7-8/2020
Obrazek ilustrujący tekst Zaklinam rzeczywistość

fot. Bartłomiej Kiełbowicz

Zaklinam rzeczywistość

Fokus na... Liwię Bargieł.

 

Od zawsze była zafascynowana tańcem. Ukończyła londyńskie Konserwatorium Muzyki i Tańca Trinity Laban i od tego czasu ciągle się rozwija, tworząc projekty solowe oraz wchodząc we współpracę z artystami z kraju i ze świata. Pracuje również jako choreografka w wielu polskich teatrach (jest autorką ruchu scenicznego m.in. do Wiedźmina Wojciecha Kościelniaka i Tragedii Jana Waldemara Raźniaka). Liwia Bargieł opowiada Agacie Tomasiewicz o swojej artystycznej drodze.

 

CO BYŁO...

Dlaczego taniec?

Taniec fascynował mnie od dziecka. Podziwiałam piękne linie baletnic, wczuwałam się w niewerbalne historie na scenie. W dzieciństwie często słuchałam muzyki klasycznej. Mieliśmy w domu adapter na płyty winylowe, mama włączała mi koncerty symfoniczne, a ja wirowałam w pokoju w rytm muzyki. Później zaczęłam trenować gimnastykę, marzyła mi się kariera sportowa. Te marzenia nigdy się nie spełniły, zaczęłam nieco za późno i nie miałam już szans na sport wyczynowy. Pozostała mi miłość do treningu, do szlifowania swoich umiejętności. Odnalazłam się w tańcu współczesnym. Poczułam, że daje mi on szerokie pole eksploracji artystycznych, jak również duże spektrum rozwoju ruchu i techniki.
Punkt zwrotny w Twojej twórczości.

Bardzo cenię sobie dialog w pracy, wspólne dyskusje, podczas których formułują się koncepcje. To właśnie spotkania z paroma wspaniałymi artystami okazały się punktami zwrotnymi w mojej twórczości. Pia Meuthen nauczyła mnie słuchać swoich emocji, pracować z mapą wspomnień, Martin Sonderkamp obudził we mnie improwizatorkę, Marta Jarnuszkiewicz pchnęła mnie w kierunku minimalizmu i syntezy. Te trzy osoby bardzo konkretnie wpłynęły na mój rozwój jako artystki.

Twoje przeszłe projekty

Było ich wiele. Projekty solowe, autorskie, jak również ciekawe fuzje i współprace. Myślę, że dla mnie jako wykonawcy znaczącym był udział w spektaklach Guilherme Botelho Sideways Rain oraz Uli Sickle Wolne Gesty. Oba spektakle wymagały dużej wytrzymałości od performera, choć w zupełnie inny sposób, w innej amplitudzie. Sideways Rain to dzieło niesamowicie fizyczne, wymagające świetnej kondycji i zwinności, natomiast Wolne Gesty to kilkugodzinny performans powtarzany codziennie przez trzy tygodnie. Chodziło o umiejętność utrzymania skupienia i świeżości wykonania każdego dnia.

Z moich autorskich dzieł ważnymi dla mojego rozwoju artystycznego były: Szron/Frost – spektakl w konwencji kolażu, zabierający widza w podróż po sennej, krzywej krainie absurdu inspirowanej baśniami Andersena; Body Bank – przedstawienie ciała jako plastycznego obiektu, który w zależności od położenia, wzroku widza, a w końcu bycia wobec samego siebie zmienia swoje role i przestrzenie (skala makro – dynamiczna bryła w przestrzeni, skala obiektywna – ciało jako przestrzeń i zbiór powiązanych ze sobą komponentów, skala mikro – to, czego nie widać); oraz Treatise – instalacja na chór, tancerkę i dyrygentkę, performatywna interpretacja graficznej partytury Corneliusa Cardew, którą zrealizowałam na zamówienie festiwalu „Warszawska Jesień” razem z Lilianną Krych. Od lat pracuję również w teatrach dramatycznych jako choreografka.

Skończyłaś prestiżowe Konserwatorium Muzyki i Tańca Trinity Laban w Londynie. Jak tam trafiłaś?

W momencie, gdy szłam na studia, w Polsce nie było jeszcze wydziałów tańca współczesnego, więc żeby kształcić się w tym kierunku, musiałam wyjechać za granicę. Wybrałam szkołę w Londynie, ponieważ uważałam ją za ciekawą i odpowiadała moim zainteresowaniom. Rozważałam jeszcze szkoły w Holandii, jednakże zdecydowałam, że chcę studiować w kraju, którego język znam i będę się czuć swobodnie w życiu codziennym. Trinity Laban dało mi paletę narzędzi zawodowych. Jestem zadowolona z czasu, który tam spędziłam. Szkoła to tylko etap, przedsionek życia zawodowego. Jestem wdzięczna za ludzi, których tam spotkałam i nauczycieli, którzy pomogli mi szlifować warsztat. Uważam jednak, że artystycznie kształtuje dopiero ten czas po szkole i praca zawodowa. Wtedy otwiera się pole eksperymentowania ze swoimi narzędziami.


Razem z grupą architektów i projektantów zrealizowałaś performans Glow w ramach Modular Light Cloud. Intensywna obecność performera łączy się w nim z wyrafinowaną technologią.

