5/2020
Obrazek ilustrujący tekst Jestem emocjonalną podglądaczką

fot. archiwum prywatne

Jestem emocjonalną podglądaczką

Fokus na... Monikę Siarę.

 

Pisze o historiach, „których poznać nie chcemy”, parafrazując podtytuł jednego z jej dramatów. Nie boi się tematów trudnych – często osadza je w nietypowej dramaturgicznej ramie. Swoje teksty nicuje ironią o szczególnym zabarwieniu, ale ten zabieg pozwala jeszcze silniej wybrzmieć dramatom i obsesjom postaci. „Powiedz mi, proszę, przyszedłeś tu, żeby na cudze cierpienia sobie popatrzeć? A wiesz, że od tych historii nie ma ucieczki? Już nie ma odwrotu, jeśli ich dzisiaj nie posłuchasz i zaczniesz sobie uszy w trakcie zatykać, to wszystko dopadnie cię w nocy, kiedy radio w twoim pokoju włączy się niechcący i zacznie nadawać audycję, po której uwierzysz, że to działo się naprawdę” – pisze w monologu otwierającym jej najnowszą sztukę Miss o zapachu dymu, która znalazła się w półfinale tegorocznej Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej. Monika Siara opowiada Agacie Tomasiewicz, co ukształtowało ją jako dramatopisarkę, jak dojrzewają jej inspiracje i co wyróżnia kobiecy głos w środowisku piszących dla teatru.

 

CO BYŁO…

Parę słów o inspiracjach
Ja po prostu kocham słuchać historii i naprawdę mam obsesję na tym punkcie. Pochłaniam te wszystkie prawdziwe przeżycia i one zawsze po jakimś czasie zaczynają we mnie powoli kiełkować. Kiełkują, a ja chłonę coraz więcej i więcej, aż w końcu decyduję się na dany temat. I wtedy zaczyna się taki czas, kiedy całkowicie oddaję się wybranej historii – podróżuję, szukam ludzi, odwiedzam miejsca, robię jak najdokładniejszy research. Oczywiście do tego dochodzą „podsysacze ognia”, czyli poezja, literatura, malarstwo, historia, podsłuchiwanie rozmów w tramwajach i autobusach.

Dlaczego teatr?

Miłość do opowiadania historii i fantazjowania zaczęła się już w przedszkolu. Często opowiadałam dzieciom zmyślone bajki w trakcie leżakowania, a panie przedszkolanki je nagrywały. I tak jakoś zostało. Potem doszła miłość do literatury odziedziczona po babci, która w opowiadaniu historii była niesamowita. Nawet wtedy, kiedy jej umysł powoli odpływał z powodu choroby, snuła jeszcze bardziej fantastyczne historie, które ja starałam się zapisywać. Były też zajęcia aktorskie i wokalne, szkoła baletowa, szkoła muzyczna i oczywiście nieudane egzaminy na kierunek aktorski. Teatr był dla mnie oczywistym wyborem.

Punkt zwrotny w Twojej twórczości

Poznanie Agaty Dąbek, obecnie kierowniczki literackiej Narodowego Starego Teatru. Dzięki niej trafiłam do cudownego projektu, który realizowała w trakcie swojej pracy w Łaźni Nowej. Agata naprawdę zna się na tym, co robi, pozwala znaleźć w sobie jakiś niesamowity potencjał, o którym wcześniej sama nie miałam pojęcia. Projekt „Nowa Huta – moja miłość” był niesamowitym czasem, kiedy nad każdym wybranym adeptem dramatopisarskim (było nas pięć kobiet) czuwał jeden z czołowych polskich dramatopisarzy. Ja miałam szczęście być w teamie z Mateuszem Pakułą, który nauczył mnie ogromnej cierpliwości w trakcie pisania i pokazał siłę inspiracji.


Twoje przeszłe projekty

Sporo za mną różnych warsztatów teatralnych, była „Nowa Huta – moja miłość” i tekst SFINKS ROOMS, Centrum Dramatu Najnowszego (Teatr im. Juliusza Słowackiego) i widok z mojego balkonu, warsztaty Festiwalu Nowe Epifanie (organizowane wraz z Teatrem Dramatycznym w Warszawie) i Uczynki godne łez, projekt „Nasz głos” (Narodowy Stary Teatr) i Miss o zapachu dymu.

