9/2018
Marek Kochan

Szwedzka miłość

 

 

Szwedzka miłość, czyli jaka? W rytm przebojów ABBY, na meblach z Ikei? Muszą się Szwedzi jakoś kochać po swojemu, skoro się rozmnażają, więc i miłość jakaś szwedzka może być. Nie francuska, nie grecka, lecz szwedzka.

Szykuje się tu nowy model kochania, wywołany ustawą.

Notkę na ten temat znalazłem w starych gazetach, latem, w wolnej chwili porządkowanych. Otóż w Szwecji po akcji #MeToo ludzie się uwrażliwili na gwałty, na przemoc seksualną.

I bardzo dobrze. Gwałty to wyjątkowo odrażająca forma zachowania. Trzeba z tym walczyć. Tylko jak? Zakazując reklam, które seksualizują relacje męsko-damskie i redukują ludzi do roli przedmiotów pożądania, produktów do natychmiastowej konsumpcji? Zakazując golizny w miejscach publicznych? Popularyzując filozofię człowieka jako podmiotu, model partnerskich relacji, szacunek do kobiet? Ucząc, jak zobaczyć w drugim człowieku Człowieka? Propagując w mediach wzorzec miłości romantycznej?

To wszystko czasochłonne i niekoniecznie skuteczne. Lepiej szybko i efektywnie: ustawą.

Autorką rządowego projektu była Mari Heidenborg. Poparli ją Zieloni i Lewica, przyłączyli się liberałowie, wreszcie socjaldemokraci i Umiarkowana Partia Koalicyjna. Ustawę nazywa się potocznie „o zgodzie na seks”. Chodzi o to, żeby powiedzieć „tak”, wyrazić, że się chce brać udział w seksualnej grze. Nie musi paść słowo „nie”, ważne, by padło słowo „tak”, tłumaczy Mari Heidenborg.

Ustawę zainspirowała historia sprzed trzech lat. Sąd w Lund uniewinnił mężczyznę oskarżonego o gwałt. Kobieta, jego ofiara, wielokrotnie mówiła „nie”. On jednak sądził, że porozumiał się z kobietą, iż będą mieli dominujący seks, więc jej „nie” traktował jako element seksualnej gry. Gdyby wtedy obowiązywała ta nowa ustawa, mężczyzna musiałby się upewnić, że kobieta rzeczywiście miała na wszystko ochotę.

Dobrze, taka zgoda ma sens, ale jak to wyrazić? Jeśli ustnie, to przed sądem będzie słowo za słowo. Napastnik (niezależnie od płci) będzie dowodził, że zgoda była, zaś jego ofiara, że zgody nie było.

Dalej: w jakiej formie ta zgoda? Samo „tak” może być mylące. Może znaczyć zadowolenie z tego, co ktoś akurat robi („tak, rób mi tak”). Czy więc zgoda powinna być w dialogu, po pytaniu: „Czy wyrażasz zgodę na seks?” Może odpowiedź „tak” to też za mało. Może lepiej formuła: „Tak, wyrażam zgodę na seks”. Lub jak w przysiędze małżeńskiej: „Powtarzaj za mną: ja X, wyrażam niejszym zgodę na seks z tobą, Y”. Ale czy wystarczy imię, czy musi być też nazwisko? A jeśli się nie znają dobrze? Czy nie należałoby się najpierw wzajemnie wylegitymować? Jeśli ona powie: ja, powiedzmy, Frida, wyrażam zgodę na seks z tobą, powiedzmy Erikiem, a potem się okaże, że ona była Kristin, a on Jan. Czy wtedy zgoda będzie ważna? Może ona zgodziła się jako Frida, a jako Kristin już nie?

Wreszcie, co to znaczy seks, „zgoda na seks”? Jaki seks, jaką techniką, jak długo, w jaki sposób, gdzie? Może na przykład ktoś wyraził zgodę na seks na łóżku, ale na podłodze już nie. Co więc będzie, gdy spadną na podłogę? Czy nie należałoby sprecyzować, najlepiej po kolei: seks taki, taki i taki, w takiej i takiej pozycji, tak i tak długo, w takim miejscu. Najlepiej z rysunkami, słowa czasem bywają mylące.

A co jeśli w trakcie jemu lub jej zamarzy się inaczej, w innej kolejności. Lub wręcz taki seks, na jaki nie było zgody na początku. Czy muszą się pytać, za każdym razem mówić znowu „tak”? I czy tylko kobieta, czy oboje? A jeśli kobieta zgodę wyrazi, a potem zmieni zdanie? Bo się jej taki seks, na jaki się początkowo zgodziła, przestanie podobać w trakcie? Czy może się wycofać? Ustawa nie mówi przecież o odmowie, ale o zgodzie. Czy gdy zgoda wyrażona, to już może reklamacji nie uwzględnia się?

Ciągle będą musieli gadać do siebie, ustalać, negocjować, zamiast skupić się na seksie.

Chyba by się przydał podręcznik, samouczek: jak się kochać po szwedzku. Lub rządowy formularz, opisujący precyzyjnie, na jaki seks ktoś wyraża zgodę, zaznaczając krzyżyk w rubryce. Jaki seks, jaką techniką, w jakiej pozycji, gdzie, jak długo. Opisać tam warianty sekwencji, żeby nie trzeba było w trakcie aktu seksualnego przerywać i uzupełniać formularza. Jego wypełnianie może być elementem seksualnej gry, grą wstępną. Da się to pokazać w spotach odważnej kampanii społecznej.

A może lepiej wszystkie akty seksualne rejestrować, żeby potem w razie sporu sąd mógł to ocenić, czy zgoda była, czy nie. Tu znów problem ochrony danych osobowych. A co jeśli na przykład ktoś by nie chciał nagrywać? Lub gdy ktoś wrzuci nagranie do sieci? Co z RODO?

Może więc seks komisyjny? Przed jakimś gremium, które na bieżąco będzie oceniać, jak na meczu piłkarskim, czy były potrzebne zgody, a jak coś nie tak, to będzie wkraczać, dawać czerwoną kartkę, wyrzucać z boiska zawodników, którzy łamią reguły.

Jakież tu pole do popisu dla scenarzystów seriali, filmów obyczajowych, dla autorów sztuk. Rzuci się stado Strindbergów, Bergmanów pokazywać, opisywać taką miłość, z całym jej rozkosznym retorycznym zaplątaniem! To będzie całkiem coś nowego, nieznanego w Europie, nieznanego na świecie.

Szwedzi, mistrzowie ars amandi, od was się będą uczyć następne pokolenia. Jeśli się kochać, to tylko po szwedzku!

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).