10/2017
Jacek Kopciński

fot. Zuzanna Waś

Duma i Sława

 

 

Nowy sezon rozpocząłem premierą Kibiców w Nowym Teatrze i był to wybór słuszny, bo od razu znalazłem się w głównym nurcie życia teatralnego.

 Nowy sezon rozpocząłem premierą Kibiców w Nowym Teatrze i był to wybór słuszny, bo od razu znalazłem się w głównym nurcie życia teatralnego. Na małej scenie Nowego zagrali aktorzy z zupełnie innego teatru, a mianowicie Teatru Żydowskiego, co w Polsce powoli staje się normą, i wcale nie chodzi o występy impresaryjne. Aktorzy ci zagrali siebie samych, co także zaczyna być konwencją, którą akurat ten zespół ćwiczy z powodzeniem w spektaklu Aktorzy żydowscy. Na scenie pojawili się też nieaktorzy, „włączeni” przez teatr w żywy nurt sztuki zaangażowanej, a zarazem teatr ten „włączający” w równie barwny nurt życia społecznego. Liczne radiowozy ustawione wzdłuż ulicy Madalińskiego świadczyły o tym, że twórcy spektaklu trzymają rękę na pulsie, ryzykują i nie odpuszczają.

W tym wypadku nie odpuszczają warszawskim kibicom Legii, którzy swój szacunek dla powstańców warszawskich oraz Żołnierzy Wyklętych manifestują z takim samym zapałem, co nienawiść do Żydów, Arabów, murzynów i innych pedałów… Teatr w Polsce już dawno przestał zajmować się nieposkromioną konsumpcją mieszczan czy nienormatywną orientacją seksualną ich dzieci, teraz walczy z faszyzmem i słusznie bierze na celownik tzw. środowiska kibicowskie. Na szczęście środowiska te, jak na razie, nie wzięły na celownik teatru i premiera w Nowym przebiegła bez żadnych zakłóceń. Odniosłem nawet wrażenie, że temu godzinnemu spektaklowi jak sportowa rozgrzewka wyraźnie brakowało puenty w postaci kilku rac wypuszczonych w stronę widowni.

Muszę jednak przyznać, że aktorzy z dużym zapałem próbowali obudzić w nas stadionowe emocje. Sam dałem się wciągnąć w performatywną „grę w kibica” i, zachęcany ze sceny, zanuciłem kilka stadionowych przyśpiewek, jako to: „Legia Warszawa to nasza Duma i Sława!” czy „CWKS-ie, klubie kochany, strzelisz trzy bramki, a my pochlamy”. Zdaje się zresztą, że o chlaniu nie śpiewaliśmy, żeby nikogo nie drażnić ani nie upokarzać. Nastawienie twórców Kibiców nie jest bowiem konfrontacyjne, ale pojednawcze. Nie chcemy was obsobaczyć, lecz zrozumieć, a najlepiej się zaprzyjaźnić, bo w gruncie rzeczy jesteśmy do siebie podobni: tak jak wy cenimy tradycję i narodową tożsamość, tęsknimy za wspólnotą, a na święta – tak jak wy na mecz – zakładamy obrzędowe stroje. No i lubimy piłkę, a wśród nas, aktorów żydowskich, jest kilku prawdziwych miłośników Legii!

Bardzo mi się taka postawa spodobała i naprawdę żałowałem, że jedyni dwaj kibice, którzy byli na sali, akurat grali w spektaklu. Ciekawe, jak zareagowaliby na szatańsko przewrotny pomysł, by ich ukochaną Legię sławić pieśnią Hawa nagila? I czy na melodię swoich własnych szlagierów dopingowaliby Teatr Żydowski, do czego nakłaniali nas aktorzy? Obawiam się, że w tym akurat punkcie mogliby poczuć się trochę zdezorientowani. Na stadionie śpiewa się przecież dla piłkarzy, którzy wychodzą ze skóry, by strzelić gola i zagrać jak najlepszy mecz. Tymczasem tutaj mieliby dopingować artystów, którzy jeżeli już coś grają, to najwyżej próbę do przyszłego spektaklu. No, kochani – już słyszę kibiców z Łazienkowskiej – na trening to my czasem chodzimy, ale gdyby na tym miała się skończyć cała zabawa, to wypier……! Znaczy, dziękujemy.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.