11/2018
Obrazek ilustrujący tekst Żarty żartami

Żarty żartami

Projektowany przez Limona człowiek renesansu jest bytem złożonym, ale – mimo trapiących go nierozstrzygalności oraz sprzeczności natury moralno-religijnej – zasadniczo wciąż jeszcze integralnym (także z otoczeniem).

 

Pokolenia szekspirologów robią, co mogą, by raz na zawsze wyjaśnić największe tajemnice autora Otella tudzież efektownie oświetlić najbłahsze nawet aspekty jego egzystencji. Natomiast u nas w ostatnich miesiącach ukazały się dwie książki z dziedziny szekspirologii, przy czym autorka pierwszej już w słowie wstępnym deklaruje, iż „[…] w tej książce czytelnik nie znajdzie odpowiedzi na pytania: czy Szekspir był katolikiem? Czy uznawał sakramenty? Czy używał sceny do walki z reformacyjnym ikonoklazmem?”, z kolei autor drugiej, choć chciałby na przeszło trzystu sześćdziesięciu stronach zajmować nas jednym tylko aspektem dzieła Szekspira, konkretnie zaś frywolnym żartem, nie zamierza wcale dochodzić tego, czy autor Makbeta „rzeczywiście był kochankiem któregoś z arystokratów (i którego?!)”. Więcej nawet: w toku lektury „Nie rozwiążemy zagadki Czarnej Damy – powiada – ani nie ustalimy tożsamości tajemniczego pięknego młodzieńca z sonetów. Nie będziemy się również zajmować ulubionym tematem żurnalistów »kto właściwie napisał Szekspira?«. Nie przedstawimy teorii komizmu czy struktury Szekspirowskiego żartu, choć jest to fascynujący temat”.

Współczesna polska szekspirologia nie epatuje zatem rozstrzygnięciami ani tym bardziej sensacją. Przeciwnie: w nieskończoność rozciąga przedmiot swoich dociekań, dzięki czemu powstały, z jednej strony, Teologie Szekspira Małgorzaty Grzegorzewskiej (Kraków 2018), a z drugiej – Szekspir bez cenzury. Erotyczny żart na scenie elżbietańskiej Jerzego Limona (Gdańsk 2018). Nawiasem mówiąc, Grzegorzewska jest wychowanką Limona, profesora Uniwersytetu Gdańskiego i dyrektora Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego.

Minionego lata Limon opublikował pięknie wydany słownik najpowszechniejszych tudzież najczęściej zatraconych w przekładzie kalamburów erotycznych – wypisanych rzecz jasna z dzieła Szekspira. A ponieważ żarty te stanowiły ważny aspekt kultury elżbietańskiej, badacz szukał ich zarówno w komediach, jak i w tragediach. Dla Limona lata 1550–1650 to „czas fascynacji ciałem i jego wydzielinami” – epoka odkrywania „radości życia” przez, miejscami wręcz obsesyjne, zainteresowanie cielesnością oraz seksualnością. Jeśli zatem współczesne zafiksowanie na punkcie ciała (body art, „literatura menstruacyjna” itp.) różni się w czymś od renesansowego, to przede wszystkim stawką – obecnie rzadziej chodzi o rozkosz, a częściej o złożony projekt tożsamościowo-emancypacyjno-polityczny.

