12/2018
Obrazek ilustrujący tekst Układy i układanki: Nie chodzi o zgodę, nie chodzi o krew

fot. Agnieszka Dróżdż

Układy i układanki: Nie chodzi o zgodę, nie chodzi o krew

 

 

Ta scena z Ryszarda III, kiedy król Edward nakłania do zgody, do podania sobie rąk, do uścisków oraz pocałunków!

– Otóżem dziś dobrze dnia użył! Trwajcie w tej zgodzie! – mówi. – Podajcie sobie dłonie, zbądźcie uraz, przysiążcie sobie wzajem miłość bratnią!

I następuje parada ściskających się, całujących, godzących, przysięgających, że puszczają krzywdy w niepamięć. Jakie to miłe! Jakie śliczne!
Wstrętna, obrzydliwa, śliska scena. Obrzydliwsza niż wszystkie morderstwa Ryszarda. Mówi o tym świecie, w którym Ryszard zaprowadza swój krwawy porządek, dziś łatwiutko by się powiedziało: faszystowski.

Ta sama śliskość jest w końcówce Zemsty Fredry.

– Niechże będzie dziś wesele, równie w sercach, jak i w dziele. Mocium panie, z nami zgoda! – mówi rozgrywający stary lis, bezwzględny gracz Cześnik.

I kiedy znów słyszę nawoływania do zgody ze strony tak zwanego obozu rządzącego, to mi się od razu Ryszard III przypomina i ta zimna śliskość. I pamiętam te same nawoływania ze strony poprzedniego obozu rządzącego, dopóki rządził.

Do zgody nakłania ten, który rządzi. Do zgody nakłania ten, który rozdaje te znaczone karty. I wiadomo, zawsze wtedy „Gott mit uns”. A Bóg wtedy rękę poda. Wiadomo, Bóg jest po stronie zgody. A warcholstwo tępić! Kiedy rządzą nasi, po drugiej stronie zawsze stoi warchoł. My chcemy zgody, a tamci się burzą.

Śliskie i tępe. I zawsze to samo.

Od kiedy tylko przejęli władzę, od pierwszego dnia, od pierwszego przemówienia po ogłoszeniu wstępnych wyników wyborów – król Edward, Ryszard III:

– Nieporozumień naszych pamięć będzie na zawsze w moim umyśle zatartą. Tak mi dopomóż, Boże, mnie i moim!

Od razu ustawiają sytuację w obrzydliwy sposób. My jesteśmy ci, co miłują pokój. Wprawdzie doszliśmy na tę pozycję po trupach, ale teraz, jak już tu jesteśmy, z naszych wyżyn miłujemy pokój i każdy, kto nie odpowie na nasze wezwanie do zgody, jest złym człowiekiem. My tylko chcemy wyeliminować tych, co prowokują i sieją niezgodę, i wstawić swoich, zgodnych. Podajcie sobie ręce. Ucałujcie się. Dosyć waśni! Już dobrze. Tak dobrze dziś użyliśmy dnia. Tak nam dobrze, więc proszę, już cisza, zgoda, spokój, siad!

I dlatego wcale ich nie żal, kiedy wykańcza ich jednego po drugim jeszcze bardziej bezwzględny, jeszcze obłudniejszy, jeszcze chytrzejszy i bezsprzecznie radykalny Ryszard. I was też nie będzie żal przyszłym czytelnikom, jeśli tacy będą.

– Tak, kocham ten świat, który mnie ukształtował, ale mi go nie żal. Niech zginie – mówi Zofia Kossak, o której monodram mój właśnie dzisiaj, kiedy to piszę, miał swoją premierę. – Cała ta kultura chrześcijańska, w której wyrosłam, z której jestem zrobiona, którą kocham, niech przepadnie! Nie żal mi jej. Kopnąć ją i niech się rozpadnie. Bo nie o nią chodzi.

Nie mówi tego młodziutka, zbuntowana Zosia, ale dojrzała już, po przejściach, bardzo dorosła i świadoma swoich słów pisarka, pani Kossak-Szczucka.

Tak, znam twoje wszystkie chwyty, sprytny świecie, w którym wyrosłem, z którego jestem i który przecież, tak, kocham. Ale nie o to chodzi, żebyś przetrwał. Niech będzie nowy – powtarzam za bohaterką, której śladem szedłem, pisząc ten monodram. – Proszę tylko o parę rzeczy, które chcę ze starego ocalić.

I tu każdy może sobie zrobić indywidualną listę.

I nie chodzi o krew! Coraz mocniej, coraz gwałtowniej mierżą mnie radykałowie ze wszystkich stron, którzy to spłaszczają do niemożliwości, do absurdu! Że muszę się opowiedzieć radykalnie, bo tamci też się opowiadają radykalnie, a jeśli tamci w odpowiedzi staną się radykalniejsi, to my musimy odpowiedzieć jeszcze radykalniej.

Idźcie się bić za miasto! Znajdźcie sobie kawałek uklepanej ziemi i walcie się! Robicie z człowieka, ze mnie marionetkę, płaskie jakieś coś. Ja rano mam inne poglądy, a wieczorem inne i chcę przy tym pozostać! Bo coś przemyślałem? Bo jutro rano przemyślę inaczej? Bo coś się na coś nałoży i jakoś zareaguje nieprzewidywalnie? Bo walenie cały czas w jeden bębenek w tym samym rytmie jest śmiertelnie nudne, jałowe i nic nie przynosi poza rozdrażnieniem? Bo lubię mieć wątpliwości i ustawiać się w kontrze do samego siebie? Bo mam więcej kolorów niż flaga i więcej niż tęcza? Zależy, jak słońce pada? Jesteście zwykłą talią kart! I bawcie się beze mnie!

Są rzeczy, na które nie ma zgody. Proszę bardzo, możemy sobie podać ręce, nie mamy w rękach noży ani bomb, ale nie ma zgody. I raczej nie będzie. Mówię „raczej”, bo jestem człowiekiem, więc myślę, daję się przekonać przekonującemu, zmieniam się pod wpływem tego, że żyję, mam w sobie dużo wody, jestem płynny. Jest kilka rzeczy, które wiem, że muszę wiedzieć, żeby się nie zgubić. Im mniej ich jest, tym lepiej. Wiem, że jako pisarz nie mogę ufać żadnej władzy. Żadnej. I też nie wchodzić z nią w gry typu „plus minus”, że jak ona na minusie, to ja na plusie i odwrotnie. Nie iść w orszaku Ryszarda III, ale i nie przyjąć ręki władczo wyciągniętej do zgody. Ani od Edwarda, ani od Cześnika.

I jeśli można mówić, że co jakiś czas teatr ma jakieś zadania, to dla mnie dzisiaj jest trzy razy nie: niezgoda, nieufność i nieradykalizm.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).