1/2018
Jacek Kopciński

fot. Zuzanna Waś

Rzymska improwizacja

 

 

Nigdy wcześniej nie zagrali razem na scenie, a byłoby to ciekawe, oboje przecież zupełnie inaczej myślą o aktorstwie i inaczej uprawiają swój zawód. Kto w grudniu zeszłego roku dotarł do Rzymu, mógł się o tym przekonać podczas festiwalu Premio Europa per il Teatro, na którym ITI po raz szesnasty wręczył swoje prestiżowe nagrody. Ta najważniejsza trafiła właśnie do nich: Isabelle Huppert i Jeremy’ego Ironsa, dzięki czemu, podczas uroczystości w stylowym Teatro Argentina, dwie legendy stanęły naprzeciw siebie – nie prywatnie, a w roli.

No, może niezupełnie w roli, bo scenariusz gali przewidywał jedynie wspólne czytanie dwóch tekstów. Kiedy jednak robią to artyści tak wybitni, zaczyna się spektakl. Najpierw wysłuchaliśmy sensacyjnych, opublikowanych dosłownie przed miesiącem listów Alberta Camusa i Marii Casares, filozofa i aktorki, którzy przez lata ukrywali swój wielki romans. A potem przedostatniej, jednoaktowej sztuki Harolda Pintera Ashes to Ashes (w tłumaczeniu Bolesława Taborskiego znanej jako Z prochu powstałeś), w której związek dwojga kochanków traci swój romantyczny kształt i zamienia się w przerażająco perwersyjną relację kata i ofiary.

Dwa dni wcześniej, podczas spotkania z festiwalową publicznością, Irons (szalik, wysokie brązowe buty z klamerkami) długo i barwnie opowiadał o tym, czym jest dla niego aktorstwo. „Grając, spędzamy czas w innych ludziach” – powiedział w pewnej chwili. Następnego dnia bohaterką spotkania z krytykami i kuratorami była Huppert (obcisły sweterek, czarne wysokie obcasy). „W teatrze afirmuję moje prawdziwe »ja«” – wyznała.

Nie mam pojęcia, czy ci dwoje dobrze się znają, nie wiem, czy się lubią. Trudno także zgadnąć, w jakim nastroju byli tego wieczoru, choć za dnia Rzym był słoneczny. To, co podczas gali działo się między nimi, przypominało świadomie improwizowany pojedynek. Odbierając nagrodę, Irons zachwiał się pod ciężarem niewielkiej statuetki, sypał dowcipami, a wątpiących w jego talent teatralny zaprosił na przyszłoroczną premierę do Londynu. Był jak dokazujący uczeń, podczas gdy Huppert przypominała szkolną prymuskę… W specjalnie przygotowanym odczycie zadeklarowała, że jej ojczyzną jest teatr, a potem szczegółowo wyliczyła nazwiska granych przez siebie autorów, nazwy miast, w których występowała, i języki, którymi się posługiwała. Do lektury listów wyszła jednak spóźniona, co Irons ograł w stylu komicznym, udając męża żony strojnisi. Huppert odpowiedziała na to całkowitą obojętnością i było to bardzo dowcipne. Ciekawe jednak, dlaczego aktorka kazała na siebie czekać?

Może miała to być zemsta na Camusie, który przez szesnaście lat romansował z Casares, ale się z nią nie ożenił? Irons szybko zadomowił się w swojej postaci, dzięki czemu przez moment mogliśmy oglądać francuskiego filozofa, który niskim głosem (po angielsku!) wyznawał swojej kochance: „Bez Ciebie tracę wszystkie siły, chciałbym umrzeć”. Aktor mówił te słowa wprost do swojej partnerki, która jednak uparcie patrzyła przed siebie. Podczas lektury listów Marii Huppert długo pozostawała sobą, to znaczy aktorką, która tu i teraz czyta po francusku listy innej aktorki. Musiało upłynąć sporo czasu, zanim zaczęła się do niej zbliżać, obdarzać zainteresowaniem, uwagą. Ale nawet wtedy, kiedy czytała: „Gotuję się wewnątrz i na zewnątrz. Wszystko płonie…”, ani na chwilę nie straciła chłodnego dystansu.

Może prawdziwe „ja” Isabelle Huppert jest zbyt kruche, by spędzać czas w innych ludziach, zwłaszcza tych, których życie wypełnia niszczący afekt? Na pewno jednak jest wystarczająco wrażliwe, by zaświadczyć o ich miłości, szaleństwie, lęku – by z cierpliwością świadka towarzyszyć im w cierpieniu.

Postać Rebekki z Ashes to Ashes jest napisana jakby dla niej. Podczas dziwnej rozmowy, która przypomina przesłuchanie, Rebecca wywołuje z pamięci straszny moment, w którym oddała swoje maleńkie dziecko, ale robi to tak, jakby przyglądała się obcej kobiecie. Przesłuchującym jest mężczyzna. Domyślamy się w nim jej dawnego prześladowcy, który (gdzieś na kolejowej stacji, skąd wieziono Żydów do obozu) wyrwał jej „zawiniątko”. Po latach (znowu domysł) Rebecca związała się z nim, powodowana lękiem, rozpaczą i poczuciem winy, ale może także namiętnością.

Uruchamiając traumatyczne wspomnienia, oboje grają siebie sprzed lat, ale tylko Devlin powtórzy znany im obojgu gest duszenia kobiety. Tylko on, Devlin, na nowo będzie tamtym mężczyzną, co odpowiada wyznawanej przez Ironsa koncepcji aktorstwa, jednak w nowym, przerażającym ujęciu.

Jak „spędza się czas” w bohaterze, który sam jest aktorem we własnym teatrze okrucieństwa? Co to znaczy „afirmować swoje prawdziwe »ja«” w sytuacji, którą jest obłędnie bolesny spektakl do zagrania?

Chyba nigdy dotąd nie spotkali się na scenie, ale kiedy już do tego doszło, dali prawdziwy koncert aktorstwa. Absolutnie różnego i tak samo niezbędnego w zatrważającym świecie ludzkich czynów i doznań.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.