10/2020

Co zrobić, kiedy nie wiadomo, co robić?

Jakim doświadczeniem może być improwizacja? W kontekście lipcowych warsztatów „Święto improwizacji” w Studiu Oddaj Ciężar szczególnie istotne okazało się, by pytanie to zadać osobom niezajmującym się na co dzień tańcem czy choreografią.

Obrazek ilustrujący tekst Co zrobić, kiedy nie wiadomo, co robić?

fot. Nawojka Gurczyńska

 

Tytułowe pytanie nie jest pozbawione sensu, przeciwnie, improwizacja jako praktyka ruchowa, choć niezwykle różnorodna, zazwyczaj polega właśnie na działaniu mimo niewiedzy, a w zasadzie dzięki niej. Być może właśnie wybrzmiewająca w opisie praktyki abstrakcyjność – lub poczucie, że przeznaczona jest wyłącznie dla profesjonalistów – stanowi podstawową przyczynę jej niszowości. Niesłusznie – improwizacja jest niezwykle konkretna, zakorzeniona w aktualnej, materialnej rzeczywistości, w cielesnej obecności i w wytwarzających się na bieżąco relacjach. Co więcej, jest praktyką niezwykle pragmatyczną, niewymagającą dużego doświadczenia ruchowego, którą na różne sposoby wykorzystać można w życiu codziennym. Mam wrażenie, że to jedna z najciekawszych lekcji, jaką mogły wyciągnąć uczestniczki „Święta improwizacji”, trzydniowego warsztatu w praktyce prezentującego rozmaite metody i techniki improwizacji ruchowej, który odbył się między 24 a 26 lipca w Studiu Oddaj Ciężar w Warszawie.

Do wspólnego improwizowania organizatorzy zaprosili doświadczone praktyczki – Annę Nowicką, Iwonę Olszowską, Karolinę Kroczak, Agatę Wiedro, Kalinę Duwadzińską, Anetę Jankowską, Kayę Kołodziejczyk, Monikę Szpunar i Aleksandrę Krajewską – które w niezwykle demokratyczny sposób podzieliły się swoją wiedzą i doświadczeniami. Zamysł organizatorów był o tyle interesujący, że skłaniał do zapoznania się z praktykami mniej i bardziej doświadczonych instruktorek w gronie osób, które na co dzień niekoniecznie zajmują się ruchem. Dzięki temu wspólne doświadczenie improwizowania okazało się twórcze dla obu stron relacji – dających i przyjmujących – i zrelatywizowało sam podział na „strony”.

W ostatnim czasie uczestnictwo w grupowych warsztatach było możliwe jedynie w trybie online, co, nie da się ukryć, pogłębiło potrzebę fizycznego spotkania w trójwymiarowej sali tanecznej. Trwający od piątkowego południa trzydniowy warsztat otworzyła praktyka Iwony Olszowskiej skupiona wokół metody BMC (Body-Mind Centering©), wypracowanej w latach siedemdziesiątych przez Bonnie Bainbridge Cohen. Olszowska w krótkim wstępie naszkicowała przed uczestniczkami podstawowe zasady improwizacji: świadome rozpoczynanie na poziomie „nie wiem”, potrzebę odwagi, która bierze się z ciekawości i nastawienie na szeroko pojęty dialog z otaczającą przestrzenią, ale także napotkanymi w niej ciałami i obiektami. Zajęcia, dzięki wykorzystaniu BMC pozwalającego prostymi, somatycznymi zadaniami wsłuchać się we własny organizm, odkryły przed uczestniczkami niewyczerpywalny potencjał ciała. Zaproponowany przez prowadzącą tryb intuicyjny sprawia, że prosta sytuacja, w której przybywamy do nowego pomieszczenia, nie wiedząc nawet, co się wydarzy, staje się źródłem kreatywnej i dającej przyjemność pracy z ruchem. Jak przypomniała wspólna sesja improwizacji, nigdy nie jesteśmy same w podejmowaniu decyzji: zawsze towarzyszą nam siły przyrody (grawitacja, tarcie) i inspirująca obecność innych ciał. Zmiana optyki i zestrojenie się z otaczającą przestrzenią pozwalają doświadczyć jej jako miejsca pełnego nowych możliwości. Wykorzystanie praktyki BMC uzmysławia także, że proste gesty i działania mogą wpływać na stany emocjonalne. Jak zauważyła Olszowska, w naszych tkankach zakodowane są emocje i wolne od jakichkolwiek zasad improwizowanie ruchowe pozwala docierać do owych afektywnych topografii. Dzięki temu poprzez dającą przyjemność i dzieloną z innymi praktykę możemy uczyć się rozpoznawać stany emocjonalne, a co za tym idzie także samych siebie.

