5/2019

Szekspira obrona imigrantów

W Polsce praktycznie nieznana jest sztuka The Book of Sir Thomas More (Księga Sir Tomasza More’a), której współautorem był William Szekspir.

 

 

Pod koniec XVI wieku dramat ten napisali Anthony Munday i Henry Chettle, ale sztuka nie uzyskała zezwolenia na wystawienie na scenie, gdyż królewski cenzor, Edmund Tilney, dostrzegł w niej groźny potencjał do wzniecenia tumultu. Wprawdzie sztuka obejmuje „życie i śmierć” twórcy Utopii, ściętego w burzliwych czasach Henryka VIII, jednak zawiera sceny zamieszek wznieconych przez podjudzony przez prowodyrów tłum, w którego mądrość Szekspir nie wierzył. Wręcz przeciwnie: tam, gdzie w jego dziełach pojawia się tłum (jak choćby w Juliuszu Cezarze czy Koriolanie), widać wyraźnie, jak bardzo podatny on jest na indoktrynację i propagandę. Jest bezrozumny, zmienny w ocenach, a przy tym okrutny w działaniu. Tak czy inaczej, do poprawek zaproszono Szekspira i paru innych dramatopisarzy (Thomasa Dekkera i Thomasa Heywooda), i pięć różnych charakterów pisma ujawnia rękopis zachowany w Bibliotece Brytyjskiej. Za Szekspirowski uważa się fragment (147 wersów) sceny 4 aktu II. Jest to zarazem jedyny ślad ręki Mistrza (oznaczonej w nauce literką „D”), jaki dotrwał do naszych czasów.

Tak się składa, że Szekspirowi przypisuje się scenę konfrontacji Sir Thomasa z rozjuszonym tłumem, który, uzbrojony w pałki i piki, podąża do dzielnicy, gdzie mieszkają „obcy”, czyli imigranci, by im wymierzyć sprawiedliwość, to znaczy ograbić, pobić, jak trzeba to i zabić, no i wygnać co do jednego z kraju. Bo całe zło i bieda w kraju w nich mają swoje źródło. Zjadają chleb należny biednym dzieciom, roznoszą zarazy. Na marginesie zauważmy, że Szekspir używa słowa „strangers”, które wówczas znaczyło nie tyle „obcy”, co „cudzoziemcy”. Dzisiejsze „foreigners” z kolei oznaczało ludzi „nie stąd”, czyli właśnie obcych, na przykład wieśniaków przybyłych do Londynu. Nasz wielki poeta ukuł nawet neologizm (jeden z kilkuset!): czasownik „to stranger”, którego używa Król Lear w odniesieniu do córki Kordelii, wygnanej z kraju, a więc skazanej na bycie cudzoziemką (została więc „stranged”).

W każdym razie w zachowanym fragmencie Szekspir nawiązuje do historycznych wydarzeń, jakie miały miejsce 1 maja 1517 roku, tak zwanych Evil May Day, kiedy w Londynie tłum ponad tysiąca czeladników, podburzonych przez księdza (jeszcze katolickiego), zmierzał do samosądu nad stosunkowo nielicznymi cudzoziemcami (przeważnie Francuzami i Flamandami), stanowiącymi bodajże 2% ludności Londynu (czyli ok. 3 000 ludzi). I to historyczny Sir Thomas More, równie odważny, jak wielki był jego umysł, zastąpił im drogę, starając się przywrócić spokój i rozsądek. Nie do końca skutecznie, gdyż jednak do tumultu doszło, niewinnych ludzi pobito, ograbiono i trzeba było sprowadzić wojsko, by przywrócić porządek. Aresztowano kilkaset osób, ale na skutek interwencji litościwej królowej stracono jedynie kilkunastu. Reszcie król Henryk VIII okazał łaskę, choć zazwyczaj bezlitośnie tępił wszelkie naruszenia porządku publicznego i prawa. W sztuce Sir Thomas jest bardziej skuteczny, gdyż jego argumentacja trafia do przekonania przywódcom tumultu, a za ich przykładem tłum też zmienia zdanie. Okazuje skruchę. Nie za bardzo podobało się to cenzorowi, Edmundowi Tilneyowi, gdyż w końcu More to męczennik katolicki i przedstawiać go protestanckiej widowni jako bohatera było nie do końca politycznie poprawne.

