10/2019
Obrazek ilustrujący tekst Obserwacja rzeczywistości jest dla mnie kluczowa

fot. Kamila Kubat / Agencja Gazeta

Obserwacja rzeczywistości jest dla mnie kluczowa

„Na tym polega teatr, że nie wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją. Czasami fikcja jest bardziej skuteczna niż prawda i ma swoje bardziej realne konsekwencje” – mówi Katarzyna Szyngiera w rozmowie z Dominikiem Gacem.

 

DOMINIK GAC Według Rebekki Solnit w przeszłości tkwią podwaliny nadziei – to dlatego sięgasz w swoich spektaklach po tematy historyczne?

KATARZYNA SZYNGIERA
Nie szukam w przeszłości nadziei. Przeszłość jest dla nas nieodkryta, nie mamy do niej dostępu, posługujemy się jedynie jej interpretacjami. Od tego, jak będziemy ją dziś opisywać, w dużej mierze zależy przyszłość. Robert Żurek w monologu kończącym spektakl Lwów nie oddamy zadaje pytanie: jakiej przeszłości potrzebuje przyszłość? To jest bardzo ważne, by o tym myśleć.

GAC Spektakl odnosi się do konkretnych wydarzeń historycznych. Między innymi do bitwy o Lwów i jej setnej rocznicy.

SZYNGIERA Dla nas były one pretekstem do mówienia o współczesności, o tym jak dziś nie rozumiemy przeszłości. Okazało się po drodze, że w 2018 roku wypada nie tylko setna rocznica bitwy między Polakami i Ukraińcami o Lwów, ale też mija tysiąc lat od bitwy między poddanymi Bolesława Chrobrego i Jarosława Mądrego nad Bugiem. W wyniku tego odkrycia ubraliśmy się w historyczne kostiumy i ustawiliśmy na wzór batalistycznych scen z obrazów dawnych mistrzów. Co z tego wynika? Nic. Wydarzenia z przeszłości nie świadczą dziś o niczym. Szukanie w nich znaczenia to absurd. Bardzo szybko przestajemy rozumieć przeszłość.

GAC Nic dziwnego, że nie mamy dostępu do wydarzeń sprzed dziesięciu wieków.

SZYNGIERA Widziałam ostatnio Żyć i wiedzieć, że żyjesz Alaina Cavaliera. To filmowy, bardzo intymny, dziennik reżysera z pokolenia moich rodziców. Wszystko dzieje się tam w powolnym tempie: obserwacja rzeczywistości, czytanie książki, robienie jedzenia, spacer. To film o świecie, który właśnie odchodzi i ja już go nie rozumiem, cóż dopiero tego sprzed stu czy tysiąca lat.

GAC Lwów nie oddamy to Twój drugi spektakl sięgający do historii polsko-ukraińskiej. Wcześniej wyreżyserowałaś Swarkę w Teatrze Polskim w Bydgoszczy.

SZYNGIERA Tak, to był spektakl o pamięci tragedii wołyńskiej po obu stronach granicy, a Lwów nie oddamy jest o relacjach polsko-ukraińskich w szerszym kontekście.

GAC W Lwach… są liczne odniesienia do polskiej polityki historycznej, której centralnym elementem jest Wołyń.

SZYNGIERA Jeżeli będziemy podkreślali i powtarzali, że to jest ważne, to będzie. Jeżeli przestaniemy nazywać te wydarzenia najważniejszym punktem relacji polsko-ukraińskich, to przestaną nim być. Wołyń to słowo-klucz, które usprawiedliwia wszystko. Tak naprawdę nie rozmawiamy o rzezi wołyńskiej, a o piętrowych konceptach przeszłości. Różne pojęcia używane są zarówno przez Polaków, jak i Ukraińców, wybiórczo i intencjonalnie. Na przykład często zapominamy, że naród to XIX-wieczna koncepcja. Jest taka scena w filmie Konopielka, w której delegat z powiatu pyta mieszkańca wsi Taplary kim jest, a on przedstawia się jako „tutejszy, z bagna”. To lata pięćdziesiąte. Sądzę, że w latach czterdziestych na Wołyniu świadomość narodowa nie była szczególnie lepiej rozwinięta.