Zapamiętałam z rozmaitych wypowiedzi Limona, że wśród prawie dwudziestu tysięcy słów, jakich używał autor Otella, aż czterysta to określenia męskich lub żeńskich narządów płciowych, oraz to, że w Hamlecie jest aż szesnaście miejsc, których wskutek błędów zecerskich nikt nie rozumie. W podobnych sprawach szekspirolog pozostaje dla mnie wyrocznią. Jednak mimo niemałej przyjemności płynącej z czytania Szekspira bez cenzury podejrzliwa zostanę wobec zasadniczej tezy Limona, podług której żart Szekspirowski „nawet jeśli ma posmak obscenum, to nie stanowi przykładu słownej agresji, którą ktoś chce kogoś obrazić czy poniżyć”. I dalej: „Żart ma być śmieszny i ma ukazywać, dlaczego jest śmieszny, i w tym sensie jest ksobny, nienastawiony – jak miotane na kogoś obelgi – na sponiewieranie czy krzywdę drugiego człowieka. W tym ostatnim wypadku agresja słowna przestaje być żartem, porzuca wieloznaczność na rzecz dosłowności. Nie chce się bawić słowem, chce nim skrzywdzić, zranić, pohańbić”. Mój dystans nie wynika rzecz jasna z dogłębnych studiów nad dziełem Szekspira, a tylko z namysłu nad materiałem zebranym przez gdańskiego badacza. Bo przecież stanowiska autora nie sposób utrzymać zarówno w przypadku zaklęć czy przekleństw, jakimi Makbet (owszem, w formie tradycyjnych zagadek, a więc i fizjologiczno-erotycznych kalamburów) raczy swą żonę, Lady Makbet, jak i na przykład w odniesieniu do utarczki słownej (w scenie przed przedstawieniem) między Ofelią a Hamletem, w toku której wygłupiona do szczętu dziewczyna sprostać musi kłopotliwej zaczepce duńskiego królewicza. Limon zresztą komentuje tę scenę – ewidentnie wbrew własnej tezie – następująco: „Widzimy tu pewną cechę charakteru »słodkiego księcia« – wykorzystuje on swoją wyższość intelektualną, by poniżyć lub ośmieszyć (przed kim?) swego interlokutora, w tym wypadku niewinną Ofelię. Proponowana przezeń zabawa słowna (kontynuowana zresztą w dalszym ciągu sztuki) graniczy z wulgarnością, a ta szlachetnie urodzonym nie przystoi”. Co prawda, szekspirolog tłumaczy Hamleta „szalonym napięciem emocjonalnym”, „które wymyka się spod kontroli”, nie ulega jednak kwestii (co zresztą Limon sam kilka linijek niżej napisał), że koniec końców jest to „nietaktowna słowna agresja”.

Tak więc dla mnie Szekspirowski kalambur pozostaje raczej przejawem mowy mocnej, ostrej, w różny sposób (nad)wyrazistej – a w kontekście tego, co przeczytałam w książce Limona, nie tylko słowa niejednoznacznego i w tym sensie też arcypoetyckiego, lecz także etycznie nierozstrzygalnego, a w wielu aspektach wręcz przemocowego i nieobliczalnego (przy czym ofiarą tej przemocy nie zawsze padają kobiety – w dziele Szekspira to one bowiem okazują się każdorazowo piśmienne, a przy tym, nierzadko, rozsądniejsze i sprawniejsze w komunikacji międzyludzkiej). Krótko mówiąc, karmiony erotycznym żartem język Szekspira nieodmiennie jawi mi się jako żywioł równie bezwzględny, co manifestująca się w nim seksualność człowieka renesansowego, wreszcie też – seksualność człowieka w ogóle. W dziele Stratfordczyka seks bywa nie tylko jednym z aspektów władzy czy dominacji, ale i źródłem ludzkich słabości, śmieszności oraz frustracji. Nie przypadkiem gros żartów dotyczy męskiej (i często starczej) impotencji oraz chorób wówczas śmiertelnych (jak franca, czyli syfilis). Nawiasem mówiąc, angielszczyzny Szekspira nie sposób wyrozumieć bez odpowiednich kompetencji w ówczesnej francuszczyźnie.

