2/2019

Kamień, drewno, woda, ogień

„Nie liczyły się dla niego żadne tendencje pojawiające się w teatrze, żadne mody czy też zmiany polityczne. Najważniejszymi rozmówcami byli dla niego Szekspir czy Czechow. Dla nas był wielkim twórcą, publiczność litewska naprawdę go uwielbiała. Każda jego premiera cieszyła się ogromnym zainteresowaniem” – mówi Rasa Rimickaitė, attaché ds. kultury w Ambasadzie Republiki Litewskiej w Rzeczypospolitej Polskiej, w rozmowie z Moniką Pilch.

Obrazek ilustrujący tekst Kamień, drewno, woda, ogień

archiwum Muzeum Teatru i Kina w Wilnie

MONIKA PILCH Jak wiadomość o śmierci Eimuntasa Nekrošiusa została odebrana na Litwie?

RASA RIMICKAITĖ Była wielkim zaskoczeniem. Wiedzieliśmy od dawna, że ma problemy z sercem, ale nie spodziewaliśmy się nagłej śmierci. Zresztą, prawie podjął się on realizacji kolejnego spektaklu w Polsce.

Na Litwie Nekrošius uznawany był za absolutnego mistrza, za jednego z wielorybów, na których trzymał się nie tylko cały świat teatru litewskiego, ale w ogóle teatru europejskiego. Wbrew powszechnej, wielokrotnie powtarzanej opinii, że uznanie Nekrošiusa nastąpiło dopiero po 1990 roku, na Litwie podziw budziły już jego pierwsze przedstawienia, docenione zarówno przez widzów, jak i przez krytyków teatralnych. Wielokrotnie wystawiane i nagradzane, jak Kwadrat (pokazany 315 razy) czy Pirosmani, Pirosmani… (213 razy), Iwanow, późniejsze Miłość i śmierć w Weronie, Długi jak wieczność dzień (podziwiany przez Arthura Millera i Allena Ginsberga) czy Wujaszek Wania. Zresztą już w roku 1983, za pierwsze swoje spektakle, Nekrošius otrzymał Nagrodę Państwową, w 1986 roku przyznano mu imię zasłużonego artysty Litewskiej Radzieckiej Republiki Socjalistycznej, w 1987 – państwową premię ZSRR. Wtedy właśnie stał się uznanym i lubianym twórcą nie tylko na Litwie, ale również w Związku Radzieckim, wtedy też rodzi się kult Eimuntasa Nekrošiusa.

Za granicą o jego teatrze zrobiło się głośno po pierwszym wyjeździe Państwowego Teatru Młodzieżowego w 1984 roku za żelazną kurtynę. Litwa należała jeszcze do Związku Radzieckiego, ale spektakle Nekrošiusa zostały zaproszone na festiwal BITEF w Belgradzie. Później były zapraszane do Włoch, Niemiec, Finlandii, krajów ZSRR, mniej znane w krajach Układu Warszawskiego, odbyły także tournée po USA. Uznanie za granicą było znaczące, świadczy o tym choćby prestiżowa nagroda „Politiki” (wcześniej otrzymali ją Ingmar Bergman, Anatolij Efros, Pina Baush) w 1988 roku, czy przyznana już w 1994 nagroda Nowe Rzeczywistości Teatralne.

PILCH Czy wiadomo coś Pani o początkach pracy Nekrošiusa? Podobno praca reżysera teatralnego nie była jego wyśnionym zawodem.