Tego samego dnia odbyły się warsztaty „Ciało wie” z Agatą Wiedro, których tematem przewodnim stał się problem równowagi. Wspólne spotkanie rozpoczęła próba odpowiedzi na pytanie, czym właściwie jest równowaga. Seria prostych, nieinwazyjnych ćwiczeń polegających na naprzemiennym napinaniu i rozluźnianiu kończyn pozwoliła uczestniczkom przygotować ciała i umysły na finalny eksperyment: improwizowanie, w którym miałyśmy stale wytrącać się z równowagi. Zajęcia z Wiedro pozwoliły zarówno przemyśleć temat równowagi na poziomie teoretycznym, jak i doświadczyć go w praktyce. Podczas dyskusji – poprzedzającej praktykę i tej, która nastąpiła po warsztacie – wspólnie odkryłyśmy, że w pewnym sensie każdy ruch ciała polega na uprzednim wytrącaniu się z równowagi. Nawet banalne chodzenie wymaga momentu odpuszczenia kontroli, każda zmiana opiera się na utracie balansu. Z drugiej strony sama równowaga nie jest stanem stałym, uzyskanym raz na zawsze, ale raczej migotliwym chwianiem, splotem drobnych, życiodajnych ruchów.

Podobne refleksje towarzyszyły mi na zupełnie innym warsztacie, który kolejnego dnia zaproponowała Kaya Kołodziejczyk. Enigmatycznie brzmiąca w tytule zajęć „Kolektywna symfonia ruchu” polegała na próbie nieustalonego wcześniej, harmonijnego poruszania się w wieloosobowej grupie. Zadanie było proste: za każdym razem grupa miała podążać za liderką, którą stawała się osoba akurat znajdująca się na przedzie (czyli ta, która nie widziała nikogo przed sobą). Liderka wciąż zmieniała się, w miarę przemieszczania się grupy. Organicznie trwanie kolektywnego ciała polegało zatem na seriach drobnych zmian, a utrzymująca się równowaga na następujących po sobie niemych momentach negocjacji. Bardzo ciekawie było w praktyce doświadczyć, na czym polega organiczna organizacja grupy. Kołodziejczyk zaproponowała sugestywny obraz ławicy ryb czy ptaków i jej organicznego, inteligentnego ruchu. Ważną refleksją jest także myśl, że aby budować kolektywną całość, należy nie tylko bacznie obserwować i wsłuchiwać się w innych, ale także odpuścić indywidualne pragnienia ruchowe. A czasem zdobyć się na odwagę, by tymczasowo przyjąć rolę liderki.

Najwięcej czasu uczestniczki miały okazję spędzić z Anią Nowicką, podczas warsztatów „Praktyka śnienia w improwizacji tanecznej”. W czasie dwóch trzygodzinnych spotkań przygotowywałyśmy się do procedury „otwierania snów©”. Metodę tę Nowicka wykorzystuje w swojej pracy choreograficznej, ale – jak sama podkreślała – jest to praktyka przydatna i możliwa do wykorzystania w rozmaitych sytuacjach. Podstawowe okazało się zrozumienie, że podobnie jak we śnie, w działaniu i improwizacji nie ma podziału na przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, ale wszystko odbywa się tu i teraz. Oprócz improwizowania ćwiczyłyśmy się zatem w mówieniu w czasie teraźniejszym i nazywaniu tego, co robimy i co aktualnie dzieje się wokół nas. Warsztat przybrał wyraźną strukturę: po sesji wolnej improwizacji uczestniczki miały wykonać mapę własnych działań, opowiedzieć o niej partnerce, następnie ponownie odtworzyć ją w przestrzeni, po czym, po naniesieniu nowych elementów na mapę, odkryć logikę własnych działań, stojące u podstaw spontanicznych decyzji motywacje. Ostatnim elementem było wybranie kluczowego pytania, które narodziło się podczas praktyki i nazwanie swojej mapy. Z kolei przedstawiona przez Nowicką praktyka otwierania snów w pewnym sensie przypomina metodę psychoanalityczną, jest jednak bardziej otwarta, sugeruje mniej gotowych rozwiązań i zyskuje silnie ucieleśniony, praktyczny charakter. Drugiego dnia warsztatu, po rozgrzaniu ciał i wyobraźni, przeszłyśmy do otwarcia konkretnego snu. Spośród chętnych osób wybrany został jeden śniący, który opowiedział swój sen z poprzedniej nocy. Następnie uczestniczki zadawały mu pytania służące doprecyzowaniu narracji i takie, które pomogły im wczuć się w cudzy sen. Wspólnie poszukiwałyśmy elementów charakterystycznych czy powtarzających się, a w kolejnej fazie otwierania pytałyśmy, co owe elementy czy ich zwiększona frekwencja oznaczają. W ostatnim etapie, na „poziomie tajemnicy”, próbowałyśmy zrozumieć sens snu. Ucieleśnienie praktyki, uzupełnienie jej o komponent improwizacji ruchowej, pozwalało odczuć, że nasze gesty i ruchy, podobnie jak sny, mówią coś o nas samych, wyrażają nasze pragnienia, potrzeby, lęki.

