5/2018
Jacek Kopciński

fot. Zuzanna Waś

Tożsamość

 

 

Z mojego redakcyjnego okna widać dach Teatru Narodowego i często zerkam w tamtą stronę, bo lubię narodową scenę. Tuż za rogiem, przy Krakowskim Przedmieściu, stoi pomnik Adama Mickiewicza. Przywykłem do tego pejzażu i dopiero gdy nadchodzi marcowa rocznica, uświadamiam sobie, jak wiele dla mnie znaczy.

W tym roku minęło pięćdziesiąt lat od zdjęcia Dejmkowskich Dziadów z afisza Teatru Narodowego. Z tej okazji ukazał się dźwiękowy zapis legendarnego spektaklu, którego nikt dziś nie zna, wraz z tekstem dramatu w wyborze i układzie reżysera oraz kilkunastoma zdjęciami. Trzymam tę wyjątkową płytę w pobliżu wyjątkowej książki zatytułowanej Kryptonim „Dziady”. Jej autorzy, Janusz Majcherek i Tomasz Mościcki, powiedzieli w niej chyba wszystko, co dziś wiemy o tamtym przedstawieniu i jego skutkach, choć interpretacja motywów, dla których powstało, nadal pozostaje kwestią otwartą. Na zmianę więc słucham głosów, które dochodzą z wnętrza tamtych Dziadów, i czytam opowieść o ich niezamierzenie wybuchowej inscenizacji sprzed półwiecza, zastanawiając się, co z tym pocznę. Nie, nie jako krytyk, tu znam swoje powinności i możliwości – jako Polak. Bo Dziady to przecież najważniejszy składnik mojej polskiej tożsamości, która teraz, po publikacji tej płyty i tej książki, musi trochę się zmienić.

Marzec 2018 to także rocznica innych wydarzeń niż te, które sprowokował Mickiewicz. Rocznica przymusowej emigracji dużej części polskich Żydów, którzy już wcześniej – ze śmiertelnego lęku, marzenia o godniejszym życiu, wyznawanej ideologii – wyrzekali się swojej tożsamości, ukrywali ją, zapominali. Mówi o tym na naszych łamach Paweł Passini, który jako człowiek dorosły, Polak, w państwie na powrót niepodległym, odbudował w sobie religijnego Żyda. Kiedy na początku rozmowy z reżyserem zapytałem, co dla niego znaczy ta podwójna tożsamość, usłyszałem: „Z tożsamością jest kłopot, bo przecież nie jest nam dana raz na zawsze, trzeba ją osiągać – tak jak artyzm”. „Dla mnie – mówił dalej Passini – nawet ważniejszy niż żydowskie pochodzenie był fakt, że wychowywałem się bez ojca. Ojciec gdzieś tam był, ale moja wiedza na jego temat była bardzo mizerna. Wszystko, co o nim myślałem, zależało od tych kilku skąpych informacji. Równocześnie nie mogłem wyjść z tego paradoksu, że to jest w końcu mój ojciec, i że to, kim jestem ja, musi być jakoś zależne od tego, kim jest on. Ale to, kim jest on, zależało z kolei od tego, co o nim wiedziałem. W moim odczuciu każdy człowiek jest w podobnej sytuacji, nigdy do końca nie wie, kim są jego rodzice, i zawsze może się okazać coś, co odmieni nam obraz nas samych”.

Przez wiele ostatnich lat w polskim teatrze dominował dyskurs emancypacyjny, ale to się już zmienia, bo pytanie o tożsamość – o naszą matkę i naszego ojca, w sensie ścisłym i bardzo szerokim – staje się ważniejsze. Nie wolno go dziś unikać, także z niezgody na jeden, niezmienny, wtłoczony w sztywne ramy obraz nas samych, który bardzo chętnie tworzą za nas inni.

redaktor naczelny miesięcznika „Teatr”. Profesor w IBL PAN, wykładowca UKSW i UW. Ostatnio wydał tom Wybudzanie. Dramat polski / Interpretacje.