Tak, to była bardzo ciekawa współpraca. Brałam udział w procesie projektowania instalacji złożonej z czujników dźwiękowych i żarówek LED. Inspirujące było obserwować architektów przy pracy, ich kreatywność. Ja stworzyłam abstrakcyjny koncept, oni sprawili, że moja wizja stała się możliwa i funkcjonalna.

 

...JEST...

Twoje obecne projekty

W swojej pracy artystycznej przywiązuję dużą wagę do procesu, w wyniku którego formuje się dzieło. Analizuję interesujący mnie temat od strony konceptualnej, zbieram wiedzę formalną i wybieram kilka najważniejszych aspektów, które są punktami wyjścia do pracy nad ruchem. Mogą one mieć różnoraki charakter, od zagadnień mechanicznych, po bodźce emocjonalne i psychosomatyczne. Choreografie powstają w wyniku obserwacji, poszukuję spójnych, oryginalnych języków ruchowych. Każdy proces zaczynam od improwizacji, w kolejnym etapie projektuję partytury lub układam kompozycje. Obecnie moje zainteresowania dotyczą aspektu komunikacji niewerbalnej. Ostatnim moim dziełem jest spektakl Body Bank.

Największa obawa

Szczerze mówiąc, wolę patrzeć na pozytywne i motywujące aspekty. Jestem z natury marzycielką, snuję wyobrażenia i zaklinam rzeczywistość, aby się spełniały.

Największa przeszkoda

Myślę, że największą przeszkodą bądź zmorą jest ubieganie się o fundusze na realizację swoich dzieł. Nie jest to proste, zajmuje dużo czasu.

Największa motywacja

Ciekawość otaczającego mnie świata, możliwości ekspresyjnych mojego ciała, współpracy z innymi artystami.

Trzy słowa, które opisują Twoją twórczość

Abstrakcja, fizyczność, synteza.

 

...BĘDZIE

Projekt, który chciałabyś wcielić w życie

Ostatnio zainteresował mnie temat miłości. Myślę o sile instynktów, cyrkulacji energii oraz fizycznych reakcji i motywacji, które drzemią w każdej żywej istocie. Pragnę spojrzeć na zjawisko miłości z filozoficznej i uniwersalnej perspektywy. Chcę przeanalizować, co leży u podłoża impulsów, jakie motywacje przyciągają nas do wybranych osób. Co to znaczy być razem, gdzie leży granica indywiduum? Na ile instynktownie oddziałujemy na siebie, jak bardzo chemia naszego ciała wpływa na nasze zachowanie i wybory? Skupiając się na obserwacji reakcji sensorycznych wywołanych uczuciami empatii, pożądania, zakochania, chciałabym sformułować abstrakcyjny, esencjonalny obraz tego jednego z najpotężniejszych uczuć obecnych we wszechświecie.

Największe marzenie

Chciałabym mieć swój zespół.

Co będzie dalej?

Czekają mnie kolejne współprace i premiery jesienią 2020 roku. Obecnie jestem w trakcie prób z Maciejem Kuźmińskim i Šeiko Dance Company do spektaklu I, którego premiera odbędzie się we wrześniu w Kłajpedzie. Na jesień planowany jest również wernisaż wystawy Marty Jarnuszkiewicz Tachypnoe, której jestem częścią. Pracuję także z Bartłomiejem Kiełbowiczem nad wystawą Sublimacje dla Galerii Białej w Lublinie. Bronię doktorat na Akademii Teatralnej w Warszawie. Mam nadzieję, że szybko wrócimy do swobody i będziemy mogli dalej tworzyć.
Gdyby nie taniec, to…?

Mogłabym uczyć jogi lub prowadzić kawiarnię. Nie wiem, mówiąc szczerze, nigdy nie zakładałam „planu B”. Zawsze pociągał mnie taniec.
Jesteś również pedagogiem w warszawskiej Akademii Teatralnej, reżyserowałaś spektakle z cyklu „Projekt Zero” z udziałem tamtejszych studentów. Czy łatwo przyszło Ci przekazywanie wiedzy i umiejętności innym?

Staram się wnikliwie obserwować grupy, które uczę i szukać odpowiedniej nici porozumienia. To, na czym mi zawsze zależy, to poczucie bezpieczeństwa na sali, nieskrępowania w ruchu, bo tylko wtedy jesteśmy w stanie przekraczać swoje bariery. Uczenie to wymiana energii między nauczycielem a grupą. Bardzo często otrzymuję od swoich studentów dużo pozytywnych wibracji, dzięki temu ta praca jest fascynująca i wciąż mam chęć poszukiwać nowych zagadnień w ruchu, żeby podsycać w uczniach ciekawość do eksploracji swoich możliwości motorycznych. Cykl „Projekt Zero” był cudownym doświadczeniem. Miałam szczęście współpracować z grupą młodych, bardzo zdolnych artystów. Ich entuzjazm i radość z tworzenia spektakli były czymś bezcennym. Również zaufanie, jakim mnie obdarzyli w kwestii reżyserii. Myślę, że oba spektakle, Iluminacje i Witzelsucht, były dla nas niezwykle twórczym doświadczeniem.

 

krytyczka teatralna, redaktorka „Teatru” w latach 2019-2024.