RIMICKAITĖ Rzeczywiście. Eimuntas Nekrošius chciał studiować chemię, nie dostał się jednak na wymarzone studia. Nie myślał o teatrze. Pierwszy spektakl obejrzał dopiero w dziesiątej klasie. Przyjechał ze swojej rodzinnej wsi do Kłajpedy i tam zobaczył Mindaugas Povilasa Gaidysa, według bardzo popularnego poematu litewskiego poety i pisarza Justinasa Marcinkevičiusa. Chciał uniknąć służby w Armii Radzieckiej, poradzono mu więc studia na Wydziale Aktorskim ówczesnego Konserwatorium Wileńskiego, gdzie dostał się jako dodatkowy student w sesji jesiennej. Już na studiach trzymał się na uboczu i z dala od innych. Był wiejskim, co prawda dużym, ale nieśmiałym chłopcem. Jedną z jego prac na pierwszym roku studiów było zainscenizowanie fragmentu sztuki Marguerite Duras Hiroszima, moja miłość. Zadziwił wszystkich, bo przyniósł z pobliskiego parku olbrzymi konar drzewa. Po jednej stronie tego drzewa posadził mężczyznę, po drugiej kobietę. Scenę rozwodu poprowadził tak, że kazał bohaterom piłować ten konar. Po to, aby nadać przedstawieniu odpowiedni kontekst, wykorzystał muzykę Pink Floydów. Po tym spektaklu wszyscy wiedzieli, że nie zostanie on raczej aktorem. Znana reżyserka teatralna i fantastyczny pedagog Dalia Tamulevičiūtė, która była jego opiekunką w szkole teatralnej, zaproponowała wtedy, żeby wyjechał na studia reżyserskie do Moskwy, gdzie miał się kształcić pod opieką Andrieja Gonczarowa na GITIS-ie.

PILCH Doktryna rosyjskiego twórcy mu odpowiadała, czy też stale się jej sprzeciwiał?

RIMICKAITĖ Cały czas balansował na granicy: wyrzucą – nie wyrzucą. Wszystko, co proponował, Andriejowi Gonczarowowi nie odpowiadało. „Nie ta szkoła – powtarzał rosyjski reżyser – nie ta szkoła…” „Uczyłem się sam” – wtórował mu Nekrošius. Był mu jednak wdzięczny, że nie wyrzucił go ze szkoły i mógł z dyplomem reżysera wrócić na Litwę. Debiutował w 1977 roku w Studium Eksperymentalnym Litewskiego Teatru Młodzieżowego, gdzie pokazał Smak miodu wg Shelagh Delaney. Opowieść adaptował do litewskich warunków. Główny bohater, który u Delaney jest czarnoskóry, w spektaklu Nekrošiusa był blondynem ubranym w biały strój. Wielka znawczyni twórczości Nekrošiusa, litewski teatrolog Ramunė Marcinkevičiūtė, napisała kiedyś, że było to głęboko umotywowane, bowiem demonstracyjna biel kostiumu oznaczała dla głównej bohaterki spektaklu nadzieję na lepsze życie, uosabiała jej marzenia, tak samo dalekie i nieosiągalne jak oddalający się od niej główny bohater – niczym biały statek na morzu.

W Wilnie jednak wówczas nie było etatu dla Nekrošiusa. Pracę więc znalazł w Kowieńskim Teatrze Dramatycznym, i tu wystawił Iwanowa Czechowa, a wcześniej Ballady z Duokiškis na podstawie sztuki litewskiego pisarza Sauliusa Šaltenisa (z którym, jako dramaturgiem Teatru Młodzieżowego, później zresztą przez wiele lat będzie współpracował). Już wówczas było jasne, że w teatrze litewskim pojawił się reżyser o nieokiełznanej wręcz wyobraźni. Na przykład w Balladach z Duokiškis, opowiadających o powojennej sytuacji Litwy, pojawiał się kamień. W jednej z najpiękniejszych scen tego spektaklu jeden z bohaterów wiezie wozem z piekarni do miasteczka chleb, a partyzanci, którzy dążą do tego, żeby chleb nie dostał się w ręce wroga, zamieniają go w kamienie. Chleb, który się przemienia w kamień, stał się jednym z głównych motywów i znaków spektaklu, stał się również symbolem zniewolonego narodu.

PILCH Kamień, drewno, woda, ogień to zbiór metafor, którymi całe życie operował Nekrošius.