Od rozterek cenzora, który na marginesie rękopisu pozostawił dość liczne uwagi, ciekawsze jednak jest, jakich Sir Thomas użył argumentów, by uśmierzyć wściekłość tłumu. Najpierw roztoczył wizję wygnańców, którzy z nędzną resztką ocalałego dobytku, z dziećmi na plecach wloką się gdzieś do portu, by odpłynąć za morze. A wy, powiada More, przy milczącym przyzwoleniu wystraszonej władzy, puszycie się dumni, strojni w wasze pozorne zwycięstwo. Ale jaka z niego nauka? Ano taka, że zwycięsko wychodzi brutalna przemoc, a cnota i prawo zostają stłamszone. Ale jeśli taki ma być porządek tego świata, to nie będziecie długo żyć, bo wnet się znajdą wasi następcy, którzy pod byle pretekstem was też wygnać mogą, a ludzie, niczym rekiny małe rybki, będą pożerać jeden drugiego. I dalej, ciągnie Sir Thomas, dokąd pójdziecie, jeśli was wygnają, jeśli w innych krajach też takie zezwierzęcenie nastąpi? Jeśli to was będą ograbiać, wypędzać i podrzynać wam gardła? Jeśli to stanie się normą? A przecież Pan Bóg stworzył nas równych i prawo boskie nas wszystkich w równym stopniu obowiązuje. Nikt nie ma prawa tego prawa brać w swoje ręce, szargać.

Widać wyraźnie, że Szekspir doskonale rozumiał, że człowieczeństwo zawiera się w normach etycznych, a nie w pochodzeniu, kolorze skóry, religii czy języku. A o kulturze świadczy stosunek do obcych i potrzebujących. W sztuce Sir Thomas jest też obrońcą władzy królewskiej, gdyż Henryk VIII potępiał wszelką samowolę tłumu jako jawne gwałcenie porządku i prawa. Dlatego też przywódcy i jątrzyciele zostają ukarani, właśnie za złamanie prawa, wystąpienie przeciwko państwu. Swoją drogą, to król cudzoziemcom nadawał rozmaite przywileje, co wzbudzało protesty poddanych, ale Henryk rozumiał, że jego kraj potrzebuje siły fachowej lekarzy, bankierów czy rzemieślników z zagranicy. Również w czasach Szekspira wielu cudzoziemców uzyskało nie tylko przywileje, ale i szlachectwo, a nawet wpływy na królewskim dworze. Nie wszystkim to się podobało i z przejawami ksenofobii wielki dramatopisarz musiał się spotkać.

W każdym razie w sztuce The Book of Sir Thomas More motłoch uzbrojony w pałki i piki chce przegonić i ograbić cudzoziemców, którzy dorosłym pracę, a dzieciom chleb zabierają, ale mądra retoryka More’a sprawia, że nastroje łagodnieją. Gniew tłumu to gniew gromady ludzi porywczych, a przy tym bezrozumnych, podatnych na agitację, wykorzystywanych przez sprytnych i cynicznych, a przy tym bezwzględnych i okrutnych, polityków. A gniew jest przecież jednym z siedmiu grzechów głównych, stanowi więc łamanie prawa boskiego. Oto zasadniczy fragment przemowy More’a do tłumu:

[…] Obcych chcecie pobić,
Zabić ich wszystkich, poderżnąć im gardła,
Przejąć ich domy, biorąc godność prawa
W swe ręce, podczas gdy raczej puszczacie
Prawo ze smyczy niczym psa na łowach.
Załóżmy, że król (w swojej łaskawości,
Gdy winowajca swą skruchę okaże),
Taki by wyrok wydał, że za wasze
Ciężkie przewiny, tylko na wygnanie
Was skaże. Wówczas dokąd stąd pójdziecie?
I w jakim kraju znajdziecie schronienie?
Z tak strasznym grzechem na waszym sumieniu?
Jedźcie do Francji, albo i do Flandrii,
Krajów niemieckich, czy też Portugalii,
Może Hiszpanii, do każdego kraju
Poza ojczyzną – i co? Tam poznacie
Los cudzoziemców, niechcianych przybyszów.
Co poczujecie, kiedy wam żyć przyjdzie
Pośród narodu o tak barbarzyńskich
Zwyczajach? Który co rusz będzie wzniecać
Krwawe tumulty, przemoc wobec obcych,
I zabierając im prawo do życia,
Szczuł psami, gardła im podrzynał,
Jakby to Pan Bóg nas wszystkich nie stworzył
I nie był wspólny dla wszystkich na ziemi.
Tak jakby prawa tylko im Bóg nadał,
Nie uwzględniając w ogóle waszego
Dobra. I wówczas jak byście się czuli?
Gdyby tak niecnie was potraktowano?
Los imigrantów jest straszny, a wasza
Mroczna nienawiść niebotycznie podła!

tłum. Jerzy Limon

anglista, literaturoznawca, pisarz, tłumacz i teatrolog, profesor nauk humanistycznych, inicjator i dyrektor Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego.