6/2019

Tu i teraz, za każdym razem inaczej

„Myślę, że gdyby kilku polskich reżyserów przyjechało na Litwę, to bardzo cieszyliby się naszym oddaniem dla teatru” – mówi polsko-litewski aktor Oskar Wygonowski w rozmowie z Karoliną Matuszewską.

KAROLINA MATUSZEWSKA „Pan z Litwy i po polsku?”

OSKAR WYGONOWSKI Jestem Polakiem z Wilna, ale też na wpół Rosjaninem, bo moja mama jest Rosjanką. Chodziłem do polskiej szkoły, ukończyłem Litewską Akademię Muzyki i Teatru na roczniku Oskarasa Koršunovasa, więc mówię w trzech językach, a właściwie to w czterech, bo w szkole miałem jeszcze angielski.

MATUSZEWSKA Jak się zaczęła Twoja przygoda z teatrem?

WYGONOWSKI Pamiętam, że babcia prowadziła mnie na różne choinki i jasełka, które organizował Rosyjski Teatr Dramatyczny. A tak na poważnie zacząłem oglądać teatr, jak byłem w klasie dziewiątej. Mieliśmy organizowane wycieczki do teatru. Wtedy poczułem, że chciałbym się spróbować na scenie. Należałem do zespołu tanecznego, miałem za sobą szkołę muzyczną i w ogóle byłem tym, który wywołany na scenę zawsze coś gada, reprezentuje szkołę itd.

MATUSZEWSKA Pamiętasz swój pierwszy „dorosły” spektakl?

WYGONOWSKI To była jakaś słaba komedia. W tym czasie teatr rosyjski przeżywał kryzys, wystawiał bardzo dużo kiczowatych sztuk, ale grali tam dobrzy aktorzy. Koleżanka namówiła mnie, abym spróbował dostać się do Małej Akademii Teatralnej. Nauczycielka, która prowadziła tę grupę, bardzo sprzyjała kulturze rosyjskiej. Ucieszyła się, że mogę czytać Czechowa i Puszkina w oryginale, i przyjęła mnie. Byłem najstarszy w grupie, więc często dawała mi inne zadania niż dzieciom. Ktoś tam grał zajączka, a ja dostawałem tekst Szklanej menażerii Tennessee Williamsa.

W dwunastej klasie myślałem o zdawaniu na politologię albo historię, rodzice cały czas mówili, że trzeba skończyć poważne studia, mieć dobrą pracę. Teatr nie był oczywistym wyborem, ponieważ miałem akcent, musiałem wiele razy przeczytać ten sam tekst, aby zrozumieć, o czym jest. Przyszedłem więc do swojej nauczycielki z akademii i powiedziałem, że nie będę dalej chodził na jej zajęcia. Ona zaproponowała, abym tego dnia zamiast na jej zajęcia poszedł do teatru i potem podjął decyzję.

MATUSZEWSKA I na co Cię wysłała?

WYGONOWSKI Na Wygnanie Oskarasa Koršunovasa. Po sześciu godzinach spektaklu, a jeszcze wtedy mieszkałem za miastem i długo wracałem do domu, postanowiłem zaryzykować. Ale w domu nikt nie wiedział oprócz babci. Rodzicom mówiłem, że politologia. Przyszły egzaminy wstępne. Miałem wielki stres, wchodziłem na scenę, wszystko wykonywałem i mówiono mi zazwyczaj: „No jak ty dziecko gadasz, masz okropny akcent, czy to warto?”. I za każdym razem, kiedy szedłem sprawdzić, czy dostałem się do kolejnej tury, to myślałem, że tym razem już nie. Ale w końcu się dostałem i trafiłem na studia do Koršunovasa.

MATUSZEWSKA Czy w Wilnie trudno jest dostać się do szkoły teatralnej?

