9/2019

Lalki w Zachęcie

Otwarta 19 marca, w Światowy Dzień Lalkarstwa, wystawa Lalki: teatr, film, polityka w warszawskiej Zachęcie ma stanowić studium zjawiska, jakim jest lalka teatralna. Wyjęta z kontekstu sceny i umieszczona w perspektywie sztuk wizualnych, zagadnień ludzkiej cielesności, czy wreszcie – obserwacji społeczno-politycznych.

 

We fragmencie tekstu przewodniego, zapowiadającego wystawę na stronie galerii, czytamy: „Twórcy wystawy poszerzają refleksję nad znaczeniami i funkcjami lalek, stawiając pytanie o ich polityczny wymiar. Przywołują różne strategie ich użycia – od propagandowego wykorzystania repertuaru po karykaturalne i poniżające przedstawienia wrogów politycznych – pokazując również ich niebezpieczny potencjał”.
Należy przyznać, że brzmi to obiecująco. Merytorycznych założeń wystawy nie udaje się jednak przeprowadzić do końca. W pierwszej sali wystawowej odwiedzających wita ponad trzydzieści eksponatów lalek, pacynek, masek, marionetek i kukiełek wszelkiej maści. Z początku intrygują formą i różnorodnością, by za chwilę przytłoczyć wielością form i barw. Wprawne oko zatrzyma się na dłużej na awangardowych pracach Leokadii Serafinowicz (kukła Izaaka stworzona do spektaklu Łaźnia Włodzimierza Majakowskiego, wystawionego w poznańskim „Marcinku” w 1967 roku) czy Jana Berdyszaka („Konik” z Bajek z tego samego teatru, 1965). Jednak kontekst wystawiania wspomnianych spektakli na polskich scenach, a także samej współpracy wielkich artystów plastyków, jak Stanisław Fijałkowski czy Jerzy Nowosielski, których nie łączono z teatrem lalkowym, nie rysuje się dla odbiorców zbyt jasno. Użytecznych informacji, chociażby o autorstwie i czasie powstania konkretnych prac, należy szukać na ulotkach i dość lakonicznych ściennych opisach kuratorskich.

To, co jednak w wystawie najciekawsze: znaczenie i strategie polityczności lalek, pozostaje ukryte przed okiem widza niewtajemniczonego w historię teatru. Po szerszy kontekst widz jest zmuszony sięgać do materiałów pomocniczych: publikacji i dyskusji towarzyszących wystawie. Osobiście lubię poświęcać wydarzeniom tego typu trochę więcej czasu i wysiłku, ale obawiam się, niestety, że przeciętny widz może nie mieć tyle cierpliwości.

Wizualna aranżacja całej wystawy uwzględnia tylko wygląd lalek, brakuje na niej fotografii dających widzom wyobrażenie o umiejscowieniu ich w przestrzeni scenicznej, brakuje także elementów interaktywnych, pozwalających zrozumieć mechanizm poruszania marionetkami czy kukiełkami. A przecież lalki to, oprócz warstwy wizualnej, przede wszystkim ruch i gest! Gdy przemieszczamy się po wystawie, największą uwagę zwracamy jednak na ruchome obrazy, obecne chociażby w nagraniach telewizyjnych. Lalki Franciszki Themerson do Ubu króla w reżyserii Michaela Meschkego w szwedzkim Marionetteatern są intrygujące dla widza nie tylko ze względu na ich oryginalną, płaską formę przypominającą rysunki mazakiem na białej kartce, ale też dlatego, że na towarzyszącej lalkom projekcji telewizyjnej oglądać można fragment spektaklu, dzięki któremu widzimy lalki w akcji – jaki jest charakter ich ruchu, jak reagują na muzykę oraz na aktorów w żywym planie. Świetnie też ogląda się krótkometrażowe filmy z łódzkiego studia Se-ma-for, takie jak Wystawa abstrakcjonistów czy Cień czasu Jerzego Kotowskiego, w których za pomocą animacji lalkowej i eksperymentalnej muzyki tworzono absurdalne światy, komentujące życie społeczne lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych.

W przestrzeni wystawowej wyróżnia się praca Romana Dziadkiewicza – przygotowany wraz ze studentami ASP remiks wideo-artu Andrzeja Pawłowskiego (również obecnego na wystawie w formie projekcji). To interaktywna („Prosimy nie dotykać eksponatów!” – rozlega się z głośników) instalacja umieszczona w zaciemnionym pokoiku, w którym umieszczono pudło ze sklejki. W środku, podświetlone neonowymi kolorami, poruszają się przedmioty – jakby fragmenty lalek. Jednocześnie wyświetlany jest film pełen eksperymentów z kształtem i światłocieniem (podobnie jak u Pawłowskiego), któremu towarzyszy absurdalna narracja Bajki o dziewczynce, której uciekły rączki. Połączenie wątków infantylnych i groteskowych w tej fragmentarycznej fabule można odczytać jako dialog nie tyle z samym Pawłowskim, co ze stereotypową recepcją teatru lalek oraz animacji, automatycznego wiązania tych form wyrazu ze sztuką skierowaną do młodszego widza.

