10/2018

Nie odwracać się plecami

„Dla ludzi w centralnej Polsce Cieszyn to peryferie. W Pradze podobnie: »Czeski Cieszyn? A, to na północy Moraw« – skwitował ostatnio młody kelner. A dla nas to środek świata i środek Europy” – mówi Janusz Legoń w rozmowie z Magdaleną Legendź.

Obrazek ilustrujący tekst Nie odwracać się plecami

fot. KIVA / Divadlo Na zábradlí

MAGDALENA LEGENDŹ Pomysł festiwalu „Bez granic” zrodził się nie w środowisku teatralnym, ale politycznym. To wada czy zaleta?

JANUSZ LEGOŃ Festiwal zrodził się w środowisku ludzi kultury zaangażowanych w działania opozycji demokratycznej. Zaczęło się pod koniec 1988 roku. Jaromír Piskoř, sygnatariusz Karty 77 z Ostrawy, nawiązał kontakt z prowadzącym antykwariat w Cieszynie Jerzym Kronholdem, a później z Januszem Okrzesikiem w Bielsku-Białej. Efektem tych spotkań było powstanie lokalnego oddziału Solidarności Polsko-Czechosłowackiej. Jedną z form działania SPCz było przerzucanie przez zieloną granicę książek drukowanych bez cenzury. Pierwszy akcent teatralny to demonstracja w kwietniu 1989 przed Teatrem Polskim w Bielsku-Białej w sprawie uwolnienia z więzienia Václava Havla. Zanim w SPCz pojawił się pomysł festiwalu, odbyły się w 1989 roku dwie demonstracje na granicy. Aktywiści skupieni wokół Jerzego Kronholda – Jerzy Herma, Marian Dembiniok oraz Zbigniew Machej – zorganizowali w maju tłumny protest ekologiczny przeciw budowie koksowni w przygranicznej czeskiej Stonawie, a w sierpniu pod hasłem „Nigdy więcej bratniej pomocy” uczcili rocznicę pamiętnej interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji. Z mieszkańcami Cieszyna manifestowali świeżo wybrani posłowie Obywatelskiego Klubu Parlamentarnego z regionu i Warszawy, tymczasem Czeski Cieszyn został przez tamtejsze władze zamknięty „ze względów sanitarnych”.

Nie licząc Okrzesika, bodaj najmłodszego posła OKP, ci ludzie nie byli politykami. Znalazło się wśród nich przynajmniej dwóch poetów, historycy sztuki, dziennikarze, artyści. Później Jerzy Kronhold i Marian Dembiniok pełnili w różnych okresach funkcję dyrektorów naszego festiwalu.

Śląsk Cieszyński to region dla relacji polsko-czesko-słowackich szczególnie wrażliwy, naznaczony dramatycznymi wydarzeniami z 1919, 1938 i 1968 roku. Narzędziem umacniania różnic, walki o tożsamość był tu teatr – już od połowy XIX wieku. Tym bardziej podziwiam kolegów, którzy wpadli na pomysł, żeby za jego pomocą zbliżać społeczeństwa. Był to jednak zdecydowanie gest kulturowy – owszem, o znaczeniu politycznym, ale w najszlachetniejszym znaczeniu tego słowa.

LEGENDŹ Od kiedy tworzysz ten festiwal?