Pomysł na Swarkę powstał, kiedy w Polsce i w Ukrainie słuchałam o tamtych wydarzeniach dokładnie takich samych narracji i próbowałam zrozumieć, dlaczego tak jest.

GAC Wierzysz w sprawczość teatru?

SZYNGIERA To jest trudne pytanie. Lwy… widziało ponad trzy tysiące widzów – to dużo, ale prawie połowa na festiwalach. Po spektaklu było kilka publikacji, sporo recenzji, pojawiły się publiczne dyskusje w różnych mediach. Wierzę, że w takim wypadku teatr ma moc sprawczą. Jednocześnie jest bardzo elitarny oraz elitarystyczny i niewiele da się z tym zrobić. Teatry w mniejszych ośrodkach mogłyby bardziej odważnie wyjść do ludzi ze swoją ofertą spektakli poruszających inne tematy niż miłość, zdrada i inscenizacje lektur szkolnych. Odnoszę wrażenie, że często traktują takie przedstawienia jako produkty festiwalowe, niewymagające promocji na miejscu.

GAC Sprawczość ma różne wymiary. W Uchodźczyniach z warszawskiego Teatru Powszechnego jedna z bohaterek mówi o Waszej pomocy w znalezieniu mieszkania.

SZYNGIERA Najpierw razem z Mileną Czarnik i Leylą Elsanovą jeździłyśmy do Ośrodka dla Cudzoziemców na Targówku. Chciałyśmy prowadzić tam zajęcia teatralne, ale panie powiedziały, że chcą aerobik. Uznałyśmy, że nie będziemy ich do niczego zmuszać, skoro z przyjemnością możemy sobie razem raz w tygodniu poćwiczyć. Spotkałyśmy się tam z osobami o konkretnych potrzebach, którym często nie ma kto pomóc i które zaczęły nam opowiadać o swoich problemach. Ta praca to było wspólne życie przez trzy miesiące: pisanie scenariusza, gotowanie mant, rozmowy o dzieciach, szukanie mieszkania dla Luny. Dosyć często padało pytanie, czy to jeszcze jest teatr. Dla mnie Uchodźczynie są spektaklem, a szukanie mieszkania dla Luny jest elementem pracy w teatrze, ale wiem, że nie wszyscy tak to postrzegają i nawet nie wszystkie aktorki, z którymi pracowałam, tak o tym myślą.

GAC Czym dla Ciebie jest teatr?

SZYNGIERA Przestrzenią, w której mogę wypowiadać się publicznie, bawiąc się fikcją i realnością. Manipulować tymi rzeczywistościami, tak by w zderzeniu tworzyły intensywniejszy komunikat. Prowokować. Teatr jest dla mnie ciągłym eksperymentem na sobie i na rzeczywistości dookoła mnie. Jest też wspólnotą w jakiejś sprawie, na jakiś temat, czego efektem jest spektakl. W moim odczuciu rolą reżyserki teatralnej jest umiejętne przeprowadzenie grupy ludzi przez jakąś sprawę. Dużo zależy od energii tej grupy, od tego jak ludzie ze sobą funkcjonują, jak przechodzą kryzysy. Koncept artystyczny rodzi się gdzieś pomiędzy. Wszyscy jesteśmy profesjonalistami, mamy też swoje intuicje i teatr się z tego tworzy. Natomiast jeśli poważnie zaburzy się energia grupy, to wtedy nie jest możliwe kontynuowanie pracy.

GAC Jaka jest różnica między przeprowadzeniem przez temat zawodowego aktora a amatora?

