6/2018

Legenda i historia

Bolesław Śmiały został przez polski teatr zmarginalizowany. By go odkryć na nowo, należy poznać historię, do której odsyła.

Wstęp

„Dzieje należą przede wszystkim do tego, kto dzielny i mocny, kto wielką walkę toczy, komu wzorów nauczycieli, pocieszycieli potrzeba, a nie może ich znaleźć pośród swych towarzyszów i we współczesności”1.

Ten cytat z Nietzschego towarzyszył Stanisławowi Wyspiańskiemu – artyście wszechstronnemu, który polemizował z polskimi mitami, rekonstruował je i tworzył. Towarzyszy również i mnie, kiedy myślę o historii, w której wiele jest wydarzeń jeszcze nierozpoznanych. Podążając za genialnym filozofem, odbieram historię emocjonalnie: wprost krzyczy ona do mnie, motywuje do refleksji nad przeszłością, inspiruje do wypowiedzi artystycznej.

Zastanawiając się nad jednym z najbardziej tajemniczych wątków polskiej historii, jakim jest konflikt króla Bolesława Śmiałego z krakowskim biskupem Stanisławem, od razu przychodzi mi na myśl dramat Stanisława Wyspiańskiego pt. Bolesław Śmiały. Napisanie utworu poprzedzone zostało niezwykle wnikliwymi badaniami historycznymi autora. Wyspiański otoczył dramat tekstami-satelitami2 oraz dopełniającym całość dramatem pt. Skałka3. W ten sposób zagłębił się w niezwykle dramatyczną, a zarazem złożoną historię konfliktu historycznego. Konfliktu, który wyniósł na ołtarze polskiego biskupa, a skazał na klęskę postać króla Bolesława Śmiałego.

Wydawałoby się, że mit i legenda św. Stanisława mocno przybladły, pozostawiając jedynie święto obchodzone 8 maja – dzień patrona Polski. Niezwykle ważny niegdyś przekaz o cudownym pośmiertnym zrośnięciu się części ciała biskupa (odczytywany jako symbol jednoczącej się po rozbiciu dzielnicowym Polski) znany jest niewielu. A jednak nie można lekceważyć sprawy między królem i biskupem. Sprawy, którą podjął Stanisław Wyspiański. Dramatopisarz położył na jednej szali postać biskupa, jak mówił Gall Anonim – zdrajcy, którego mit, paradoksalnie, a może wręcz absurdalnie, jednoczył Polskę, a na drugiej szali – króla Bolesława, który zbudował niezależne, silne państwo. Ciągła dyskusja historyków rozpala wyobraźnię i zmienia wizerunek św. Stanisława, patrona Polski. Jednocześnie nazbyt nieśmiało próbuje się rehabilitować króla Bolesława. Na tym tle dramat Wyspiańskiego zachwyca nie tylko artyzmem, ale i historyczną przenikliwością oraz aktualnością, będąc teatralnym kluczem do najważniejszych polskich spraw i tajemnic, także dziś.

Bolesław Śmiały stawia przed aktorami i inscenizatorami niezwykle trudne zadanie. Można uznać, że jakieś fatum ciąży nad tym dziełem. Trudno bowiem wskazać jego dobre wystawienie. Bywało, że inscenizacje zachwycały rozmachem, bogactwem kostiumów i znakomitą scenografią. Jednakże gra aktorów, którzy są głównym medium myśli Wyspiańskiego, pozostawiała wiele do życzenia.

Sam Wyspiański, mimo sukcesu prapremiery w Teatrze Miejskim w Krakowie, pisał do przyjaciela Adama Chmiela, wybitnego historyka: „Szkodzi, że Bolesława grano źle w Zakopanem, przecież i w Krakowie nie grano go dobrze nawet”4. Była to odpowiedź na list Chmiela, który donosił o fatalnym odbiorze dramatu w stolicy Tatr. Nie zachwyciła lwowska wersja krakowskiego przedstawienia, zrealizowana według zapisków Jerzego Sosnowskiego, aktora grającego króla w krakowskiej wersji.

Warszawska premiera w 1907 roku, reżyserowana przez Bolesława Ładnowskiego, który również grał króla Bolesława, okazała się aktorską klapą. „Recenzenci, podkreślając nieznaną dotychczas w teatrach warszawskich stylowość oprawy plastycznej, ostro krytykowali wykonanie aktorskie i reżyserię. Nie dopisał przede wszystkim Ładnowski. Po czterech przedstawieniach rolę główną objął młody artysta Marian Mariański, a dyrektor Kazimierz Zalewski sam pokierował próbami”5. Późniejsze inscenizacje: Leona Schillera z Karolem Adwentowiczem w roli głównej w Teatrze Polskim w Warszawie w 1929 roku oraz Karola Frycza w Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w 1937 roku, były w pewnej mierze odtworzeniem pierwszej realizacji.

Współczesna inscenizacja Bolesława Śmiałego w Teatrze Polskim w Warszawie (29 stycznia 2014) w reżyserii Bartosza Zaczykiewicza oraz Andrzeja Seweryna zeszła z afisza po kilku przedstawieniach.