LEGOŃ Festiwal wymyśliło dwóch niezwykłych ludzi. Był to nieżyjący już Jakub Mátl, filozof, uczeń Jana Patočki, który trafił do Czeskiego Cieszyna i pracował w bibliotece, po tym jak jego mistrz odmówił podpisania tzw. Anty-Karty 77 i zlikwidowano jego seminarium. Z polskiej strony – wspomniany Jerzy Kronhold, poeta Nowej Fali z dyplomem reżyserskim. Wizjonerzy nie byliby jednak w stanie urzeczywistnić pomysłu, gdyby nie praktycy: Gertruda Chowanioková, szefowa Ośrodka Kultury „Střelnice” w Czeskim Cieszynie, i Jerzy Herma, szef Domu Narodowego w Cieszynie oraz grono aktywistów z obydwu krajów. Znalazłem się w tym zespole, można powiedzieć, prywatnie. Kończąc studia, pracowałem już w Teatrze Polskim, który miał wówczas dwie sceny: w Bielsku-Białej i w Cieszynie. Poprosiłem ówczesnego dyrektora Wacława Jankowskiego, żebym mógł używać służbowego telefonu do załatwiania festiwalowych spraw i żebyśmy udostępnili cieszyńską scenę za półdarmo. Od drugiej edycji teatr, kierowany już przez Marka Gaja, stał się oficjalnym współorganizatorem, aż do 1996 roku, kiedy cieszyńska scena się usamodzielniła. Przez te lata, zanim w 2010 roku zostałem po Gertrudzie Chowaniokovej dyrektorem festiwalu i rzecznikiem regionalnym (tj. przewodniczącym) oddziału regionalnego stowarzyszenia Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka, pełniłem różne funkcje, m.in.: szefa biura organizacyjnego, konsultanta programowego, jurora, prowadziłem spotkania z widzami, redagowałem programy itp. Od 2017 roku zmieniliśmy nieco strukturę organizacyjną: odpowiadam za stronę artystyczną, a za organizację Katarzyna Dendys-Kosecka. Imprezę tworzy szczupłe grono zapaleńców – członkowie SPCzS i wolontariusze. Partnerzy z czeskiej strony – od 2018 roku to stowarzyszenie Člověk na hranici z Petrą Slováček Rypienovą (organizacja) i Alicją Olmovą-Jarnotovą (kształt artystyczny).

LEGENDŹ W programowym piśmie podpisanym przez „ojców założycieli”, zamieszczonym w programie pierwszej edycji, będącej monograficznym festiwalem sztuk Václava Havla, czytamy: „Te uprzedzenia, przepaść granicy, podziały i nieporozumienia wyznaczają przestrzeń absurdu, w której rodzą się niepotrzebne kłótnie i totalna manipulacja”…

LEGOŃ To moje ulubione zdanie z tekstu, który tłumaczyłem wspólnie z autorem, znając, dzięki samouctwu, tylko potoczny czeski. Jakub Mátl, który z polszczyzną radził sobie podobnie, użył tam zwrotu „okrsek absurdity”. Nie rozumiałem. Proponowałem kolejne synonimy, ale ciągle to nie było to. Wreszcie Kuba odwołał się do Hegla – kazał sprawdzić, jak w polskich przekładach tłumaczą pojęcie „Bezirk”. Nie było czasu, stanęło więc na „przestrzeni”. Przestrzenią absurdu były dwa miasta nad Olzą, granica i w dużej mierze rzeczywistość społeczno-polityczna, w której żyliśmy.

LEGENDŹ Co tak dobrze pokazał w swoich sztukach Havel.

LEGOŃ A u nas Mrożek, którego Policja mogła być dla Martina Esslina przykładem teatru absurdu, a dla nas przez lata była opisem rzeczywistości. Na pierwszym festiwalu udało się symbolicznie domknąć etap przemian i stanu wojennego przez pokazanie Largo Desolato, już pod szyldem Teatru Powszechnego, spektaklu grywanego konspiracyjnie w ramach Teatru Domowego. Ponadto był Protest i trzy Audiencje. Trzeba tu zwrócić uwagę na spektakl złożony z Audiencji i Protestu w wykonaniu Sceny Polskiej Těšínského divadla (1990). Było to jedno z pierwszych oficjalnych wystawień tych sztuk na terenie Czechosłowacji. Reżyserował ówczesny kierownik SP, Rudolf Moliński, Polak z Zaolzia, absolwent krakowskiej PWST. Polacy na Śląsku Cieszyńskim w granicach Czech, na tzw. Zaolziu, mają swoje organizacje i instytucje, wśród których Scena Polska jest jedną z ważniejszych. Dociera w objeździe wszędzie, gdzie mówi się po polsku. Profiluje więc repertuar dla lokalnej, niekiedy mało wyrobionej widowni. I oto parę miesięcy po przełomie właśnie oni wystawiają problemowe, „inteligenckie” sztuki Havla! To znak czasu: przywódcą ruchu przemian był dramatopisarz, który został prezydentem, a teatry, zwłaszcza w Pradze, były w najgorętszych politycznie dniach listopada 1989 „jaczejkami” aksamitnej rewolucji.