RIMICKAITĖ Tak, ważne były dla niego przedmioty związane z naturą, ale i te z naszego codziennego życia. Wyobraźnia reżysera była olbrzymia. Ciekawostką jest także to, że prawie w każdym z jego spektakli można było odnaleźć nieduży przedmiot czy też niewielki mebel zrobiony przez jego ojca. Żaden z tych przedmiotów nie pojawiał się przypadkowo. Wszystko służyło spektaklowi, ze wszystkiego, co było na scenie, Nekrošius tworzył spójną formę, tkał swoje przedstawienia. W przestrzeni nie ma rzeczy niefunkcjonalnych, powtarzał. Zresztą ten sam kamień później pojawi się w Miłości i śmierci w Weronie, jako symbol niezgody między rodzinami, a jeszcze później w niezapomnianym Makbecie. W spektaklu Pirosmani, Pirosmani… będzie mąka, w Kwadracie kawałki cukru, które odkłada dla ukochanej więzień, nazywając je „poniedziałek, wtorek, środa…”.

PILCH Czy Nekrošius był twórcą, który miał problemy z władzą? Czy sprzeciwiał się rządzącym, czy też władza go akceptowała?

RIMICKAITĖ Jako twórca tworzący w czasach sowieckich nie mógł nie mieć problemów z władzą. Wspomniane już Ballady w Duokiškis zostały dość szybko zdjęte z afisza, i to nie z powodów artystycznych. Cenzura siedziała na każdej próbie spektaklu Długi jak wieczność dzień, w końcu kazała wyrzucić scenę przesłuchania. Był to też spektakl najrzadziej pokazywany poza granicami Litwy, a wspaniały autor książki Czingiz Ajtmatow, zresztą laureat Nagrody Leninowskiej, po jego obejrzeniu powiedział: „Pana teatr jest bardzo odważny”. Próbowano zaszkodzić spektaklowi, ale już zaczynała się epoka Gorbaczowowskiej pieriestrojki. Myślano, że szybko zdejmie się go z afisza (zagrany został 124 razy), choć z artystycznego punktu widzenia był doskonały.

Nekrošius na wszystkie takie zarzuty czy opinie ówczesnych władz odpowiadał, że „trzeba zrobić jeszcze bardziej twórczo, jeszcze misterniej, trzeba dziesięć razy lepszego pomysłu, jak to zrobić”. No i robił. Specjalnie nie angażował się w ważne sprawy narodowe. W teatrze jak w literaturze, lubił powtarzać, wszystko jest między linijkami. Kiedyś powiedział, że przyszła pora na kolejną sowiecką sztukę (takie były wymogi w teatrach), a niczego interesującego nie było. Dość przypadkowo sięgnął po dokumentalną opowieść mało znanej Walentiny Jelisiejewej A było tak… No i z tego słabego sowieckiego tekstu wyszedł Nekrošiusowi jego najdłużej grany spektakl, czyli Kwadrat. Ważne nie co, a jak – stale powtarzał.

Bez wątpienia w swoich spektaklach rozmawiał ze społeczeństwem. Ale w jednym z wywiadów powiedział, że wraz ze zmianą politycznego systemu problemy twórczości i artysty nie zniknęły. „Problemy twórcze, jak to zrobić, i wcześniej, i teraz nie pozwalają mi spać” – mówił.

Najważniejsze rzeczy w sztuce, mawiał, rodzą się niezależnie od okoliczności politycznych, gospodarczych czy społecznych. Najważniejsze, żeby nikogo nie oszukiwać. „I pracując w teatrze, nie oszukiwałem” – powiedział w jednym z wywiadów.

PILCH Dzięki takim niecodziennym rozwiązaniom mógł tworzyć własny, autorski teatr?

RIMICKAITĖ Na pewno. Krytyka teatralna na Litwie wyróżnia trzy etapy jego pracy reżyserskiej. Pierwszy z nich to okres pracy w Teatrze Kowieńskim i Teatrze Młodzieżowym, drugi to czas pracy dla Międzynarodowego Festiwalu LIFE, a trzeci to praca z założonym przez niego zespołem Meno fortas.