Premiera 1903

Premiera Bolesława Śmiałego, która odbyła się 7 maja 1903 roku, stała się wydarzeniem artystycznym. 8 maja to dzień św. Stanisława, patrona Polski. Święto łączy się z kościelnymi uroczystościami upamiętniającymi śmierć biskupa Stanisława, które Wyspiański obserwował w dzieciństwie w różnych formach, mieszkając u swojej ciotki Joanny Stankiewiczowej. Właśnie w relacji ciotki poety zachowało się wspomnienie na temat świętej wody, którą wierni pobierali z sadzawki kościoła na krakowskiej Skałce. Obok świątyni stał barokowy posąg św. Stanisława przedstawiający biskupa w ornacie i z pastorałem.

W uroczystości św. Stanisława, która rozpoczynała się 8 maja i trwała dni 8, chodziliśmy na Skałkę, nad sadzawkę: widział [Wyspiański] mnóstwo ludzi, jak czerpali wodę z sadzawki, zieloną, prawie gęstą, do flaszek, która miała im służyć jako lek uzdrawiający. – Czy im ta brudna woda pomoże, Ciociu? – O tak, pomoże, bo ich wiara w nią uzdrowi, gdyby nie wierzyli, to by im nic nie pomogło. […] Odtąd wymykał się z domu na Skałkę, nad Wisłę6.

W czasie zaborów legenda o rozkawałkowanym ciele biskupa wpisywała się w dążenia niepodległościowe całego społeczeństwa. Polska miała się zrosnąć jak ciało biskupa zamordowanego z rozkazu króla Bolesława. Wyspiański wyczuwał jednak fałsz legendy. Przejawem tych intuicji były zapisane przez ciotkę dociekania przyszłego pisarza, pytającego, dlaczego modlący się do św. Stanisława czerpią brudną wodę z sadzawki7. Woda stała się bowiem wylęgarnią bakterii, aż w końcu wyschła. Tyle anegdota. Pozornie nieważna, a jednak, ostatecznie, znacząca. Znalazła bowiem swoje odbicie w dramatach poświęconych konfliktowi Bolesława Śmiałego i biskupa Stanisława, współtworząc ich topografię.

Wawel Wyspiańskiego, tajemniczy i majestatyczny w dzieciństwie, w życiu dorosłym stawał się miejscem historycznego tabu, z którym wiązał się również mit św. Stanisława. Premiera dramatu Bolesław Śmiały sprzęgła się z opuszczeniem Wawelu przez austriackie wojsko, a przed wydaniem Skałki społeczeństwo podjęło się odbudowy dawnej siedziby polskich królów.

Inscenizacja Bolesława Śmiałego, o czym donoszą recenzje, okazała się wielkim sukcesem. Potwierdzał to również fakt, że nazwisko autora wykrzykiwano kilkanaście razy przy wzrastającym aplauzie. Ale premiera była też radykalnym gestem, przybliżającym do odkrycia historycznej prawdy. Sam Wyspiański nie był na pierwszym spektaklu, natomiast uczestniczył w próbach razem z dyrektorem teatru Józefem Kotarbińskim. Reżyserował Aleksander Walewski. Króla zagrał Jerzy Sosnowski – autor później spisanych komentarzy, wykorzystanych przy powtórzonej inscenizacji dramatu we Lwowie.

Główna myśl utworu wywołała krytykę środowisk konserwatywnych. Spory dotyczyły też zaprojektowanej przez Wyspiańskiego oprawy plastycznej (opisał ją między innymi Adam Chmiel8). Scenografia do Bolesława Śmiałego miała odrębną historię. Wystawiona w Domu Towarzystwa Artystycznego „Sztuka” w czasie dorocznej ekspozycji w Krakowie, zaczęła żyć własnym pozateatralnym życiem. Dokumentowała fakt, że to właśnie Wyspiański podniósł scenografię do rangi sztuki. Koncepcja architektoniczno-plastyczna autora została jednak poddana krytyce przez środowiska konserwatywne głównie dlatego, że jego współcześni wyobrażali sobie Wawel sprzed tysiąca lat jako potężny i monumentalny zamek, a rycerzy widzieli w zbrojach. „Zaniechawszy wskazówek metody historycznej, a zasłuchany tylko w tajemniczą wieść tradycji stworzył poeta dzieło własnej niemal fantazji, co winno być chlubą młodej poezji, a dumą Polski współczesnej, że wydała tak potężnego twórcę”9.

Jeśli publiczność krakowska oczekiwała wielkiej monumentalnej sali prezentowanej na wzór zamków krzyżackich, to się rozczarowała – otrzymała raczej pejzaż słowiański. Wyspiański zaskoczył wszystkich, czerpiąc z huculskiej i podhalańskiej tradycji. Świetlica bolesławowska pokazana została jako „dwór z lipowych uwięzi”. Wyspiański zresztą wszystko precyzyjnie opisał:

Był dworzec drewniany z lipowych uwięzi
na przełaj sprzęganych przez krokwie dębowe,
gdzie płatwy, ciosane z stuwiecznych gałęzi
strop królom czyniły nad głowę.

