12/2018
Obrazek ilustrujący tekst Planeta Radwan

Planeta Radwan

Z książki wyłania się obraz artysty, który – przy całym swoim indywidualizmie – najpełniej realizuje się w kontakcie z innymi artystami.

Od lat słychać było głosy, że powstanie tej książki stanowi wyższą konieczność. Że ktoś w końcu musi usiąść ze Stanisławem Radwanem i po prostu spisać wszystko, co ma do powiedzenia. Nie tylko przez wzgląd na jego wybitną muzykę, która sama w sobie zasługuje na kilka osobnych książek. Sprawa, jak twierdzili zainteresowani takim wywiadem rzeką, jest poważniejsza: Radwan jest przecież kimś znacznie więcej niż wyjątkowym kompozytorem. To, argumentowali, jedna z kluczowych osobowości polskiej kultury ostatnich kilku dekad, człowiek, którego wpływ na tę kulturę – zwłaszcza na teatr – był przemożny i którego wspomnienia, spisane i zebrane w jednym tomie, przyniosłyby może więcej pożytku niż niejedna rozprawa o historii współczesnego teatru polskiego.

Bodaj najgorętsze apele formułowali ludzie z licznego grona artystów, którzy mieli szansę z Radwanem współpracować:

Teatrolodzy drodzy, drodzy ludzie – korzystajcie z Radwana, błagam, dopóki jest! Nie o żadną „kopalnię wiedzy” chodzi (choć o to chodzi też), ale o człowieka, bez którego udziału i niewiarygodnego talentu żadne ważne przedstawienie w polskim teatrze przez kilka dekad nie mogło się po prostu odbyć!1.

To słowa Tadeusza Bradeckiego sprzed dziesięciu lat. Przesadzone? Dziś, kiedy wreszcie mamy Zagram Ci to kiedyś…, łatwo je zweryfikować. Choćby zaczynając lekturę tej znakomitej książki od końca, czyli od – bagatela – siedemnastostronicowego indeksu nazwisk. Oto, w porządku alfabetycznym, najczęściej pojawiający się bohaterowie wspomnień Radwana: Jerzy Grzegorzewski, Zygmunt Hübner, Jerzy Jarocki, Krzysztof Penderecki, Piotr Skrzynecki, Konrad Swinarski, Andrzej Wajda… Ze wszystkimi łączyła go wieloletnia i ścisła współpraca, nierzadko także – jak wynika z lektury – przyjaźń. Indeks wyjątkowych i wybitnych postaci „z kręgu Radwana” nie składa się oczywiście wyłącznie z przedstawicieli środowiska teatralnego i muzycznego. Są to także ludzie literatury, filmu, polityki, czy nawet Kościoła – z Karolem Wojtyłą i Adamem Stefanem Sapiehą na czele. Ta niezmiernie długa „lista obecności” pozwala uzmysłowić sobie, jakiego formatu człowiekiem jest główny bohater książki. Ale wskazuje też na jej ważną właściwość. Bo Zagram Ci to kiedyś… jest po trosze mówioną autobiografią, po trosze zbiorem meandrujących mistrzowskich anegdot i błyskotliwych myśli, po trosze subiektywną historią polskiej kultury po wojnie, ale chyba przede wszystkim: pochwałą spotkania.

Taką też formę – przyjacielskiego spotkania – przybiera cała książka. Z Radwanem rozmawia szef Wydawnictwa „Znak”, Jerzy Illg. Jego rola nie sprowadza się tu tylko do zadawania trafnych pytań na temat życiorysu głównego bohatera – choć z tego zadania wywiązuje się, rzecz jasna, świetnie. Illg często jest dla Radwana partnerem w dyskusjach, wyraża swoje zdanie, po prostu – wchodzi z nim w żywy dialog. Co także ważne, ta pięćsetstronicowa rozmowa zredagowana jest w sposób właściwie niewidzialny, z zachowaniem naturalnego rytmu słowa mówionego, językowych niedoskonałości, bez skreśleń rozmaitych dygresji, a także… przerw na podziwianie letniego księżyca, który „dużeje”. Radwan, jak wiadomo, jest wybitnym gawędziarzem – „Znak” celnie promuje go jako mistrza anegdoty – dlatego zbyt głęboka redakcja jego wypowiedzi byłaby z pewnością okaleczająca. Dzięki wielu takim trafnym decyzjom wydawniczym czytelnik może mieć wrażenie, że przysłuchuje się wielogodzinnej pogawędce przyjaciół, toczącej się swobodnie i niespiesznie. To ogromny walor tej książki i – jak wynika z lektury – zabieg spójny z osobowością Radwana, którego chyba niezwykle uruchamia obecność drugiego człowieka.