Nekrošius zawsze bardzo starannie dobierał aktorów do swoich przedstawień. Profesor Irena Veisaitė powiedziała kiedyś, że od momentu, kiedy zaczął wystawiać swoje spektakle w Wilnie, Państwowy Teatr Młodzieżowy narodził się na nowo. Zastał tam dziesięciu aktorów, z którymi razem pracował jeszcze podczas studiów, i właśnie z nimi tworzył ten nowy teatr. Z drugiej strony jego wybory obsadowe były często zmienne i zaskakujące. Już później, kiedy pracował w swoim teatrze, największym zaskoczeniem było obsadzenie w roli Hamleta gwiazdy muzyki poprockowej. Nekrošius jednak powtarzał, że każdy może być aktorem, ale aktor sam niczego nie może, zawsze zależy od reżysera i to uzależnienie jest straszne, ale radość wspólnego tworzenia wynagradza wszystko. Nie jest trudno w teatrze coś wymyślić, mawiał, ale trudno jest, aby to, co wymyśliłeś, zrealizować. Po to właśnie reżyserowi potrzebny jest aktor.

Najważniejszy jednak był dla niego kontakt z drugim człowiekiem. Stale powtarzał aktorom, że stojąc na scenie, powinni brać pod uwagę szarego człowieka z czternastego rzędu. Aktor na scenie powinien być bardziej otwarty i obnażony, niż jest w codziennym życiu, mówił, bowiem rozmawia z człowiekiem takim samym jak on, który w ciemności siedzi na widowni. „Jest wiele nici, które idą z widowni w waszą stronę, ile z nich wraca z powrotem do widowni?” – pytał swoich aktorów. Tylko wtedy, kiedy aktorowi uda się nawiązać wiele supełków, kiedy powstanie ów misterny dialog z widzem, możliwe jest oczyszczenie, to co niegdyś nazwano katharsis – zaznaczał.

PILCH Nie lubił udzielać wywiadów, był zamknięty.

RIMICKAITĖ Było powszechnie wiadomo, że rzadko zabierał głos publicznie, szczególnie nie lubił wywiadów. Bał się tracić czas. Unikał kontaktów płytkich i powierzchownych, ale zawsze znajdywał chwilę dla przyjaciół. Liczyła się dla niego prawdziwa rozmowa. Powstał jednak film dokumentalny o Eimuntasie Nekrošiusie, Przesuwając horyzonty Audronisa Liugi (obecnego dyrektora Teatru Młodzieżowego), w którym Nekrošius dość obszernie się wypowiada na temat swojej artystycznej drogi, są tam sceny z prób do Borysa Godunowa, wyreżyserowanego w Litewskim Państwowym Teatrze Dramatycznym w Wilnie w 2015 roku, wykorzystany jest w nim także wywiad z artystą z 2013 roku, kiedy był dyrektorem artystycznym Teatro Olimpico w Vicenzie. Te włoskie refleksje i cały film pokazują go jako twórcę chętnie opowiadającego o życiu i swojej twórczości.

PILCH Twórczości, w której duże znaczenie miała miłość do rodzimej kultury.

RIMICKAITĖ Jestem synem swojej matki i swojego ojca, mówił. Kochał litewską kulturę, zresztą wyrósł z niej. Kochał ojczystą ziemię, rodziców, najbliższe otoczenie, siedlisko, z którego się wywodził, rodzimą ziemię, w której spędzał każdą wolną chwilę i w której został pochowany. Nie godził się na państwowy pogrzeb, choć władzom zależało na tym, żeby pochować go w Alei Zasłużonych na Cmentarzu Antokolskim w Wilnie. Zgodnie z życzeniem pochowano go w rodzinnym grobowcu w jego rodzinnej miejscowości Szydłowo, przy jego bliskich.

PILCH Jakim był człowiekiem? Dużo mówi się o jego niezależności…

RIMICKAITĖ Jego koledzy wspominają, że w czasie studiów był odludkiem, stronił od kolegów aktorów, od ich młodzieńczych wygłupów, był sam sobie i sam ze sobą. Tak też chyba pozostało, że punktem wyjścia dla Nekrošiusa zawsze był on sam. Był i początkiem, i końcem. Wszystko się bierze z dzieciństwa, mawiał. Nie liczyły się dla niego żadne tendencje pojawiające się w teatrze, żadne mody czy też zmiany polityczne. Najważniejszymi rozmówcami byli dla niego Szekspir czy Czechow. Dla nas był wielkim twórcą, publiczność litewska naprawdę go uwielbiała. Każda jego premiera cieszyła się ogromnym zainteresowaniem.