Dzięki temu, że zachowały się lalki bolesławowskie – sporządzone przez Wyspiańskiego portrety aktorów w kostiumach – możemy dziś powiedzieć coś o strojach postaci, które też spotkały się z niechęcią pierwszych widzów. Autor był krytykowany za kostium króla – bogato haftowany huculski płaszcz z wełny oraz szeroki góralski pas. Tymczasem okazuje się, że pas góralski jest pozostałością średniowiecznej zbroi skórzanej. Wyspiański kierował się więc trafną intuicją10. Marta Romanowska – historyk sztuki – wskazała, że artysta nawiązał do hieratycznych wizerunków ówczesnych monarchów europejskich znanych z iluminowanych kronik oraz majestatycznych pieczęci.

Dlatego też Wyspiański przygotowując strój dla króla, Włodzisława i Sieciecha zatrzymał krój epoce tej właściwy i szczegóły sposobu noszenia (np. płaszcz królewski zapina się na ramieniu, bo tak spięty ma płaszcz na miniaturze XI w. Mieszko II), za podstawę zaś wziął strój ludowy używany już w Polsce co do części składowych jego w XV w. I tutaj Wyspiański wykazał, jak ten strój podnieść można do majestatycznej powagi i świetnej harmonii ubierając go tylko tym i w ten sposób, żeby tworzył zharmonizowaną całość w kolorach, ozdobach i formie. […] Ubiory królowych i ich czeladzi dziewiczej są strojami ruskimi i z pewnością na dworze Bolesławowym, gdzie matka i królowa były Rusinkami nie mogło być inaczej11.

Wiedząc, że żona Bolesława Śmiałego była Rusinką, Wyspiański wyposażył jej kostium w elementy ewidentnie ruskie, w tym huculskie motywy kwiatowe. Zresztą osobny, pastelowy portret poświęcił artysta Władysławie Ordon-Sosnowskiej, która grała Krasawicę. Wyspiański był zafascynowany Słowackim, zwłaszcza jego Królem-Duchem, i Dziadami Mickiewicza. Ten ostatni utwór doceniał między innymi za wprowadzenie postaci metafizycznych. Taką rolę spełnia w Bolesławie Śmiałym Krasawica, która nie jest wyłącznie postacią realistyczną, lecz także zaśpiewem pogańskiej Polski. Zaś w akcie III pojawiają się Świst i Poświst, odpowiedniki Skierki i Chochlika z Balladyny, którzy relacjonują to, co się wydarzyło poza miejscem akcji. Wyspiański czerpie więc z tradycji romantycznej, a równocześnie posuwa się dalej w tworzeniu polskiej mitologii.

Komponując wizualną stronę spektaklu, artysta korespondował ze wspomnianym Adamem Chmielem.

Zdolny przeciwstawić się woli króla, Biskup Stanisław stawał na pozycji partnerskiej, w walce z królem jak rycerz z rycerzem. Tak go widział artysta w Argumentum i tak rysował jego „lalkę” ubraną w zbroję, a skoro jako boży namiestnik występował w obronie chrześcijańskich zasad zabraniających przelewać ludzką krew, bliższy był postaci karzącego bożego ramienia – rycerskiego Michała Archanioła12.

I dalej czytamy: „Kostium biskupa Stanisława jest absolutnie inspirowany obrazami Memlinga, w tym Sądem Ostatecznym, na którym mamy pokazane »zbrojne ramię bożej siły«”13. Gest aktorski jest również zapisany w lalkach bolesławowskich. To wspomniana przed chwilą ręka podniesiona do klątwy, czy też wsparcie się bohatera na mieczu.

Warto zauważyć, że świta królewska pokazana została w sukmanach. Widać było to, gdy wchodził Sieciech oraz biskup z rycerzami, którzy mieli kosy ustawione na sztorc, co stanowiło typowo kościuszkowski motyw i przybliżało spektakl do czasów współczesnych.

Opublikowana w krakowskim „Życiu” fantastyczna rozprawa Chmiela, zatytułowana Archeologia o Bolesławie Śmiałym, tłumaczy pomieszanie kultury huculskiej i podhalańskiej z wizją wczesnego średniowiecza. Natomiast sam Wyspiański pisał do tych, których jego wizja poetycka denerwowała: „Mam ten dar, bowiem patrzę się inaczej niźli wy, co nie kształcicie wzroku, dla których stworzył Bóg szablony i szematy”14. Autor bronił swojej koncepcji. W Argumentum przekonywał:

Z historii nie wiadomo właściwie nic, zatrzymują się tylko z całej rozległej legendy i długiego procesu ogólne bardzo zewnętrzne kontury, ale to i tak jest już dużo. Można sobie powiedzieć, że skoro są zewnętrzne kontury i skoro te zarysy są rzeczywiście zewnętrzne, to zatem sylweta wypadków dramatu jest prawdziwa15.