LEGENDŹ Potem Havel pojawiał się na festiwalu rzadko, w 2009 roku dwa razy były Odejścia i raz Havel pisze do Husaka. Dlaczego jest go tak mało?

LEGOŃ Osobiście nie pojawił się nigdy. Na pierwszy festiwal przysłał osobisty list, w którym określił ideę imprezy jako „wzmocnienie poczucia solidarności kulturowej i moralnej”. Później z jego teatrem stało się chyba to, co u nas z Mrożkiem, którego sztuk już nie gra się tak często jak kiedyś. Może jeszcze w początku lat dziewięćdziesiątych patrzyliśmy na ich światy jak na model własnego doświadczenia. Ale doświadczenie się zmieniło i zmienił się temperament widzów – coraz mniej lubimy rozmowy w teatrze, a co dopiero deszyfrowanie aluzji.

LEGENDŹ Festiwal jednak, już za Twojej kadencji, starał się być „domem Havla” poprzez innego rodzaju działania. W jakim zakresie jego duch towarzyszy festiwalowym przedsięwzięciom?

LEGOŃ Pomyślałem, że warto przy tej okazji spotykać się i rozmawiać o dziedzictwie Havla jako o pewnym zestawie wartości. Nie akademicko, nie o przeszłości, ale na zasadzie wyzwania, stawiania pytań. Co by Havel zrobił w dzisiejszych czasach? Na ile jego postawa wobec kultury i życia publicznego jest nadal inspirująca? Stąd wzięły się spotkania dyskusyjne intelektualistów, działaczy politycznych i ludzi teatru, w roku 2012 zorganizowane pod nazwą Inspiracje Havlowskie, a w latach 2013 i 2014 Dialogi Havlowskie – poświęcone, kolejno, doświadczeniom 1968 roku oraz paradoksom wolności. W roku 2017, w czterdziestolecie powstania Karty 77, w panelowej dyskusji przypomniano, jak rodził się ruch społecznego oporu i zarazem solidarności oraz współpracy polsko-czechosłowackiej. Festiwalowi towarzyszyła wówczas okolicznościowa wystawa, przygotowana przez czeski odpowiednik IPN-u, była też projekcja filmu Krystyny Krauze o Karelu Krylu. I świetny spektakl Olga, czyli Horrory z Hradeczku Teatru LETÍ z Pragi – z trzema aktorami równolegle wcielającymi się w postać Havla.

LEGENDŹ Wyobrażasz sobie u nas spektakl z trzema Wałęsami?

LEGOŃ Byłby albo hagiografią, albo ostrą satyrą. Tymczasem spojrzenie autorki Anny Saavedry i reżyserki Martiny Schlegelovej, urodzonej w 1981 roku, było tylko lekko ironiczne. Rozmnożenie postaci Havla brało się z zastosowania kobiecej perspektywy – na różne wersje ego Vaška, które komunikują się ze sobą, patrzymy oczyma jego żony. Z tego wynika trochę poetycki, trochę surrealistyczny ton spektaklu. Z drugiej strony specyfika kultury czeskiej pozwala tak niepompatycznie mówić o poważnych sprawach.

LEGENDŹ Czym kierujecie się w doborze repertuaru i jak wpływa na to zmiana nazwy festiwalu z „Na granicy” na „Bez granic”, która nastąpiła po Schengen?

LEGOŃ Od początku starliśmy się szukać przedstawień, które przekraczają granice, czasem estetyczne, czasem obyczajowe, wykraczają poza zwyczajne doświadczenia widza. To się nie zmieniło, bo granica pozostaje – i w nazwie, i w sercach ludzi. Podobnie niezmiennie chcemy pokazywać w miarę najnowsze rzeczy lub „klasykę awangardy”.