Dla mnie osobiście był autorytetem, mistrzem, guru teatralnym. Dzięki Nekrošiusowi oraz Jonasowi Vaitkusowi studiowałam teatrologię. Pamiętam początek lat dziewięćdziesiątych na Litwie. Odzyskaliśmy niepodległość, ale Związek Radziecki zastosował wobec naszego kraju blokadę. Nie mieliśmy gazu, nie mieliśmy benzyny i ropy. Nie było też ogrzewania. W teatrach siedziało się w paltach i rękawiczkach. Pamiętam dwieście trzynasty i ostatni raz przed zejściem z afisza grany spektakl Pirosmani, Pirosmani… Na zimnej widowni było nas zaledwie sześć osób. Powoli zaczynały gasnąć światła. No i przychodził ten moment, kiedy rozsuwała się kurtyna, z mroków wyłaniała się zimna i opuszczona scena, i nagle pojawiał się dźwięk, piękny i melodyjny, świst, jak wtedy, kiedy ktoś dmucha do pustej butelki. Do opuszczonego przez wszystkich miejsca wracał Stróż, potem na scenie pojawiał się Pirosmani i odpowiadając na piękny powitalny dźwięk, witał Stróża, a także te sześć osób na widowni, wyciągał do Stróża, i do nas, rękę z czymś błyszczącym, długo odwijał zawiniątko i wyjmował z niego wielkanocne jajko, krzycząc „Alleluja, Alleluja!”. No i się zaczynało…

To był tak piękny spektakl, iż wydawało się, że piękniej już być nie może. Taki też był cały teatr Nekrošiusa, uczący nas widzieć to, czego wcześniej nie dostrzegaliśmy, pokazujący nam kształty nadziei, i mówiący nam, że zawsze trzeba uczyć się myśleć na nowo.

PILCH Nie znaczy to jednak, że bezkrytycznie oceniano jego dokonania.

RIMICKAITĖ Oczywiście.

My, nie boję się tego powiedzieć, rozpieszczona litewska publiczność teatralna, często narzekaliśmy, że Nekrošius powtarza się. Na przykład w swoich przedstawieniach wykorzystywał te same symbole czy znaki, jak choćby kamień.

Jakież to było – nie od dziś zresztą tak myślę – próżne i młodzieńcze, żeby nie powiedzieć głupie. Oczywiście, nie wszystkie spektakle Mistrza na mnie oddziaływały tak, jak największe, ale o każdym chciało się rozmawiać. No ale żeby rozumieć spektakle Nekrošiusa i żeby umieć z nim rozmawiać, trzeba być obdarzonym kosmiczną wręcz wyobraźnią i przynajmniej troszeczkę większą niż przyziemną wiedzą, żeby widzieć tak, jak on widział, i żeby potrafić odczytać świat tak, jak on nam go pokazywał.

PILCH Po śmierci Nekrošiusa litewski teatr pójdzie w inną stronę?

RIMICKAITĖ Na pewno. Już idzie. „Czas – mawiał Nekrošius – jest nieubłagany, nie można go zatrzymać. Smutno patrzeć na uciekający czas. A między pauzami przecieka życie”.

Wraz z jego śmiercią skończyła się pewna epoka w teatrze litewskim. Już po pierwszych przedstawieniach okrzyknięto go wybitnym i oryginalnym twórcą, takim pozostał do końca, a teraz dołączył do grona wielkich, choć już nieobecnych mistrzów teatru. Nowe pokolenia młodych reżyserów proponują już zupełnie inny teatr. Nie ten oparty na czytaniu wielkiej literatury, ale bardziej dokumentalny, społecznie zaangażowany. No cóż. „Teatr przechodzi – mówił Nekrošius – ale znowu go się chce”.

pracuje w Programie 2 Polskiego Radia, prowadzi rozmowy o kulturze.