Powrót syna pedofila, wybory miss dla ocalonych z Holokaustu, tragiczne losy Marii Wisnowskiej… Czy pisanie o „historiach, od których uciec nie możesz” coś w Tobie zmieniło?

Praca nad takimi tematami wymaga znajomości własnych emocji. Te zasłyszane, przeczytane, podglądane historie trzeba przefiltrować przez siebie, nazwać na nowo. Wtedy pojawia się mieszanka ekscytacji połączona ze strachem, obawą, czy ktoś poza mną znajdzie w tych historiach to, co porusza wszystkie nasze struny.

 

…JEST…

Twoje obecne projekty
Teraz mierzę się z pewną okropną, ale niezwykle fascynującą polską sprawą kryminalną, która miała miejsce kilkadziesiąt lat temu, jednak ciągle nie wiem, jaką wybrać formę literacką, być może będzie to coś dla mnie nowego.

Największa obawa

Nie można się bać, trzeba zawsze mieć alternatywne rozwiązania.

Największa przeszkoda

Ja sama.


Największa motywacja

Ja sama i historie, które we mnie siedzą.

Trzy słowa, które opisują Twoją twórczość

Prawda, abstrakcja, emocje.

W Twoich utworach pojawia się figura podglądacza/podglądaczki. Kim jest dla Ciebie dramatopisarz, czy ma w sobie coś z voyeura?

Dramatopisarz musi potrafić oddać prawdziwe emocje, nikt z nas nie jest w stanie przecież przeżyć wszystkiego. Musimy się tych emocji naoglądać, nasłuchać, czasami musimy je nawet wykraść, aby pozwolić im żyć w naszych tekstach. Jestem emocjonalną podglądaczką, notorycznie analizuję ludzkie zachowania, obserwuję ludzi na ulicy, w kolejkach do kasy, czasami zapisuję ich słowa, zapamiętuję ich sposób mówienia. Dramatopisarz musi być mistrzem w przeszukiwaniu życia, ludzkich historii. Musimy ciągle szukać, bo od tej potrzeby już uwolnić się nie da.

 

…BĘDZIE

Projekt, który chciałabyś wcielić w życie

Teraz myślę o napisaniu czegoś dłuższego, zdecydowanie dłuższego.

Największe marzenie

Premiera teatralna, byłaby to pierwsza.

Co będzie dalej?

Chciałabym wiedzieć, ale niestety od dramatopisarzy (szczególnie tych młodych) nie zależy zbyt wiele.

Gdyby nie teatr, to…?
Myślę, że pewnie odnalazłabym się w innej formie literackiej, ale gdyby nie pisanie, to nie wiem… Może wino, sporo o nim wiem, rozróżniam szczepy po zapachu, jeżdżę do moich ukochanych Włoch na targi wina, które potem sprowadzam do Polski, nie sama oczywiście.


Bierzesz udział w warsztatach dramatopisarskich. Żyjemy w niepewnych czasach, w których warto się zrzeszać. Jak wyobrażasz sobie – jako kobieta, dramatopisarka – swoją przyszłość? Czy zamierzasz nawiązać stałą współpracę z innym twórcą?

Kobiety dramatopisarki mają w sobie ogromną odwagę, aby opisywać świat, który jest przepełniony agresywną męską siłą, umiejętność przepuszczania jej przez naszą łagodność i intuicję jest naszą siłą. W zasadzie od zawsze współpracuję z jedną osobą – Ewą Małecki. I po prostu jest mi z tym, a w zasadzie z nią, tak dobrze, że nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Uważam, że podstawą udanej współpracy jest porozumienie dusz, którego wytłumaczyć niestety nie potrafię, tak samo jak tego, dlaczego zaczęłam pisać. Po prostu.

krytyczka teatralna, redaktorka „Teatru” w latach 2019-2024.