12/2017
Natalia Worożbyt

Kateryna Hornostaj

Zachować dystans

 

 

Przeszyła mnie ostra samotność. Dzieje się tak zawsze, gdy znajdę się gdzieś w wygodnym miejscu, daleko, sama.

Poszłam na sobotni bazar na Sloane Square, zjadłam falafel, kupiłam do domu białą rybę i warzywa od ogrodników, posnułam się po sklepach, kupiłam od dawna wymarzoną kurtkę i coś bliskim na prezenty. Wypiłam smaczną flat white w Paul. Szłam do hotelu naprzeciw wiatru, który obsypał mnie żółtymi klonowymi liśćmi. Zaniosłam rzeczy, przebrałam się w strój sportowy i trochę pobiegałam po Hyde Parku. Wróciłam nasycona tlenem i poczuciem własnej wartości do pokoju z widokiem na Starbucks i poczułam, że jestem w piekle.

Przeszyła mnie ostra samotność. Dzieje się tak zawsze, gdy znajdę się gdzieś w wygodnym miejscu, daleko, sama.

Przyczyną tego jest mój zły angielski, ich piękna nerwowa pogoda, bezlitosne lustra w przymierzalniach i po prostu odległość między Kijowem a Londynem. Nie na tyle wielka, by wpaść w rozpacz, i nie na tyle mała, by jej nie odczuć. Dobrze, że po drodze z parku kupiłam butelkę dobrego Chianti…

W rzeczywistości moja samotność jest trochę sztuczna – mam bilet powrotny, lecę w następną sobotę. Ale zawsze przymierzam na siebie uczucia człowieka, który wyjechał na zawsze. Zaglądam do cudzych okien – mieszkam w jednym z nich i jestem emigrantką, która z różnych powodów nie może pojechać do domu. U mnie wszystko OK – mam dobrą pracę, przyzwoite mieszkanie w dobrym rejonie. Co rano wychodzę do pracy z ceglanego budynku z wewnętrznym ogródkiem, gdzie, niestety, nie udaje mi się wyhodować pomidorów. Moi sąsiedzi z sekcji to rodzina Hindusów i brytyjski dziwak-reżyser, serdecznie witamy się każdego rana. Wsiadam do metra i tylko dwadzieścia minut zabiera mi dotarcie do teatru. W pracy czekają na mnie życzliwi, uśmiechnięci koledzy, razem jemy obiad w bufecie teatralnym. Każde z nich ma swoje życie. Sara na weekend wyjedzie do rodziców do Szkocji, Kate mieszka w Sussex i codziennie całą godzinę jedzie z domu do pracy i z pracy znów do swego przytulnego domu. I musi jeszcze wyprowadzić psy. I tylko ja wracam donikąd, nigdy nie dam rady wrócić na Ukrainę, bo…

Stop! Zatrzymaj się drżąca wargo. Mam bilet powrotny na sobotni samolot! Ja po prostu nie mogę odpoczywać. Odpoczynek to prowokator niepotrzebnych myśli. Cały ostatni tydzień był bardzo intensywny, a dziś jest wolny dzień i mózg zaczął szukać przyczyn, by się nad sobą użalać. Włączam grzejnik na całą moc i otwieram okno na oścież, ale samotność nadal siedzi na kanapie i żebrze. I oto zamiast miłego wieczoru w towarzystwie Chianti i dobrego nieobciążającego filmu – ja oglądam pogodę na Ukrainie (temperatura o dziesięć stopni niższa niż tu), czytam ukraińskie wiadomości (20-letnia bananówa zabiła lexusem pięć osób, 20-letnia dziewczyna porwała półtoramiesięczne niemowlę z przedszkola, bojownicy zintensyfikowali ostrzał na wschodzie Ukrainy)… Potem przez pół nocy nie mogłam spać i nad ranem przyśniła mi się moja wieś, mama, córka, ciotka i zmarła babcia, które czekają, że zawiozę je do miasta do ciepłych mieszkań, bo na wsi jest jesień i w babcinym domu od dawna nikt nie zimował, a ja nie mogę ich odwieźć, bo mam mieć premierę swojej sztuki Złe drogi i śpieszę się na tę premierę, zostawiając dziewczyny, by czekały na mnie w nieogrzewanej chacie. Kiedy tam docieram, dowiaduję się, że na premierę nikt nie przyszedł i dlatego ją odwołano… Job twoju mat’! – zauważam emocjonalnie.

Budzę się i cieszę, że to był sen, i mam nadzieję, że nie proroczy. Bo w rzeczywistości już od tygodnia siedzę na próbach tej sztuki w teatrze Royal Court. Jest ona o różnych rodzajach miłości w czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej. Sala prób obwieszona jest fotografiami ze wschodu Ukrainy. Ja jak nauczycielka podchodzę do ściany i opowiadam o losach różnych ludzi. To jest Liza, jej ojciec zginął podczas ostrzału, ona jest prototypem postaci Oli. A to ten sam kapitan, z którego powodu bohaterka pojechała na wojnę. Wydaje mi się, że wszystko wymyślam i tamten świat istnieje tylko w mojej wyobraźni. Ale skąd się wzięły zdjęcia tych ludzi? Wy też na nie patrzycie. Brytyjscy aktorzy są uważni i otwarci. Ale nigdy nie zrozumiesz, przez jakie filtry ciebie widzą. W przerwach moi koledzy wracają z mojej rzeczywistości do swojej i rozmawiają o sensacyjnych zeznaniach aktorek, które zostały zgwałcone przez ich światowej sławy producentów. Mówią, że na ostatnim zebraniu w teatrze omawiano stosowność objęć, które często pojawiają się w środowisku bohemy. Na razie chcą zabronić objęć, bo to narusza dystans i przestrzeń osobistą. A mnie tak żal objęć! Czemuś mi się wydaje, że łatwiej jest zgwałcić człowieka, którego nigdy się nie obejmowało i któremu nie patrzyło się głęboko w oczy. Ale ja mam względne doświadczenie przemocy – zazwyczaj to gwałcono mnie, a nie ja kogoś. Ale nie bójcie się, nie zacznę teraz o tym opowiadać. Mnie się po prostu chce kogoś objąć, kogoś, kto podziela moją tęsknotę za Ukrainą. Ale trzeba zachować dystans. Naprawdę trzeba. Nawet wobec tych i tego, kogo kochasz najbardziej ze wszystkich – wobec dziecka, męża, ojczyzny… Zastanawiam się – jak tam oni żyją beze mnie? Czy dają sobie radę? A ja bez nich? I wiecie, wszyscy sobie dajemy radę bez siebie, i to jest piękne. Ale jeszcze piękniej jest, kiedy jesteśmy razem. Dzięki dystansowi to rozumiem.

 

tłum. Anna Korzeniowska-Bihun

ukraińska dramatopisarka, autorka Dzienników Majdanu (2014).