9/2019
Marek Kochan

fot. Olga Berezyna

Jarmark perski: Klimatowo

 

 

Dobrze, że wrzesień, że wakacje już za nami. Było ciężko. Walczyło się z globalnym ociepleniem. Dała nam przykład Klimatyczna Greta. To ta, co strajkowała, żeby coś zrobić z klimatem. Żeby politycy coś zrobili. Nie to, że ona sama, Greta Thunberg, rocznik 2003, nic nie robi, poza tym strajkowaniem. Ona na przykład terroryzuje swoich rodziców, żeby nie kupowali nowych rzeczy. W piątki nie chodzi do szkoły, bo protestuje w obronie klimatu. Udało jej się też wpędzić Szwedów we flygskam, wstyd z powodu latania. Bo latanie jest nieekologiczne. Rodzice Grety już nie latają, matka porzuciła światową karierę śpiewaczki operowej i pracuje teraz w Sztokholmie. Wprawdzie samoloty globalnie odpowiadają tylko za 3% światowej emisji gazów cieplarnianych, ale tu chodzi o symbol, symbol naszej troski o klimat. Latasz – wstydź się! Greta nie lata, ona jeździ pociągami. Na przykład do Davos jechała tam i z powrotem sześćdziesiąt pięć godzin. Przemawiała też w Parlamencie Europejskim, spotkała się z papieżem, otrzymała pochwałę od Baracka Obamy. „Time” uznał ją za jedną z dwudziestu pięciu najbardziej wpływowych nastolatków świata. Porównuje się ją już z Jezusem i z Joanną d’Arc. Była nominowana do pokojowej Nagrody Nobla. Od września Greta nie będzie chodzić do szkoły, bo chce się poświęcić swoim działaniom społecznym. Czy ktoś wymagałby formalnego wykształcenia od Jezusa albo od Joanny d’Arc? Greta nie ma czasu na naukę, wybiera się niebawem na klimatyczny szczyt ONZ w Nowym Jorku i na spotkanie w Santiago w Chile. Oczywiście nie samolotem. To zajmie więc chwilkę. Jest obawa, że ktoś poinformuje Gretę, jak nieekologiczne są współczesne transatlantyki. Wtedy pewnie uda się tam wpław albo kajakiem. Ale Greta na pewno da radę. Ma nerwicę i zespół Aspergera, lecz swoje słabości umiała przekuć w siłę. Jeśli pewnego dnia stanie przed przywódcami państw afrykańskich i azjatyckich, które generują tak dużo zanieczyszczeń, popatrzy im głęboko w oczy wzrokiem bazyliszka, machnie gniewnie swoimi cienkimi warkoczykami, tupnie nóżką obutą w ekobuciki wykonane ze słomy, na pewno tamtym zmięknie rura i natychmiast przestaną zanieczyszczać, a ogromna wyspa plastiku, która ma powierzchnię pięć razy większą od Polski i waży tyle co pięćset samolotów boeing 707, zniknie w mgnieniu oka.

W Polsce lokalna podróbka Grety, Klimatyczna Inga, podjęła wakacyjny Strajk Klimatyczny. Raz w tygodniu, w piątki, przyjeżdżała do Warszawy strajkować, żeby politycy wreszcie coś zrobili. Ale tylko do końca lipca. Szkoda. Taki strajk do końca sierpnia miałby podwójną moc.

Zresztą walka z ociepleniem zaczęła się jeszcze w czerwcu, kiedy jedno z popularnych kolorowych pism wydało ekoedycję z zieloną winietą. Tam dopiero dowiedziałem się, jak praktycznie walczyć z globalnym ociepleniem, z zanieczyszczeniami, słowem: jak być eko. Bo problem jest, pytanie, co z nim robić. Pierwsza rada: ubrać się na zielono, bo zielony modny w tym sezonie. Dalej znalazłem zdjęcie siedemnastu ekodziewczyn, które mają odwagę zmieniać świat. Postanowiłem też być eko i podjąć ekowyzwanie. Dowiedziałem się, że bycie eko to sztuka współistnienia zamiast dominacji. A także wrażliwość na ekologię, środowisko i zwierzęta. Mogę też być zmianą, którą chcę widzieć w świecie, albo odtworzyć relację z Matką-Ziemią. Mogę korzystać z lnianych toreb na zakupy i używać lnianych ściereczek zamiast papierowych. Mogę też, a raczej powinienem, kupić produkty firm albo książki, które te panie reklamowały.

Nieco bardziej konkretna była dziennikarko-celebrytka Kinga R., autorka książki Ekoporadnik, która dla klimatu rozebrała się w tym piśmie, naturalnie tak, żeby nic nie pokazać. To pozwoliło jednak zwrócić uwagę na problem, a także nienachalnie zareklamować markę kosmetyków, które ta pani produkuje razem z mężem. Kinga R. w sprawie ochrony klimatu mogłaby się nawet do czegoś przykuć. Chciałbym to zobaczyć. Może do swojego nowego porsche? Dowiedziałem się też, że można zacząć od małych ekokroków. Szczególnie spodobał mi się pomysł, aby kupować drogie ubrania, które będę mógł używać wiele lat, a konkretnie, jak Kinga R., klasyczne swetry Prady, trencze Burberry, płaszcze Max Mary, spodnie Gucciego, sukienki Stelli McCartney. Kupuję to! Podobne rady miał celebryto-tancerz Michał P., który w celu ochrony klimatu kupuje dżinsy za półtora tysiąca złotych, produkowane w małych manufakturach. Takie dżinsy on będzie nosił dwadzieścia lat. To lepsze, niż kupować chłam, który tylko zanieczyści środowisko. Mam nadzieję, że zobaczę pana Michała w tych ekodżinsach za dwie dekady, powinno się udać, bo wprawdzie czeka nas zagłada, ale dopiero za trzydzieści jeden lat.

No i nie używać słomek, wszystko przez te cholerne słomki. Jeśli tylko wyeliminujemy słomki, zaraz zrobi się chłodniej.

Ekolans ma sens! Nie trzeba zbyt wiele robić, trzeba przede wszystkim mówić, mówić, nagłaśniać. Jak zbadał profesor Rolf Gustavsson z Uniwersytetu w Göteborgu, każdy miliard lajków na Facebooku ogranicza globalne ocieplenie, tzn. obniża temperaturę na Ziemi o około 0,035734 stopnia Celsjusza. A więc im więcej się o tym mówi, im więcej się lajkuje ekopostów, tym lepiej. Byle nie przesadzić, byle nam się tu od tego ciągłego mówienia o ociepleniu nie zrobiło przypadkiem niechcący wielkie zlodowacenie.

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).