Podobnie zresztą w twórczości: z książki wyłania się obraz artysty, który – przy całym swoim indywidualizmie – najpełniej realizuje się w kontakcie z innymi artystami. Jego dorobek, jak wiadomo, stanowi przede wszystkim muzyka teatralna, filmowa, czy piosenki pisane w legendarnym okresie działalności Piwnicy pod Baranami, a więc muzyka, która powstawała w spotkaniu z innymi dziedzinami sztuki, jako część synkretycznej całości. Znacznie mniej na talencie Radwana skorzystał więc świat muzyki poważnej: nie napisał on wielu utworów autonomicznych, na co utyskuje jego nauczyciel, Krzysztof Penderecki. W rozmowach często powraca temat roli kompozytora: o muzyce do Wesela Andrzeja Wajdy Illg mówi, że była „rusztowaniem” filmu, zaś – jak wspomina sam Radwan – w Piwnicy kompozytor był po to, by „eksponować słowo”. Ale służebność niekoniecznie wyklucza autonomię, co z kolei przytomnie dostrzegają dziś teatrolodzy, twierdząc, że muzyka teatralna Radwana to „nie tło, a pierwszoplanowy aktor”2.

Wielowątkowa biografia artystyczna Radwana do pewnego stopnia wyjaśnia eklektyczny styl jego twórczości, która „zaprzyjaźniona z parodią muzyczną, musicalem, swingiem, sobie tylko znaną drogą wchłaniała gatunki z przeciwnego bieguna: organy, hymn, elegię, liturgiczny recytatyw, arię tragiczną”3. Początki tej drogi muzycznej to dzieciństwo w Makowie i – szczegółowo opisana w książce – relacja z ojcem, kościelnym organistą. Kompozytor wspomina wspólną grę z bratem: „nie sięgaliśmy jeszcze do pedałów, więc jeden grał na klawiaturze, na manuale, a drugi mu naciskał odpowiednie pedały”. „Wielojęzyczność” muzyki Radwana chyba najbardziej była widoczna w jego współpracy z Jerzym Grzegorzewskim, z którym zrealizował blisko pięćdziesiąt spektakli. Kto ciekaw, niech posłucha niezwykłej płyty Coś co zginęło szuka tu imienia wydanej w 2011 roku. W twórczości Radwana – jak już powiedziano, ucznia Pendereckiego – gęsto pojawiają się także elementy eksperymentalne. Dość świeżym przykładem jest choćby „przedmiot muzyczny” z niedawno zdjętego z afisza Teatru Narodowego Tanga w reżyserii Jerzego Jarockiego, czyli wielokrotnie powtarzane „pff” Jana Frycza. Radwan opowiada w książce o okolicznościach powstania tego rozwiązania. Bardzo interesujące są także jego rozważania na temat granic eksperymentu muzycznego – formułowane na marginesie wspomnień o studiach w paryskim Groupe de Recherches Musicales pod kierunkiem Pierre’a Schaeffera.

