6/2020
Obrazek ilustrujący tekst Dotrzeć do widza

fot. Grzegorz Gołębiowski

Dotrzeć do widza

Fokus na... Wojciecha Marcinkowskiego.

 

Nie od początku wiedział, że chce zostać aktorem, ale zawsze pracował z ciałem. Świadomie pogłębia repertuar środków artystycznego wyrazu, dzięki czemu stworzył przekonujące role w Nowym Teatrze im. Witkacego w Słupsku. A to dopiero początek jego artystycznej drogi. Wojciech Marcinkowski opowiada Agacie Tomasiewicz, do jakiego miejsca zawiodła go ta ścieżka.

 

CO BYŁO…

Parę słów o inspiracjach i ludziach na Twojej drodze

Na początku największy wpływ mieli na mnie moi trenerzy tańca towarzyskiego, który sportowo uprawiałem przez osiem lat – aż do matury. Bolesław Bara, Rafał Piecyk, Anna Bocian i Paweł Sobieszek. Przez taniec zaniedbywałem naukę, za to w klubie tanecznym stawałem się człowiekiem zdyscyplinowanym, zaangażowanym, skupionym. Trening był wydarzeniem uroczystym, a słowo trenera święte. Robiłem rozgrzewkę, stawałem z partnerką w trzymaniu, robiliśmy pierwszy krok w rytm muzyki i zapominałem o bożym świecie na dwie godziny. Obowiązki szkolne wypełniałem pobieżnie, rzadko odrabiałem prace domowe. Korzystałem z wiedzy, którą zapamiętałem na lekcjach. Nie mam pojęcia, jak skończyłem jedno z lepszych liceów w Lublinie. Podczas studiów teatralnych największy wpływ wywarły na mnie zajęcia ze scen z Eweliną Paszke-Lowitzsch (opiekunką mojego roku), Elżbietą Czaplińską-Mrozek, Grzegorzem Wojdonem, Krzysztofem Draczem, wiersz z Jolantą Zalewską i mój ulubiony przedmiot – piosenka z Wojciechem Kościelniakiem. Cudowną przygodą był też dyplom – Wesele z Moniką Strzępką. W Teatrze Polskim we Wrocławiu uwielbiałem oglądać Kingę Preis i Bartosza Porczyka. Moją inspiracją są również Danuta Stenka i Małgorzata Hajewska-Krzysztofik.

Dlaczego teatr?

Zaczęło się bardzo niepozornie. Uczennica szkoły, w której wtedy pracowała moja mama, zaprosiła ją na przedstawienie młodzieżowego Teatru Panopticum przy MDK „Pod Akacją” w Lublinie. Do tej pory prowadzi go cudowny Mieczysław Wojtas (dla członków teatru i wtajemniczonych „Szef”). Mama wróciła zachwycona. Podsunęła pomysł, że może też bym poszedł na zajęcia i zobaczył, jak to wygląda. Poszedłem i wsiąkłem. Od tej pory biegałem na zajęcia co tydzień. Przyglądałem się etiudom starszych kolegów, słuchałem ich rad. Później zaczęły się spektakle z udziałem publiczności. Zrozumiałem, że jest to rodzaj ekspresji, w której czuję się o wiele bardziej autentycznie. Stopniowo zmieniałem swoje nastawienie. Zauważyłem, że definiuję siebie wyłącznie poprzez taniec i w ten sposób bardzo zawężam swoje doświadczenie. Przejście przez życie tanecznym krokiem wydawało mi się coraz mniej interesującym pomysłem. Kontynuowanie kariery tanecznej wiązałoby się z porzuceniem dalszej edukacji, wyjazdem za granicę. Kiedy skończyłbym karierę – mógłbym tylko szkolić kolejnych tancerzy. Zadałem sobie pytanie: czy to jest faktycznie to, czego chcę? Fascynowało mnie poszukiwanie prawdy, na którym opiera się teatr. Zacząłem myśleć poważnie o przygotowaniach do egzaminów na Wydział Aktorski. W klasie maturalnej poszedłem na casting do Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie, do spektaklu Widnokrąg w reżyserii Bogdana Toszy. I udało się – zadebiutowałem malusieńką rólką gimnazjalisty na prawdziwej scenie. Przez kolejne trzy lata szturmowałem drzwi wszystkich szkół teatralnych w Polsce i zostałem studentem AST we Wrocławiu.

Punkt zwrotny w Twojej twórczości

Punktem zwrotnym było zaproszenie mnie przez Dominika Nowaka – dyrektora Nowego Teatru im. Witkacego w Słupsku – do udziału w spektaklu Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku w reżyserii Pawła Świątka. Strasznie się bałem – to miała być moja pierwsza poważna realizacja w repertuarowym teatrze, do tego główna rola. Spotkanie z Pawłem rozwiało moje wątpliwości. Świetnie uruchamiał wyobraźnię, pokazywał interesujące rozwiązania warsztatowe, o których nie słyszałem. Uczył nieznanego mi wtedy podejścia do obecności aktora na scenie i kreowania postaci. Było ciężko, ale czułem, że jestem w dobrych rękach. Z tego, czego się wtedy nauczyłem, korzystam w mojej pracy do dzisiaj. Później Dominik Nowak zaproponował mi etat. Z radością przeprowadziłem się do Słupska i już od ponad dwóch lat pracuję w Nowym Teatrze. To mój dom – w przenośni i dosłownie.

