10/2020
Artur Pałyga

Nienapisane

 

Nie śpię i mam pomysły. Głównie na początki. Mnóstwo początków. Chcę spać, więc nie chce mi się ciągnąć dalej i wkładać wysiłku w konsekwencję, w postaci, w konstrukcję itd. Po prostu płyną początki i znikają we mgle.

Początek pierwszy. Niebieski eliksir.

Naukowiec, który jest w opozycji do obecnej władzy i tego, co się wyprawia, wymyśla niebieski eliksir. Po jego wypiciu człowiek zaczyna widzieć, że liberalne zmiany społeczne są OK. Brzydzi się konserwatyzmem, trzęsie go i robi się siny od samego zapachu nacjonalizmu. Dostrzega obłudę Rydzyka i z coraz większym trudem, w miarę spożywania eliksiru, toleruje instytucje kościelne. Jest całym sercem za sprowadzaniem uchodźców, wszystkich, którzy chcą, i za jak najszerzej pojętym równouprawnieniem wszystkich mniejszości seksualnych. Krótko mówiąc, cały pakiet w jednej ampułce. Jakże potrzebny lek w dzisiejszych czasach!

Sztuka jest prowadzona poważnie, realistycznie, fabularnie, bez żadnej ironii. Całkiem serio. Naukowiec wtajemnicza kolejne osoby, skutecznie zbierając środki na uruchomienie produkcji niebieskiego eliksiru. Oczywiście tajnie. Jesteśmy po jego stronie. Jesteśmy z nim. Widzimy – powinny pojawić się takie sceny – autentyczne zło i bardzo realne zagrożenie, dotkliwe, bolesne, prosto z otaczającej nas rzeczywistości.

Naukowiec opracowuje metodę dożylnego wprowadzania eliksiru. Z namierzoną osobą należy się spotkać, bądź przynajmniej otrzeć się o nią i szybciutko wbić igłę. Jeżeli zrobi się to zręcznie, to jak ukłucie komara. Grupa, z którą sympatyzujemy, tworzy bojówki dobra. Na pierwszy ogień idą wyrzuceni z fejsbuka znajomi. Ekipa specjalna ma dotrzeć do tych medialnych, wpływowych, rządzących. Widzimy przygotowania. Jesteśmy świadkami debaty, czy to etyczne, czy to na pewno mniejsze zło, wyrażania intelektualnych wątpliwości, borykania się z dylematami. I w końcu idą. Docierają, każdy do swojego celu, z niebieską ampułką w kieszeni, ostatnią nadzieją. Tu się urywa.

I zaczyna się początek drugi. Dobry ksiądz.

Ostry wstęp. Ksiądz wygłasza kazanie, w którym mówi, że Bóg zburzy ten Kościół i w trzy dni postawi nowy. Wywraca stoły z wiadomymi broszurami. Mówi porywająco i przekonująco, że cała ta ustrojona w falbanki hierarchia, która nie umie i nie chce przeciwstawić się złu, to obraza boska, i że przygotowano dla nich specjalny zakątek w najgorętszej części piekła. Ludzie oczywiście idą za nim. Na takiego księdza czekali! Jest entuzjazm i są łzy. Kiedy w kościele gromadzą się tłumy, biskup chce to załatwić, jak zwykle. Ale dołączają się inni dobrzy księża, którzy mają dosyć. Następuje konfrontacja. Na odsiecz zmierzają bojówki narodowo-tradycyjne oraz politycy. Część wiernych się łamie. Rodziny przełamane na pół, matka popiera dobrych księży, ojciec dotychczasowych. Telewizja prywatna – dobrych, telewizja publiczna – dotychczasowych. Ten główny dobry ksiądz ma wizje. Waha się, wątpi, nie wie, czy przypadkiem nie rozbija własnej wspólnoty, czy nie niszczy. Rozmawia z matką. Potajemnie wymyka się na rozmowę z biskupem pomocniczym. Jeszcze bardziej się waha. Kompletnie nie wie, co robić. Słyszy śpiew popierających go tłumów, i mszę odprawianą przez dobrych księży, z gitarami, z radosną muzyką. A on nie wie. Coraz bardziej nie wie. Kiedy się modli, i w chwili słabości wypomina Bogu, że ten go opuścił, nadchodzi wieść, że jedzie posłaniec od papieża. Tu się urywa.

Zaczyna się początek trzeci. Totalna dekoncentracja.

Przez długi czas kompletnie nie wiadomo, o co chodzi. Strzępy, fragmenty zbyt gwałtownie urwane, żeby cokolwiek znaczyły. Mało zabawne wtręty. Pojedyncze zdania. Scrollowanie. Zapping. Przełącz, przewiń. Świat jakiejś przyszłości, może nieodległej, może odległej, nie wiadomo. Powoli się coś wyjaśnia, ale mętnie. Świat dekoncentracji totalnej. Ludzie funkcjonują od fragmentu do fragmentu, będąc w wielu rzeczach naraz. Nikt nie ogarnia nie tyle nawet całości dnia, co nawet jednej minuty. Nikt nie ogarnia swojej osobistej sytuacji dalej niż na odległość czasową jednej minuty od zaspokojenia potrzeb fizjologicznych. Oczywiście ktoś musi tym wszystkim zarządzać i w końcu to pokazujemy. Beznamiętnie. Bez oceniania. Bez cienia krytyki. Bez ironii. Zarządzający to fachowcy. Scena z nimi przypomina scenę startu lub lądowania statku kosmicznego. Beznamiętne komendy, potwierdzenia, obserwacje, wnioski. Padają liczby, nazwy, pojawia się problem. Nie jest to świat bezproblemowy. Choć nikt nie ogarnia, co się dzieje, i nikt nie jest w stanie skupić się dłużej niż przez minutę, a i to jest wyczyn, globalnym problemem staje się bezsenność. Nie pomagają już żadne sztuczne środki. Bezsenność staje się wspólnym tematem przez tę minutę utrzymywania uwagi. I to spędza też sen z powiek zarządzającym. Sen staje się dobrem luksusowym. Tu się urywa.

Zaczyna się początek czwarty, który jest zmodyfikowanym pierwszym połączonym z trzecim. Efektem ubocznym niebieskiego eliksiru jest bezsenność. Ludzie, którym wstrzyknięto niebieski lek, zaczynają funkcjonować jak mrówki, czyli zasypiać co kilka minut na parę sekund, nie przerywając wykonywanych czynności. I na to wchodzi dobry ksiądz.

dramatopisarz, dziennikarz, dramaturg w Teatrze Śląskim w Katowicach. Autor m.in. Żyda Nieskończonej historii; nagrodzony Gdyńską Nagrodą Dramaturgiczną za W środku słońca gromadzi się popiół (2013).