WYGONOWSKI Ja dostałem się za pierwszym razem, ale mój rocznik był najtrudniejszy w ciągu ostatnich dziesięciu lat – czterysta pięćdziesiąt osób na piętnaście miejsc. Poza tym nasza grupa była bardzo zróżnicowana. Był na przykład chłopak z Kowna, który wdał się w jakieś ciemne sprawy, miał złamaną szczękę i nie mógł mówić przez pół roku. Ojciec przywiózł mu książki, a on je czytał. Przeczytał Dostojewskiego i poszedł na spektakl do kowieńskiego teatru, a po jego obejrzeniu stwierdził, że chce zostać aktorem. Była też dziewczyna, Greta Petrovskytė, która wstąpiła do akademii, będąc jeszcze uczennicą dwunastej klasy. W historii akademii teatralnej było tylko sześć takich osób. Cały czas mówiła, że jest już po szkole, i gdy jej powiedzieli, że się dostała, okazało się, że nie ma jeszcze matury. Kiedy byliśmy na pierwszym roku, pomagałem jej zaliczyć język rosyjski, a teraz ona ma Złoty Krzyż Sceny [najważniejsza nagroda teatralna na Litwie – przyp. K.M.].

MATUSZEWSKA Czy nie korciło Cię, aby pojechać na studia aktorskie do Polski albo do Rosji? Dlaczego zostałeś w Wilnie?

WYGONOWSKI Koršunovas. Wiedziałem, że bardzo trudna jest rekrutacja i w Moskwie, i w Warszawie, Krakowie czy Łodzi, i nie wiadomo, jaki wykładowca przypadnie na ten rok, a może nawet będzie tak, że co roku będzie inny. A tu było wiadomo już w klasie maturalnej, że będzie Koršunovas, światowe nazwisko, znałem jego spektakle, jego aktorów, którzy mieli dla nas wykładać, i sprawa stała się jasna.

Jeszcze w Małej Akademii każdy miał swego ulubionego reżysera, a mnie bardzo podobał się Koršunovas, bo podejmował takie tematy, które dla mnie były czymś nieznanym.

Ten sam Shopping and fucking, jakiś dziwny świat, czy Romeo i Julia, gdzie tak otwarcie o tych genitaliach, seksie itd. Ja byłem takim porządnym chłopczykiem. Może robiłem różne rzeczy po swojemu, ale często bardzo bałem się ryzykować. A Koršunovas to wystawiał na scenie i rozumiałem, że u niego można tego wszystkiego spróbować, po prostu to zagrać.

MATUSZEWSKA Jaki jest Koršunovas jako nauczyciel?

WYGONOWSKI Pierwsze wrażenie było takie, że to jest cholernie poważny, niedostępny człowiek. Powiedział, że przez dwa lata będziemy uczyć się u jego aktorów, a na trzecim roku on przyjdzie i powie co i jak. I tak było. Przez dwa lata to była praca u podstaw: uczyliśmy się rozumieć, czym w ogóle jest aktorstwo, jak być na scenie, na co trzeba zwracać uwagę itd. I na trzecim roku przyszedł Koršunovas, który zaczął nas już jakoś reżyserować. Okazało się, że nie jest wcale taki odległy, ale że to bardzo prosty i bezpośredni człowiek, który w bardzo jasny sposób objaśnia, co i jak trzeba robić. Chyba właśnie dzięki niemu zrozumiałem, że granie to nie jest mnóstwo rzeczy naraz, ale że jako aktor musisz robić jedną rzecz, później drugą, trzecią, czwartą – i to zapełni tę całą paletę.

Koršunovas daje aktorowi materiał, temat i… wolność. Później ogląda to wszystko i pomaga wyartykułować twoją własną myśl. Mówił nam: patrz, jeżeli chcesz to i to powiedzieć, to musisz zrobić to i dlatego. I wtedy pojawiały się ta czystość, artykulacja. Twierdził, że nie jest to kwestia liczby prób, a tego, jak głęboko aktor pojmuje temat. Koršunovas zawsze prosił, aby dobrze nauczyć się tekstu i dobrze znać temat – nie teoretycznie, ale mieć to w sobie.

MATUSZEWSKA Czy jako reżyser daje dużo wolności?

WYGONOWSKI Jeśli gra się u Koršunovasa, to zawsze na sto procent. Zazwyczaj jest bardzo przychylny do tego, co aktor proponuje – zapewne dlatego, że aktor, realizując swój pomysł, wygląda bardziej organicznie, niż robiąc coś, do czego jest zmuszany. Dlatego Koršunovas daje bardzo dużo pola do popisu dla aktora i większość jest mu z tego powodu wdzięczna. Nasz rocznik jest dzięki temu znany z tego, że zawsze mamy dużo do zaproponowania reżyserom.

MATUSZEWSKA Co jest u niego najważniejsze w budowaniu roli?

