dużej mierze dzięki wprowadzonym na scenę pedagogom – Katarzynie Strączek i Adamowi Cywce. Zaangażowanie ich to ryzykowne posunięcie – trudno nie ulec wrażeniu, że mimowolnie kradną oni show swoim dyplomantom. Równie niewiele szans daje aktorom Lovecraft Roberta Bolesty. Trudnych baraży z tym zdecydowanie dość miernym dramatem nie ułatwia Łukasz Kos. Jego inscenizacja to chaotyczny ciąg metaforycznych obrazów, uruchamiających fantastyczne światy, z których żaden nie pozwala publiczności, aby się w nim choć na chwilę odnaleźć. Aktorzy łódzkiej szkoły giną tu w dekoracji, rozmazują się na tle nakładających się na siebie projekcji, wreszcie topią się w językowej magmie.

Ciekawe wydają się natomiast pozostałe dyplomy. Łódzka Beczka prochu w reżyserii Małgorzaty Bogajewskiej czy przygotowany przez Jana Englerta ze studentami Akademii Teatralnej Pelikan. Zabawa z ogniem.

Zarówno Bogajewska, jak i Englert, choć wybierają skrajnie różne estetyki, zmierzają ku temu samemu celowi – stawiają na porządny aktorski warsztat. W Beczce prochu każdy ze studentów PWSFTviT zmuszony jest wcielić się w kilka postaci, niekiedy przejście między rolami musi nastąpić błyskawicznie – aktorzy mają niewiele czasu, by zmienić kostiumy czy choćby złapać oddech pomiędzy scenami. Grają dynamicznie, kipią energią, a przy tym unikają przesady i zmanierowania (bardzo dobrze prezentują się zwłaszcza Cezary Kołacz i Piotr Choma). Ogromną dyscypliną wykazują się także aktorzy Akademii Teatralnej. Pelikan. Zabawa z ogniem może się wprawdzie wydać spektaklem dość staroświeckim, ale jednocześnie trudno doszukać się w nim niedoskonałości. W tej tekturowej, mało atrakcyjnej przestrzeni aktorzy po prostu grają „wiernie” Strindberga, ale grają tak, że nie potrzebują wspierać się protezą technicznych fajerwerków. Jeśli więc spektakl Englerta przypomina nieco babcine puzderko ze starociami, to ukryte w nim kosztowności mienią się w świetle reflektorów niezwykle obiecująco.

To zresztą ciekawe, że absolwenci Akademii Teatralnej o wiele lepiej poradzili sobie z ascetycznie pomyślanym Strindbergiem niż z nafaszerowanym projekcjami ICOIDI Mai Kleczewskiej i Pibloktoq Wojciecha Kościelniaka. ICOIDI, dla którego inspiracją były filmy Larsa von Triera, to wprawdzie spektakl inteligentny, ale niestety przytłaczający aktorów swoją formą. Zbyt wiele w nim nawarstwiających się wątków i plączących się cytatów filmowych, które aktorzy muszą podawać w biegu pomiędzy filmującymi ich kamerami. Wprawdzie radzą sobie z tym dość sprawnie, ale chyba sami odczuwają z czasem ciężar wzmagającego się na scenie chaosu. Z kolei Kościelniak nawet nie wysila się, aby odczytać teksty Marii Peszek w nowym kontekście. Z wyjątkiem jednego z utworów, Polska A B C i D, fenomenalnie wykonanego przez Kamila Studnickiego – piosenki Peszek śpiewa się tu „jeden do jednego”, co z góry stawia studentów na przegranej pozycji.

Nie sposób, pisząc o łódzkim przeglądzie, przemilczeć wydarzeń towarzyszących, które z roku na rok przyciągają coraz większą publiczność. W tej edycji zaproszono widzów na cykl filmowy „Laureaci FST na wielkim ekranie” (to seria spotkań i projekcji filmów, w których wystąpili dawni laureaci przeglądu), konferencję „Awangarda: przeszłość – teraźniejszość – przyszłość. Klątwa na teatr?” oraz warsztaty dramaturgiczne „Dramat w procesie rozwoju”, przygotowane we współpracy z Agencją Dramatu i Teatru. Wielką atrakcją festiwalu była także inscenizacja Czarownic z Salem w reżyserii Mariusza Grzegorzka – spektakl jubileuszowy powstały z okazji siedemdziesięciolecia istnienia Wydziału Aktorskiego Szkoły Filmowej w Łodzi.

Trzydziesta piąta edycja Festiwalu Szkół Teatralnych sprowokowała pytanie nie o konieczność zmiany formuły przeglądu aktorskich dyplomów, ale o czas, w jakim powinna się ona dokonać. W jakimś sensie furtkę dla takiej dyskusji otworzył trzy lata temu sam Grzegorzek, gdy w roku 2014 rozpoczął festiwal pokazem filmu przygotowanego ze studentami łódzkiej szkoły. Premiery filmowe okazały się doskonałym pomysłem – potwierdza to stworzony przez Łukasza Barczyka wraz ze studentami łódzkiej szkoły Soyer, który po festiwalu, podobnie jak poprzednie produkcje, zacznie zapewne żyć własnym życiem. O wiele mniej odległe od marzenia Grzegorzka o wprowadzeniu na festiwal szerszego nurtu filmowego wydaje się włączenie na stałe do nurtu konkursowego dyplomów lalkarzy i tancerzy. Miejmy nadzieję, że dokona się to już niebawem.

 

XXXV Festiwal Szkół Teatralnych
Łódź, 8–14 maja 2017

doktor nauk humanistycznych w Katedrze Dramatu i Teatru UŁ, recenzentka i badaczka teatru niemieckojęzycznego.