W koncepcji dramaturgicznej i plastycznej ważna jest oś krakowska (Wawel – Skałka) – od dzieciństwa przyciągająca uwagę Wyspiańskiego, a objawiająca się w dramatach Legenda, Skałka, Bolesław Śmiały. Przestrzeń Wawel – Skałka stanowiła dla pisarza symboliczną oś polskości. Obrazowała również wzrastające niezadowolenie Bolesława Śmiałego w stosunku do biskupa Stanisława. Intuicję pisarza potwierdził już po premierze Tadeusz Wojciechowski w swoich przełomowych i do dzisiaj niezwykłych Szkicach historycznych XI wieku. Historyk uznał, że jeszcze w początku konfliktu Bolesława i Stanisława ten drugi musiał usunąć się z Wawelu na Skałkę – do kościoła św. Michała. I tak na osi Wawel – Skałka stworzyły się napięcia między ośrodkami władzy państwowej i władzy kościelnej.

Rozpięcie historii opowiadanej w Bolesławie Śmiałym między Wawelem a Skałką, państwem a Kościołem, było obecne nie tylko w tekście i wyznaczonej przez didaskalia scenografii. Wyspiański znakomicie przeczuwał to, co później napisze Wojciechowski. Zacytuję tutaj list do Stanisława Eljasza-Radzikowskiego:

Książkę Wojciechowskiego miałem już na drugi dzień i zaraz przeczytałem po przyjeździe. Mnie ta książka obchodziła ze względu na dramat. Konstatuje, że dramat mój nie tylko wobec książki może się ostać, ale że nią jest poparty bardzo silnie. Zgrupowanie ludzi jest takie same, a to jest najważniejsze16.

Jak więc wyglądała podczas spektaklu wspomniana oś? Została wymalowana bardzo skrupulatnie na płótnie perspektywicznym, przedstawiającym również rozlewisko Wisły między siedzibą władcy i biskupa. Wyobrażenie Wyspiańskiego zainspirował przechowywany w siedzibie Archidiecezji Krakowskiej słynny ornat Kmity, czyli średniowieczny ornat biskupów krakowskich, na którym jest przedstawiona, niczym w komiksie, historia związana ze św. Stanisławem.

Nowe spojrzenie na konflikt króla Bolesława z biskupem Stanisławem

W takich właśnie ramach miała się objawiać najbardziej mnie interesująca intuicja historyczna Wyspiańskiego, która z wziętej na dramaturgiczny warsztat legendy wydobyła tabuizowany mit św. Stanisława, mówiący o wielkiej ofierze biskupa, który rzekomo poniósł śmierć w obronie swojej owczarni.

Mit ten jednocześnie przez setki lat przedstawiał króla Bolesława Śmiałego jako bezwzględnego tyrana i mordercę. Ten mit Wyspiański rozbroił, a swoją wizję ugruntował w innym utworze. Bolesława Śmiałego dopełniła bowiem Skałka. Jak pisał Leopold Staff:

Akty Skałki miały „spadać” między akty Bolesława, łączyć się, przeplatać z nimi, jako intermedia. Poeta mówił o wielkim teatrze pod gołym niebem, gdzie można by „całą rzecz” przedstawić: grać obie sztuki jednocześnie […], złączone czasowo, rozdzielone miejscowo17.

Ciągle zadajemy sobie pytanie o kondycję narodu znajdującego się w kleszczach napięcia między władzą państwową a kościelną. Tak: spór uosabiany symbolicznie przez Bolesława i Stanisława, Wawel i Skałkę, wciąż jest żywy. Wywołał niegdyś zainteresowanie kardynała Karola Wojtyły, kiedy zasiadał w Krakowie jako następca św. Stanisława. Wojtyła zorganizował w 1973 roku konferencję naukową na ten temat. Miał świadomość, że wszystko zaczęło się od powtarzanej przez setki lat legendy o wyprawie Bolesława Śmiałego na Ruś Kijowską, która trwała rzekomo trzy lata. Podczas tej wyprawy rycerstwo dowiedzieć się miało o niewierności ich żon. A w konsekwencji zdezerterować z wyprawy, za co król mścił się okrutnie. Wtedy w obronie ofiar Bolesława stanął biskup Stanisław.