WYGONOWSKI Aktorzy Koršunovasa, tacy jak Darius Meškauskas, z którym mieliśmy zajęcia, bardzo zwracali nam uwagę na to, że nie rozmawiamy. „Stop, nie było dialogu”. „Stop, od początku”. Ty mówisz: „No ale jak to, ona powiedziała, teraz ja mówię”. „Nie, między wami nie było dialogu, bo ona tobie powiedziała tak, a ty odpowiedziałeś po staremu, czyli to się nie zgadza. Ma być żywo, tu i teraz, za każdym razem inaczej”. Meškauskas zawsze nam mówił, że trzeba budować postać tak, aby móc wziąć ją za uszy, włożyć w byle jaką sytuację i ona będzie reagować naturalnie dla siebie.

Ale tego budowania świata postaci poza tekstem dramatu nauczyłem się od Krystiana Lupy. Lupa czasami pisze listy do aktorów i miałem zaszczyt tłumaczyć te z Placu Bohaterów. Byłem po prostu w szoku, widząc, jaką długą historię dopisał do tej powieści. Właściwie napisał równoległy utwór dla aktorów, by wiedzieli, z jaką intencją wejść w scenę.

MATUSZEWSKA Co robiłeś przy Placu Bohaterów?

WYGONOWSKI To było podczas wyjazdu do Awinionu. Jan Dravnel, który był tłumaczem podczas całego procesu pracy nad spektaklem, nie mógł w tym czasie jechać i teatr szukał kogoś na zastępstwo. Bardzo bałem się tego, że nie sprostam językowi Lupy, że nie złapię pewnych słów, ponieważ nawet oglądając telewizję polską, wszystko rozumiem, ale nie zawsze jestem pewien, jak dane słowa brzmią w języku litewskim. Poprosiłem o trzy dni do namysłu. Zamknąłem się w domu i zacząłem oglądać wszystkie wywiady Krystiana i tłumaczyć go na żywo. W końcu uznałem, że sobie poradzę.

MATUSZEWSKA To musiało być coś: świeżo upieczony aktor po szkole w drodze do Awinionu z najlepszymi litewskimi aktorami.

WYGONOWSKI Pracowałem już z Arūnasem Sakalauskasem w spektaklu Jelizaveta Bam, Rasa Samuolytė widziała nasze próby, a reszty aktorów nie znałem. Przed pierwszą próbą przyszedł Krystian i cała jego ekipa, przedstawiają nas sobie. Powiedział o mnie: „O, młody bardzo, no zobaczymy”. Siedliśmy oglądać pierwszą część Placu Bohaterów i Krystian zaczął trochę ze mną rozmawiać. Wydaje mi się, że wtedy zrozumiał, na jakim poziomie jest mój język. Potem żartował, że rozmawiam jak Mickiewicz, że nie mam w ogóle nowych słów. Minęła pierwsza część i dowiaduję się, że Krystian będzie teraz przez pół godziny mówił. Zapytałem, jak woli, żeby tłumaczyć, a on, że oszczędzajmy czas: pracujmy naraz. Tak zrobiliśmy i tak było przez półtorej godziny. Podczas przerwy aktorzy zapewnili mnie, że wszystko zrozumieli. Potem drugi akt, trzeci akt, i po całym dniu już siarka w uszach, ja mdleję, a Krystian powiedział: „No, całkiem nieźle. Ja widzę, że aktorzy rozumieją, a to dla mnie najważniejsze”.

MATUSZEWSKA Lupa nie jest jedynym reżyserem, który wystawiał swoje spektakle w Wilnie, przyjeżdżały tu także inne polskie przedstawienia. Czy miałeś taką potrzebę, aby oglądać polski teatr?

WYGONOWSKI Zazwyczaj te polskie spektakle przyjeżdżają podczas festiwalu „Sirenos”, którego współzałożycielem jest Koršunovas. Od pierwszego roku bardzo często uczestniczyliśmy w reklamie tego festiwalu albo sami wystawialiśmy jakąś sztukę podczas programu litewskiego. Warlikowskiemu i ekipie Kabaretu warszawskiego pokazałem nawet bar Gringo, ponieważ jeden z aktorów podszedł do mnie po spektaklu i powiedział: „Słuchaj, słyszałem, że mówisz w języku polskim, może znasz jakiś dobry pub”.