Zupełnie inną rolę improwizacji pozwoliły odkryć piątkowe „Tany” z Moniką Szpunar. Zaproponowany warsztat opierał się na serii prostych zadań ruchowych – indywidualnych, realizowanych w parach, ale także w całej grupie – które na różne sposoby pozwalały bawić się z ciałem i doświadczać przyjemności płynącej z ruchu. Jednym z zadań było ćwiczenie się w natywnej zdolności mimikry: w duetach naśladowałyśmy ruchy stojącej przed nami partnerki. Działanie to pozwoliło przygotować się do najbardziej charakterystycznego elementu zajęć, czyli „ucieleśniania” różnych technik tanecznych. Wspólnie obejrzałyśmy trzy krótkie klipy (scenę taneczną z filmu Bollywood, nagranie z turnieju tańców latynoskich i hip-hopową walkę freestyle’ową), a następnie omawiając techniki i wyłapując charakterystyczne gesty i ruchy, przygotowywałyśmy się do samodzielnego ich odtańczenia. Okazało się, że mimo kompletnej nieznajomości zasad, dzięki dystansowi do własnego ciała i pewności siebie, każdy może zatańczyć właściwie wszystko, co tylko zechce. I przede wszystkim – czerpać przyjemność z tego rodzaju wysiłku.

Podobnie na niedzielnym warsztacie z Olą Krajewską uczestniczki mogły odkryć, ile radości bierze się ze zmęczenia i że nasze ciała i umysły mają zdecydowanie więcej potencjału ruchowego i energetycznego, niż zdolne jesteśmy przypuszczać. Wspólna sesja improwizacji pomogła także zrozumieć, że bodźce i impulsy do ruchu znajdują się nie tylko w naszym ciele, ale także w otaczającej je przestrzeni – podłodze, sile grawitacji, impulsie bezwładu czy obecności innych inspirujących osób. Zintegrowanie własnej wyobraźni kinestetycznej z zaobserwowaną w świecie mnogością bodźców i impulsów staje się przestrzenią twórczego działania, do tego stopnia, że niemal nie dostrzegamy podjętego w międzyczasie wysiłku i zmęczenia ciała.

Jakim doświadczeniem może być improwizacja? W kontekście warsztatów szczególnie istotne wydawało się, by pytanie to zadać osobom niezajmującym się na co dzień tańcem czy choreografią. Miałam okazję porozmawiać z kilkoma uczestniczkami, które zawodowo zajmują się zupełnie innymi rzeczami, na przykład architekturą, nauką, biznesem czy marketingiem. W wymianach tych – poza kwestiami oczywistymi, czyli możliwością rozwinięcia zdolności ruchowych i kinestetycznych, zaspokojeniem podstawowej chęci „poruszania się” – na pierwszy plan wysunęły się dawane przez improwizację poczucie wolności i rozwijanie kreatywności. Nienakierowany na konkrety cel ruch, poza tym, że jak każda aktywność fizyczna wzmacnia układy kostny i mięśniowy i podnosi poziom endorfin, reorganizuje połączenia nerwowe, rozwija kinestezję, a także wrażliwość percepcyjną i emocjonalną.

Chciałabym równocześnie podkreślić, że improwizacja nie jest aktywnością bezwysiłkową – jej trudność polega na umiejętności przyjmowania rzeczywistości taką, jaka jest, odwadze szukania nowych rozwiązań, akceptacji sytuacji niejasnych czy czerpaniu przyjemności z wysiłku. Improwizując, musimy pozostawać w stanie ciągłej gotowości, odpowiadać na zachodzące w otoczeniu zmiany, a także samodzielnie proponować nowe gesty i rozwiązania. Okazuje się, że oferowana przez tę praktykę wolność, jak każda inna, wymaga odpowiedzialności i odwagi, a także chęci współpracy z innymi. Tego typu praktyka, dzięki wyzwaniom, które przed nami stawia, może pomóc wypracować mechanizmy przydatne w życiu codziennym, nauczyć otwartości na rzeczywistość, zdolności adaptacji, ale także wiary we własną sprawczość. Istotne wydaje się, że wszystkiego tego można doświadczyć poza kategoriami rywalizacji czy przymusu, nie ma bowiem dobrych lub złych sposobów realizowania zadań improwizacyjnych. Lipcowe spotkanie prowokuje myśl, że praktykowanie improwizacji może pozytywnie wpłynąć na bardzo różne osoby, stając się metodą edukacyjną czy wręcz terapeutyczną. Niewątpliwie jest natomiast czymś niezwykle przyjemnym i bez trudu wyobrażam sobie spędzenie w ten sposób wakacyjnego tygodnia, a nie tylko weekendu.

PS Ze względu na bogaty program warsztatów nie opisałam w szczegółach każdego – z dziewięciu autorskich wybrałam te, które najmocniej zapadły mi w pamięć i ciało. Nie znaczy to, że pozostałe były mniej ciekawe, ale raczej, że doświadczenie improwizacji jest jeszcze bardziej różnorodne, niż udało mi się to ująć w tym tekście. Zainteresowane osoby zachęcam do zapoznania się ze wszystkimi prowadzącymi i oferowanymi przez nie warsztatami – naprawdę warto.

Studio Oddaj Ciężar w Warszawie
warsztaty „Święto improwizacji”
24–26 lipca 2020

pracuje niezależnie jako krytyk i przy produkcji wydarzeń artystycznych. Mieszka i studiuje w Wiedniu.