Jednak, jak się rzekło, Zagram Ci to kiedyś... nie jest wyłącznie opowieścią kompozytora, ale aktywnego uczestnika i współtwórcy polskiej kultury. Jego świetne anegdoty pokazują rzecz, wydawałoby się, banalną: że za arcydziełami czy ważnymi zjawiskami artystycznymi stali ludzie z krwi i kości. Ale, co chyba znacznie ważniejsze, pokazują też, jacy to byli ludzie i w jakich żyli czasach. Bohater książki barwnie opowiada między innymi o swoim powrocie do kraju z prestiżowego stypendium w Paryżu, gdyż to w polskiej kulturze lat sześćdziesiątych „działy się rzeczy fascynujące”. O życiu artystycznym w PRL, ale i o ówczesnej polityce kulturalnej mówią wiele zwłaszcza opowieści z okresu dyrekcji w Starym Teatrze w Krakowie, którą Radwan sprawował przez całe lata osiemdziesiąte. Z tej części dowiadujemy się choćby o kulisach powstania słynnego Mordu w katedrze Jerzego Jarockiego, o starciu z Janem Pawłem Gawlikiem przed występem na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, ale i poznajemy odpowiedź na pytanie, dlaczego przed wystawieniem Wyzwolenia Andrzeja Wajdy w stanie wojennym z widowni Starego zniknęły cztery boczne fotele. Radwan wyjaśnia także, dlaczego Kreon w Antygonie Wajdy nie dostał okularów generała Jaruzelskiego. Zdradza technikę aktorską, którą zastosował Andrzej Łapicki w scenie flirtu Poety z Maryną w filmowym Weselu i odsłania kulisy współpracy z Czesławem Niemenem. Opowiada o pisaniu muzyki do finałowej sceny Woyzecka Swinarskiego podczas trzeciej generalnej (słynna anegdota o komponowaniu w toalecie). I o wściekłości Zygmunta Hübnera (podobno nieczęste zjawisko), kiedy kompozytor przyjechał ze studia Eugeniusza Rudnika z taśmami bez gotowej muzyki…

Leitmotivem książki są, rzecz jasna, notoryczne spóźnienia na próby i nieprzynoszenie gotowych partytur na czas (co podczas prób do Wesela doprowadziło do omdlenia Lidię Zamkow). W pewnym momencie tę cechę głównego bohatera błyskotliwie podsumowuje Aleksander Bardini: „Ustalmy jednak prawdę podstawową: Pan Radwan nigdy się nie spóźnia. Czas za nim nie nadąża”. Można te słowa rozumieć jako metaforę, bo Zagram Ci to kiedyś… jest istotnie głosem ze świata przeszłości: nie tylko w tym sensie, że opowiada o minionej epoce, którą tworzyli ludzie w większości już nieżyjący. Czas dziś nie nadąża, by tak powiedzieć, za formacją kulturową Radwana – która żyła w kompletnie innym świecie pojęć i wartości. Warto po tę książkę sięgnąć choćby po to, by zastanowić się, co warto dziś wziąć z tego świata. Choćby przypominał on nam momentami zupełnie obcą planetę.

 

1. Wypowiedź Tadeusza Bradeckiego zacytowana za tekstem Konrada Szczebiota Ja mistrz! [w:] Kubły, kubły, miliony kubłów w zupie! Materiały ze studencko-doktoranckiej sesji naukowej poświęconej Jerzemu Grzegorzewskiemu pod redakcją Pawła Płoskiego i Mateusza Żurawskiego, Akademia Teatralna w Warszawie 2008, s. 45.
2 Michał Zdunik, Dysonanse albo palimpsesty. Radwan/Grzegorzewski, „Ruch Muzyczny” nr 4/2105, s. 92.
3 Małgorzata Dziewulska, Purgatorio; tekst ukazał się na płycie Stanisława Radwana Coś co zginęło szuka tu imienia. Muzyka dla Teatru Jerzego Grzegorzewskiego, Narodowy Instytut Audiowizualny, Warszawa 2010.

 

TYTUŁ / Zagram Ci to kiedyś… Stanisław Radwan w rozmowie z Jerzym Illgiem
WYDAWCA / Społeczny Instytut Wydawniczy „Znak”
MIEJSCE I ROK / Kraków 2018

krytyk teatralny, redaktor „Teatru” w latach 2012-2024.