10/2018
Artur Pałyga

fot. Agnieszka Dróżdż

Neokorzenie

 

 

I nagle zdaję sobie sprawę, że oni wszyscy ten szamanizm wybrali. Nie byli w nim od początku, ale go wybrali. Trochę rekonstruują, a trochę tworzą go od nowa. W rozmowie w kuchni S., który jest uczniem szamanki i sam też za chwilę będzie szamanem, opowiada, że na szamanizm trafił przez Internet, szukając sam nie wiedział czego. Pomyślałem, że oni wszyscy tak. Oczywiście teraz, z szamańskiego punktu widzenia, wiadomo na pewno, że przypadków nie ma. Bo otacza nas niewidzialne. Zetknięcie z niewidzialnym nazywamy przypadkiem.

Pojechałem na Syberię, do Chakasji, z fundacją „Plac Teatralny”, pojeździć z Chakasami i z szamanką po silnych miejscach, podpatrzeć, a więc wziąć udział. Kolejny dzień. Jesteśmy w miejscu, gdzie dzisiaj jest skansen. Drewniana jurta do zwiedzania, sklepik z pamiątkami, skała, na której dojrzeć można pradawne malunki, podobne do tych, jakie Lidia, nasza szamanka, ma wymalowane na swoim szamańskim bębnie. Sza-man to człowiek, który wie. Szamanka-wiedźma, kiedy bębni i tańczy, przypomina północnoamerykańskich Indian. I wzory, symbole, malunki podobne. Stąd wędrowali na wschód i stąd na zachód.

Więc stoimy pośrodku skansenu. Chakasi ubrali się w stroje. Rozpalają ogień. Przygotowują miseczki z potrawami dla duchów i dla nas. Lidia w szamańskim stroju okadza i bębni. Na co dzień pracuje w szpitalu. Wzięła wolne, żeby jeździć z nami. Za szamaństwo nie bierze pieniędzy. Tylko łże-szamani biorą pieniądze za szamaństwo, i za to potem cierpią.

Więc stoimy, a ona okadza i bębni, i rozpala ogień. Poprzez ogień i dym rozmawia z duchami. A tu przyjechała wycieczka. Autokar. Cała grupa Rosjan wyszła z autokaru, ustawili się naprzeciw nas i filmują telefonami. Całe powietrze rusza się w rytm bębna. Mam pod oczami obrazy. To kolejny dzień. Weszliśmy w to, w te obrzędy. Ulegam. Czuję, jak drży skóra bębna i jak to drżenie wytrząsa niewidzialne i widzialne ze swoich zwykłych granic. Widzę, jak część wycieczki uśmiecha się ironicznie. Niektórzy troszeczkę szyderczo. Chakasi spokojni. W ogóle im to nie przeszkadza. Koło mnie starszy pan z szerokim uśmiechem. Nie przestaje filmować.

Czuję się jak na scenie, przed publicznością, która przyszła zobaczyć dziwowisko. Oni sceptyczni, racjonalni, my podejrzani.
– Podejdź! – Lidia, szamanka, zwraca się do tego pana koło mnie. I podchodzi.
– Uklęknij przed ogniem!
Klęka. Dziwne. A jednak.
– Jesteś chory. Poważnie chory. Bardzo poważnie chory.
Milczenie. Wszyscy stoimy, a przy ogniu dzieje się akcja. Krążą miseczki z jedzeniem, które jemy z duchami.
– Mogą cię uzdrowić. Duchy.
Cisza. Dym z ognia.
– Ale ty w to nie wierzysz.
– Nie wierzę – mówi on.
– Idź! Duchy cię puszczają!

Po czym powiedziała mu, jaki ma nowotwór. Po czym on powiedział, że to prawda, i że już wierzy. A ona, że już za późno. One już nie. I że jak będzie chciał, to ją znajdzie.

Cała wycieczka ustawiła się do niej w kolejce opowiadać o swoich problemach, o zdrowiu, o małżeństwach, o dzieciach. Z każdym rozmawia, każdemu poradzi. Pewnie ktoś z nich, może niejeden, wybierze szamanizm.

Przerwanie obrzędu jest częścią obrzędu. Niewiara w obrzęd jest częścią obrzędu. Wiara potrzebuje niewierzących. Świętość potrzebuje profanacji, żeby triumfować. Nie chodzi bynajmniej o to, że starszy pan był podstawiony. Jestem pewien, że nie był. Chodzi o to, że aby obrzęd miał naprawdę moc, musi nastąpić przesilenie. Musi zostać zanegowany, podważony, wyśmiany, po to, aby móc zatriumfować. Tam, nad Jenisejem, pomyślałem, że to jakiś fundament, jakiś pradawny wzór, który układa nam się w głowach i który działa tak samo, jak działał tysiące lat temu. I że to takie proste. To, co wykpione, będzie wywyższone.

Oraz niedokończenie. Otwarta furtka. Znajdziesz mnie, jeśli będziesz chciał. Niedokończenie daje poczucie trwałości. Będzie kontynuacja. Będzie się dalej działo. Rzeczy skończone są nietrwałe. Wszystko, co skończone, jest jak grób. A tutaj, na Syberii, w świecie niedokończenia i prowizorki, nawet groby są zagadką. Stoją w stepie kurhany z inskrypcjami na głazach, których nikt jeszcze nie umie odczytać. Trwają prace nad odszyfrowaniem. Z tej perspektywy nasz zachodni świat jest skończony. Jest odszyfrowany.

Siedzimy nad rzeką i szamanka opowiada mi o końcu świata. Jego przyczyną będzie walka, która się toczy w świecie niewidzialnym. Lidia patrzy na płynącą wodę i opowiada, że złe duchy pokonają w końcu duchy dobre. Zło będzie wszechobecne, kpiące i triumfujące. I wtedy nastąpi przesilenie. I dobro zwycięży z taką mocą, że zło polegnie całkiem. Ten sam wzór, ale w makroskali, wpisany w całość świata.

– To samo jest w Apokalipsie Świętego Jana – opowiadam jej. I zastanawiam się, czy najpierw ta układanka była w szamanizmie, czy w Biblii. A może jeszcze gdzie indziej. Struktury zakorzeniania. Rytm, negacja, przesilenie, niedokończenie, makroskala – te pięć. To sobie wyodrębniłem z wskrzeszonych po kilkudziesięcioletniej przerwie, a więc stworzonych na nowo, szamańskich obrzędów w Chakasji. I wtedy działa. Działa Nawarony. Działa z całą mocą.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).