Praca Dziadkiewicza to, poza scenografią (zainspirowaną twórczością Jadwigi Maziarskiej) Pauliny Ołowskiej do etiudy Kobieta Oko i kilkoma ścieżkami dźwiękowymi do odsłuchania w słuchawkach, jedyna wypowiedź współczesnych artystów na wystawie Lalki: teatr, film, polityka. Budzi to pewien niedosyt, ponieważ inspirację czy dialog artystów młodego pokolenia z twórcami pokolenia lat sześćdziesiątych czy siedemdziesiątych ogranicza się tutaj do sfery estetycznej i wizualnej. Tymczasem, jak pisze Dariusz Kosiński w świetnym artykule w publikacji towarzyszącej wystawie, posługiwanie się lalką czy kukłą, jako rodzajem komentarza do zjawisk politycznych, towarzyszy życiu publicznemu w Polsce już od XVIII wieku. Kosiński omawia ten rodzaj politycznej satyry, począwszy od tajemniczej postaci Baraniego Kożuszka, „publicznego aktora społecznego”, ścinającego lalkom-zdrajcom państwa głowy, który za swoje symboliczne wyroki został wtrącony do prawdziwego więzienia. Potem skupia się na zjawiskach właściwych lalkowemu teatrowi jarmarcznemu i szopkom. Wspomina też o kukłach międzynarodowych polityków pojawiających się na ulicach Warszawy – najpierw pod okupacją niemiecką, a potem w PRL-owskich pochodach pierwszomajowych – jako narzędzie komunistycznej propagandy. W Polsce potransformacyjnej autor dostrzega kontynuację posługiwania się lalką w ten sposób w telewizyjnych programach satyrycznych, takich jak Polskie zoo, a współcześnie – w kukłach wyobrażających konkretnych polityków, obecnych na publicznych protestach. Opisując tego typu zjawiska, Kosiński używa określenia in effigie, które w języku prawniczym oznacza czynności dokonywane „na obrazie” oskarżonego. Na wystawie możemy obejrzeć zarówno rejestrację komunistycznego pochodu z publicznym wykorzystaniem kukieł, jak i główki lalek z szopki robotniczej z lat trzydziestych, wyobrażających m.in. Goebbelsa, autorstwa Marii Jaremy. Polityczny aspekt współczesnych lalek został w wystawie zupełnie pominięty, mimo że pojawiają się one w takich kontekstach zarówno w teatrze, jak i w satyrze. Lalkami in effigie „wrogów publicznych” posługują się twórcy teatralni na równo z uczestnikami strajków. Powróciły one także ostatnio w niepokojących, spotworniałych parafrazach przedwojennych zwyczajów ludowych, takich jak katowanie kukły Żyda przed świętami Wielkiej Nocy w Pruchniku. Czy zatem wystawa mówiąca o polityczności lalek także w roku 2019, w takiej galerii jak Zachęta, nie powinna podjąć polemiki również z aktualnymi zjawiskami? Niestety, organizatorzy nie podjęli nawet próby stworzenia przestrzeni do dyskusji, w czym widzę wiele zmarnowanego potencjału. Polityczność lalki nie skończyła się w Polsce wraz z nastaniem zmiany ustrojowej.

Same teksty opublikowane w książce towarzyszącej wystawie to prawdziwa kopalnia wiedzy. Minieseje specjalistów pozwalają zrozumieć fenomen, jakim jest polski teatr lalkowy XX wieku. Między innymi Karol Suszczyński pisze o napięciach na osi teatr dorosłego – teatr małego widza, a także teatr profesjonalny – teatr amatorski, a Marcin Bartnikowski o cielesności i obecności aktora lalkarza na scenie i różnych sposobach ożywiania lalki. Warto też wspomnieć Justynę Lipko-Konieczną, poruszającą w swoim artykule subwersywne strategie wychowawcze, obecne w teatrze lalek już od czasów Jana Dormana. Te trzy teksty, w towarzystwie przytaczanego wcześniej artykułu autorstwa Dariusza Kosińskiego, warto by „uwolnić” dla szerszej publiczności, rozdawać po symbolicznej cenie jako program wystawy lub też zintegrować merytorycznie z komentarzami na ścianach galerii. Bez ich lektury pełne zrozumienie wystawy wydaje mi się bardzo trudne, zwłaszcza dla laików niezajmujących się teatrem na co dzień. Wiele dzieł przedstawionych na wystawie (oraz ich konteksty) łatwo jest pominąć w natłoku eksponatów – chociażby o rewolucyjnym, a zarazem wychowawczym wydźwięku Guignola w tarapatach (reż. Jan Wilkowski, Teatr Lalka w Warszawie, 1956) widz dowie się pod warunkiem sięgnięcia po – kosztującą około 100 złotych – książkę. Artykuły, wraz z wiedzą teoretyczną, stają się w tej sytuacji nie tyle poszerzeniem kontekstu, co mapą prowadzącą do skarbu, o którego istnieniu wielu odwiedzających Zachętę niestety się nie dowie.
 

Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki w Warszawie
Lalki: teatr, film, polityka
kuratorka Joanna Kordjak
współpraca merytoryczna Kamil Kopania
19 marca – 30 czerwca 2019