12/2017
Artur Pałyga

fot. Agnieszka Dróżdż

Koniec postu

 

Postdramatyzm jest trupem, którego nie warto już kopać.

To dziecko urodziło się stare, wygłosiło orędzie i zeszło śmiertelnie, pozostawiając trupi odór.
Kochałem je, jak Marcel Orianę de Guermantes – beznadziejnie, nieskutecznie i krótko. Było z lepszego świata. Ze świata, do którego się aspirowało, a który się rozwiał jak mgła.
Nie należy zmarłemu odmawiać czułości i szacunku.
Ubrania i ozdoby oddać do muzeum, wbić kołek w serce i pogrzebać.

W tych ciekawych czasach, kiedy o duszę walczą radosny eskapizm i ponure zaangażowanie, do wspólnego głośnego czytania z podziałem na role wzięliśmy Decyzję Brechta i Mauzera Henryka Müllera. Wydane, wiadomo, w jednej czerwonej książeczce. Przeczytaliśmy obie sztuki jednego wieczoru. Decyzja ze swoją prostotą, z przejrzystą strukturą, klarownym językiem i jasną historią wzbudziła dyskusję. Było o czym gadać. Teza nie była wcale tak oczywista, jak się wydawało. Z tzw. papieżem postdramatyzmu, Müllerem, stało się jak u Prousta: „Boże, jak to zdechło! Jak strasznie żałośnie zdechło!”. Wielce bełkotliwe, niby-poetyckie roztrząsania wpatrzonego w siebie stanu psychicznego. Postdramatyczny Henryku! Śpij wiecznie! Żegnam cię tutaj, teraz ostatecznie. Nikt. Na nikogo. Nic. Jeśli działa, to jedynie na paru uczestników warsztatów dramatopisarskich, którzy w desperacji mówią: „Przecież to nieważne! Reżyser coś z tym zrobi!”

Kiedy w Teatrze Polskim w Bydgoszczy puszczaliśmy projekcję Golgoty Picnic Garcíi, broniła nas policja. Zza pleców policji patrzyliśmy na protestujący tłum. „Kiedyś jednak było się po drugiej stronie” – pomyślałem. Zadymiarze-harcownicy weszli na projekcję. Było napięcie i cuchnący gaz, który śmierdział w teatrze jeszcze parę dni później. Mimo to projekcja się odbyła. Znieśliśmy ją z trudem nie tylko z powodu smrodu.
To było nasze Westerplatte?

Przekraczamy granice nie naszej przyzwoitości, szargamy nie nasze sumienia i nie naszą wiarę w nie nas podważamy – takie hasło na afisze i promocyjne ulotki. I potem utyskiwania, że teatr nie oddziałuje. Że ludzie swoje. Że się w ogóle nie słuchają. Niczego się nie chcą nauczyć. Im bardziej zawstydzani, tym mniej zawstydzeni.

W podręcznikach wychowania dzieci do znudzenia pisze się o tym, że wychowuje nie to, co mówisz, ale to, co robisz – i w ogóle: kim jesteś. Jeśli zawstydzasz, to nie zawstydzasz, ale uczysz zawstydzania i ty pierwszy będziesz zawstydzony. Kpisz? Będziesz wykpiony. Jesteś radykalny. Radykalizm wróci przeciw tobie. Twoje granice będą przekroczone. I bezsilnie będziesz się oburzał, gdy dziać się będą rzeczy w poczuciu twoim nieprzyzwoite. Twoje sumienie zostanie zgwałcone i uderzą we wszystko, w co wierzysz lub starasz się wierzyć. Możesz protestować. I nie wiesz, po której stronie tym razem ustawi się policja.

Teatrze moralisto! Zły, przemądrzały wychowawco! Napuszony błaźnie z twoim asortymentem przewidzianych drwin! Dzięki! Pa! Fajnie było, ale się zużyło!

Na Katowickiej Rundzie Teatralnej, gdzie teatry offowe wystawiały nowe polskie teksty, zobaczyliśmy przegląd teatralnych trendów polskich z lat ostatnich. Off zapętlił się w tym samym, w czym nurt główny. Mówienie do widza. Tłumaczenie widzowi. Monologi. Dystans. Przymrużenie oka. Znamy i kochamy. Kochamy, bo znamy. Znamy, bo znamy.
Wiadomo, że nie ma powrotu. Nigdy nie ma powrotu. Nie łudźcie się dyrektorzy i neofici skansenów! Skansen nie ma przyszłości.
Coś się skończyło. Coś się nie zaczęło. Czekanie, macanie, radosny eskapizm i ponure zaangażowanie.

Masza Kantorowicz, dwudziestoletnia reżyserka z Jekaterynburga z takim zapałem mówi, jaką siłę może mieć teatr, że czuję się staro. Czuję na plecach całe swoje jedenaście lat w teatrze, kiedy Masza frunie w swojej opowieści o mocy teatru.
Odbija się w tej opowieści od polskiego teatru, bo o nim najpierw zaczęliśmy mówić. Odbija się od niego jako od tego, który stawia niewidzialną barierę pomiędzy sobą a ludźmi.
– Teatr musi być ludzki, z ludźmi, wciągający ludzi, jak te amerykańskie seriale, ale znacznie bardziej, bo teatr potrafi to bardziej niż najlepszy serial. I wtedy działa! I przemienia!
Bardzo dobrze jest mi jej słuchać, jak projektuje nowy, lepszy, w opozycji do.
I bardzo dziwnie i ciekawie jest obserwować ten zapał.
Światełko ze Wschodu?

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).