Szekspir bez cenzury zawiera całe passusy mniej lub bardziej zawiłych studiów filologiczno-translatorskich. Znamienne, że w odróżnieniu od większości polskich anglistów Limon toleruje powszechnie w tym środowisku krytykowane przekłady Stanisława Barańczaka. Z poszczególnych (zawsze angielskojęzycznych) haseł dowiadujemy się między innymi, że w elżbietańskiej angielszczyźnie słowo „sing” znaczyło i „śpiewać”, i „kopulować”; „sport” było terminem łowieckim oznaczającym także „przeżycie erotyczne” (nawet dziś „sportsman” to wcale nie „sportowiec”, lecz „myśliwy”); okrzyk „so ho!” zasadniczo był zawołaniem myśliwskim, ale także „nawoływaniem do pospolitego ruszenia na kurwy” (dość przypomnieć, że dzielnica rozpusty w dawnym Londynie nazywa się właśnie Soho); termin „fascynacja” pochodzi od łacińskiego „fascinatum”, pod którym już w antyku kryły się „falliczne amulety przypominające dildo i późniejsze błazeńskie berła, czyli kaduceusze”; „face” to, owszem, „oblicze”, ale też „twarz między nogami” wyposażona „w usta (»mouth«), które »ugryźć nie mogą«”; korty tenisowe powszechnie uważano za miejsca rozpusty, rakietę zaś za penisa, stąd też w Henryku V wśród darów ambasadora Francji dla angielskiego króla znalazły się dwie piłki tenisowe stanowiące aluzję do „jaj”, których władcy ewidentnie zabrakło, by stanąć do walki; z kolei „Will” to „wola, chęć, ale też pierwsza sylaba imienia William; w slangu – kuśka albo kuciapka (do dzisiaj istnieje w angielszczyźnie określenie penisa – »willy«)”. Dodatkowo, jest to dziełko stricte kulturoznawcze, chętnie przypominające takie fakty jak te, że w renesansie nadal wierzono w uzdrawiające moce chrześcijańskich władców, a tzw. rogacze („słowo to występuje u Szekspira trzydzieści sześć razy”) posiadali własnego patrona – św. Łukasza (ewangelistę) i, co więcej, bywali rogacze dumni ze swej kondycji i zarabiający niemałe pieniądze na niewierności swych żon, a zwali się oni „wittol”, natomiast „kwiatem utożsamianym z niewiernością małżeńską i przyprawianiem rogów był orlik (»columbine«), który oszalała Ofelia ofiarowuje Królowej”.

Projektowany przez Limona człowiek renesansu jest bytem złożonym, ale – mimo trapiących go nierozstrzygalności oraz sprzeczności natury moralno-religijnej – zasadniczo wciąż jeszcze integralnym (także z otoczeniem). Nic więc dziwnego, że udatnie łączy bycie poetą z pełnieniem urzędów (nawet cenzora!), a wybierając się do teatrów nad Tamizą, nie omija nieprzypadkowo ulokowanych właśnie tam burdeli. Wszak to dopiero nowoczesność ufundowała podmiotowość, w obrębie której pewne sfery życia i aktywności musiały ulec trwałemu rozdziałowi – w efekcie, krytyczna wobec nowoczesności rewolucja obyczajowa 1968 roku (podświadomie) powieliła renesansowe pomysły angielskich anabaptystów z sekty „Rodzina Miłości” („Family of Love”), którzy „na długo przed hippisami – głosili chwałę wolnej miłości” (na co także zwraca uwagę Limon).

Co prawda, u Szekspira prawie nie występują współcześnie tak powszechne żarty z puszczania bąków czy wydalania, jednakże wysoka frekwencja erotycznych gier słownych budzi wątpliwości co do istnienia jakiejkolwiek intymności w epoce elżbietańskiej. Wszak intymność to nic innego jak zaprzestanie gry, a zatem (współ)istnienie bezpośrednie oraz bezzwłoczne. Wierzę, że tak jak miłość spełnia się w momentach nieodmiennie odświętnej (i jakże przy tym bezwzględnej) intymności, tak genialny teatr – w tym dzieło Szekspira – w swoich największych momentach „rozgrywa się”, paradoksalnie, poza grą: „staje się” oraz „działa” bezpośrednio i, co za tym idzie, bezwzględnie.

 

autor / Jerzy Limon
tytuł / Szekspir bez cenzury. Erotyczny żart na scenie elżbietańskiej
wydawca / Fundacja Terytoria Książki
miejsce i rok / Gdańsk 2018

badaczka literatury, krytyczka i edytorka, członkini Zespołu Badań nad Literaturą i Kulturą Późnej Nowoczesności przy IBL PAN. Autorka książki „Melancholia i ekstaza” Projekt totalny w twórczości Andrzeja Sosnowskiego (2009), edytorka Dzienników Agnieszki Osieckiej.