Karol Wojtyła miał najprawdopodobniej dostęp do oświeceniowych opracowań weryfikujących stan wiedzy oparty na legendzie. Tutaj ważne są przede wszystkim prace Tadeusza Czackiego. Zbadał on kronikę Galla Anonima. Bezpośrednio po upadku państwa polskiego Tadeusz Czacki, jeszcze z woli Stanisława Augusta, miał kontynuować dzieło historyczne Naruszewicza, którego metodologia badań zostawiała wiele do życzenia. Czacki, gromadząc materiały do pracy historycznej, dostał w swoje ręce obszerny zbiorowy rękopis, dziś znany w nauce pod nazwą Kodeks Sędziwoja, w którym znajduje się piętnastowieczny odpis kroniki Galla Anonima. Inne wydania nie zawierały usuniętego opisu Galla Anonima i oceny zatargu króla Bolesława z biskupem krakowskim. Mamy więc do czynienia z ewidentnym historycznym fałszerstwem, poprzez które chciano zatrzeć prawdę o zatargu Stanisława i Bolesława. Tymczasem, dzięki swojej dociekliwości, Czacki zetknął się z wersją radykalnie odmienną od tej, którą uświęciła przez długie wieki niekwestionowana przez nikogo tradycja. Taki był początek drogi do prawdy. Czacki dotarł do wersji rękopisu Galla, z którego wynika teza, że biskup Stanisław był zdrajcą działającym przeciwko Bolesławowi w zmowie z Czechami i cesarzem niemieckim Henrykiem IV. Rzecz brzmiała tym bardziej sensacyjnie, że przez lata była świadomie ukrywana. Najbardziej obiektywny i nieuwikłany w polityczne zatargi Gall Anonim poświęcił jej ledwie kilka słów, pisząc o niewymienionym z imienia biskupie. „Co zaś tyczy Bolesława Śmiałego, to nie potępiamy króla, który wydał na obcięcie członków pomazańca bożego za zdradę”. Gall pisze, że to była również hańba dla króla, który biskupa nie powinien karać tak surową karą.

Później tym tropem poszedł Joachim Lelewel, który zaczął badać inne teksty źródłowe oraz kopie kronik świętokrzyskich i krakowskich. Na fali krytycyzmu oświeceniowego wnikliwie weryfikował polską historię. Szerzej analizował postać biskupa krakowskiego Stanisława, uświadamiając opinii publicznej kontekst, który przez długie wieki był zasłonięty. Przedstawiał biskupa jako wykształconego, energicznego możnowładcę, rycerza.

Wracając do konferencji z 1973 roku, kardynał Wojtyła, zapraszając do udziału w sesji naukowej takie autorytety jak Henryk Grodecki, Gerard Labuda, Marian Plezia, apelował o uszanowanie wielowiekowego patrona Polski, a równocześnie zdając sobie sprawę ze skomplikowanej biografii Stanisława, dawał naukowcom wolną rękę w dociekaniu prawdy.

Pisarz podąża śladem historyków

Wyspiański w swoim dramacie na legendę odpowiedział poetycką intuicją artysty. Już w pierwszym akcie ubrał biskupa w rycerską zbroję, nadając mu status odmienny od obrazu wyłącznie kornego sługi Kościoła.

Był ten biskup-rycerz osobą dziwną, że śmierć jego mogła się stać tak znacząca – i że już od pierwszego momentu śmierć „osobę zabitą” czyniła pierwszorzędną personą! I to personą narodową!…

Jakaż więc była rola biskupa?

Biskup-rycerz, rola jego była rycerska.

Zbrojny archanioł, Lucyfer idący przeciw płonącej pochodni Bolesława…18

Bolesława ubrał zaś w „zbroice”, dodającą mu majestatu królewskiego. I wtedy właśnie naprzeciwko Śmiałego ustawił na czele rycerskiego orszaku biskupa w zbroi, tyle że przypominającej strój Archanioła. Swoją koncepcją wizualną Wyspiański zadawał cios mitologii wyrażonej przez barokową rzeźbę na Skałce. Bo biskup był tak jak Bolesław rycerzem. W 1076 roku, kiedy zaczyna się historia opowiadana przez Wyspiańskiego, Stanisław Szczepanowski, wykształcony w Paryżu, był osobą stanu szlacheckiego i doskonale władał mieczem. Bywało to wówczas bardzo rozpowszechnione, że biskupi stawali, jako rycerze, na czele zbrojnych hufców w bitwach. Tak było właśnie podczas konfliktu, który politycznie, z korzyścią dla polskiej racji stanu, wykorzystał Bolesław Śmiały, wspierając przeciwko niemieckiemu cesarzowi Henrykowi IV możnowładców saskich. W czasie tego konfliktu biskupi padali w boju.

Wyspiański pokazał biskupa jako rycerza, który działa w dwóch porządkach – rycerskim i religijnym. Ma moc pomazańca bożego, który może rzucić klątwę, co zresztą wyrazi wspomniany w opracowaniu scenografii motyw ręki wzniesionej do klątwy. Znamienne, że Wyspiański powtórzył ten gest również w projekcie witraża do katedry wawelskiej, gdzie obok Kazimierza Wielkiego, Henryka Pobożnego, sportretowany jest właśnie biskup Stanisław. Trupio wyglądający, ale z ręką wzniesioną do klątwy. Bo też klątwa kosztowała go życie. Jednak nie tylko bronią i klątwą wspomagał się rycerz-biskup Stanisław. Wspomagał się też kłamstwem, jak w sprawie „wskrzeszenia” rycerza Piotrowina. Lelewel twierdzi, że gdy biskup Szczepanowski najechał ziemię sąsiadów po śmierci ich właściciela – Piotrowina, jego spadkobiercy zwrócili się do sądu królewskiego o wymierzenie sprawiedliwości. Wówczas Piotrowin został „wskrzeszony” i zaświadczył przed sądem królewskim, że dobrowolnie oddał ziemię we władanie biskupowi Szczepanowskiemu. Lelewel nie miał wątpliwości, że był to bardzo prymitywny teatr obłudy. Przytacza nawet sytuację przekupienia żebraka, który miał zagrać rycerza Piotrowina.

