9/2019
Układy i układanki: Niewarte przeżycia

fot. archiwum autora

Układy i układanki: Niewarte przeżycia

Mówi Sokrates w Obronie: – Gdybyście mieli więcej czasu, nie skazalibyście mnie.

Proces trwał jeden dzień. Pięciuset Ateńczyków musiało podjąć decyzję w jeden dzień. Szybka decyzja to zła decyzja, bo podyktowana emocjami. Szybki osąd to z założenia błąd. To nie osąd, to impuls. Impulsywna reakcja na bodziec. To wywraca demokrację, którą tak sobie cenicie, Ateńczycy. Nie wy decydujecie, ale impulsy, które wami rządzą.

Ateny ze swoją demokracją upadają niedługo po skazaniu Sokratesa i nie wrócą do chwały już nigdy.

Żyjemy dziś w czasie natychmiastowych osądów. Podłączony do sieci lud wstrząsany jest nieustannie gwałtownymi, rozdzierającymi, wściekłymi paroksyzmami osądzania. Jest w ciągłych drgawkach osądów. W nałogu skazywania. Dzisiejsi Ateńczycy nie mają czasu wysłuchać obrony Sokratesa.

Nie jest powiedziane, że czas nie-rozumu będzie gorszy niż mijająca epoka tej strasznej, zniewalającej, uciskającej, błądzącej racjonalności. To, co pewne, to że czas nie-rozumu nie będzie racjonalny i nie będzie racjonalności szukał. Będzie niewinny, bo zbrodnicza może być wyłącznie racjonalność. Tygrys zagryzający człowieka jest niewinny. Nosorożec jest piękny, tylko musisz mu się przyjrzeć, żeby to zobaczyć. Tylko człowiek jest brzydki. Twoja wina, twoja wielka, wielka wina, że nie umiesz stać się nosorożcem. Nosorożcem niewinnym.

Oczywiście, najgłupsze, co można zrobić, to narzekać na dzisiejsze czasy. Wieczne pretensje starzejącego się rozumu, że czas nie podąża za nim w jego przepaść.

Królowi należy uszyć suknię najpiękniejszą, jak to jest tylko możliwe. Ta baśń Andersena mieni się, skrzy i wiruje jak wrzeciono prząśniczki. Kiedyś, w dzieciństwie rozumu, najważniejsze w tej opowieści było dla mnie dziecko. To dziecko, które mówiło: „Król jest nagi!”, było jedynym pozytywnym bohaterem tej historii, a jednocześnie najciekawszym bohaterem i głównym bohaterem. Dziecko buntownik, dziecko mówiące samą prawdę, tak jak ją po prostu widzi, dziecko w swojej czystości i niewinności, które zmienia świat.

Później znacznie ciekawszym bohaterem stał się król. Czy wiedział, że tak naprawdę nie ma żadnej szaty? Że nie chodzi o to, że on nie widzi, a inni widzą, ale że naprawdę nie ma. Nie ma i już. A wszyscy udają. Od którego momentu wiedział? Czy się oszukiwał, czy przeciwnie, doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co robi, i czynił to z premedytacją. A może wiedział od początku. Od początku testował swoich ministrów, swoich bliskich, swój lud i samego siebie. To bohater niejednoznaczny, bohater z zagadką, z tajemnicą, bohater, który prowokuje wątpliwości, więc jedyny w tej baśni bohater prawdziwy, wart prawdziwego zainteresowania.

W obu tych wersjach krawcy jednoznacznie byli oszustami, łajdakami, kreaturami niewartymi namysłu, cwaniakami, którzy po prostu chcieli zarobić pieniądze i orżnąć frajera. Raz, w wyniku przypadkowej zbieżności myśli i zdarzeń, zaniepokoiło mnie lekko, jak łatwo można pod postaci krawców podłożyć artystów: malarzy, rzeźbiarzy, pisarzy, reżyserów, aktorów, muzyków, którzy służą swojemu królowi – a królem w demokracji jest lud – krojąc mu przepiękną, naprawdę przewspaniałą szatę. I pokazują mu ją, a on kiwa głową, że faktycznie piękna, bo nie chce się przyznać, że nic nie widzi.

I nagle baśń znów zawirowała i odsłoniła nowy wygląd. Bohaterami całej tej historii są właśnie sprawcy całego zdarzenia. Sprawcy-krawcy. Demaskatorzy. Tak, to oni są demaskatorami. Przecież dobrze wiedzą, że istnieją dzieci. Że zawsze i na pewno znajdzie się to pierwsze dziecko, które zawoła: „Król jest nagi”, ale trzeba do tej sytuacji doprowadzić. Trzeba ubrać króla tak, żeby wszyscy, łącznie z nim samym, dostrzegli, kim jest król i jaki jest naprawdę. To oni, krawcy, pokazali światu i samemu królowi króla w nagiej prawdzie. Odsłonili go. Oto wasz król, wasz pyszny, tchórzliwy, głupi król paraduje przed wami, wciąż udając. Ale teraz, dzięki nam, najlepszym krawcom na świecie, możecie dojrzeć, że on udaje. Bo skoro to udaje, to może udawać wszystko inne. Nie narzekamy na swój czas. Nie narzekamy na naszego króla. Pracujemy dla niego ciężko, w pocie czoła. Odsłaniamy go.

W Obronie toczą się równolegle dwa procesy o przeciwnych wektorach. W pierwszym skazany zostaje Sokrates. Skazany na śmierć, której się nie boi. W drugim skazany jest ateński lud, który osądza i skazuje w jeden dzień, nie dając sobie czasu do namysłu. Skazany na infamię. Skazany na to, że zostanie bez Sokratesa. Skazany na zgubę. Skazany na najgorszą, najstraszniejszą karę: na życie niewarte przeżycia, na życie bez namysłu nad nim, a z nim – namiętności, depresje, histerie i lęk.

– Nikogo niczego nie uczyłem – mówi Sokrates. Rozbiera, a nie ubiera. Podważa, a nie stawia. Wytrąca z równowagi, a nie uspokaja. Tak wyszykowany przez niego lud ateński-król jest nagi.