SZYNGIERA W pracy z uchodźczyniami tematami były one – ich historie i teraźniejszość w Polsce. Osoby z tak trudnymi doświadczeniami, wciąż będące w niestabilnej sytuacji życiowej, na co dzień otoczone często nieprzychylną rzeczywistością, w naturalny sposób mają trudność z koncentracją i racjonalizowaniem swoich reakcji. Profesjonalni aktorzy nauczeni są przekładania emocji, myśli i poglądów na działanie teatralne. Natomiast ktoś, kto nie jest zaznajomiony z tą formą pracy, przynosi swój emocjonalny kołtun, z którego trzeba wyciągnąć treść – budulec dla performansu scenicznego.

GAC Co więcej Uchodźczynie to przykład pracy z osobami, które są nie tylko spoza teatru, ale czasami również z innego kręgu kulturowego. Jak to wpłynęło na efekt końcowy Waszej pracy?

SZYNGIERA Uchodźczynie ocenzurowały kilka scen i zawiesiły szmatę na antycznej rzeźbie przedstawiającej nagą kobietę. Zgodziłyśmy się na to, bo zaprosiłyśmy je do współpracy i były naszymi gościniami. Głównym celem tego projektu było oddanie im głosu w przestrzeni publicznej, by mogły powiedzieć Polakom to, co chcą. Zależało mi, by miały wolność.

GAC
Jak się czujesz z tą ingerencją?

SZYNGIERA Do tej pory mam mieszane uczucia. Z jednej strony rozumiem, że taka jest kultura, w której żyją i miałyby ogromny problem, jeśliby się zgodziły na nasze propozycje. Z drugiej strony trudno było oddać przestrzeń. Oczywiście to nie było groźne. Miałyśmy do czynienia z wykształconymi, inteligentnymi i mądrymi kobietami, które miały świadomość tego, co się dzieje. Po prostu pilnowały, żeby po tym przedsięwzięciu nie zostać wykluczonymi ze swoich społeczności. Trudno z tym lękiem dyskutować, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę, że przyjechały tu niedawno i są zdane na siebie. Absolutnie to rozumiem, empatyzuję z nimi. Zastanawiam się tylko, gdzie jest ta granica: kiedy jesteśmy po prostu otwarci i tolerancyjni, a kiedy to, że pozwalamy innej kulturze stawiać warunki, staje się niebezpieczne, jak w prowokacyjnej powieści Uległość Michela Houellebecqa.

GAC Jako reżyserka mogłaś z tym walczyć.

SZYNGIERA Oczywiście pojawia się pokusa użycia władzy, ale staram się jej nie ulegać. Inaczej rozumiem moją rolę jako reżyserki. Otwieram sytuację pracy twórczej grupy ludzi. Prowadzę ją na poziomie organizacji i przebiegu całego procesu, pilnuję komunikatywności, sensów… Oczywiście mam swoje zdanie i pomysły – pracuję nad tematem dłużej, wchodzę w niego zazwyczaj głębiej – ale to wspólny proces i bardzo staram się nie forsować założenia, że ja wiem lepiej.

Zapraszam do współpracy innych ludzi i jestem ciekawa ich odrębności. Moje zadanie polega na tym, żeby dać im z danym tematem pracować, a potem zrobić porządek z rozrzuconym materiałem – złożyć spektakl. Nie wyobrażam sobie, że przychodzę do teatru, rozdaję zadania i egzekwuję efekt. Oczywiście w skrajnych sytuacjach muszę zareagować.

GAC Jakie to sytuacje?

