2/2018
Marek Kochan

fot. Kazimierz Kochan

Spalam się

 

 

Napisałem sztukę. Sztuczkę małą. Jednoaktówkę właściwie. Jeden facet, stół, parę rekwizytów. Kilka głosów, ale nagranych z taśmy. Tani teatr.

Za to temat nośny, by nie powiedzieć, że modny. Molestowanie.

Bohater to mężczyzna, oczywiście. Zły człowiek. Mobbował, molestował. Uraził złym słowem, klepnął po pupie, wymuszał seks, obiecując awanse. Może nawet zgwałcił. Tego nie przesądzam, dowody nie są jednoznaczne. Pokłócił się z byłą dziewczyną, może został niesłusznie oskarżony. Ale niewykluczone, że to jednak zrobił. Mógł zgwałcić, więc to tak, jakby zgwałcił. Zero pobłażania dla gwałcicieli, choćby i potencjalnych.

Żeby nie było banalnie, postanowiłem mu dać zaskakującą tożsamość. Nieprawdopodobną właściwie. Jest on dziennikarzem lewicowego medium. Może nawet lewackiego. Gazety, tygodnika, portalu. Nie wiadomo dokładnie jakiego. Wiadomo, że to feminista. Chodził na manify, na czarne marsze, deklarował się. Miał słuszne poglądy, na bazie i po linii. I nagle bęc: molestant, gwałciciel może.

Sztuka stawia poważny problem, społeczny. Wielkie zagrożenie dla kobiet. Uważajcie, mówię, drogie panie, niech was nie zwiedzie kamuflaż. Deklaruje się jako wrażliwy na sprawy kobiet, chodzi na manify, nazywa się feministą? Nieważne. To może być przykrywka. Może on tam wypatruje ofiar, które niczego nie podejrzewają?

I kwestia praw mężczyzn. A co to, tylko prawacy mogą molestować i gwałcić? Czy jak lewicowy, to od razu musi być święty? Może taki lewak też czasem czuje w sobie chuć, też się nie umie pohamować, gdy go kobieta rozpali do szaleństwa.

Tak, mój bohater jest zły. Ale może on chociaż próbował odkupić swoje winy. Może miał wyrzuty sumienia, gdy niósł transparent z napisem „Moja broszka należy do mnie”. Czy próbował przez to coś powiedzieć? Czyją broszkę miał na myśli? Może jednej ze swoich ofiar? Spróbujmy się nad losem tego bohatera pochylić, zrozumieć go. Nie wiem, czy rozgrzeszyć, tak daleko to nie.

Tyle o sztuce, nie chcę spojlerować. Podwiesiłem na stronie KP, przyjęli z pocałowaniem ręki. Kto chce, może ją przeczytać. Niektóre recenzje są dobre.

Ale właściwie to nie o tym, nie o tej sztuce chciałem. To dopiero punkt wyjścia. Napisałem, to i wystawić chciałem. Znam tego i owego, reżyserów tylu, dyrektorów tylu. Sami otwarci ludzie, tolerancyjni, oni przecież robią teatr krytyczny, teatr, który wkłada kij w szprychy. Za takich ich zawsze uważałem. I nagle: ściana. Dzwonię, mejluję, łapię za połę marynarki na premierach. Nic. Zero zainteresowania. Uśmiechy, poklepywania – nic więcej. Ktoś powiedział, że jakby bohater był księdzem, to może. Ale ja nie mogę zmienić. To by była inna sztuka. A w tej wersji nawet czytania nikt nie chce robić. Podobno jestem już na jakiejś czarnej liście. I odtąd moje sztuki nie będą wystawiane. Nigdy, nigdzie.

Wpadłem w czarną rozpacz. Mam dość rządzącej polskim teatrem mafii. Oni są nieusuwalni. Będą rządzić do końca świata.

Właśnie dlatego postanowiłem się spalić. Chcę głośno krzyknąć, zaprotestować. Dość tego! To wy będziecie odpowiedzialni za moje samospalenie: reżyserko X, dyrektorze Y, kierowniku literacki Z. Pełną listę moich oprawców zostawię w redakcji, niech to potem upubliczni.

Ja, Kolorowy Człowiek, nie zgadzam się z tym, co polski teatr wyprawia! Nie chcą wystawiać mojej sztuki, poruszającej ważny społecznie temat! Dranie! Sitwa!

Jeszcze nie wiem, gdzie się spalę, pod którym teatrem, może to będzie Popularny, może Powszechny, Nowy, Stary, Narodowy, Ludowy albo Polski. Ale wiem, jak będę ubrany. Kolorowo! W czerwonej czapce się spalę, zielonej marynarce, żółtej koszuli, niebieskich spodniach, pomarańczowych butach. To przez was będę płonął, dranie, którzy rządzicie tym teatrem nie dla pożytku powszechnego, choć z publicznych pieniędzy finansowanym. Przez was spali się Kolorowy Człowiek. Tak napiszę w swoim manifeście na Facebooku. I może za mną pójdą wszyscy inni niewystawiani autorzy z całego kraju, może ten las żywych pochodni coś zmieni.

Tak, wiem, samobójstwo to coś niedobrego. Ale skoro nie ma dla mnie miejsca, nie ma ani kawałeczka sceny dla moich sztuk, czy mam inne wyjście? To, że leczę się na depresję, nie ma tu nic do rzeczy. Spalę się dla sprawy, na ołtarzu, w imię. Zresztą, zaprosiłem już na swój pogrzeb kilku zaprzyjaźnionych biskupów, oni wam to wytłumaczą. Rozgrzeszą mnie. Bo choć ogólnie samobójstwo, jak wiadomo, jest złe, to w tym wypadku będzie czynem bohaterskim, w imię wyższych racji.

Chcę, by ten akt przyniósł coś dobrego. Dlatego zamierzam spalić się, ubrany w strój z niepalnych materiałów. Niech potną moje ubranie na kawałeczki i sprzedają je jak wota na aukcjach charytatywnych. Ponadto ofiaruję na ten cel moją kolekcję spinek do mankietów. Niektóre są cenne, ze srebra, ze złota, z kamieniami szlachetnymi. Mam nadzieję, że zostaną dobrze wylicytowane. A zdobyte w ten sposób pieniądze pomogą innym. Naszym dzieciakom, naszym seniorom, naszym nieuprzywilejowanym rodakom. A tym, którzy je kupią, życzę wszystkiego dobrego. Kiedy będziecie nosić, kochani, moje spinki do mankietów, duch Kolorowego Człowieka będzie z wami.
Żegnajcie, siema!

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).