7-8/2018
Marek Kochan

Reklamowo

 

 

Lucy ma piętnaście lat i maluje. Pochodzi z Irlandii. Matka ma na imię Mandy. Ojciec Austin. Matka przyjechała z nią do Polski, ojciec mieszka w Belfaście.

Maluje od dziesięciu lat. Jej obrazy były już sprzedawane, w 2010 i w 2016. Teraz pokazali jej najnowsze prace w muzeum. Za kilka dni będzie aukcja. Gdy ten tekst się ukaże, będzie już po aukcji. Ale muszę go napisać teraz, żeby wszedł do wakacyjnego numeru.

Może trochę o tych obrazach. Jest ich osiem. Można odbierać te prace jako abstrakcje, ale mają swoje nazwy. Nie wszystkie oddają dobrze to, co na obrazach. Na przykład Fala (38×55 cm, cena wywoławcza 50 zł) jest odbierana w komentarzach pod zdjęciem w Internecie jako „wirująca tancerka” albo „baletnica”. Las szczęścia (60×60 cm, cena wywoławcza 150 zł) to zdaniem niektórych „kameleon” albo „ogórki i chrzan przygotowane do kiszenia”. Blady świt (46×62 cm, cena wywoławcza 80 zł) to może „motylek”. Marchewka z groszkiem (38×55 cm, cena wywoławcza 50 zł) to zdaniem niektórych „kwiat”. W tej samej cenie i w tym samym rozmiarze jest jeszcze Bananowy taniec. Dwa obrazy są w cenie wywoławczej 100 zł i mają rozmiar 50×65 cm – to Puchacz o świcie i Skaczące ogniki. Jest jeszcze Ptaszek o zachodzie słońca (60×60 cm, cena wywoławcza 150 zł).

Szczęśliwi posiadacze powieszą sobie te obrazy na ścianach. Za ile je kupią? Państwo, czytając ten tekst, są mądrzejsi ode mnie teraz, bo mogą sobie to sprawdzić w Internecie. Ale z pewnością będą to sumy wyższe niż w 2016 roku, kiedy obrazy były wylicytowane na 250 zł, a najdroższy na 260 zł. Podobno ostatnio za obrazy Lucy płacono 500 zł. Tyle dostają za swoje prace młodzi malarze, studenci ASP. Lucy jest samoukiem. Jeśli przebije tę barierę, to będzie sukces. Obstawiam, że tak się stanie.

A przecież początki nie były łatwe. Dekadę temu, gdy przyjechała do Polski, Lucy była apatyczna. Malowała, ale odchodami po ścianach. Jej opiekunowie wymyślili dla niej zajęcia resocjalizacyjne. Opiekunka malowała, Lucy dostała farby kredki i kartony, po pewnym czasie też zaczęła malować. Najpierw na kartkach, potem konary drzew i skały, wreszcie płótna.

I tak to się zaczęło. Okazało się, że ma talent. Minęło dziesięć lat i jest sławna, pokazują jej prace w muzeum, sprzedają obrazy na aukcjach.

Maluje techniką tradycyjną oraz finger printing. Używa pędzla, palców oraz języka. Na płótnach widać czasem odciski. Często zanim zacznie malować, bierze pędzle do ust. Dlatego używa nietoksycznych farb, ściśle biorąc – maluje barwnikami spożywczymi. Jeden obraz maluje około dwudziestu minut, dłużej nie może się skupić. Nie maluje codziennie.

Jej styl interesuje innych artystów. Grafik z pewnej firmy odzieżowej stworzył kolekcję ubrań inspirowanych malarstwem Lucy. Można tam znaleźć cytaty-maźnięcia, oryginalną fakturę farby pozostawionej przez Lucynkę. Te ubrania są bardzo efektowne. T-shirt kosztuje 139,90. Bluza – 249,90. Bluza z kapturem – 269,90. Bomberka – 359,90. Trudno powiedzieć, czy to drogo, czy tanio. Kupując te ubrania, wspiera się fundację Dian Fossey Gorilla Fund International, ratującą goryle w środowisku naturalnym. 5% ceny ubrań wędruje podobno do tej fundacji. Kolekcję reklamuje plakat z podobizną Lucy i hasłem: „Mam na imię Lucy. Niezła ze mnie artystka”.

Kupując obrazy Lucy na aukcji, też się wspiera szczytny cel: organizację działającą w Afryce Równikowej, ratującą osierocone szympansy i goryle, aby przywrócić je naturze.

Pytanie, czy Lucy wyraziła na to zgodę. Czy taki cel wydałby się jej słuszny? Może tak. A może Lucy chciałaby mieć z tego coś dla siebie? Jest znana jako miłośniczka damskich fatałaszków, lubi torebki. Lubi też sprzątać. Podczas pierwszej aukcji dochody miały być przeznaczone na to, co Lucy lubi. Zabawki: piłki, skrzynki z niespodziankami. Ale teraz Lucy jest starsza. Ma piętnaście lat. Pewnie chciałaby coś odpowiedniego dla jej wieku. Jakąś sukienkę może? Torebkę znanej firmy, od projektanta?

Lucy maluje w osobnym pomieszczeniu, żeby inni jej nie przeszkadzali. Może za dochody z aukcji należałoby jej kupić takie pomieszczenie na własność?

Ta sprawa z pieniędzmi nie jest załatwiona do końca fair. Sądzę, że firma odzieżowa powinna się podzielić dochodami z Lucy. Skoro wykorzystują jej wizerunek i popularność, a ponadto wzornictwo jest inspirowane jej malarstwem? 5% na goryle to za mało.

Czemu Lucy maluje? Jak obudził się w niej malarski zew? Czasem źródłem twórczości jest deficyt. Brak, który pcha do odkrywania nieznanych lądów. Tak było z Lucy. Jej rodzice z jakichś powodów nie chcieli się nią zajmować. Zaserwowano jej „sztuczny odchów”. Może to właśnie od ludzi, którzy się nią zajmowali we wczesnych latach życia, przejęła zainteresowania sztuką. Potem naśladowała polską opiekunkę. Może biologiczni rodzice nie rozwinęliby w niej talentu?

Bardzo bym chciał zobaczyć prace Lucy w muzeum, galerii. Ale nie tak jak ostatnio: wśród innych eksponatów. Nie, ja myślę o wystawie, na której byłaby ona główną bohaterką. Liczę, że się doczekam takiej wystawy. Wierzę, że Lucy stanie się klasykiem współczesności. Zasługuje na to. Niezła z niej artystka.

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).