Zagrałeś Bassania w Kupcu weneckim w reżyserii Szymona Kaczmarka. Spektakl słupskiego Nowego Teatru został nagrodzony m.in. Złotym Yorickiem za sezon 2018/2019, sam też zostałeś doceniony jako aktor. Można zaryzykować stwierdzenie, że tą rolą przebiłeś się do świadomości przeciętnego teatromana. A czy Ty myślisz o niej jako o przełomie?

Złotego Yoricka odbieram jako ogromny sukces naszego teatru i szansę na jego dalszy rozwój, również jako potwierdzenie, że ścieżka artystyczna, którą wybrał nasz dyrektor, jest trafna. Trudno mi powiedzieć, czy przebiłem się do świadomości widzów, czy też nie. Wiem natomiast, że na pewno przebił się do niej nasz teatr! Do tej pory na informację o tym, że pracuję w Nowym w Słupsku, ludzie pytali: „To tam jest teatr?”. To na pewno się zmieniło. Co do mnie – jeśli to moje „przebicie się” ma oznaczać, że po obejrzeniu spektaklu przez widza coś zostało w jego pamięci, jakieś żywe wspomnienie, wypowiedziane zdanie, obraz, gest – to faktycznie mogę to traktować jako sukces.

 

…JEST…

Twoje obecne projekty

Rozpoczęliśmy pracę nad interaktywnym spektaklem Stolp. Dzień kobiet Olgi Żukowicz, w reżyserii Julii Mark. Później kończymy spektakl, do którego próby przerwał nam koronawirus, mowa o Wzorze na pole trójkąta autorstwa Michała Zdunika – reżyserem jest Janek Hussakowski. Następnie, na otwarcie nowego budynku teatru, planujemy przygotować premierę Szewców Stanisława Witkiewicza – tutaj po raz trzeci w mojej karierze spotkam się z Pawłem Świątkiem. Już nie mogę się doczekać!

Największa obawa

Boję się, że przyjdzie mi umrzeć w jeszcze mniej tolerancyjnym i jeszcze bardziej zawistnym kraju, niż to wygląda obecnie. Odkąd świadomie obserwuję rzeczywistość, pod tymi względami sytuacja w Polsce ulega ciągłemu pogorszeniu.

Największa przeszkoda

To są zawsze przeszkody, które sam sobie tworzę, a potem muszę stawiać im czoła. Bez sensu, kompletna strata energii. Do tego nie lubię etapu prób, kiedy trzeba uczyć się tekstu na pamięć. To chyba jeszcze opór z czasów szkolnych. Wszyscy partnerzy na scenie już dawno wykuci, a ja dalej dukam. Zawsze najem się wstydu. Ale jest coraz lepiej.

Największa motywacja

To przeżywanie takich chwil, kiedy schodzę ze sceny i czuję, że jestem syty. Dobre przebiegi spektaklu są dla mnie największą nagrodą. Wiem, że nie tylko ja jestem za nie odpowiedzialny, ale przed każdym przebiegiem nastawiam antenę i staram się dostroić do tej częstotliwości. Dlatego uwielbiam grać na festiwalach.

Trzy słowa, które opisują Twoją twórczość

Ciśnie mi się na usta wyświechtane „wyraźnie, głośno i do przodu”. Chyba że spektakl jest grany na małej scenie albo aktorzy grają w mikroportach. Wtedy można prawdziwie, intymnie i cicho. Studenci w szkołach również mają tego typu rady w głębokim poważaniu. Też miałem. Jeśli ktoś uważa to za głupie – niech sobie uważa. Najważniejsze jest dotrzeć do widza – to w jego głowie powstaje sens. Nie znoszę, kiedy oglądam spektakl i nie rozumiem albo nie słyszę, co mówi aktor. Nawet jeśli widownia liczy czterysta miejsc – ostatni rząd też zapłacił za bilet. Oczywiście, z tej odległości widz wszystkiego nie zobaczy, ale odebrać intencję i usłyszeć komunikat musi!

Nie da się nie zauważyć, że wyróżnia Cię szczególna cielesna ekspresja. W jaki sposób pracujesz z tą energią?

W szkole teatralnej zrozumiałem, że muszę na nowo nawiązać relację z moim ciałem. Pozbyć się tanecznych manier. Przestać chodzić jak tancerz, nie estetyzować gestów. Ciągnęło mnie do nadmiernej ekspresji i niepotrzebnej emfazy. Najtrudniejsze było pamiętanie o tym, żeby trochę się zgarbić. Lata pracowałem nad nawykiem utrzymywania prostej postawy, a przecież nie mogło być tak, że każda grana przeze mnie postać ma kręgosłup prosty jak struna! Myślę, że moja aktualna ekspresja wynika z całego mojego dotychczasowego doświadczenia. Dzięki konieczności rugowania starych nawyków bardzo polubiłem pracę z ciałem polegającą na zyskiwaniu coraz większej świadomości. Uprawiałem jogę, sporo medytuję, korzystam z różnych technik pozwalających uwolnić nagromadzone w ciele napięcia, zablokowane emocje. Chodzę na siłownię, biegam. Dobra kondycja bardzo przydaje się na scenie.

 

…BĘDZIE

Projekt, który chciałbyś wcielić w życie

Chciałbym kiedyś jeszcze spróbować moich sił w filmie i pracy przed kamerą.

Największe marzenie

Finał Przeglądu Piosenki Aktorskiej.

Co będzie dalej?

Mam nadzieję, że rychły koniec pandemii i szybki powrót do grania spektakli w normalnych warunkach.

Gdyby nie teatr, to…?

Byłbym psychoterapeutą.

krytyczka teatralna, redaktorka „Teatru” w latach 2019-2024.