Biskup zdrajca

Teraz zaś pora na pokazanie historycznego kontekstu sprawy Bolesława i Stanisława wydobytej na światło dzienne przez Wyspiańskiego. Tadeusz Wojciechowski i historycy późniejsi wprost uważają strącenie Bolesława z tronu – pod pretekstem zemsty za zabójstwo biskupa Stanisława – za arcykunsztowną politykę czesko-niemiecką. Trzeba pamiętać, że konflikt między królem Bolesławem Śmiałym a Stanisławem mógł dotyczyć różnych aspektów. Biskup nie respektował na przykład zmian, jakich dokonał w Kościele papież Grzegorz VII, który chciał ukrócić m.in. przywileje duchowieństwa i szlachty, dotyczące choćby kupowania urzędów kościelnych, co było prawdopodobnie również udziałem biskupa Stanisława. To nie biskup współpracujący z niemieckim cesarzem mógł być wyrazicielem poglądów stolicy Piotrowej, lecz Bolesław. A jak dowodzi Wojciechowski, król popierał też celibat i odejście od tak zwanej słowiańskiej liturgii, przeciwko czemu mógł protestować z kolei Stanisław. W tle była, rzecz jasna, wcześniejsza gra Bolesława o koronę polską, w której naturalnym sojusznikiem króla stał się Rzym popierający polskiego księcia.

W tej właśnie geopolitycznej układance biskup Stanisław, w przeciwieństwie do Bolesława, opowiadał się nie tylko po stronie cesarza, ale i przeciwko swojemu zwierzchnikowi. Wykorzystując wojnę domową w Niemczech, Bolesław doprowadził do koronacji. Znamienne jest to, że nie Stanisław koronował Śmiałego. Biskup jedynie asystował uroczystości. Jak podaje Wojciechowski, koronacji dokonał arcybiskup Bogumił, który był nowo powołanym zwierzchnikiem Kościoła polskiego. Wydaje się, że był to spory zawód dla Stanisława – rówieśnika Bolesława, który biskupstwo krakowskie otrzymał właśnie z rąk króla.

Marian Plezia dowodzi, że dojść mogło również do ambicjonalnego sporu, który postawił obu rycerzy po przeciwnych stronach politycznej barykady. Religijna strona konfliktu mogła więc być też wyłącznie wojennym kostiumem, barwą ochronną.

Reperkusje tego sporu, głównie z winy biskupa Stanisława, były poważne, również dlatego, że ledwie kilka dekad wcześniej polskie chrześcijaństwo padło ofiarą powrotu pogaństwa po najeździe czeskim w 1039 roku. Ludzie wątpili w nową wiarę i wracali do starych pogańskich obrządków. Destrukcji uległo państwo. Wtedy zaś jeszcze raz okazało się, że tylko chrześcijaństwo mogło zintegrować rozbity kraj. Z tym łączyły się dążenia króla, który przywrócił arcybiskupstwo w Gnieźnie za przyzwoleniem papiestwa. Niewykluczone, że to stało się pierwszą przyczyną animozji z niedawnym przyjacielem biskupem Stanisławem, który być może chciał tworzyć inny ośrodek integrujący. Wspomniane wcześniej rozboje i najazdy na sąsiadów nie wystawiają jednak biskupowi najlepszego świadectwa. Także prawdopodobna zdrada dokonana na rzecz Niemiec i Czech nie może mieć z oczywistych powodów pozytywnych konsekwencji. W jej wyniku współpracujący z biskupem Stanisławem książę junior Władysław Herman za cenę władzy stracił stolicę krakowską, gdyż objął ją król czeski Wratysław. To koszt zdrady Stanisława. Zaciężne wojska trzeba opłacić daniną ziemi. Tak Wratysław ze swoją żoną zasiadł na książęcym stolcu na dobrych kilka lat.

To dlatego Wyspiański pisze w Argumentum, że zwycięstwo zza grobu św. Stanisława Szczepanowskiego było zwycięstwem tragicznym. W Skałce idzie dalej. Twierdzi, że zwycięstwo chrześcijańskiego mitu rozbiło państwo, a to znaczy, że utraciliśmy koronę na dwieście lat.

Strata korony

Działalność przyszłego patrona Polski nie tylko kosztowała Polskę utratę korony, ale i przedłużyła rozbicie dzielnicowe. Władysław Herman bywa teraz rehabilitowany przez historyków, m.in. za wprowadzenie porządku w kraju. Kosztem zdrady brata seniora w spisku z biskupem Stanisławem było jednak płacenie trybutu Niemcom i absolutne od nich uzależnienie. Suwerenność państwa została utracona.

