10/2020

„Wspólnota mieszkaniowa”

Po kilkumiesięcznym lockdownie Och-Teatr dość przekornie usadził w szachownicę swoich ubranych w maseczki widzów i dość przekornie zagrał im czeską komedię opowiadającą o ludziach, którzy się… gromadzą.

Obrazek ilustrujący tekst „Wspólnota mieszkaniowa”

fot. Robert Jaworski

Napisana przez Jiříego Havelkę lekkostrawna satyra społeczna (film w jego reżyserii pod tym samym tytułem był w zeszłym roku fetowany na czeskich festiwalach) przetłumaczyła się dość zgrabnie na polskie realia. Akcja spektaklu Krystyny Jandy toczy się podczas zebrania tytułowej wspólnoty mieszkaniowej, spotykającej się na strychu, którego wnętrze na scenie Och-Teatru postawiła scenografka Zuzanna Markiewicz. Początkowe sekwencje rzecz jasna pokazują zupełnie rudymentarne problemy komunikacyjne bohaterów: przez dłuższy czas nie są bowiem w stanie ustalić porządku obrad, z czego na widowni możemy się serdecznie pośmiać. Ale im dalej w te obrady, tym lepiej poznajemy bohaterów, a ich śmieszność momentami robi się nieco straszna. Wychodzą na jaw tzw. problemy społeczne: protekcjonalizm wobec osób z niepełnosprawnościami (w roli Šveca Michał Zieliński), uprzedzenia wobec osób nieheteronormatywnych (Sebastian Perdek jako Nitranský) czy niechęć wobec aparatczyków poprzedniego systemu, a krótko mówiąc: kłopoty z własną historią (w roli emerytowanego esbeka Grzegorz Warchoł). Zaś wszechstronny przedsiębiorca Novák (Cezary Żak), który na każdą potrzebę wspólnoty reaguje wyciągnięciem wizytówki innej swojej firmy, zupełnym przypadkiem świadczącej usługi na omawiany właśnie temat, budzi nie tyle niechęć, co raczej politowanie. Pretekst, żeby dać komuś po głowie, znajdzie się zawsze i wszędzie, każdy na każdego ma jakąś pałkę, ale niewielu myśli o tym, jak to zrobić, by na strychu pomieścił się każdy, i by jeszcze czuł się tu dobrze. I nawet jeśli znajdzie się we wspólnocie ktoś z wystarczającą empatią i chęcią do pracy u podstaw, finalnie nie starcza mu na ten grajdół cierpliwości. Znamy to w Polsce, na pewno znają to i w Czechach. A taka atmosfera społeczna to przecież raj dla demagogów i cwanych złodziei.

W spektaklu Jandy ktoś taki się pojawia: jest nim tajemniczy deweloper z rosyjskim akcentem Čermák (Mirosław Kropielnicki), z początku niezwykle sympatyczny i nienatarczywy. Jednak gdy konflikt eskaluje, podtyka wszystkim cyrografy mające zakończyć ich wspólnotowe problemy. Nie sądzę, by Janda chciała swoich widzów straszyć rosyjską agenturą, ale w finale uderza łatwość i lekkomyślność, z jaką bohaterowie sami godzą się oddawać swoje prawa do decydowania o sobie. Finał ten wybrzmiałby może jeszcze bardziej złowieszczo, gdyby reżyserka nie dokleiła schodzącemu ze sceny Čermákovi znanej skądinąd kwestii „zadanie wykonane”, którą ten cedzi do telefonu komórkowego, do ucha brata. Spektakl Jandy mógłby być mocniejszy: niekoniecznie aluzjami do wojny polsko-polskiej (te naprawdę nasuwają się bez ingerencji w scenariusz), co raczej czysto teatralnie. Jej bohaterowie przez bite półtorej godziny usadzeni są nieruchomo na krzesełkach, wobec czego przedstawienie jest bardzo statyczne. Podczas premierowego pokazu brakowało nieraz dynamiki czy lepszego rytmu, ale nie wątpię, że obsadę spektaklu Jandy – inaczej niż bohaterów sztuki – z pewnością stać na dopracowanie tej wspólnej sprawy.

 

Och-Teatr w Warszawie
Wspólnota mieszkaniowa Jiříego Havelki
tłumaczenie Michał Sieczkowski
reżyseria Krystyna Janda
premiera 16 lipca 2020

 

krytyk teatralny, w redakcji „Teatru” od 2012 roku.