11/2019
Marek Kochan

Jarmark perski: Blob

 

Stoi na peronie kolejki Warszawa Śródmieście. Jest parę minut po ósmej, poniedziałek. Ma więcej niż trzydzieści, a mniej niż sześćdziesiąt lat. Wygląda jak urzędnik średniego szczebla. Jest ubrany w płaszcz, marynarkę, koszulę, spodnie oczywiście, pantofle. Prawdopodobnie także w bieliznę. Na ramieniu ma czarną torbę z komputerem.

Jedzie do biurowca w Mordorze, na ulicę Suwak. Z centrum najszybciej można się tam dostać kolejką. Wysiada się na stacji Służewiec, ostatniej przed Lotniskiem Chopina.

Na peronie pełno ludzi, którzy idą do wyjścia, przyjechali z Grodziska albo z innego podobnego miejsca. Wyjdą na powierzchnię i wsiądą zaraz do pociągów albo do tramwajów, albo pójdą pieszo do jakichś biur, biurowców.

Na peronie są sklepiki, w których można kupić tanią chińską odzież, kaloryczne bułki z lukrem, słodycze, względnie napoje gazowane. Nic nie wabi, nic nie kusi. Niedługo przyjedzie pociąg na Lotnisko Chopina.

Ale oto na ten sam peron wjeżdża inny pociąg Kolei Mazowieckich. Prawie pusty. Przyjechał ze wschodu, z jakiegoś Tłuszcza czy Wołomina. Większość ludzi wysiadła na poprzedniej stacji. A on jedzie dalej, nie wiadomo po co. Jedzie na zachód, do Milanówka, Grodziska, do Brwinowa, do Błonia może. Do Żyrardowa.

Drzwi otwierają się kusząco, zapraszają. W środku tyle wolnych miejsc.

Wsiąść, pojechać gdzieś tam, do Brwinowa albo do Żyrardowa, myśli. Dzień taki piękny, nie spędzać go w biurowcu, tylko włóczyć się po mazowieckich polach i miasteczkach. Udawać, że się jest kimś innym, że się ma inne życie. Mieć je. Być kimkolwiek, zatrudnić się w urzędzie gminy albo jako pomocnik w zakładzie fryzjerskim. Zapomnieć o tym, co jest, żyć jakimś zupełnie innym życiem, gdzieś indziej.

Przez dobrą chwilę rozważa taką możliwość. Wsiadać, nie wsiadać? A co z tamtym? Powinien być o dziewiątej. Będą czekali. Mało czasu na decyzję. Nagle drzwi zamykają się, kolejka odjeżdża. Odprowadza ją wzrokiem, aż czerwone światła znikają w tunelu.

Niedługo potem przyjeżdża jego pociąg. Wsiada, kasuje bilet.

Na stacji Służewiec jest kwadrans przed ósmą. Stoi na peronie, nie idzie w stronę biurowca przy ulicy Suwak, który czai się tuż obok, za wiaduktem.

Studiuje rozkład jazdy. Stąd też można gdzieś pojechać. Nawet dalej. Radom, Lesiów, Bartodzieje, Wola Bierwiecka, Kruszyna, Dobieszyn, Augustów, Grabów nad Pilicą. Warka! I jeszcze dalej: Gośniewice, Michalczew, Krężel, Chynów, Sułkowice, Czachówek Południowy. Nigdzie nie był. Może w Radomiu kilka razy, w Warce raz czy drugi przejazdem. A jak te nazwy brzmią, jak wabią. Czachówek Południowy – to jak Machu Picchu! Ciekawe, jak tam jest? A to w sumie niedaleko. Przed południem by był na miejscu.

Jeszcze można zdezerterować, uciec. Nie stawić się w budynku przy ulicy Suwak, na dziewiątym piętrze. Waha się, jak Nike w wierszu Herberta. Albo raczej jest jak ów młodzieniec z tego wiersza – „niedługo zginie, właśnie szala z jego losem gwałtownie opada ku ziemi”.

Wraca po południu w stronę centrum. Kolejką oczywiście. Czyta w telefonie wiadomości na portalach. Piszą o blobie, który mieszka w zoo w Paryżu.

Blob ma siedemset dwadzieścia płci. Porusza się, choć nie ma nóg ani skrzydeł. Po przecięciu na pół regeneruje się w dwie minuty. Potrafi wykryć pożywienie i je przetrawić, choć nie ma żołądka, ust ani oczu. Nie ma mózgu, a jest w stanie się uczyć. Komunikuje się: jeśli napotka innego bloba, może przekazać mu swoją wiedzę. Nie jest rośliną, nie jest też zwierzęciem, choć zachowuje się jak zwierzę. Nie wiadomo, czym jest. Jest jedną z zagadek natury.

Tak, być blobem – to jest coś! Opleść świat sobą i zdusić go w uścisku. Zablobować!

Wyobraża sobie, że jest blobem i udziela wywiadu w telewizji. Jak to jest, mieć siedemset dwadzieścia płci? Ach, to skomplikowane, pani redaktor, mam wiele opcji, a ponadto mogę je zmieniać szybko, choćby teraz, w trakcie rozmowy. Na przykład na początku miałem płeć numer 705, potem płynnie przeszedłem do płci numer 140, a w tej chwili na przykład mam płeć numer 647. Jestem najbardziej prześladowany na świecie. My bloby nie mieścimy się w ramach społeczeństwa, naturalnie w jego obecnej formie. Trzeba zmienić wszystko, począwszy od formularzy paszportowych. Takie zmiany nie muszą być kosztowne. Wystarczy zamiast zmuszać nas do samookreślenia się w ramach określonego zbioru, zostawić puste miejsce na wpisanie konkretnego numeru płci, z którą utożsamiamy się w danym momencie najbardziej.

Wyzwaniem jest edukacja. Ja na przykład chciałbym być nauczycielem. Mógłbym przekazywać wiedzę, my bloby umiemy to robić.

Pyta pani, jak będziemy walczyć o swoje prawa? Będziemy manifestować! Mogą nas nawet pokroić, a my nie ustąpimy. Zresztą, jak pani wie, jesteśmy odporni na przecięcia, regenerujemy się w ciągu dwóch minut.

Teraz niech pani redaktor wybaczy, ale właśnie wykryłem pożywienie, muszę coś zjeść. Nie jestem zwierzęciem, ale gdy jestem głodny, czasem zachowuję się jak zwierzę. Niech pani nie robi takiej miny! Widzę to, choć nie mam oczu. Nie trzeba mieć oczu, żeby widzieć. Ja czuję. Tak samo, jak można nie mieć mózgu, ale myśleć. I mówić, nie mając ust. Trawić bez żołądka.

Nie ma wyjścia, trzeba przyjąć nowe. Musicie się nauczyć tolerancji wobec nas, blobów, porzucić ten żałosny, archaiczny antropocentryzm. Dziękuję pani za rozmowę.

pisarz, profesor Uniwersytetu SWPS. Autor powieści (m.in. Fakir z Ipi, 2013), zbioru opowiadań (Ballada o dobrym dresiarzu, 2005) oraz wielu dramatów realizowanych w Teatrze Telewizji i Teatrze Polskiego Radia m.in. HolyfoodRioReduty).