MATUSZEWSKA I nie byli w ogóle zaskoczeni, że jesteś aktorem z Wilna mówiącym po polsku?

WYGONOWSKI Nie, ponieważ w ekipie Kabaretu warszawskiego jest Zygmunt Malanowicz, który pochodzi spod Wilna. I w ogóle bardzo dużo się o tym mówiło podczas konferencji, że publiczność polska, która mieszka na Litwie, że Polacy z Litwy itd.

MATUSZEWSKA Czy dla Ciebie i Twoich kolegów z roku ten polski teatr był jakkolwiek inspirujący?

WYGONOWSKI Widzieliśmy, że Litwa ma tych swoich Mohikanów, a młody polski teatr, teatr naszego pokolenia, jest bardziej nowatorski, obcuje z technologią, że my trochę odstajemy od tego. Na Litwie żyło się Koršunovasem, Nekrošiusem, mamy bardzo dużo dobrych reżyserów, ale oni są z innego pokolenia. Widzieliśmy też, że w ogóle kultura teatru jest inna, że polski aktor jest bardziej celebrytą, że filmy polskie są dobre itd. Byłoby dobrze, żeby i u nas tak było. Litewski teatr teraz dopiero powoli się otwiera. Z czasów radzieckich jesteśmy przyzwyczajeni, że niby rozmawiamy, ale tak naprawdę wiele ukrywamy.

MATUSZEWSKA Ty chyba i tak nie masz za bardzo powodów do narzekania, bo patrząc na to, w jakich spektaklach grałeś, jest dosyć nowocześnie. Vidas Bareikis, Koršunovas, nawet Nieznana ziemia. Solcza Jonasa Tertelisa, w której pracujecie na zebranym przez siebie materiale dokumentalnym. Czy jako aktor, ale też jako młody człowiek żyjący na Litwie, odczuwasz głód nowych form?

WYGONOWSKI Chyba bardziej głód zrozumienia, ponieważ po takich spektaklach jak Solcza czy Próby z jej życia Martina Crimpa okazuje się, że bardzo dużo ludzi po prostu nie rozumie. A jak człowiek nie rozumie, nie chce się w to wgłębiać, to mówi: „Aj, głupie”. Moim zdaniem to, że w Polsce jest tak dużo spektakli nowoczesnych, oznacza, że publiczność je rozumie i dlatego one są wystawiane.

MATUSZEWSKA Które z przedstawień było dla Ciebie jak dotąd najważniejszym wyzwaniem aktorskim?

WYGONOWSKI Właśnie ten Crimp, bo sam temat jest dla mnie bardzo ważny. Tekst przyniosła mi moja przyjaciółka z roku Kamilė Petruškevičiūtė, kiedy szukaliśmy czegoś na egzamin. Do zagrania tego utworu potrzebowaliśmy sześciu osób, czyli trzech par. Postawiliśmy chyba pięć scen i początkowo robiliśmy tam wszystko, co nam przyszło do głowy… Po prawie trzyletniej przerwie od tego egzaminu przyszedł Koršunovas i powiedział: „Mamy pieniądze, możemy wystawić waszego Crimpa”. Ale nasze doświadczenie zmieniło się, nasze ambicje się zmieniły i ten spektakl poszedł w zupełnie inną stronę. W ogóle czasy się zmieniły, bo nie było tego całego influencingu, kiedy ja byłem w akademii, Instagram i YouTube nie miały takiego wielkiego znaczenia, i to właśnie totalnie zmieniło spektakl.

MATUSZEWSKA Oglądając Oczyszczonych i inne spektakle z udziałem Twojego roku, trudno oprzeć się wrażeniu, że Koršunovas, starzejący się buntownik, czerpie z Waszej młodzieńczej energii i złości.

WYGONOWSKI Tak, on korzysta z naszej złości, może też z naszych ambicji, z tego, że pewne tematy są nam bardziej dostępne, z naszej skłonności do ryzyka. Idziemy va banque z każdym spektaklem. Każde z nas robi maksa tylko dlatego, że nie ma czego stracić.

Koršunovas zadaje widzom i aktorom „brudne” tematy, podejmowane choćby przez Sarah Kane. Owszem, sam sposób jego pracy może być trochę odstraszający, ale daje dobre rezultaty.