Jeszcze więcej na ten temat mówią historycy pracujący nad tą kwestią w XX wieku. Wpadli oni mianowicie na trop niezwykłego listu papieża Paschalisa II do arcybiskupa polskiego. Papież w 1099 roku wysłał list do arcybiskupa polskiego z prośbą o odesłanie paliusza, będącego symbolem posłuszeństwa wobec papieża, właśnie dlatego, że podczas wcześniejszego sądu nad biskupem słusznie skazano go za zdradę, jednakowoż nie zostały dochowane wszystkie procedury watykańskie. To znaczy, że biskupi polscy czy też arcybiskup Polski musieli zwrócić się o plenipotencję do kurii rzymskiej, czego nie zrobiono, uzurpując sobie władzę kościelną. Co ciekawe, Paschalis II nie negował orzeczenia sądu królewskiego wobec biskupa.

Marian Plezia przytacza badania, które podzieliły środowiska naukowe. Poszło o nagłówek tego listu z adresatem „Archiepiscopus Poloniae”. Część polskich historyków twierdziła, że popełniono pomyłkę przy przepisywaniu listu, który kuria rzymska wysyłała w XI w. Natomiast najnowsze badania, przytaczane przez Jana Spieża, dowodzą, że adresem końcowym mogła być Polska i jej Kościół19.

Wygląda na to, że nie dość, że biskup Stanisław mógł dokonać zdrady, to jeszcze dodatkowo odbył się nad nim sąd biskupio-królewski. Stanisław musiał być sądzony przez arcybiskupa polskiego i króla polskiego. Z pewnością dlatego walka papiestwa z cesarstwem, a więc i władzy świeckiej polskiej ze Stanisławem dotyczyła ograniczenia pewnych swobód rycerskich. Część możnowładztwa polskiego opowiadała się za biskupem, ponieważ bała się ograniczenia przywilejów.

Warto też przypomnieć, jak szybko nastąpiła kanonizacja św. Stanisława. Hierarcha odpowiedzialny za rozbicie władzy centralnej stał się w świetle polityki Kościoła symbolem zjednoczenia. Został kanonizowany w dwieście lat od śmierci. Jak na tamte czasy – szybko. W partykularnym interesie Kościoła, którego władza umacniała się w Polsce, było jak najszybsze ustanowienie własnego świętego. I to pełniącego rolę głównej postaci kościelnego kultu, osłabiającej jednocześnie władzę świecką. Potrzeba była tym większa, że wcześniej wyniesiony na ołtarze św. Wojciech był Czechem, a jego relikwie zostały wywiezione do Pragi przez Brzetysława.

To nie wyczerpuje nowych perspektyw analizowania konfliktu Bolesław – Stanisław. Najnowsze badania dotyczą również działań, które można nazwać „czarnym pijarem”, a obciążały Bolesława Śmiałego niesłusznie. Przypomnijmy raz jeszcze, że według różnych przekazów wyprawa na Ruś miała trwać trzy lata. Ostatnio Jan Powierski zakwestionował to, opierając się na źródłach ruskich. Oczywiście, nie można zaprzeczyć, że częste wyprawy wojenne króla dla wielu były nieznośnym obciążeniem i mogły prowadzić do niezadowolenia czy buntu. Przyczyna buntu rycerzy jest jednak inna, niż podają to kronikarze blisko związani z Kościołem, zaś czas trwania wypraw mógł być zmieniony, czyli przejaskrawiony, z myślą o stworzeniu negatywnego kontekstu królewskich działań.

W sferze legendy, a nie faktów przetrwało wiele szczegółów. Jak wiadomo, w skarbcu katedry krakowskiej znajduje się czaszka św. Stanisława. Po oględzinach stwierdzono, że są na niej ślady uderzeń tępym narzędziem. Problem polega na tym, że czaszka pochodzi z XIII wieku, a więc z okresu późniejszego niż śmierć Stanisława, natomiast badania szkieletu wewnątrz trumny wawelskiej wykazały, że spoczywają w niej szczątki kobiece. Sytuacja jak z Witkacym.

Wyspiański i mowa króla

W ostatnich latach społeczna dyskusja o biskupie Stanisławie ożywiła się, co powoduje, że Bolesław Śmiały znowu staje się materiałem do intrygujących inscenizacji. Sprzyja temu konserwatywna postawa Kościoła, będącego według mnie w konflikcie z laickim państwem.

Mit św. Stanisława na scenach polskich nie został do końca przepracowany. Może ma na to wpływ nasza obecna tendencja do tabuizowania historycznych wydarzeń. Zaskakująca zwłaszcza dlatego, że przedmiotem kłamstwa jest człowiek Kościoła. Prawda o Stanisławie – negatywna – nie zmieni jakości wiary ludzkiej. Natomiast podtrzymywane tabu ją podkopuje.