Staramy się prezentować to, co w danej kulturze teatralnej jest cenione, a więc to także krytyka z trzech krajów „wybiera” nasze spektakle – to może najtrudniejsze, ale najbardziej ciekawe. Kryteria doboru repertuaru z dyplomatyczną rozwagą trzeba mnożyć przez trzy. To reprezentatywność, graniczność lub bezgraniczność, lokalna publiczność, możliwości techniczne i kasa – czy nas na to stać.

Chociaż festiwal wspierają samorządy obu miast, głównym źródłem finansowania są granty: ministerialne, wojewódzkie, czasem międzynarodowe. Do tego sponsorzy ze sfer biznesowych. Za każdym razem zawiła układanka z elementami loterii.

LEGENDŹ Czyli dla kogo jest ten festiwal?

LEGOŃ Jeżeli porównamy cieszyński festiwal z Nitrą czy toruńskim „Kontaktem”, to widać, że adresatem tamtych jest głównie środowisko artystyczne, a u nas – lokalny widz. Któremu nie tyle chcemy się przypodobać, co raczej na którego chcemy oddziaływać.

LEGENDŹ Marta Fik, która kilkakrotnie była na festiwalu jurorką, postulowała, żeby nie był kolejnym przeglądem sztuk jeżdżących od festiwalu do festiwalu, ale żeby skupiał się na lokalnych, szczególnie transgranicznych inicjatywach. W jakim stopniu ten postulat jest spełniany?

LEGOŃ Ta idea wyniknęła z trudności porównywania różnych gatunkowo widowisk, z poszukiwania odpowiedniego kryterium, jakim mają posługiwać się jurorzy. Krytyczka znalazła odpowiedź w szeroko rozumianej graniczności. Nurt lokalnych, niekiedy też transgranicznych inicjatyw jest stale obecny, choć w jednym roku jest ich więcej, w innym mniej. Obejmuje zarówno sceny zawodowe, jak i amatorskie, repertuarowe i offowe. Bywały cieszyńskie i zaolziańskie grupy: kilka razy Teatr im. Majora Szmauza (1991, 1995) – amatorski zespół prowadzony przez Janusza Klimszę u progu profesjonalnej kariery reżyserskiej. Było Centrum Sztuki Kontrast z Bielska-Białej, które na przykład wraz z Divadelnim suborem Jána Palárika z Czadcy przygotowało Pieśń o Rolandzie (1993). Kilkakrotnie prezentowało się Cieszyńskie Studio Teatralne Bogusława Słupczyńskiego; w Drodze żywieckiej jednym z motywów była inwazja wojsk radzieckich w 1968 roku. Oczywiście był na festiwalu słynny hit stworzony wspólnie przez Scenę Polską i Czeską Těšínského divadla z piosenek Jaromíra Nohavicy – Cieszyńskie niebo (2004) w reżyserii Radovana Lipusa – spektakl przywołujący mityczne i prawdziwe postacie ważne dla ziemi cieszyńskiej. Scena Polska prezentuje się prawie zawsze, a w 1994 roku dostała Złamany Szlaban za znakomitą Czarną Julkę Morcinka/Klimszy. W lokalnym kontekście silnie wybrzmiał projekt Bartka Miernika Kolorowa, czyli biało-czerwona, prezentowany w 2017 w szkołach obydwu miast.

LEGENDŹ Dla Sceny Polskiej i w ogóle Těšínského divadla festiwal to szczególne wyzwanie.

LEGOŃ Od drugiej edycji kierowany wówczas przez Ladislava Slivę czeskocieszyński teatr włączył się aktywnie we współorganizację festiwalu, ważny był też okres późniejszy, kiedy za czeską stronę odpowiadał Roman Rozbroj. Nasze więzi osłabły, odkąd organizują przegląd teatrów województwa morawsko-śląskiego, ale zawsze korzystamy z ich gmachu, a oba zespoły mają zapewnione miejsce w programie imprezy. Aktorzy Sceny Polskiej często wywodzą się z Zaolzia, więc są dwujęzyczni, jak miejscowa ludność, co pozwala na interesujące działania. Już w 1991 roku na festiwalu pokazano Emigrantów Mrożka/Tadeusza Hankiewicza, Dušana Škubala – wspólny projekt obu scen TD. W tym roku zawiłość tej przygranicznej materii pokazuje coś innego. Otóż Krystyna Krauze, reżyserka dokumentalistka, tłumaczka, a ponadto aktywistka jeszcze konspiracyjnej SPCz, przełożyła sztukę Petra Zelenki Job Interviews, którą w Scenie Polskiej wyreżyserowała Katarzyna Deszcz. Polska prapremiera – za granicą – oczywiście znalazła się w programie tegorocznego festiwalu.