Tak jak wtedy, kiedy Tinker pyta, czy umrzesz za tego drugiego. Więc z jednej strony strasznie, ale z drugiej widzisz to piękno, o którym Sarah Kane chciała mówić: jeżeli kochasz i mówisz, że kochasz kogoś na śmierć, to bądź gotów odpowiedzieć za swoje słowa.

MATUSZEWSKA Zagrałeś również w spektaklu Pauliusa Tamolė Be skambučio (Bez dzwonka), który jest o tyle wyjątkowy, że wystawiany wyłącznie w szkołach.

WYGONOWSKI To akurat nowatorski spektakl. W jednej części każdy w swój sposób przedstawia monolog Hamleta, druga część jest odgrywana w jakimś konkretnym miejscu szkoły, które odnajdujemy na godzinę przed spektaklem – po prostu idziemy i szukamy miejsc, gdzie każdy będzie mówił swoją część. Są to nasze osobiste historie, w których mówimy, kiedy dla nas właśnie ten dzwonek zabrzmiał, coś się zmieniło. Trzecia część jest z kolei zawsze odgrywana w sali sportowej, gdzie uczniowie włączają się do spektaklu. To był chyba taki pierwszy spektakl, w którym przez cały czas nie wiedziałem, czy to jeszcze teatr, happening, czy jakiś performance.

MATUSZEWSKA Twoja historia w tym spektaklu wiąże się z Twoją narodowością.

WYGONOWSKI Opowiadałem o tym, jak odczuwałem to, że byłem Polakiem na Litwie i że za każdym razem, kiedy popełniałem błąd albo byłem krytykowany, zrzucałem to na swoje pochodzenie. Wiele osób odbierało tę historię po swojemu: ktoś jest szczerbaty, rudy, pochodzi z ubogiej rodziny… Szkolna widownia jest wymagająca, trudna. Byliśmy i w szkołach, gdzie w ogóle nie wiedzieli, że na Litwie są Polacy.

MATUSZEWSKA Do tego wszystkiego improwizujesz w jedynym zawodowym teatrze improwizacji na Litwie – Kitas Kampas. Jak tam trafiłeś?

WYGONOWSKI Ojciec litewskiej improwizacji Andrius Žebrauskas, który grał w pierwszych spektaklach Koršunovasa (Ten būti čia, Senė, Senė 2), wykładał w akademii improwizację. Przez pierwsze trzy lata miałem problem, ponieważ improwizować trzeba w języku litewskim, więc ja dużo improwizowałem po prostu bez słów. Ale na czwartym roku wreszcie zrozumiałem tę technikę. Robiłem wszystko, co mówił mi Andrius Žebrauskas i zostałem zauważony przez teatr Kitas Kampas, którego członkowie przychodzili do nas na krótkie egzaminy. Kirił Gluszajew zaprosił mnie na warsztaty przygotowawcze. Stopniowo po kilka osób odpadało i z tej warsztatowej szóstki zostałem ja i Marius Čižauskas. Jesteśmy już na stałe w tym teatrze. Choć nadal poświęcają nam więcej uwagi, bo improwizujemy dopiero trzeci rok, a większość aktorów – już od dziesięciu lat.

MATUSZEWSKA Jaką rolę improwizacja ma dla Ciebie jako aktora?

WYGONOWSKI Mój dzień zaczyna się i kończy improwizacją, ponieważ każdą wolną chwilę tworzę w myślach historie, rymuję, śpiewam, kreuję jakąś postać w głowie, zastanawiam się, co mówią przedmioty, bo czasami bywają i takie gry. Dla mnie improwizacja to tryb życia. Jest dla mnie tym, czym dla zawodowego sportowca sen, dieta, trening.

MATUSZEWSKA Czy jest jeszcze jakiś reżyser albo tytuł, w którym chciałbyś zagrać?

WYGONOWSKI Chyba z każdym nowym chciałbym. Oczywiście chciałbym zagrać u Krystiana Lupy, ponieważ widziałem, jak on pracuje z aktorami – i to jest coś fenomenalnego. Myślę, że gdyby kilku polskich reżyserów przyjechało na Litwę, bardzo cieszyliby się naszym oddaniem dla teatru. Na Litwie tylko dziesięć procent ludzi uczestniczy w wydarzeniach kulturalnych. Chce się nam pracować dla tej publiczności.

absolwentka Wiedzy o Teatrze AT, wydawczyni programów informacyjnych i kulturalnych w TVP Wilno. Mieszka w Wilnie.