SZYNGIERA Przy powstawaniu Lwów… było wiele lęków, i aktorów, i dyrekcji. W pewnym momencie pracy wytworzyło się silne napięcie pomiędzy ukraińską aktorką Oksaną Czerkaszyną a polską częścią zespołu. Pojawiły się pytania i wątpliwości: czy to jest spektakl proukraiński, czy propolski? Dlaczego zajmujemy się Banderą, a nie polskimi nacjonalistami? Miałam świadomość, co robię, zapraszając do polskiego zespołu ukraińską aktorkę i dając jej prowokacyjnie rolę Prawdziwej Ukrainki. Nie spodziewałam się jednak, że konflikt będzie tak intensywny. Do ostatniego momentu starałam się, by ta sytuacja między aktorami rozwijała się swoim naturalnym biegiem. Co z tego, że ja zaingeruję, jeśli oni tego nie załatwią między sobą? Z tego konfliktu powstał potem spektakl, ale złożyłam go dopiero na pierwszej próbie generalnej. Premiera odbyła się w nie najlepszej atmosferze. Potem zaczęło się to przepracowywać i teraz jest super. Pomógł oczywiście sukces, ale też duża samoświadomość wszystkich aktorów, którzy mimo silnych emocji zachowywali profesjonalizm w każdej sytuacji.

GAC Czy adresowane do Ciebie pytania, co to znaczy zagrać Prawdziwą Ukrainkę, które rzuca ze sceny Oksana Czerkaszyna, są echem tego sporu?

SZYNGIERA Pomysł zaproszenia ukraińskiej aktorki do roli Prawdziwej Ukrainki to była oczywiście prowokacja. Co to znaczy? To samo co prawdziwa Polka? Czyli co? To powtarzające się pytanie było pytaniem o sens spektaklu: kto to jest prawdziwy Polak, prawdziwy Ukrainiec, w końcu: co jest tworzywem tożsamości narodowej?

GAC Jak ważny jest dla Ciebie nacjonalizm?

SZYNGIERA Miałam osiemnaście lat, gdy w Polsce prowadzono spis powszechny. To był pierwszy dokument państwowy, jaki wypełniłam jako dorosła osoba. Moja mama definiuje się jako Kaszubka, a rodzina mojego taty pochodzi z granicy polsko-ukraińskiej i jest – jak to się potocznie mówi – „mieszana”. Nie wiedziałam, co mam zaznaczyć i zaznaczyłam „inne”. Teraz myślę, że jestem Polką, bo wychowałam się w tym kraju, w tej kulturze, w tym języku, na tych samych dobranockach, mam polski paszport. Wychowując się w domu, gdzie przynależność narodowa nie była oczywista, nie rozumiałam, czym jest nacjonalizm i o co chodzi w takiej radykalnej koncepcji patriotyzmu. Nadal tego nie rozumiem. To sztuczny, stworzony dosyć niedawno konstrukt, który w moim odczuciu służy jedynie podziałom i sianiu nienawiści. Założenie, że Polacy mają większe niż inni prawo żyć w tym kraju, jest absurdalne.

GAC Dotykasz tego tematu w swoich spektaklach po to, by więcej zrozumieć?

SZYNGIERA Tak, korzystam z różnych strategii, jednak zawsze są one zakorzenione w badaniu rzeczywistości. Teraz zamierzam zrobić spektakl w Kijowie, który będzie bazował na moim doświadczeniu mieszkania na Trojeszczinie – dawniej pięknym, dziś zaniedbanym osiedlu o złej sławie. Chciałabym zrobić prowokacyjny spektakl-eksperyment o polskim postkolonializmie. Zamierzam przeprowadzić się do najgorszej dzielnicy w mieście i mówić Ukraińcom, że ich bieda jest fajna. Oczywiście trochę żartuję – to jest bardziej złożone. Uderza mnie, że bardzo często spotykam się ze strony Ukraińców, także wykształconych i życzliwych mi ludzi, z zarzutami postkolonialnego zachowania – mojego bądź innych Polaków. Na początku byłam tym bardzo przejęta. Bardzo się starałam, żeby nikogo nie obrazić. W pewnym momencie zrozumiałam, że te mechanizmy tworzą się z dwóch stron i nie tylko ja je generuję. Polski postkolonializm wobec Ukrainy wytwarzają również sami Ukraińcy, cały czas stawiając się w takiej pozycji. Chciałabym to zbadać – wykonać bardzo postkolonialny gest i zobaczyć, jak to pracuje z tą społecznością, jak możemy wyzwolić się z postkolonialnego impasu.

