6/2018
Marek Kochan

Lawina dobra

 

 

Jestem dobry i chcę o tym opowiedzieć. Odziedziczyłem spory majątek. Znało się tego czy owego, prywatyzowało się w rodzinie, kupowało tanio, sprzedawało drogo, koncesje się dostawało, zarabiało się. Nieważne. Pecunia non olet. Mógłbym teraz hulać, ale nie hulam. Jestem dobry. I nie chcę tego ukrywać. Przeciwnie, czyniąc gwałt na wrodzonej skromności, postanowiłem pokazać, jaki jestem dobry. Nie chciałem, ale musiałem to zrobić: żeby dać przykład innym, pociągnąć ich za sobą.

Zaproponowałem im ten program i się zgodzili. Zresztą, dlaczego się mieli nie zgodzić. Telewizja to biznes. Ja produkuję, pokrywam koszty, a oni dostają za darmo coś naprawdę dobrego, pod każdym względem. Lawina dobra. Tytuł, wiem, nieco ekspansywny, może nawet agresywny, ale gdy czynię dobro, nie ma dla mnie barier. Muszę iść do przodu, jak lawina. Lawina dobra, ma się rozumieć.

Oczywiście, trochę to wszystko kosztuje. Te wszystkie egzotyczne podróże, ekipa filmowa, moje stroje, postprodukcja. Ale spokojnie. Stać mnie. Nawet zostaje trochę dla tych ofiar losu, które pokazuję w kolejnych odcinkach serii. Malownicza nędza. Uwielbiam te wszystkie smrodliwe zaułki, bambusowe chatki, slumsy, brud, brzydotę, opowieści o torturach, przemocy, o rytualnych mordach, prostytucji, o okaleczeniach, wykorzystywaniu, o krzywdzie ludzkiej. Najbardziej porusza mnie krzywda dzieci. Poszkodowane dzieci dobrze wyglądają przed kamerą. Są takie niewinne. Dlatego wolę pokazywać poszkodowane dzieci niż na przykład poszkodowanych starców. I wolę dzieci egzotyczne od naszych, polskich. Nie ma to jak mały słodki Afrykańczyk, Hindus czy Papuas. Jak to wzrusza, że takim pięknym istotkom dzieje się lub może dziać się krzywda. Kiedy słucham, jakie złe rzeczy dzieją się w tych wszystkich egzotycznych zakątkach świata, które zwiedzam z ekipą filmową mojego programu, to się wzruszam głęboko. Popatrzcie tylko na moją twarz, ile ona wyraża. Jak bardzo mnie to dotyka, jak boli. Gdy będziecie oglądali stare odcinki mojego programu z poprzednich sezonów (jeśli ich jeszcze nie widzieliście), zwróćcie proszę uwagę na zbliżenia na moją twarz, gdy słucham o tych wszystkich okropnych rzeczach, jak się dopytuję o szczegóły, jak się w to zagłębiam. Jaki jestem zawsze poruszony tym złem, które zaraz zmiecie Lawina dobra.

Uwielbiam ten moment w programie, kiedy pokazują planszę z nazwą mojej fundacji i lektor czyta, że dałem temu czy tamtemu, że wsparłem jakiś projekt, zbudowałem most, sfinansowałem remont szkoły, że dzięki mnie świat zmienia się na lepsze. Choćby w tym małym fragmencie, który nadaje się do pokazania w telewizji, który jest odpowiednio barwny, filmowy można rzec.

Taki jestem, tak robię. Pomagam tym, którzy pomagają. Sypnę kasą i zaraz lecę dalej. Z Indii na Madagaskar, z Madagaskaru do Gwatemali, z Gwatemali do Bangladeszu, z Bangladeszu do Kambodży, z Kambodży na Filipiny. Tak sobie latam po świecie. Nie lubię nudy. Oglądajcie mój program, ja wam pokażę najbardziej ekscytującą i najbardziej malowniczą nędzę świata i dam wam przykład, jak zmieniać świat na lepsze. I jak robić to z fasonem, w dobrym stylu, nie chowając się ze swoim dobrym charakterem po kątach, jak czynią wciąż niektórzy. Nawet święty Aleksy zdokumentował swoje dobre uczynki, spisując je na kartce, którą trzymał w dłoni, gdy go znaleźli martwego pod schodami. On mógł – to co, ja nie mogę się pochwalić?

Ja się po kątach chować z moim dobrem nie zamierzam. Dlatego, ponieważ ciągle nie wszyscy oglądają stale mój program, postanowiłem przeprowadzić ogólnopolską akcję billboardową, promującą Lawinę dobra. Niech mnie zobaczą. Jak trzymam to piękne afrykańskie dziecko, któremu sfinansuję posiłek albo wyprawkę szkolną. Albo klapki. Z takim gadżetem – dzieckiem w ręku – od razu człowiek wygląda lepiej, od razu widać, że jest dobry. Po co mają pytać, czy płacę podatki w Polsce i gdzie firma zarejestrowana, na Cyprze czy na wyspie Jersey. A co to kogo obchodzi? Moja firma, moje podatki. Niech sobie mój program pooglądają, moją książkę poczytają. Niech się cieszą, że pomagam innym, zamiast hulać, jak Paris Hilton. Niech biorą przykład.

Mali ludzie zarzucają mi, że jestem charytatywnym celebrytą, że mam za drogie stroje. A co, mam się pokazywać w programie nago? W spódniczce z trawy? Czy ja jestem jakimś dzikusem? Przecież ja jestem Dobry Biały Pan. Dobry Biały Pan pomagać Biedne Murzyńskie Dziecko. W coś muszę być ubrany przecież. A jeśli muszę, to chyba lepiej być ubranym ładnie niż nieładnie. Poza tym, jak już nadmieniłem, przecież i tak zawsze coś zostaje dla ofiar, coś im zawsze skapnie przy okazji mojej wizyty i nagrania. A to przecież telewizja, show, człowiek musi wyglądać. Zresztą, zauważcie, w jednym odcinku mam nieumyte włosy, gdzie indziej grzywka mi nieładnie zjechała na czoło (odcinek 6, sezon 5), a w Kambodży miałem scenę, gdzie jestem bez makijażu całkiem, naturalny, nos mi się świeci i czoło. I co, hejterzy, tego nie widzicie? Możecie sobie pluć, to spływa po mnie. Ja wybrałem dobro, ja czynię dobro.

A ty, ile zrobiłeś dla innych, ile rozdałeś odziedziczonego czy zarobionego majątku? Masz w ogóle jakiś majątek? Ile rozdałeś? Mało? Nic? Niech cię porwie Lawina dobra!

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).