LEGENDŹ W jaki sposób staracie się podtrzymywać zainteresowanie wszystkich stron zarówno festiwalem, jak i kulturą sąsiadów?

LEGOŃ W Polsce jest sporo czechofilów, wiele dobrego zrobił w tej sprawie Mariusz Szczygieł i piosenki Nohavicy. W Czechach czy Słowacji tylko pewne środowiska interesują się Polską. Staramy się co roku zorganizować jakieś wydarzenie, niekoniecznie teatralne, które będzie to zainteresowanie stymulować. W tej edycji był to niewątpliwie koncert Jazz w teatrze – występ Miroslava Vitouša, Leszka Możdżera i słowackiego trębacza Oskara Töröka. Znakomici jazzmani spotkali się na nasze zaproszenie, by zagrać po raz pierwszy i jedyny wspólnie. Niesamowite przeżycie, świetny koncert, którego rejestrację jesienią wyemituje Program 3 Polskiego Radia. Innym wydarzeniem był projekt Polski teatr niepodległości, w ramach którego po czeskiej stronie pokazaliśmy Wesele Jana Klaty, z napisami po czesku, wokół którego organizowaliśmy działania edukacyjne, m.in. w szkołach po obu stronach Olzy. Częścią tych działań była też wyprodukowana przez nas wystawa Polska awangarda teatralna XX-lecia międzywojennego, którą po festiwalu pokazywaliśmy w Słowacji, a w październiku jedzie na Palm Off Fest do Pragi. Po polskiej stronie odpowiadała jej wystawa czechosłowackiej awangardy teatralnej międzywojnia. Ciekawe, że w polskiej świadomości przygoda teatralnej awangardy istnieje dość słabo, a w Czechach nawiązań do tej tradycji jest więcej. Kilka lat temu (2011) mieliśmy wybitne przedstawienie z Brna Korespondence V+W Viceníkovej/Mikuláška, rzecz o przedwojennym duecie artystycznym Jiří Voskovec i Jan Werich. W tym roku pokazaliśmy przedstawienie Cube teatru Laterna magika, będącego nieco już skomercjalizowanym, ale bezpośrednim łącznikiem z eksperymentami multimedialnymi Emila Františka Buriana z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Sporo z tych tradycji czerpie słowacka artystka Sláva Daubnerová, której spektakle gościliśmy dwukrotnie. Być może międzynarodowy projekt związany z dziejami środkowoeuropejskiej awangardy teatralnej, prowadzony przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, i wydana właśnie antologia tekstów będą inspiracją dla naszych twórców? W Cieszynie publiczność jest już wstępnie przygotowana.

LEGENDŹ Które z festiwalowych prezentacji czeskich czy słowackich zapadły Ci w pamięć?