GAC W podejmowaniu takich tematów ważną rolę odgrywa miejsce ich prezentacji. Jak kwestie polsko-ukraińskie rezonowały w bydgoskiej Swarce, a jak w rzeszowskich Lwach…?

SZYNGIERA W Rzeszowie ten temat jest wciąż żywy z powodu bliskości granicy, choć nie tak jak w Przemyślu. Nie zdarzyło się jednak, żeby na scenie o Banderze ktoś nie wyszedł, często był to poważny exodus z trzaskaniem drzwiami.

GAC A może to skutek egzorcyzmu, który odgrywa w tej scenie Dagny Cipora?

SZYNGIERA Nie będę zdradzać, jak to interpretuję (śmiech). W Bydgoszczy też spotykaliśmy się z głosami oburzenia, ale było ich mniej niż w Rzeszowie. Na spotkaniu z publicznością po Swarce, na które byli zaproszeni także Wołyniacy, rzucili się na nas dziennikarze. W pewnym momencie wstał pan, który przeżył tamte wydarzenia, stracił wtedy prawie całą rodzinę, i zaczął mówić, że dziś rozumie stronę ukraińską. Bronił Ukraińców przed młodymi polskimi dziennikarzami. To pokazuje, jak trauma Wołynia została zapożyczona przez polską narrację tożsamościową i politykę historyczną. To ten sam mechanizm, który pojawił się w związku z obchodami rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, kiedy to powstańcy sprzeciwili się używaniu tych wydarzeń w nacjonalistycznej propagandzie. Tak samo jest z Wołyniem – jeśli ktoś ze świadków jeszcze żyje i może zabrać publicznie głos, to często się temu sprzeciwia.

GAC Doświadczenie debaty o polskim nacjonalizmie, która odbyła się w Rzeszowie, przeniosłaś do swojego koszalińskiego spektaklu Pożar w Reichstagu.

SZYNGIERA W Koszalinie spotkaliśmy się z opiniami, że to jest problem Rzeszowa i ich to nie dotyczy. Równocześnie w momencie, gdy tam pracowaliśmy, odbył się gigantyczny marsz nacjonalistów przeciwko uchodźcom. Z kolei zupełnie inne doświadczenie mieliśmy będąc ze Lwami… na szczecińskim Kontrapunkcie, gdzie dostaliśmy Grand Prix publiczności. Ludzie mówili, że sytuacja życia na granicy polsko-niemieckiej pomaga zrozumieć zawiłość relacji polsko-ukraińskich.

GAC W jaki sposób polskiego widza dotyczą losy muzułmanów mieszkających we Francji i Belgii, którym przyjrzałaś się w przedstawieniu Bóg w dom?

SZYNGIERA To był spektakl o polskiej islamofobii, która po swojemu interpretuje wydarzenia w tych krajach.

GAC Chciałaś to zweryfikować?

SZYNGIERA Pomysł na spektakl pojawił się po zamachach w Paryżu w 2015 roku, kiedy obserwowałam znaczącą różnicę w sposobie przedstawiania tych tragicznych wydarzeń w telewizjach francuskiej i polskiej. Tam mówiono dużo delikatniej o całej sytuacji, uważano, by nie stygmatyzować całej społeczności muzułmańskiej. W Polsce od razu pojawiły się radykalne interpretacje i nagonka na muzułmanów – a było to jeszcze przed złotą erą w TVP. To było wręcz komiczne, bo naprawdę nie jesteśmy głównym celem terrorystów, a wybuchła jakaś histeria, ludzie chodzili przerażeni, mówili, że lepiej nie wsiadać do metra… (śmiech). To nieprawdopodobne, jak jesteśmy w Polsce egocentryczni. Właśnie poprzez absurdalną, rozdmuchaną i skandalicznie stygmatyzującą muzułmanów narrację pomyśleliśmy przewrotnie z Mirkiem [Mirosławem Wlekłym – przyp. autor], że pojedziemy poszukać tych „terrorystów” w Paryżu i Brukseli.

GAC Znaleźliście ich?

SZYNGIERA To się nie zmieściło w spektaklu, ale w Saint-Denis – dzielnicy Paryża, o której w Polsce słyszeliśmy najgorsze rzeczy, co oczywiście na miejscu okazało się mocno przesadzone – siedzieliśmy z czwórką chłopaków z tamtejszego półświatka, którzy paląc haszysz mówili nam, że popierają Państwo Islamskie. Tłumaczyli, że Europa ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją toczą wojnę na terytorium muzułmanów, zabierają im surowce materialne, wtrącają się w systemy władzy, sprawdzają swoje strategie wojenne i zamieniają ten obszar w pole bitwy dla lepszego świata. Nasi rozmówcy stracili bliskich wskutek tej wojny. Ich sprzeciw wobec tej sytuacji był ogromny i skutkował poparciem dla Państwa Islamskiego, które mówiło: muzułmanie muszą się zjednoczyć i bronić swojego terytorium. Nie ma w tym nic dziwnego i ich postawa była dla nas zrozumiała. Naprawdę trzeba mieć bardzo dużą samoświadomość, żeby w takiej sytuacji zrozumieć, że zamachy to nie jest jedyna i najlepsza forma wyrażania sprzeciwu. Oni mówili: w Europie zginie sto osób i jest wielka afera, a wy zabijacie u nas tylu ludzi codziennie i nie mówicie o tym nic. W muzułmańskich dzielnicach Paryża i Brukseli, w których byliśmy, jest ogromna grupa ludzi, którzy pracują z radykalizmem. Oni też mówili, że Europa cały czas robi wszystko, aby muzułmanie się radykalizowali – prowadząc wojny, traktując ich jak obywateli drugiej kategorii. Radykalizm nie jest cechą religii tylko reakcją na jakąś sytuację życiową, emocje.

W opowieściach uchodźczyń, z którymi pracowaliśmy, każda historia była inna. Są określane jako „uchodźczynie” tylko dlatego, że musiały opuścić swoje kraje i trafiły do Polski. Ich sytuacje są tak różne, że niemal nie mają nic wspólnego.

GAC Czy w pracy nad Uchodźczyniami i Bóg w dom udało się odnaleźć prawdę, której nie sposób znaleźć, zajmując się tematami z przeszłości?

SZYNGIERA Nie ma czegoś takiego jak uniwersalna prawda. Z Brukseli i Paryża przywieźliśmy masę historii, które nam opowiedziano. Czy to jest prawda? Gdybyśmy zapytali innych ludzi, opowiedzieliby inne historie. Raczej chodzi o spotkanie, które powie coś o fragmencie rzeczywistości. Na przykład o tym, kim są uchodźczynie – jaka jest ich historia, jak wygląda ich życie? Bez względu na to, czy jesteśmy za, czy przeciw przyjmowaniu uchodźców, często zwyczajnie nie wiemy, kim oni są.

GAC Ale potem to Ty układasz historie w spektakl.

SZYNGIERA To jest mój sposób myślenia, a nawet częściej moja strategia opowiadania historii. Zawsze sobie wyobrażam jedną osobę, której chcę coś powiedzieć, i układam spektakl jak list. To jest moja strategia rozmowy, ale to nie jest prawda. Na tym polega teatr, że nie wiadomo, co jest prawdą, a co fikcją. Czasami fikcja jest bardziej skuteczna niż prawda i ma swoje bardziej realne konsekwencje.
Po jednym ze spektakli Lwów… zaczepił nas reporter PAP-u, który powiedział, że był pod muzeum we Lwowie, gdzie rozgrywa się jedna ze scen z Ministrem i że ta sytuacja wyglądała dokładnie tak jak w naszym spektaklu. Byłam w szoku, bo reżyserując tę scenę miałam poczucie, że jest ona absolutnie przerysowana.