Wygnany król Bolesław, zdaniem Tadeusza Wojciechowskiego, spoczął w Ossiach, na terenie austriackiej Karyntii. Karolina Lanckorońska dokonała na prośbę władz ekshumacji i oględzin grobowca uznawanego za miejsce spoczynku króla. Potwierdziła w swoim pamiętniku, że grób jest z pewnością obrządku polskiego i są w nim elementy ubioru polskiego. Legenda mówi, że król postanowił udać się do papieża, aby ten zdjął z niego rzuconą przez biskupa Stanisława klątwę. Trzeba dodać, że klątwa w tamtych czasach była po prostu wyjęciem spod prawa. Obowiązywało prawo kościelne, które na każdym kroku stykało się ze świeckim. Dlatego pomazaniec Boży objęty klątwą stawał się w jednej chwili wygnańcem, człowiekiem na marginesie życia społecznego. Tracił wszystko.

Legenda, którą powtarzają w Ossiach do dziś, mówi, że królowi wybaczono śmierć biskupa Stanisława w zamian za obietnicę, że nie powie już nigdy ani słowa. Król miał wziąć to sobie do serca i z własnej woli odciąć sobie język. On, król, stał się człowiekiem anonimowym i dopiero na łożu śmierci, po uzyskaniu informacji, że jego syn został zamordowany w Polsce, pokazał opatowi w Ossiach pierścień królewski. Mowę przywrócił mu Stanisław Wyspiański.

Przytaczane przeze mnie dyskusje i koncepcje historyczne przez skąpą liczbę źródeł historycznych niejednokrotnie opierają się na domniemaniach czy wprost na intuicji historyka. W tym kontekście niesłychana jest zbieżność Tadeusza Wojciechowskiego ze Stanisławem Wyspiańskim. Historia jednak cały czas dynamiczna odkrywać będzie nieznane dotychczas fakty z naszej historii.

Moje emocjonalne podejście do tematu jest wynikiem niezgody na uwiecznioną tradycję związaną z mitem św. Stanisława. Kiedy byłem na grobie Bolesława Śmiałego w Karyntii, trudno było nie oprzeć się refleksji, że brak sarkofagu króla na Wawelu to duża strata dla kultury polskiej i biała plama w świadomości narodowej. Dramat Wyspiańskiego ciągle emanuje niezwykłą energią i należy mu się znakomite wystawienie. Być może historyczne spory zainspirują artystów do rozmowy na temat Polski na deskach scenicznych. Ja w to wierzę. Wierzę również, że należy publiczności polskiej przypomnieć poprzez Bolesława Śmiałego sylwetkę artysty Stanisława Wyspiańskiego, artysty genialnego, artysty tworzącego „przestrzeń polskości” i czerpiącego inspiracje z kultury światowej.

 

1. F. Nietzsche, Unzeitgemäße Betrachtungen, Stuttgart 1938, s. 112.
2. Zob. M. Popiel, Wyspiański. Mitologia nowoczesnego artysty, Kraków 2007.
3. Zob. S. Wyspiański, Bolesław Śmiały; Skałka, Wrocław – Warszawa – Kraków 1969.
4. S. Wyspiański, Dzieła zebrane, t. 6, red. L. Płoszewski, Kraków 1964, s. 346.
5. Tamże, s. 351.
6. J. Dürr, Materiały do biografii Stanisława Wyspiańskiego, „Przegląd Powszechny” nr 581/1932.
7. Zob. tamże.
8. Zob. A. Chmiel, Archeologia dramatu „Bolesław Śmiały” Stanisława Wyspiańskiego, „Czas” nr 116/1903.
9. J. Pietrzycki, „Bolesław Śmiały”. Dramat w 3 aktach Stanisława Wyspiańskiego, „Ilustracja Polska” nr 20/1903.
10. Zob. M. Romanowska, Koncepcja inscenizacji dramatu „Bolesław Śmiały” Stanisława Wyspiańskiego, [materiał do odczytu w Towarzystwie Muzeum Historii i Zabytków Krakowa, 24 kwietnia 2007], archiwum własne autora.
11. A. Chmiel, Archeologia dramatu…, dz. cyt.
12. M. Romanowska, Koncepcja inscenizacji…, dz. cyt.
13. Tamże.
14. S. Wyspiański, Noty do „Bolesława Śmiałego”, [w:] tegoż, Wiersze. Fragmenty dramatyczne. Uwagi. Pisma pośmiertne, Kraków 1910.
15. S. Wyspiański, Argumentum do dramatu króla Bolesława i biskupa Stanisława, [w:] tegoż, Dzieła zebrane, dz. cyt., s. 109.
16. S. Wyspiański, Dzieła zebrane, dz. cyt., s. 346–347.
17. L. Staff, Ze wspomnień o Wyspiańskim, „Listy z Teatru” nr 2-3/1946.
18. S. Wyspiański, Argumentum do dramatu…, dz. cyt., s. 107–116.
19. J.A. Spież, Posłowie, [w:] M. Plezia, Dookoła sprawy świętego Stanisława. Studium żródłoznawcze, Bydgoszcz 1999, s. 195.