2/2018
Włodzimierz Szturc

fot. Łukasz Nowaczyk / Agencja Gazeta

Olga Szwajgier

 

 

Wyobraźnia jest mową figur, których krawędziami są kolory i dźwięki. To one kumulują energię światła, boską twórczą moc, która jest w każdym z nas. Nasza wola i praca nadaje kierunki i określa zwroty tej energii. Jest tym samym, czym akt stworzenia świata – rezultatem pierwszego oddechu. W każdym oddechu, na który świadomie zezwalamy, a nie nieświadomie go bierzemy, jest błogostan i nie ma niepokoju. Uświadomiony oddech jest radością rozkwitania. To źródło improwizacji, dzięki której powołujemy do życia nowe i wspaniałe światy, wolne od konfliktów, lęku, boleści, skargi i hańbiącego uniżenia przed tymi, którzy chcą widzieć i słyszeć w nas niewolników. By otworzyć się na własną wolność, która mieszka tam, gdzie wyobraźnia, trzeba uświadomić sobie własny oddech. W oddechu objawia się pełnia światła, które jest zarazem dobrem i miłością.

Rok temu w Akademii Sztuk Teatralnych zobaczyłem wystawę rysunków przypiętych do sporych rozmiarów kartonowych prostokątów. Pomyślałem, że jest to ekspozycja prac przedszkolaków, którzy mieli za zadanie narysować kredkami swoje wrażenia z pobytu w szkole teatralnej. Na rysunkach były pasma fioletu i błękitu, żółte słoneczka, elipsy zieleni w różnych odcieniach, jakieś bliżej nieokreślone kolorowe figury, rozlane kontury literek; na kilku rozpoznałem głęboko wyrażoną przez przedszkolaków tęsknotę do malarstwa abstrakcyjnego, a na kilku innych – nieokiełznane w mnogości barwnych punktów tendencje impresjonistyczne.

Nie była to jednak wystawa naiwnych przedszkolnych rysunków – były tam partytury, czy może lepiej: generatory współbrzmień wykonane podczas lekcji śpiewu prowadzonej przez Olgę Szwajgier na Wydziale Aktorskim, na którym studiują dwudziestokilkuletnie dzieci. Jednak odczytywanie tych malowideł jako zapisu tematów improwizacji lub obrazkowego monologu wewnętrznego, niezbędnego do śpiewania, nie miałoby sensu, ponieważ kolorowe rysunki powstawały w trakcie śpiewania na zajęciach wokalnych i były równoległym do improwizowanych brzmień zapisem tonu, barwy, koloru, temperatury, średnicy i napięcia dźwięku. Były przeniesieniem na papier tej samej kumulacji energii czystego światła, która w innej postaci uformowała dźwięki wydawane przez studentów podczas zajęć.

Celem tych ćwiczeń było przede wszystkim odrzucenie tego, co więzi wolność, swobodę i radość istniejącą i rozszczepioną w każdym człowieku, ale przecież zablokowaną i w związku z tym okrutnie okaleczoną przez nerwice nabyte w wychowaniu domowym i szkolnym, w towarzyskich i obyczajowych zakazach świata ludzi zwanych dojrzałymi. Chodziło o wyzbycie się napięcia, rodzącego się zawsze z niepewności, o dotarcie do rejonów podstawowej indywidualnej wolności, która dzieli swą przestrzeń z wyobraźnią.

W jednym z listów Brunona Schulza znajdujemy niezwykłe zdanie: „Moim ideałem jest »dojrzeć« do dzieciństwa. To by dopiero była prawdziwa dojrzałość”. Pomyślałem to zdanie właśnie teraz, kiedy odsłaniam rolę pracy nad wydobyciem emocji człowieka poprzez dźwięk i brzmienie, czemu służy laboratorium głosu Olgi Szwajgier. „Dziecko – powiedziała kiedyś – kiedy rysuje lub maluje, ma otwarte usteczka i wysuwa język. Dziecko jest absolutnie wolne w swojej twórczości; to jego rodzice, potem nauczyciele, ostrymi dyspozycjami każą mu obciosać jego naturalne i intuicyjne instynkty. Straszone nakazami i rozkazami – chowa się, kurczy; zamiast oddechu – bierze szybki i przykurczający gardło haust powietrza. Spina się w każdej swojej cząsteczce”.

Uwolnienie od tyranii nakazów i zakazów może oczywiście dokonać się wiele lat później, ale w drodze bardzo ciężkiej, wymagającej cierpliwości i hartu ducha pracy. Taka praca jest zarazem karą, taką jak praca w pocie czoła po wygnaniu pierwszych rodziców z raju, ale to ta praca właśnie poprzez trudy prowadzi do osiągnięcia tego rajskiego stanu, który został przez nas zgubiony lub nam go odebrano. Laboratorium głosu jest przepracowaniem syndromu wygnanych z raju dzięki, jak w marzeniu Schulza, „dojrzewaniu” do dzieciństwa.

Olga Szwajgier powiada, że człowiek wewnętrzny jest absolutnie doskonały, że ciągle biją w nim życiodajne źródła boskiej energii. Myślenie o sobie w kategoriach wielkości, wspaniałości i mocy czyni człowieka dawcą miłości i radości. „Każda sekunda – powiada – ma być radością; każda stracona sekunda radości – to nie jest tylko stracona sekunda; to życie stracone”.

Jest praktykiem, nie teoretykiem śpiewu: wskazuje drogę ku jasności istnienia, z którego czerpie krystaliczne dźwięki. Każdy ma możliwość odnalezienia takiego kryształu, jeżeli tylko tego pragnie. Pragnienie to jest pierwszym odruchem wyobraźni. Dzielny pedagog odsłania potencje tkwiące w uczniach, którzy, spętani lękiem, pogubieni sami w sobie, nie wiedzą o ich istnieniu.
Wyzwoleni z lęku zobaczą wolność daną przez ich własny głos.

historyk literatury, teatrolog, profesor nauk humanistycznych. Zajmuje się literaturą romantyczną i studiami nad wyobraźnią.