GAC Wybierając tę osobę, chcesz ją przekonać do swojej prawdy?

SZYNGIERA Nie. Chcę rozmawiać. Trudno jest kogokolwiek do czegokolwiek przekonać.

GAC W przypadku teatru, który oddaje głos świadkom historii, trudno uciec od tematu prawdy.

SZYNGIERA To jedna z kategorii, które sprawiają mi problem. Podobnie jak miłość, szacunek – wszystkie wielkie hasła, których często używamy, żeby manipulować. Teatr jest po to, aby te kategorie rozbijać. Pokazywać alternatywne sposoby myślenia i strategie działania w rożnych przestrzeniach. Wskazywać, że rzeczywistość jest szersza niż utarte schematy. To bywa problematyczne zarówno w prawicowej, jak i lewicowej narracji. Jednym z moich marzeń teatralnych jest zrobienie spektaklu o polskiej radykalnej prawicy, opartego na rozmowach z jej przedstawicielami. Zaproponowałam to kilku teatrom i wszyscy odpowiedzieli, że nie ma takiej opcji.

GAC Co Cię konkretnie interesuje?

SZYNGIERA Robiąc Lwów nie oddamy spotkaliśmy się w Rzeszowie z Młodzieżą Wszechpolską. Rozmowa była podobna w strukturze do tej, którą odbyliśmy we Francji z radykalnymi muzułmanami. W moim odczuciu ich nacjonalistyczne, prawicowe przekonania są radykalne. Równocześnie rozumiem chłopaka, który jest młodszy ode mnie, pochodzi z małej miejscowości na Podkarpaciu i opowiada, że jego rodzice harowali, żeby zarobić na utrzymanie, a jednocześnie w telewizji oglądał – jak on to nazywa – propagandę sukcesu PO. Słyszał, że w Polsce jest wspaniale, podczas gdy jego rodzina niemalże nie miała z czego żyć. Uważam, że to dla nas – lewicy – szalenie interesujące. Jeśli chcemy zrozumieć, co dzieje się teraz w kraju, w którym żyjemy, musimy próbować odtworzyć procesy, które do tego doprowadziły.

GAC We wszystkich spektaklach, o których rozmawiamy, da się zauważyć wyraźny reporterski rys. Zawsze korzystasz z tej metody?

SZYNGIERA Nie zawsze, ale taki sposób pracy najbardziej mnie interesuje. Przyjmuję różne strategie przyglądania się rzeczywistości i nie zawsze jest to jednoznacznie reporterskie podejście.

GAC Posługując się reportażem, szukasz języka, czy faktu?

SZYNGIERA Nie interesują mnie fakty. Zdecydowanie interesuje mnie język, sposób zachowania ludzi w różnych sytuacjach, to jak prowadzą rozmowę, jak budują swoje narracje. Obserwacja rzeczywistości pod tym kątem jest dla mnie kluczowa.

 

 

 

PRZEPRASZAMY

W numerze 10/2019 „Teatru” na stronach 20–24 omyłkowo opublikowaliśmy niewłaściwą wersję rozmowy Dominika Gaca z Katarzyną Szyngierą. Za pomyłkę serdecznie przepraszamy oboje rozmówców. Właściwą wersję rozmowy można przeczytać powyżej.

teatrolog i krytyk teatralny. Publikował w „Teatrze”, „Ruchu Literackim”, „Gazecie Magnetofonowej”, „dwutygodniku” i „Akcencie”, stały współpracownik portalu „teatralny.pl”. Zajmuje się muzyką alternatywną.