LEGOŃ Z tych wszystkich lat zapamiętałem Biankę Braselli Weissa/Spišáka z Teatro Tatro w Nitrze (1999). Noc. Lało. Namiot przy Ośrodku Kultury „Střelnice”. Niezwykłe widowisko wywiedzione z poetyki dziewiętnastowiecznego teatru jarmarcznego, bawiące się tą konwencją. Prorok Ilja Słobodzianka tegoż reżysera, również z Nitry (2006). W ogóle Ondrej Spišák to osobna historia, jego przedstawienia, zrealizowane zarówno w czeskich, jak i polskich teatrach, zdobyły najwięcej Złamanych Szlabanów (w tym Nasza klasa Słobodzianka). Niestety mało pamiętam z Don Juana z Bańskiej Bystrzycy (1993), ale tradycyjny marionetkowy teatr Antona Anderlego, znakomitego słowackiego lalkarza, miałem okazję podziwiać też gdzie indziej. Potem Mewa (2002), spektakl z cyklu nazwanego zręcznie „Czechow Czechom”, w reżyserii Vladimira Morávka – przefiltrowany przez Brechta, z Arkadiną śpiewającą do srebrnego mikrofonu w świetle punktówki. Świetna była też słowacka Śmierć w kuchni bratysławskiej grupy Združenie pre súčasnú operu – kameralna opowieść o ludziach typu serialowi Kiepscy w konwencji opery seria. Natomiast przedstawienie Smakosze czekolady (2011) Davida Drábka, dyrektora Klipceroveho divadla w Hradcu Králové, było ciekawe jako przykład nowego czeskiego dramatu, który, oprócz twórczości Zelenki, jest słabo znany w Polsce.

LEGENDŹ A z polskich przedstawień?

LEGOŃ Chcesz litanię nazwisk? Proszę bardzo: Dziuk, Lupa, Klata, Raczak, Misiuro, Wiśniewski, Mądzik, Szajna, Hejduk, Sobaszek, Tomaszuk, Strzępka, Rubin… Na pewno Doktor Faustus z Zakopanego, Rewizor i …córka Fizdejki Jana Klaty – wszystkie nagrodzone. Giordano Pawła Szkotaka, który zaraz potem zdobył Fringe First w Edynburgu. W tym roku Biuro Podróży pokazało Silence. Ciszę w Troi i pojechało na edynburski festiwal – czytam, że znowu łowią nagrody.
Ze względów socjologicznych zapamiętałem spektakl Howie i Rookie Lee (2003) O’Rowe’a/Urbańskiego z Teatru Rozmaitości. Pierwszy na festiwalu przykład „brutalistów”. Snobistyczny „cieszynek” stawił się licznie na przedstawieniu „teatru z Warszawy”. Ponieważ widownię ustawiono na scenie, nikt nie wyszedł.

LEGENDŹ Czym różni się teatr czeski i słowacki od polskiego, tak w największym skrócie?

LEGOŃ To, co nazywamy teatrem krytycznym, tam manifestuje się w mniej bezpośredni sposób. Słowacki Teatr Pôtoň z miejscowości Bátovce ze spektaklem o biedzie, którego realizację poprzedziły rozległe badania terenowe, był wyjątkiem i mocno poruszył widownię. Ze względu na „zwykłego widza” na festiwalowym afiszu niejednokrotnie pojawiały się przedstawienia, które nazwałbym teatrem mieszczańskim – w Czechach i Słowacji stoi on na zdecydowanie wyższym poziomie niż u nas. Z kolei zespoły poszukujące źródeł teatru odnajdują je w obszarze sztuki jarmarcznej i cyrku, podczas gdy u nas sięga się raczej do obrzędu. W tym roku wystąpił słynny Bolek Polívka z Brna, wraz z córką, popularną aktorką. Skojarzył mi się z Dariem Fo – w błazeński popis wpisał trudne, autobiograficzne tematy, niemal rodzinną psychodramę. Czegoś takiego nie mamy. W niebezpiecznie skrajnym uproszczeniu chodzi o różnicę jak między Dziadami a Przygodami dobrego wojaka Szwejka.

LEGENDŹ Ale to prawda, która wynika z fundamentalnej różnicy między – też w uproszczeniu – polską kulturą romantyczno-rycerską a czeską kulturą mieszczańską…

LEGOŃ Dlatego nasze dialogowanie jest ważne. I wzajemne przekładanie kodów kulturowych. To ciągle inspirujące wyzwanie, żeby próbować, mimo siły ciążenia każdej z kultur, nie odwracać się do siebie plecami. Gdzieś w centralnej Polsce Cieszyn to koniec świata. W Pradze podobnie: „Czeski Cieszyn? A, to na północy Moraw” – skwitował ostatnio młody kelner. A dla nas to środek świata i środek Europy.