9/2018
Do Przyjaciela w Ameryce

Do Przyjaciela w Ameryce

 

 

Drogi Przyjacielu,

pozdrawiam Cię jeszcze wakacyjnie znad naszego pięknego Bałtyku, gdzie aura wyjątkowo sprzyjająca. Mam nadzieję, że zdrowie Ci dopisuje, bo o cóż innego mamy się martwić na tym najlepszym ze światów? Ty zapewne w swojej Ameryce uprawiasz nieustannie sporty, więc kondycję zachowasz do śmierci. Ja ze sportów najbardziej preferuję gry stolikowe, i nie chodzi bynajmniej o szachy.

Pytałeś w ostatnim liście: co słychać w teatrze? Ach, ta Twoja nieodwzajemniona miłość… nawet Ameryka nie wybiła Ci jej z głowy? Cóż Ci mogę powiedzieć: teatry grają, ludzie chodzą, ale czy to jest najważniejsze teraz? Nie wiadomo zresztą, gdzie większy teatr się odbywa: na scenie czy w życiu? Na scenie przynajmniej masz pewność, że aktorzy naprawdę udają, na końcu wyjdą do braw, bo spektakl się skończył. A w tak zwanej rzeczywistości nie wiesz, czy ci, co się dorwali do głosu, to oni tak na serio, czy też odgrywają jakieś sztuki. Czasami nie możesz wyjść ze zdumienia: jeśli grają, to dlaczego tak źle? Tym gorzej, jeśli nie grają… No i nie wiadomo, kiedy skończą.

A nasz biedny teatr nie wie, jak się w tym odnaleźć. Bawić publikę, udając, że nic się nie dzieje? Czy potrząsać sumieniami i wzywać do oporu? A może jak za dawnych lat – mrugać okiem, że niby wystawiamy Zemstę, ale przecież wiecie, kogo mamy na myśli.

Tylko nie zadawaj mi pytania, co warto było zobaczyć w minionym sezonie. Teraz każdemu podoba się co innego. Oglądasz przedstawienie i nic z niego nie rozumiesz, a ktoś inny powie: och, to było bardzo interesujące. Byłem na przykład na Ślubie w Narodowym – wyreżyserował go ten słynny Litwin, Nekrošius. Powiem Ci, że wysiedziałem tylko dwa akty, w drugiej przerwie uciekłem, bo już nie mogłem wytrzymać tych rebusów na scenie. Ciebie, jak pamiętam, takie dziwactwa w teatrze podniecały, ale nie wiem, czy nawet Ty byś zdołał wyjaśnić, dlaczego w tej inscenizacji Mańkę i Matkę gra ta sama aktorka. W obu rolach wystąpiła Stenka, na którą zawsze się patrzy z przyjemnością, bo to i piękna kobieta, i aktorka wielkiego talentu. W Narodowym ciągle dają jej jednak zadania z rodzaju: chcemy patrzeć, jak się męczysz. Stence partneruje Radziwiłowicz, który był Henrykiem w Ślubie Jarockiego. Nie wiem, dlaczego on tutaj nie zagrał jednocześnie na przykład Ojca i Pijaka. Też by potrafił.

Lupa dał premierę Procesu z aktorami z Teatru Polskiego we Wrocławiu, którzy już tam nie pracują. Wiem, że Ty się fascynowałeś Lupą jeszcze w dawnych latach. Może Twoje wyrafinowane podniebienie doznałoby podniety na tej siedmiogodzinnej uczcie. Ja pod koniec spektaklu walczyłem ze snem, wmawiałem sobie: nie możesz usnąć na najważniejszej premierze roku, nie możesz chrapaniem odpowiedzieć na staranie aktorów, którzy przeżyli swoją traumę, musisz trwać z otwartymi oczami do końca – to Twój obywatelski obowiązek. Nie zdradzę Ci, czy go spełniłem.

W Warszawie teraz się chodzi do Polskiego Seweryna i starszego Majcherka. Lata całe marudziło się na Polski, że muzeum, że teatr dla polonistek etc. A tu zaszła nomen omen „dobra zmiana”. Znany Ci może Rosjanin, Wyrypajew, zrobił Wujaszka Wanię w gwiazdorskiej obsadzie: z Gruszką, Stuhrem juniorem, Sewerynem, i nawet dawno niewidziana Budzisz-Krzyżanowska się pojawia. Ludzie walą na spektakl, bo nie ma w teatrze większej przyjemności niż dobra literatura i dobrzy aktorzy. A jeszcze Strzępka wystawiła na Karasia Króla według Twardocha – opowieść o tym, jak przed wojną Żydzi bili endeków, czyli historia z aluzjami. „Naszemu Dziennikowi” się nie podobało. Ale „Gazeta Wyborcza” ogłosiła, że Polski jest OK.

Zapewne słyszałeś, że w Starym w Krakowie nastąpiła zmiana dyrekcji. Korowody były z tym groteskowe, ale nawet nie chce mi się ich opisywać. Sezon był na straty, każda premiera bez sensu. Niektóre nawet nie doszły do skutku. Podobno z prób zrezygnował pewien zagraniczny reżyser, ponieważ uznał, iż w obsadzie ma za dobre aktorki. Biedaczek, nie spodziewał się, że w Starym takie mają. Ale aktorzy nie mogli już patrzeć, co się u nich w teatrze wyprawia i stworzyli Radę Artystyczną. Oznajmili dyrektorowi: albo my proponujemy repertuar na nowy sezon, albo się żegnamy. Dyrektor wyjścia nie miał, bo chyba zbyt już polubił siebie na stanowisku, choć jednocześnie sam nic zdziałać nie potrafił. Musiał pójść na układ. Ministerstwo temu się przygląda, choć nawarzyło piwa, którego nikt nie chce pić. W nowym sezonie ma się pojawić grupa reżyserów, z którymi aktorzy są gotowi pracować. Może więc Stary się wybroni i nie powtórzy się w nim sytuacja z Polskiego we Wrocławiu, który kompletnie przestał się liczyć. Morawski liczy tam tylko resztki widzów.

No więc takie to są wieści z minionego sezonu. Nie wiem, czy Cię zachęcą, żebyś ze swojej Ameryki przyjechał i wszystko zobaczył naocznie. Ja oczywiście Cię zapraszam, bo dobrze, jak teatr ma więcej widzów. Może zresztą przyjazd sprawi Ci przyjemność. Czasami wydaje mi się, że żyjemy w domu wariatów, ale wy w tej Ameryce też macie niezły cyrk z nieśmiesznym clownem.

Pozdrawiam Cię najserdeczniej,

Twój Old Friend